Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2011 na stronie nr. 74.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Rojek, Jacek Siwko,

Pęknięta Wyspa


Jacek Siwko

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

WELCOME TO TRNC

 

 

Gorkem ma 28 lat, mieszka po tureckiej stronie i jest przeciwny obecności tureckich wojsk na wyspie. Jego ojciec pochodzi z Turcji, a matka jest Cypryjką. Poznaliśmy się w Londynie gdzie studiował sztuki piękne na Westminster College.

 

Jest środek listopada 2010 roku, lecę do Larnaki, miasta po stronie cypryjskiej, aby go odwiedzić.
W Polsce początek zimy, a na Cyprze temperatura około 27 stopni. Nastawiam się na szok nie tylko kulturowy, ale i termiczny. Gorkem ma mnie odebrać z lotniska. Wyczytałem w internecie informację na temat niemożności przekraczania granicy po godzinie 17, więc kiedy mój samolot ma dwugodzinne opóźnienie i ląduję w Larnace po 17, wyobrażam sobie najgorsze. Gorkem pewnie siedzi już skuty kajdankami za to, że za długo przebywał po stronie cypryjskiej, a ja będę musiał spędzić noc pod gołym niebem.
Jednak to, że internet nie zawsze jest wiarygodnym źródłem informacji – potwierdza się i tym razem. Mój przyjaciel wydaje się być bardzo zdziwiony, kiedy opowiadam mu o swoich obawach. Po niecałej godzinie docieramy do granicy, na której jedynym problemem dla celników jest decyzja, na której stronie mojego paszportu należy wbić pieczątkę z wizą upoważniającą mnie do 90-dniowego pobytu po tureckiej stronie. Jest to jedyne przejście graniczne w Nikozji, które można przekraczać samochodem, inne – jedynie pieszo.

 

HEJ TAM, NA WYBORY!

Turecka armia jest tu wszechobecna. Na szczęście – ostatnio jej aktywność sprowadza się – chcąc nie chcąc – do ochrony przyrody!

MEMENTO NA TANWI

Ten widok na górskich stokach nie pozwala zapomnieć o teraźniejszości podzielonej wyspy.

 

PRZEKRACZAMY GRANICĘ

 

Na granicy należy opuścić samochód i udać się do okienka celnika siedzącego w plastikowej budce, przypominającej przenośną ubikację. Nie ma miejsca, by zaparkować samochód? No problem. Wszyscy zostawiają swoje samochody na środku drogi. Nikt się nie martwi, że zatrzymuje w ten sposób ruch. Cypryjscy celnicy nawet nie sprawdzają mojego paszport i po minucie jestem już w Tureckiej Republice Północnego Cypru. W państwie uznawanym tylko przez Turcję, gdzie nic nie dzieje się zwyczajnie.
Z lektury książek Ryszarda Kapuścińskiego wiem, że im bardziej skomplikowana i szumnie brzmiąca nazwa, tym bardziej prowizoryczne jest państwo. Kiedy następnego dnia przechodzę granicę w centrum Nikozji, aby zobaczyć, jak wygląda druga strona muru dzielącego to miasto na dwie części – też nikt nie sprawdza mojego paszportu. Wracając, otrzymuję nową pieczątkę, z wizą na kolejne 90 dni. Mój pobyt tu może zatem trwać w nieskończoność.
Jaki jest cel wbijania wizy, jeśli każde opuszczenie granic państwa, nawet na 15 minut, odświeża ważność na następne 90 dni? Po co komu taka biurokracja? Na to pytanie Gorkem ma tylko jedną odpowiedź: „Welcome to TRNC, man!“.
Wszystkie inne paradoksy będzie tłumaczyć w ten sam sposób. Podobne wątpliwości wobec funkcjonowania młodej ojczyzny mają też jego znajomi. Większość z nich studiowała za granicą, na prawach studentów z Unii Europejskiej. Jak to możliwe, skoro TRNC nie jest formalnie częścią Zjednoczonej Europy? No cóż, welcome to TRNC.
Przed podziałem wyspy na dwie części w 1974 roku wszyscy, bez względu na przynależność etniczną, byli obywatelami Republiki Cypru. Formalnie więc każdy Cypryjczyk jest obywatelem Unii. Jedynie ludność turecka przesiedlona na Cypr Północny po 1974 roku – nie ma prawa do ubiegania się o europejski paszport. Studia poza krajem to moda wśród młodzieży z północy. Nie dość, że prawie każdy jest tu artystą, to jeszcze studiował za granicą.

