Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2012 na stronie nr. 68.

Tekst i zdjęcia: Konrad Drozdowski,

Herbaciany raj


Chińczycy zwykli mówić, że w niebie jest raj, a na ziemi jest Hangzhou. To wyjątkowe miasto, położone nad brzegiem Jeziora Zachodniego, jest dla mieszkańców Państwa Środka miejscem niemal świętym. Przyroda, historia i architektura splatają się tutaj w całość bliską sercu każdego Chińczyka. Poza tym, okoliczne malownicze wzgórza skrywają plantacje najlepszej na świecie zielonej herbaty – Longjing.

Dostępny PDF i AudioBook
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Chińczycy zwykli mówić, że w niebie jest raj, a na ziemi jest Hangzhou.

Hangzhou ma ponad 6 milionów mieszkańców, czyli jak na warunki chińskie jest miastem średniej wielkości. Odległość od Szanghaju to niemal 200 kilometrów, jednak dzięki szybkiej kolei podróż zajmuje zaledwie 50 minut, a w godzinach szczytu pociągi między tymi miastami kursują co kwadrans. Hangzhou stanowi weekendową bazę wypadową dla mieszkańców Szanghaju, dlatego też do wyboru gości są zarówno pięciogwiazdkowe nowoczesne hotele, jak i mniejsze pensjonaty z przystępnymi cenami. Pomimo swojej wielkości miasto zachowało charakter kurortu, z dominującą w okolicach Jeziora Zachodniego niską zabudową w tradycyjnym chińskim stylu.

 

OD ZAPLECZA

Mieszkańcy okolicznych wiosek pracują zazwyczaj na plantacjach herbaty lub w miejscowych hotelach i restauracjach. Ich skromne życie płynie tu znacznie wolniej niż w pobliskiej metropolii.

SHOW NA WEST LAKE

Każdego wieczoru na tafli Jeziora Zachodniego można podziwiać widowisko z udziałem tancerzy i unikatową oprawą świetlną.

CHIŃSKI KLASYK

Choć w oddali widać nowoczesną zabudowę, w okolicach Jeziora Zachodniego zachowano tradycyjny chiński styl.

 

TEATR NA WODZIE

 

Okoliczne wzgórza porastają lasy, pomiędzy którymi znajdują się plantacje zielonej herbaty i przepływają górskie strumienie. Jak tłumaczy nam przewodnik, zamieszkanie tutaj to marzenie bardzo wielu Chińczyków, jednak jego realizacja prosta nie jest – ceny domów na wzgórzach osiągają nawet półtora miliona dolarów. Hangzhou zostało założone 2200 lat temu, w czasie panowania dynastii Qin i było jedną z siedmiu stolic starożytnych Chin oraz ważnym ośrodkiem handlu. Charakter miasta zmieniał się w ciągu burzliwej historii. Dzisiaj słynie między innymi ze znakomitej zielonej herbaty oraz jedwabiu.
Zachwyty odwiedzających zawdzięcza Hangzhou wyjątkowemu położeniu i zachowaniu nienaruszonej od setek lat przyrody. Słynne wierzby pochylające się nad brzegiem Jeziora Zachodniego – umieszczone na rewersie banknotu o nominale 1 juana – są źródłem inspiracji dla wielu chińskich malarzy i poetów. Bujna roślinność przeglądająca się w tafli wody, wyspy skrywające wielowiekowe pagody, rozmaitość kolorów – wszystko to daje niezwykły efekt. Dlatego w każdy weekend Hangzhou zapełnia się gośćmi, a w szczycie sezonu nad jeziorem robi się naprawdę tłoczno. Naszą uwagę zwracają profesjonalne ekipy filmowe uwijające się wśród ubranych na biało par – na kilkusetmetrowym odcinku promenady naliczyliśmy ich kilkanaście. Nie są to jednak nowożeńcy – film przygotowywany jest jeszcze przed ślubem i pokazywany podczas wesela. Napięte terminy najlepszych fotografików i filmowców oraz wrodzona zapobiegliwość Chińczyków powodują, że ślubne sesje organizowane są nawet na rok przed datą zaślubin.
Obowiązkowym elementem wizyty w Hangzhou jest słynne przedstawienie „Impressions of West Lake”. Jest to imponujący spektakl z setkami tancerzy, rozbudowaną choreografią i efektami świetlnymi. Scenę stanowi jezioro. Dzięki platformom ukrytym tuż pod powierzchnią wody, tancerze wydają się unosić na falach. Przedstawienie robi wrażenie – nie tylko ze względu na lokalizację, perfekcyjną synchronizację figur wykonywanych przez dziesiątki tancerzy czy towarzyszącą oprawę muzyczną, ale również niewiarygodną akustykę tafli jeziora.

