Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2012 na stronie nr. 68.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Michniewicz,

Pusto pod piramidami


Do niedawna był królestwem plażowiczów i biur podróży. Od czasu przewrotu jest to pusty kraj, ale za to najbliższy gwarantujący adrenalinę.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Egipt kojarzy się z tłumami wypoczywających, sztucznymi miastami-kurortami i naganiaczami, zawyżającymi bez litości ceny. Tak było, to prawda, ale przed zeszłoroczną rewolucją. Zmieniło się wszystko. No, może oprócz naganiaczy.
Najważniejsza zmiana – nie ma już tłumu turystów. Zniknęły gdzieś kawalkady autobusów dla pań i panów w szortach i trzcinowych kapeluszach. Europejskie MSZ-ety skutecznie ich przepłoszyły komunikatami o „niestabilnej sytuacji politycznej”. Cóż, mają w tym trochę racji, tyle że na przykład dla podróżujących na własną rękę backpackerów to często najlepsza rekomendacja.
Nawet Hurghada i Szarm el-Szejk, dwa kurorty pękające dotychczas w szwach, świecą pustkami. Większość hotelowych konsorcjów utrzymuje otwarty tylko jeden z kilku ośrodków, zatrudniając w nim minimalną obsadę. W szczycie sezonu w Szarm przebywało raptem 15 procent gości. To dobra wiadomość dla podróżników indywidualnych. Mniej turystów to niższe ceny. Czartery do nadmorskich miejscowości można upolować już za 400 zł, a regularne połączenia LOT-u kupowane z wyprzedzeniem kosztują zaledwie 600 zł. Gdy spada koniunktura, pojawiają się okazje. I to jest właśnie taka okazja.

 

ŚMIETNIK PIRAMIDALNY

W „nowym” Egipcie zawiodło sprzątanie – faraonowie w Gizie spoczywają dziś pod stosami plastiku.

SJESTA W ŚWIĄTYNI

Meczet al-Husajna w Kairze podczas ramadanu to raczej miejsce odpoczynku od upału niż żarliwej modlitwy.

OKRĘTY PUSTYNI

Poza rogatkami egipskich miast wielbłądy nadal pozostają popularnym środkiem transportu.

 

ŚMIECI W LUKSORZE

 

Od dobrych paru lat nie trzeba się poruszać wzdłuż Nilu w wojskowym konwoju, zaś po rewolucji tych środków ostrożności jest jeszcze mniej. Spodziewać się tylko można przeszukiwań autobusów oraz checkpointów ustawianych przez policjantów w klapkach i rozpiętych koszulach. Te kontrole są może irytujące, ale na dłuższą metę niegroźne. Zresztą, przy poziomie korupcji w Egipcie nie wiem, czy cokolwiek może być groźne, przynajmniej w obszarze konfliktów z prawem. Każdy Egipcjanin potwierdzi, że za 150 tamtejszych funtów (75 zł) można sobie kupić wolność od wszystkiego.
Połączeń autobusowych i kolejowych nie brakuje. To dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że na nic nie można liczyć na pewno. Autobus może nie odjechać z niewiadomych przyczyn, albo po prostu odwołają go w ostatniej chwili. Kierowca może odmówić dalszej jazdy, i to niekoniecznie z powodu braku paliwa. Nie wszystkimi pociągami można odjechać. Gdy zobaczycie, co się dzieje na stacji kolejowej w Gizie, kiedy podjeżdżają wagony, w których miejsca skończyły się już dwa dni wcześniej, a na peronie czeka kolejnych trzysta osób, zrozumiecie, że te ograniczenia mogą służyć bezpieczeństwu. Po Egipcie – uprzedzam lojalnie – podróżuje się teraz ciężej niż kiedyś.
Jeśli przyjdzie korzystać z usług przeznaczonych wyłącznie dla turystów, trzeba się liczyć z poważnym drenażem portfela. Pociągi sypialne z Kairu do Asuanu to wydatek 180-240 zł. Loty Egipt Air, na krótkich nawet dystansach, nie schodzą poniżej 300 zł, a promy pływające na Synaj to 120-150 zł. Ceny usług tourist-oriented poszły niebotycznie w górę.
Co jeszcze rzuca się w oczy, to góry śmieci, których kiedyś tam nie było (a może raczej – nie w takiej ilości). Świątynie w Luksorze toną w plastikowych butelkach, puszkach i papierach. Teren wokół piramid wygląda jak jedno wielkie wysypisko. Aleja Sfinksów zmieniła się w rów melioracyjny, a duże hotele już bez żenady zrzucają wszystko do morza. Egipt jest dziś potwornie brudny – na poziomie Indii, jeśliby zbudować tu jakąś skalę porównawczą.
Tyle ostrzeżeń – w końcu lepiej dać się zaskoczyć, niźli rozczarować.