 

 

TU NIKT NIE CHCE BYĆ KELNEREM

 

Jeśli widzisz tu kogoś jadącego na rowerze, to albo to jestem ja, albo jakiś Turek – tak Gorkem zaczyna opowieść o swoim kraju. – W Nikozji każdy jeździ dobrym samochodem, nosi markowe okulary i chce wyglądać tak, jak model z rozkładówki Vogue’a. Tu nikt nie chce być kelnerem, bo każdy ma wyższe wykształcenie, więc gdy widzisz kelnera, to na pewno jest Turkiem.
Niechęć wobec imigrantów z Turcji staje się w Tureckiej Republice Północnego Cypru coraz bardziej powszechna. To ich oskarża się o niszczenie starej części Nikozji i wzrost przestępczości. Każdy tu jednak zdaje sobie doskonale sprawę, że bez taniej siły roboczej, chętnej do wszelkiej pracy, kraj sobie nie poradzi.
Aby zrozumieć, z jakich warstw społecznych wywodzą się współcześni tureccy imigranci, wystarczy wybrać się w okolice Walled City, czyli starego miasta. Dziś w obrębie tej części miasta stoi ściana izolująca od siebie dwie nacje. Pośrodku stacjonują żołnierze ONZ.

 

Z NOSTALGIĄ

Mimochodem można spojrzeć na okienną galerię dawnych bohaterów.

SKLEP ZA ZASŁONKAMI

Tu można kupić alkohol, choć na otwarcie sklepu trzeba poczekać. Na szczęście jest na czym usiąść.

 

IMIGRANCI

 

Łatwo zaobserwować, że warunki, w jakich żyją, są poniżej jakichkolwiek standardów.
Żyją po 12 osób w jednym mieszkaniu, pracują za najniższą stawkę, której nikt inny nie chce. Jak zatem musi być w ich ojczyźnie, skoro godzą się na takie życie z dala od rodziny i przyjaciół? – Gorkem nie rozumie powodów, dla których ludzie są gotowi na takie poświęcenie.
Nieporozumień pomiędzy Turkami a tureckimi Cypryjczykami jest znacznie więcej. Przez pięć wieków izolacji od kontynentalnej ojczyzny oraz pewnej integracji z ludnością grecką – pobratymcy Gorkema stali się autochtonami na wzór afrykanerów z RPA. Niemożność porozumienia się w ramach jednego państwa trafnie opisują słowa jednego ze spotkanych przeze mnie Cypryjczyków: – Tak jak nie można wyhodować truskawek na drzewie cytrynowym, tak samo nie można żyć w zgodzie z ludnością turecką w ramach TRNC.
Przebywając dłużej w tym arcydziwnym kraju zaczyna się dostrzegać pewne niuanse. Choćby język; niby turecki, ale jednak inny. Kiedy Gorkem rozmawia z ojcem, to mam wrażenie, że nie do końca go rozumie. Potem wyjaśni mi, że niezrozumienie wynika z tego, że obaj należą do zupełnie różnych kultur! Nie chodzi też o różnice w dialektach, którymi się posługują, ale o kwestie mentalności. Trudno to wszystko pojąć, lecz taki jest właśnie Cypr Północny, pełen niejasności już na poziomie relacji rodzinnych.