 

 

AKTYWACJA PO CHIŃSKU

 

W centrum miasta warto odwiedzić tradycyjną ulicę handlową Qinghefang. Dziesiątki małych sklepów z pamiątkami i ubraniami oraz uliczne bary z chińskimi specjałami przyciągają turystów. Skręcamy w jedną z bocznych uliczek, bo zdecydowanie łatwiej trafić tam na coś autentycznego, wyprodukowanego na miejscu, a nie w jednej z fabryk wypuszczających masowo postarzane pamiątki. Zgodnie z radą przewodnika, na Qinghefang nie kupujemy herbaty – bardzo łatwo trafić tu na podróbki za dużo wyższą cenę. Wrażenie robi na nas apteka z wyrobami chińskiej medycyny. Poza typowymi produktami, jak żeń-szeń czy ziołowe napary, znajdziemy tu tak egzotyczne preparaty, jak sproszkowanego skorpiona czy salamandrę.
Przypominamy sobie o konieczności zakupu karty SIM, dzięki której możemy dzwonić po lokalnych stawkach. Ponieważ paszporty zostawiliśmy w hotelowym sejfie, karty nie udaje się kupić w salonie China Mobile. Na szczęście w małym sklepie z elektroniką sprzedawca nie przejmuje się formalnościami i za jedyne 50 juanów dostajemy kartę z napisaną odręcznie instrukcją aktywacji. Kiedy pokazujemy, że nie rozumiemy, pisze jeszcze raz to samo, ale znakami znacznie większymi. Jest to bardzo typowe, bo w Chinach język pisany jest niezależny od dialektu i dlatego powszechnie zrozumiały, w pewnym stopniu nawet dla Koreańczyków i Japończyków. Po dłuższej chwili zastanowienia, zrezygnowany Chińczyk wkłada kartę do swojego telefonu i przeprowadza aktywację za nas. Nie wiemy jeszcze, że sprawdzenie stanu konta będzie równie skomplikowane, co aktywacja…

 

MODŁY SPOWITE DYMEM

W okolicach Hangzhou zachowało się wiele świątyń, do których pielgrzymują wyznawcy buddyzmu. Nabożeństwa rozpoczynają się przed wschodem słońca.

BUDDA W BUSZU

Przez stulecia bujna roślinność skrywała te posągi Buddy wykute w skale. Nikt nie wie, ile figur czeka jeszcze na odkrycie.

JAK UZDROWIĆ CESARZOWĄ

 