 

PACHNĄCY SYMBOL

Szisze, czyli zapachowe fajki wodne, to jeden z symboli Egiptu. Sprzedawca preferuje jednak papierosa.

PRZEMYJ OCZY

Intensywne zasolenie Morza Czerwonego idzie w parze z pięknem raf. Z obu powodów oczy mogą wyjść na wierzch.

NURKOWANIE NA TIRANIE

Rafy koralowe wokół wyspy Tiran przyciągają nurków z całego świata.

 

SAM NA SAM Z DUCHAMI HISTORII

 

Na szczęście zmiany na plus też są niebagatelne. Najważniejsza jest taka, że oto pojawiła się niespotykana od dekad okazja, aby pozwiedzać nieprawdopodobne egipskie zabytki w ciszy i spokoju. Na co zawsze narzekamy, czy to w Abu Simbel, w Angkorze, czy w Machu Picchu? Że miał być Indiana Jones, a jest masowa pielgrzymka… Można by rzec, że w tej chwili Egipt wpuszcza za kulisy, a chętnych do zajrzenia tam jest zaskakująco niewielu.
Jeśli więc wstaniecie wcześnie rano i pojawicie się u bramy dowolnej świątyni w momencie jej otwarcia, możecie być jedynymi gośćmi. Co to oznacza, nie muszę chyba tłumaczyć. Wejść samotnie do Sali Hipostylowej w świątyni Karnak – dookoła nikogo i odpowiednia muzyka na uszach – oto, jak można przenieść się w przeszłość! Takie doświadczenie, a nie chłodne gabloty muzeów oglądane wśród tłumu, pozwala zrozumieć sens zwiedzania.
Również jordańską Petrę, jeden z aktualnych siedmiu cudów świata, można pozwiedzać w samotności. To turyści z Szarm el-Szejk i Taby zaludniali ją tak licznie. Teraz ich nie ma (choć pozostały wycieczki z Ammanu i Jerozolimy), więc jeśli wejdziemy na teren Petry między 6 i 7 rano, jest spora szansa, że nie zobaczymy żywego ducha, chyba że będzie to właśnie Indiana Jones… Notabene, trzecia część trylogii, ze słynną sceną kręconą w Petrze, jest wyświetlana wieczorem w każdym hotelu w mieście.

 

 

TANIE NURKOWANIE

 