 

 

ARMIA W SŁUŻBIE PRZYRODY

 

Niechęć do Turcji bierze się z jej militarnej obecności na wyspie. Praktycznie w każdej większej miejscowości znajduje się baza wojskowa. Taka ilość wojska nie jest tu niczym uzasadniona. Właściwie strefy wojskowe są… naturalnymi rezerwatami przyrody.
Niestety, poza nimi tereny leżące na północy wyspy to łakomy kąsek dla deweloperów, którzy nie bacząc na piękno przyrody – niszczą ją, budując osiedla mieszkaniowe w najbardziej atrakcyjnych częściach wybrzeża.

 

A DOKĄD IDĄ TE BARANY?

I to jest dobre pytanie.

 

OSWAJANIE PÓŁNOCY

 

Cypr Północny to kraj kontrastów. Bieda miesza się tu z przepychem, nowe kasyna przyciągają brudne pieniądze z Turcji. Gdzieniegdzie widać jeszcze ślady działań wojennych. Dziury po kulach, które daje się łatwo dostrzec na ścianach budynków znajdujących się w pobliżu strefy buforowej, przypominają tamte doświadczenia z przeszłości. W rozmowach z ludźmi starszego pokolenia daje się wyczuć nutę podejrzliwości wobec „tej drugiej strony“.
Konflikt zbrojny przerodził się w ekonomiczny, na szczęście podobieństwa kulturowe nieco go łagodzą. Przykładem porozumienia kulturowego jest OneHeartBeat, projekt powstały z inicjatywy obu stron, dający możliwość wspólnego muzykowania artystom z całego Cypru. Przynajmniej tu jednoczą się, by kultywować stare zwyczaje sprzed podziałów.
Gorzej wygląda to na poziomie wielkiej polityki. Ponowne scalenie się Cypru pewnie jeszcze potrwa albo i nigdy nie nastąpi. Sytuacja wydaje się być patowa, ponieważ uznanie niepodległości Cypru Północnego rodziłoby nadzieje na podobne rozwiązanie dla innych mniejszości narodowych w Europie.
Polityka toczy się swoim torem, a życie zwyczajnych ludzi – swoim. Cypryjczycy z północy są bardzo gościnni i przyjacielscy. Z radością witają tych, którzy mimo nieprzyjaznej kampanii w mediach dotyczącej ich kraju, decydują się na wizytę w TRNC.

 

 

KTO TU PROWADZI?

 

Jedziemy samochodem w stronę wybrzeża, dookoła wspaniałe, górskie krajobrazy. Gdzieniegdzie wzdłuż drogi ciągnie się drut kolczasty znaczący granice stref wojskowych.
Spójrz w lewo, tam była kiedyś góra – pokazuje Gorkem. Faktycznie, widok jest przejmujący. Z wielkiego masywu górskiego został jedynie marny ogryzek. Sterczący kikut skalny jest jednym z wielu przykładów rabunku na przyrodzie dokonanego przez korporacje budowlane.
Deweloperzy potrzebują kamienia pod budowę nowych osiedli, więc zwyczajnie go sobie biorą, niszcząc naszą przyrodę – Gorkem, zdenerwowany, skręca papierosa. Właśnie prowadzi samochód, więc proponuję skwapliwie, że chętnie sam zrobię mu skręta, a on w zamian niechże zajmie się autem.
Gorkem, zdziwiony moim brakiem zaufania, rzuca, że skoro tak bardzo się upieram to mogę ewentualnie potrzymać kierownicę. I tak, dłuższy czas, jedziemy ponad stówką.
Myślę wtedy, że chyba podobnie jest z TRNC, krajem przypominającym auto, w którym kierowca jest zajęty czym innym.

Jacek Siwko

 

BYĆ STOIKIEM (NA CYPRZE)

Katarzyna Rojek

 

 

A może by tak wyzbyć się smutków i obaw? Zawiści i pożądliwości… Uniezależnić się od zewnętrznych okoliczności, żyć w zgodzie z naturą i być szczęśliwym…
Trudne zadanie? Nie na Cyprze!