Hanghzou to stolica zielonej herbaty Longjing, zwanej również Smoczym Źródłem, dlatego też miasto może pochwalić się wspaniałym muzeum herbaty. Wstęp jest bezpłatny, co w Chinach jest prawdziwą rzadkością. Dodatkowo, goście mogą wziąć udział w ceremonii parzenia herbaty i spróbować naparów przygotowanych przez mistrzynie ceremonii. Wśród eksponatów znajdziemy: próbki kilkuset gatunków herbaty, pierwsze naczynia używane do parzenia, zestawy do przyrządzania napoju, a także prawdziwy unikat – sprasowany krążek herbary Pu-erh o wartości 1,5 mln zł.
Longjing jest nazywana herbatą cesarską, choć nie od razu przypadła do gustu chińskiemu władcy. Legenda głosi, że cesarz Quianlong podczas wizyty na herbacianych polach Hangzhou schował do kieszeni garść liści, o których następnie zapomniał. Po powrocie do pałacu zastał swoją matkę ciężko chorą. Kiedy pochylił się nad jej łożem, zapytała o piękny zapach dobywający się z jego kieszeni. Cesarz kazał przyrządzić napar z liści, które w międzyczasie zdążyły wyschnąć. Okazało się, że herbata miała zbawienny wpływ na zdrowie matki, więc na stałe zagościła na cesarskim stole.
W Hanghzou zachowało się źródło, z którego pochodzi najlepsza woda do przyrządzania Longjing. Czerpiemy ją przy pomocy metalowego wiadra, a następnie udajemy się na degustację do domu jednego z okolicznych plantatorów. Herbata z wczesnego, kwietniowego zbioru, który jest najlepszym miesiącem ze względu na unikalny aromat młodych listków, kosztuje równowartość 4 tysięcy złotych za kilogram. Zarówno zbiór, jak i przygotowywanie są pracochłonne – zbiera się tylko trzy listki z krzaka, z których jeden powinien być zwinięty. Następnie herbata prażona jest przez godzinę w stalowej misie, podgrzanej do temperatury 80 stopni.
Droga do muzeum herbaty prowadzi przez malownicze plantacje, wśród których znajduje się kultowa restauracja Green Tea. Za równowartość 35 zł zjeść tu można posiłek dla trzech osób, popijając miejscowym piwem. Menu jest bardzo obszerne, choć większość nazw, mimo że napisane również po angielsku, nie mówi nam absolutnie nic. Zamówienie składa się poprzez postawienie krzyżyka przy daniu, na które mamy ochotę. Okazuje się, że na cztery zamówione przez nas pozycje, dwie są inne, niż się spodziewaliśmy – przez wyjątkowo drobny druk, zaznaczyliśmy potrawy kolejne na liście. Niespodzianki okazały się jednak strzałem w dziesiątkę – gulasz z dodatkiem grubego makaronu, wykonanego z klejącego ryżu (glutinous rice) oraz chrupiące kawałki wieprzowiny smażonej ze skórką były wyśmienite.

 

 

PAN ŁUKASZ Z POLSKI I UKRYTE POSĄGI

 

W okolicy plantacji herbaty zachował się zabytkowy kompleks świątynny, położony wśród bambusowych lasów. Świątynia buddyjska Lingyin znajduje się na liście dziesięciu najważniejszych tego typu obiektów w Chinach. W czasach największej świetności, kompleks składał się z 9 budynków głównych, 18 pawilonów i domów mieszkalnych oraz kilkudziesięciu pałaców z 1300 pokojami, w których mieszkało ponad 3000 mnichów. Dziś jest to bardzo popularne miejsce wycieczek i każdego dnia odwiedzają je prawdziwe tłumy. Warto też udać się do położonej na wzgórzu świątyni Yongfu, do której krótka wspinaczka nagrodzona zostaje fantastycznym widokiem.
Tuż obok świątyń znajduje się ośrodek Aman Fayun, będący pieczołowicie odrestaurowaną siedemsetletnią chińską wioską. Spacerując kamiennymi uliczkami wśród skromnych, tradycyjnych domów, wydaje się, że czas stanął w miejscu. Tymczasem domki te oferują pokoje o standardzie pięciogwiazdkowego hotelu. Ośrodek nie jest zamknięty, a goście z zewnątrz mogą spacerować alejkami ciągnącymi się wzdłuż górskiego strumienia i wstąpić do jednej z kilku restauracji lub herbaciarni. Okazuje się, że szefem Aman Fayun jest Polak, Pan Łukasz, który od ośmiu lat prowadzi hotele w Chinach. Podczas spaceru po okolicy prezentuje nam odnalezione niedawno posągi Buddy wykute w skałach. Nikt nie wie, ile z nich kryją jeszcze porośnięte gęstą roślinnością wzgórza, do których dostęp utrudniają osypujące się kamienie.
Zachęceni wizytami w świątyniach postanawiamy udać się następnego dnia na poranne nabożeństwo do jednego z pobliskich buddyjskich klasztorów. Okazuje się, że temperatura, która w ciągu dnia przekracza tu jesienią 20°C, nad ranem spada do 2-3°C. Jedziemy odkrytym wózkiem golfowym. Jest dopiero czwarta, wszyscy jeszcze śpią, ale modlitewne bębny słychać dobrze nie tylko w bezpośredniej okolicy świątyni.
Niestety, zaledwie kilka godzin po buddyjskich modłach opuszczamy „herbaciany raj” i wsiadamy do szybkiego pociągu do Szanghaju. Pryska czar starego chińskiego kurortu. Mknąc z prędkością ponad 300 kilometrów na godzinę, z przykrością uświadamiamy sobie, że tradycyjny chiński styl życia, którego z przyjemnością doświadczyliśmy w Hangzhou, odchodzi do przeszłości.