Zdecydowanie bardziej dostępne zrobiło się też nurkowanie w Morzu Czerwonym. Egipt był i jest słusznie uznawany za jedną z najpiękniejszych podwodnych okolic na świecie. Stawia się go w jednym rzędzie z takimi rarytasami, jak Komodo czy Wielka Rafa Koralowa w Australii.
Do tej pory egipskie agencje nurkowe dość słono wyceniały swoje usługi, żądając 100-150 zł za pojedyńcze zejście pod wodę. Słaba koniunktura wymusiła jednak solidne obniżki. W Dahab jednodniowe nurkowanie w dwóch najsłynniejszych miejscach (Blue Hole i Canyon) kosztuje przeważnie 160 zł. Oznacza to, że cenowo Egipt zrównał się z najtańszym do tej pory rejonem tropikalnego nurkowania, jakim było południe Tajlandii, przy czym warunki i widoki pozostały nieporównanie lepsze.
Trzeba jednak bardzo uważać, wybierając agencję nurkową. Najniższa cena nie zawsze jest tu najlepszym doradcą. I nie chodzi o stan sprzętu, bo z tym bywa różnie na całym świecie, ale o pewną nonszalancję, jaka cechuje właścicieli egipskich agencji oraz tamtejszych przewodników. Do standardowych opowieści znad Morza Czerwonego należą historie uszkodzonych uszu – kiedy instruktor nie poinformował kursanta, jak wyrównywać ciśnienie. Bywa też, że powietrze wtłaczane jest do butli wprost z ulicy, z całym dobrodziejstwem spalin i zapachów z pobliskiego targu. Często trafia się na przewodnika, który kończy nurkowanie wcześniej niż trzeba albo nie zna terenu, za który odpowiada, czy też po prostu nie przejmuje się swoimi podopiecznymi i płynie, gdzie chce, nie oglądając się za siebie.
Warto więc zasięgnąć języka przed wyborem agencji, zwłaszcza jeśli ktoś dopiero zaczyna swoją podwodną przygodę.

 

JEDZENIE NA ZAPAS

W Kairze w trakcie ramadanu życie zaczyna się od wielkiej ulicznej fiesty wieczorem, a kończy rano równie wielkim obżarstwem w domach.

PRAWDA RAMADANU

 

Jeśli pojedziecie tam w trakcie ramadanu, słowa „byłem na wakacjach w Egipcie” do końca życia będą się kojarzyć z trudną, męczącą przeprawą przez zdezorganizowany kraj, nie zaś z tygodniem leżenia nad basenem. Święty miesiąc islamu wypada obecnie najgorzej jak może się zdarzyć, czyli w środku lata. Pustynia, stanowiąca ponad 90 procent powierzchni kraju, zamienia się o tej porze roku w piekarnik, a wiatr jest gorszy niż jego brak, gdyż niesie ze sobą ukrop i drobinki piasku. Słońce pali niemiłosiernie. W taki ramadan Egipcjanie są spragnieni, głodni, źli oraz na permanentnym nikotynowym głodzie. Łatwo wyobrazić sobie tę atmosferę.
W lipcu poza kurortami turystów nie ma praktycznie wcale, a w trakcie ramadanu można ich policzyć na palcach jednej ręki. W powietrzu 48 stopni, w nocy niewiele chłodniej, na przykład osiem stopni mniej. Ulubiona backpackerska forma odpoczynku, czyli spanie na dachu, w takich warunkach jest sportem ekstremalnym. Niemal wszystkie sklepy i absolutnie wszystkie bary są pozamykane od świtu do zmierzchu. Autobusy jeżdżą w kratkę, service taxis (mikrobusy kursujące między miastami) prawie w ogóle… Marazm, kraj zamiera.
Podróżowanie po Bliskim Wschodzie podczas ramadanu wypadającego latem jest trudniejsze, ale za to pouczające. Egipcjanie zrzucają wtedy wszystkie, przybierane na różne inne okazje, maski. Koszmarny ruch uliczny w Kairze jest jeszcze bardziej koszmarny niż zwykle. Wieczory zamieniają się w niekończącą się fiestę i można poznać wszelkie strony islamu – od prawdziwego poświęcenia, po udawaną celebrę w służbie gry pozorów.
Ale co najważniejsze, można się na własne oczy przekonać, że – wbrew powszechnemu w Europie przekonaniu – muzułmanie (nawet źli, głodni i spragnieni) nie noszą pod dżalabijami wybuchających kamizelek. Wręcz przeciwnie – są przyjaźni, wyrozumiali i pełni szacunku dla czyjejś odmienności. O ile sami ich uszanujemy.