Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2011 na stronie nr. 92.

Tekst i zdjęcia: Marta Zdzieborska,

Jedną stopą w sercu Azji

Sinciang - Nowe chińskie kresy

Chiny kojarzą nam się Pekinem, Wielkim Murem i terakotową armią. Mało kto dociera do zachodniej prowincji Sinciang, gdzie czuć już ducha Azji Środkowej, a zamiast żyznych pól ryżowych zobaczymy wszechobecny piasek.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Gdy powiedziałam moim chińskim znajomym, że wybieram się do Sinciangu – patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Obszar, zajmujący jedną piątą terytorium Państwa Środka, wielu Chińczykom jawi się jako odległa, nieprzystępna kraina, gdzie dominującą religią jest islam, a zamiast ryżu, mieszkańcy zajadają się okrągłymi chlebkami nang i przyrządzaną na różne sposoby baraniną.
Sinciang – znaczy: Nowe Kresy. Miasto, oddalone o cztery tysiące kilometrów od Pekinu, zamieszkane jest przez Ujgurów. Lud ten, mówiący językiem podobnym do tureckiego, ma więcej kulturowo wspólnego z Turkami niż Chińczykami. Zamiast świątyń buddyjskich, w krajobraz miast wpisują się liczne meczety. Kobiety noszą barwne chusty, a bardziej konserwatywni mężczyźni dumnie prezentują długą brodę. Ten, trochę oderwany od Państwa Środka świat, z roku na rok staje się jednak bardziej chiński. Podobnie jak do Tybetu, przyjeżdża tutaj coraz więcej śmiałków w poszukiwaniu lepszej pracy.
Stolica prowincji, Urumczi, to miasto jak każde inne. Jest zdominowana przez ogromne wieżowce, w których cieniu codziennie wieczorem odbywają się lekcje tai chi. Nadal jednak panuje tutaj duch ujgurskiej kultury, przesiąkniętej mieszanką islamu i środkowoazjatyckiej egzotyki.

 

 

MANHATTAN NA PIACHU

 

W Urumczi nie ma wielu zabytków. Wystarczą dwa dni, żeby poznać całe miasto. Warto tu jednak przyjechać, żeby zrozumieć zachodzące przemiany. Sztucznie wyznaczona przez Pekin stolica prowincji była niegdyś wyludnionym widmem – dziś zaś nabiera kosmopolitycznego charakteru, przyciągając rzesze Chińczyków z interioru oraz kazachskich i rosyjskich biznesmenów. Wieżowce w centrum miasta imitują Manhattan, a centra handlowe obwieszone są plakatami zachodnich gwiazd.
O drażliwej historii przypomina pomnik na pamiątkę wkroczenia do Sinciangu Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w 1949 r. Wtedy to zakończyły się trwające pięć lat niepodległe rządy Ujgurów (druga republika Wschodniego Turkiestanu). Pekin, zainteresowany wydobyciem tutejszych surowców naturalnych – od wczesnych lat pięćdziesiątych zachęcał obywateli do osiedlania się na nieprzyjaznych, piaszczystych ziemiach. Ujgurzy, stanowiący niegdyś 76 procent ludności regionu, obok innych grup etnicznych jak Hui, Kazachowie i Kirgizi tworzących wielokulturową mozaikę, dziś liczą 8 mln osób w 20-milionowej prowincji.
Na rynku pracy i w szkołach postępuje dyskryminacja wobec Ujgurów, chiński powoli wypiera rodzimy język, a w społeczności tej narasta gniew. W lipcu 2009 roku w Urumczi doszło do zamieszek na tle etnicznym. Ujgurzy wyszli wówczas na ulice, aby protestować przeciwko zatuszowaniu sprawy śmierci dwóch robotników pochodzenia ujgurskiego w fabryce zabawek. Pokojowy wiec zamienił się w kilkudniowe potyczki na ulicach. Trudno teraz przywrócić nadwątlone zaufanie między obiema nacjami.

 

ZAUŁEK W URUMCZI

Nie dotarła tu jeszcze nowoczesność w chińskim stylu.

TUTAJ LUBIĄ ZJEŚĆ KONKRETNIE

Ulice miasta spowite dymem znad stoisk z kebabem, a w każdej napotkanej restauracji znajdziemy menu proponujące głównie potrawy z mięsa.

PIĘKNOŚĆ Z KRORAN

Biała skóra, rude włosy… Mająca cztery tysiące lat mumia fascynuje nie tylko naukowców.