 

Stoicyzm to kierunek filozoficzny, który powstał w III wieku przed naszą erą w Atenach za sprawą Cypryjczyka, Zenona z Kition.
Kition to starożytna nazwa cypryjskiej Larnaki. Dziś znajduje się tu port lotniczy, który od Warszawy dzielą zaledwie trzy godziny lotu. Już w kilka godzin po przybyciu na tę śródziemnomorską wyspę, pomyślałam sobie, że doskonale rozumiem, dlaczego jej mieszkańcy uważają się za stoików. Podeszłam do tego – z wrodzonym chyba naszej nacji – sceptycyzmem. Twierdzą, że są szczęśliwi pomimo okoliczności – myślałam sobie – tymczasem mogą być szczęśliwi właśnie dzięki nim.

 

 

NAJBARDZIEJ OCZYWISTYM…

 

…powodem do szczęścia wydaje się być cypryjski klimat. Śródziemnomorski podzwrotnikowy, z gorącymi latami i łagodnymi zimami. Śnieg pada tutaj tylko wysoko w górach Troodos. Warto przyjechać na przykład w marcu, kiedy w Polsce zima jeszcze trzyma, tu zaś jest już gorąco, można opalać się i pływać.
W dodatku nie ma jeszcze wielu turystów i ceny są niższe. Można wybrać się na wycieczkę rowerową, pojeździć konno, pograć w golfa (albo, hmm… pościgać się meleksami). Słonecznej pogody możemy być pewni, bo deszcz pada tu tylko kilkanaście dni w roku.
Na Cyprze od wielu lat panuje susza. Nie znajdziemy tu ani jednej płynącej rzeki (wszystkie poprzegradzano tamami), w wyschniętych korytach rosną pomarańczowe i cytrynowe gaje, stoją w nich nawet domy. Wody na wyspie jest tak mało, że sprowadza się ją z Grecji. Ta przykra dla Cypryjczyków okoliczność, jest błogosławieństwem dla turystów, bo daje gwarancję dobrej pogody. Zadowoleni turyści to z kolei błogosławieństwo dla Cypryjczyków, bo to głównie dzięki nim Cypr jest jednym z bogatszych państw w Europie. Bogactwo zaś w byciu stoikiem bynajmniej nie przeszkadza.

 

 

DRUGI POWÓD…

 

…do szczęścia znajdziemy w każdej z licznych cypryjskich tawern – meze. Meze to zestaw niewielkich dań, za to podawanych w oszałamiającej wręcz liczbie. Można zamówić wariant mięsny, lub składający się z ryb i owoców morza. Oba pyszne, świeże, w przeróżnych wariacjach. Do tego ser – obowiązkowo haloumi, łagodny, aromatyczny, doskonały do grillowania, ale dodaje się go też do zup, a nawet używa przy wypiekaniu chleba.
Sam chleb też zasługuje na wzmiankę: zawsze wypiekany na miejscu, ląduje na stole jeszcze ciepły. Na ciepło podaje się też fetę, panierowaną w cieście i polaną miodem. Do popicia – oczywiście wino. A skoro jest wino, musi być też śpiew.
Cypryjskie tawerny oferują wieczory z muzyką na żywo. Niestety, nie oznacza to jednak – akustycznie. Muzykanci, wystrojeni w tradycyjne stroje, mają podpięte do ust mikrofony a ich śpiew dudni z licznych głośników, kiedy krążą między zatłoczonymi stołami, zgrabnie omijając kelnerów donoszących coraz to nowe dania.
Jest tak głośno, że nie da się normalnie rozmawiać, trzeba krzyczeć. I tłoczno tak, że wręcz nie da się ruszyć od stołu. Cypryjczycy bardzo lubią jadać w tawernach i chodzą do nich całymi rodzinami, stąd niesamowity tłok, w którym jednak… da się tańczyć. W pewnym momencie bowiem na nogi podrywa się kilka osób, kelnerzy rzucają się i odsuwają stoły oraz krzesła (wraz z siedzącymi na nich ludźmi) i powstaje malutka przestrzeń dla… jednego tancerza.
Tańczą na zmianę: najpierw ojciec, potem córka, dziadek – reszta klaszcze i przyśpiewuje. Jest radośnie i spontanicznie, lecz w pewnym momencie wydaje mi się to wszystko dosyć sztuczne.
Ta muzyka brzmi trochę meksykańsko – krzyczę do siedzącego obok Mariosa, naszego cypryjskiego kierowcy. – Nic podobnego! – oburza się szczerze. – To stara cypryjska piosenka, on teraz właśnie śpiewa o tym, że już nigdy nie będzie się kochał, bo przez kobiety tylko się cierpi.

