Nagły wstrząs wyrywa mnie ze snu. Drzwi wypaczone wieloletnim oddziaływaniem surowych warunków atmosferycznych uderzają o framugę, wydając rytmiczny stukot. Któż może dobijać się o tej porze do pokoju?
Dostępny PDF
Siedzę na łóżku w schronisku górskim położonym w bezpośrednim sąsiedztwie wulkanu Bromo na indonezyjskiej Jawie i próbuję dojść do siebie. W krajobrazie dominują wąwozy i monstrualne wybrzuszenia przysypane wulkanicznym pyłem. Wyobraźnia pobudzona przez niecodzienne otoczenie, podsyca fantastyczne wizje o grasujących w okolicy piekielnych stworach.
Wstrząsy wzmagają się. Nie pozwalają wrócić do snu ani przejść do porządku dziennego (czy raczej nocnego) nad zjawiskiem, które okazuje się mieć swoje źródło w sferze materialnej. Wiedziony ciekawością opuszczam schronisko i zmierzam ku krawędzi stoku, skąd roztacza się widok na źródło hałasu – rozbudzony wulkan Bromo.
To, co w słabym świetle księżyca wziąłem za linię drzew przesłaniającą trzecią część powierzchni nieba, okazuje się ogromną chmurą pyłu. Wyrzucany jest z kipiącej gardzieli wraz z ognistymi strzępkami lawy oraz ogromnymi głazami.
Aby podziwiać manifestację zmiennych humorów Jego Wysokości Bromo, wybieram się do punktu widokowego wraz z grupą innych amatorów mocnych wrażeń.
Tydzień wcześniej wulkan Bromo uaktywnił się po raz kolejny w burzliwej historii swego istnienia, co spowodowało reakcję lokalnych władz. Otoczono go strefą dwukilometrowej szerokości, w której przebywanie nosi znamiona podwyższonego ryzyka. Po kolejnych erupcjach pojawia się w mediach dyskusja na temat powagi sytuacji.
Tradycja składania ofiar ma swoje korzenie w legendzie z XIV wieku, według której królewska para, Jaka Seger oraz jej mąż Roro Anteng, po długoletnich staraniach o dziecko usłyszeli głos Boga. Obiecał im spełnić marzenie o rodzicielstwie, pod warunkiem że ostatni z potomków zostanie, jako należna Bogu ofiara, wrzucony do wnętrza wulkanu. Roro i Jaka przystali na ten warunek, po czym na świat przyszło dwadzieścioro pięcioro dzieci. Przez długie lata para królewska żyła szczęśliwie, jednak w końcu nadeszło nieuniknione – Bóg przypomniał o swojej należności. Zrozpaczeni rodzice postanowili ukryć dzieci w jaskini. Bóg sprawił jednak, że z pobliskiej góry Bromo wypłynął język lawy i pochłonął ich ostatniego syna, Kesumę. Później z krateru dobył się głos Kesumy mówiący, że poniósł on tę ofiarę po to, aby reszta rodziny mogła żyć w spokoju. Przypomniał też o obowiązku składania ofiar.
Dziś rozległy obszar otaczający grupę wulkanów Bromo, Semeru i Batok wygląda jak krajobraz z innej planety. Rzadko rosnące egzotyczne krzewy z trudem przełamują monotonię szarości, a hinduistyczna świątynia Pura Luhur jest ostatnim przyczółkiem ludzkości na tym obcym gruncie.