 

NAJDALEJ OD MORZA

 

Urumczi jest najbardziej oddalonym od wybrzeża miastem na świecie – od oceanu dzieli je 2250 kilometrów. Na przekór temu, mieszkańcy upodobali sobie właśnie owoce morza. Na straganach Urumczi można kupić wiele morskich przysmaków. Miejscowi, niezrażeni długą drogą, jaką musiały przebyć te smakołyki, zajadają się ostrygami do późnych godzin nocnych. Przyjezdnych, chcących zasmakować ujgurskich potraw, bardziej zainteresują jednak aromatyczne kebaby, polo (ryżowy pilaw) czy miejscowe pierożki chuchura. W lokalnej kuchni dominuje mięso, w szczególności baranie, przyrządzane na wiele sposobów. Gdy oznajmiłam nowo poznanemu Abomowi, że jestem wegetarianką, nastąpiła długa cisza. Ten urodzony w Sinciangu Uzbek nie mógł zrozumieć, po co w takim razie tu przyjechałam. Ulice miasta spowite są dymem znad stoisk z prażącym się kebabem, a w każdej napotkanej restauracji znajdziemy menu proponujące wiele mięsnych potraw.
Wegetarianie nie będą jednak głodować. Sinciang słynie z soczystych i słodkich owoców – dorodnych arbuzów, winogron i świeżych fig. Na targach Erdaoqiao i International, które mieszczą się w budynku stanowiącym replikę minaretu w Bucharze – oprócz ujgurskich pamiątek, pięknie inkrustowanych noży czy wyrobów z wielbłądziej skóry – można kupić kilka rodzajów orzechów, niespotykanych w innych regionach kraju.

 

 

TAJEMNICA BIAŁEJ RASY

 

Gdy jechałam pociągiem do Sinciangu, siedząca obok mnie w przedziale młoda Chinka myślała, że jestem Ujgurką. Biała skóra w tej części Chin niekoniecznie musi kojarzyć się z turystą. Niektórzy Ujgurzy swoją karnacją i kolorem włosów nie różnią się od typowego Europejczyka. Zdradzają ich jednak harde, ciemne oczy, które ukazują siłę ducha tego narodu. Ten turecki lud, zamieszkujący niegdyś tereny Mongolii, w IX wieku został wyparty przez Kirgizów i osiedlił się na ziemiach dzisiejszego Sinciangu.
Zafascynowani dziejami Jedwabnego Szlaku powinni wybrać się do tutejszego muzeum. W niepozornym budynku znajduje się jeden z największych skarbów archeologii – zmumifikowane ciało tzw. piękności z Kroran, liczące około 4 tysięcy lat. Ta świetnie zachowana mumia z rudymi, długimi włosami – podobnie jak inne, znalezione w piaskach pustyni Takla Makan, ma europejskie rysy. Spacerując po sali muzeum, gdzie spoczywają ciała szczelnie zamknięte w gablotach, wnika się w zatartą historię Sinciangu. Na zewnątrz słychać zgiełk zabieganego miasta, po ulicach mkną gdzieś wiecznie uwijający się Chińczycy i nieco spokojniejsi Ujgurzy. Tymczasem w ciemnej sali muzeum kryje się tajemnica, która nijak nie wpasowuje się w kod genetyczny Państwa Środka.

 

 

W KOŁOWROCIE CZASU

 

– Spotykamy się według Beijing czy Xinjiang time? – pytam zdezorientowana. W Kaszgarze, oddalonym od Pekinu o prawie sześć tysięcy kilometrów, podobnie jak w całym Sinciangu, miejscowi ignorują czas oficjalny i cofają wskazówki zegarka o dwie godziny. Nowicjusze mogą mieć na początku kłopoty z tym zwyczajem. – Autobus odjeżdża według czasu lokalnego? Na pewno? – po raz trzeci dopytuję się w dworcowej kasie. Nieco już zniecierpliwieni podróżni patrzą na mnie z pobłażaniem. Ujgurka w kolorowej wzorzystej chuście, Kazach jadący pewnie z wizytą do rodziny, niepozorny Chińczyk z grubymi brwiami typowymi dla ludności z północy Chin. Hala dworcowa to swoisty mikrokosmos mieszanki kulturowej, jaką jest Sinciang.
Kaszgar, będący przez wieki handlowym pomostem między Azją Środkową i Chinami zawsze przyciągał ludność z różnych regionów. Wielu chciało dotrzeć do serca Jedwabnego Szlaku, gdzie trasy karawan z głębi Państwa Środka, wiozących jedwab i jadeit krzyżowały się z traktami azjatyckich handlarzy futrami i aromatycznymi przyprawami.
Dziś nadal rozwija się tu biznes. Kwitnie branża turystyczna, w której coraz prężniej działają Ujgurzy. Jak grzyby po deszczu, powstają nowe biura podróży oferujące wycieczki na Karakorum Highway oraz safari na pustyni Takla Makan. Potomkowie kupców Jedwabnego Szlaku przewożą turystów chcących zgłębić piękno piaszczystej krainy. Nie zatracili jednak smykałki do handlu, o czym świadczy słynny niedzielny targ w Kaszgarze.
Z okolicznych wiosek nadciągają wówczas sprzedawcy zwierząt, rolnicy, rzemieślnicy i handlarze pamiątek. Można tu kupić wszystko: od przepysznych owoców, dywanów, tradycyjnych ubrań i noży – po owce i osiołki, których sprzedaż odbywa się w południowej części miasta. Kaszgar ogarnia wówczas zgiełk, będący mieszanką głosów przekrzykujących się kupców, odgłosów zwierząt i plotkujących znajomych, którzy w tym chaosie upatrzyli sobie miejsce niedzielnych spotkań. W jednostajnym i piaszczystym krajobrazie Sinciangu, Kaszgar jest kolorową i hałaśliwą oazą, z której bliżej nam do egzotycznej Azji Środkowej niż do uporządkowanych chińskich miast.