 

 

POZA UCIECHAMI DLA CIAŁA…

 

…Cypr oferuje też ucztę duchową, ogromne kulturowe bogactwo. Przez wieki wyspa była poddawana wpływom różnych kultur – greckiej, fenicjańskiej, asyryjskiej, frankońskiej, weneckiej, otomańskiej – a każda zostawiła tu swoje ślady, których liczne pozostałości możemy podziwiać do dziś. W górach znajdziemy malutkie kościółki, niepozorne z zewnątrz, od środka urzekające bogactwem bizantyjskich fresków. W wielu nadmorskich miejscowościach zachowały się zaś pozostałości po starożytnych miastach – teatry, stadiony i łaźnie.
Wyspa to istne muzeum pod gołym niebem, ale warto odwiedzić też Muzeum Cypru, znajdujące się w stolicy państwa, Nikozji. Zgromadzono tu znaleziska archeologiczne z różnych okresów, od neolitu po wczesne Bizancjum. Wśród starożytnych naczyń, dzbanów i garnków, przewodniczka wskazuje na przedziwny przedmiot z gliny, ozdobiony różnobarwnymi wzorami, każąc zgadywać do czego służył. Nikt nie ma pojęcia.
Do niczego, to po prostu sztuka! Sztuka dla sztuki.
Takie podejście poparłby zapewne Zenon z Kition.

 

 

JADĄC W STRONĘ NIKOZJI…

 

…już z bardzo daleka widać ogromne flagi, ułożone z kamieni na zboczu góry. To flagi Turcji i Tureckiej Republiki Cypru Północnego, a pod nimi napis: „Jestem dumny z tego, że jestem Turkiem”. To cytat z Ataturka. Od wieków wyspa przechodziła spod jednej okupacji w inną. Od Mykeńczyków, przez Wenecjan, Imperjum Osmańskie – aż po Brytyjczyków.
W roku 1960 Cypr uzyskał niepodległość, ale od 1974 jest podzielony, czy raczej, jak mówią mieszkańcy Republiki Cypryjskiej, część ich państwa okupowana jest przez Turków. Linia demarkacyjna dzieląca strefę cypryjską od okupowanej przebiega przez stolicę kraju. Gigantyczne flagi Turków, nie dość, że widoczne z tak daleka, dodatkowo są podświetlane, by były widoczne także w nocy.
To ich musi doprowadzać do szału, myślę sobie, ale zaraz się poprawiam – wcale nie, przecież są stoikami, szczęśliwi niezależnie od wszystkiego. Dzięki temu stoicyzmowi i innym sprzyjającym okolicznościom, szczęśliwy na Cyprze może się także poczuć turysta.

PS. Jedyne, czego nie rozumiem, to tego, dlaczego organizatorzy zwiedzania Cypru uparli się, by nam pokazać plantację ziemniaków. Nam!!! Za to mogliśmy im pokazać, co my potrafimy z ziemniaka zrobić… Na zdrowie!

Katarzyna Rojek