 

TYGRYS Z NAJWYŻSZEJ PÓŁKI

Na chińskim czarnym rynku skóra z tygrysa może kosztować nawet 50 tysięcy dolarów.

A MURY RUNĄ

 

Spacer po starówce, która ciągnie się wąskimi korytarzami wzdłuż domów liczących ponad 500 lat jest podróżą w głąb kultury ujgurskiej. Przez wieki w grubych murach z niewypalanej cegły, chroniących przed upałem, toczyło się życie codzienne Ujgurów. Błądząc po tutejszych uliczkach, możemy spotkać zapalczywie dyskutujące sąsiadki, radośnie dokazujące dzieciaki czy udających się do meczetu staruszków. Przy odrobinie szczęścia uda nam się chyłkiem zajrzeć do wnętrza domostw, które skąpane w słońcu rażą oko przyzwyczajone do ciemności tutejszych uliczek. W klimat miasta możemy też się wczuć o poranku, gdy z położonego w centrum meczetu Id Kah (największego w Chinach) dobiega głos muezina nawołującego mieszkańców do modlitwy.
Kaszgar urzeka tradycją i kolorytem tutejszej kultury. Jednak miasto może niedługo utracić swój charakter. Według planów chińskiego rządu, powstanie tutaj specjalna strefa ekonomiczna, która na wzór Shenzen ma przyciągać zagraniczne inwestycje. Na miejscu zabytkowych domostw zbudowane zostaną nowoczesne wieżowce. Już teraz z dnia na dzień znikają kolejne budynki. Przed buldożerami uchowa się jedynie część starówki, w której za specjalną opłatą turyści i miejscowi będą mogli powspominać dawny klimat miasta. Warto się tutaj wybrać jak najszybciej, zanim kolebka kultury ujgurskiej zostanie zupełnie zniszczona.

 

 

WIELBŁĄD Z GÓRAMI W TLE

 

Trasa na Zachód – do Pakistanu i Kirgistanu. To właśnie w tę stronę przez wieki zwrócone były oczy handlarzy jedwabiem i jadeitem, tędy też przeprawiały się karawany z Azji Środkowej.
Dziś, po trwających dwadzieścia lat pracach, Kaszgar i Islamabad łączy legendarna Karakorum Highway. Wiodąc przez góry Pamir i przełęcz Khunjerab – urzeka swoim pięknem i dziką przyrodą. Nawet, jeśli nie planujemy podróży do Pakistanu lub Kirgistanu – warto wybrać się tutaj na jednodniową wycieczkę taksówką lub autobusem. Trzygodzinna trasa, prowadząca do jeziora Karakul, obfituje w niezapomniane widoki na majestatyczne masywy górskie i lodowce. O wschodzie słońca można zobaczyć pasterzy wypasających owce.
Nad położonym na wysokości 3600 m n.p.m. jeziorem Karakul – w oddali mieni się śnieżnobiały szczyt Muztagh Ata (7546 m n.p.m.). Przy dobrej pogodzie, w turkusowej wodzie możemy zobaczyć piękne odbicie pobliskich lodowców. Obrotni Kirgizi, w ramach odpoczynku nad jeziorem, zaproponują nam przejażdżkę konno lub na wielbłądzie. Wydaje się, że ten środek transportu zarezerwowany jest już tylko dla turystów.
Autostradą suną ogromne ciężarówki. Na postoju możemy spotkać kirgiskich, pakistańskich i ujgurskich kierowców. O tym, że znajdujemy się w Chinach, przypominają jedynie wielkie bilboardy z typowymi dla tego kraju propagandowymi hasłami. Ujguria to zupełnie inny świat, w którym jesteśmy już jedną stopą w Azji Środkowej.