Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2012 na stronie nr. 20.

Tekst: Roman Rojek, Zdjęcia: Jolanta Rojek,

Gdzie trawa wciąż odrasta


– Wystarczyłby dwugodzinny najazd, zajęcie lotniska i ogłoszenie referendum z jednym pytaniem: „Jesteś za monarchią czy demokracją?” – nasz czarnoskóry przewodnik i kierowca nie mają wątpliwości. Oni wiedzą, jaki byłby – gdyby spytać o to lud – los ostatniej monarchii absolutnej w Afryce, czyli graniczącego z RPA i Mozambikiem – Królestwa Suazi.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Już ponad tydzień podróżujemy razem po RPA. Teraz, chcąc dostać się do Swazilandu, utknęliśmy na przejściu granicznym Ngwenya Oshoek. Stąd już tylko niecałe 30 kilometrów dzieli nas od Mbabane, stolicy dziwnego państwa o powierzchni mniejszej o połowę od województwa mazowieckiego.
Rozmowy, które prowadzimy z naszą dwójką, jeżdżąc po RPA, są od samego początku niemniej zaskakujące niż to, co napotykamy. Obaj nasi towarzysze, oddelegowani przez południowoafrykańskie biuro podróży do prowadzenia nas przez RPA, reprezentują nowe pokolenie mieszkańców South Africa. Są wykształceni, pracowici, dumni ze swego państwa i czarni. Kompleks izolacji, który – z różnych powodów – towarzyszył tak białym, jak i czarnym w okresie apartheidu, zupełnie ich już nie dotyczy.
Jak chcecie, to pokażemy wam kościół, gdzie wisi obraz Czarnej Madonny podarowany przez prezydentową Kwaśniewską podczas jej wizyty w RPA – jeszcze na lotnisku w Johannesburgu proponuje nam przewodnik. Mamy inne plany.

 

JUŻ TYLKO ZNAK

Ventersdorp był kwaterą główną Afrykanerskiego Ruchu Oporu. Dziś ta nazwa budzi emocje już tylko wśród czytelników najnowszej książki Wojciecha Jagielskiego „Wypalanie traw”.

KOPIEC ZAPOMNIENIA

Nie będziemy przypominać kto, kiedy i komu usypał te kamienie przed ratuszem w Ventersdorpie.

BŁĘDNE KOŁO

Jednym ze sposobów ochrony domostw przed płomieniami z wypalanych traw jest... wypalenie ochronnego pasa ziemi.

 

ZOBACZ, CO CZYTASZ

 

Jedźmy do Ventersdorpu – wyciągam z plecaka „Wypalanie traw” Wojciecha Jagielskiego. Książka ma tylko jedno zdjęcie – to na okładce, ale na końcu autor zamieszcza prościutki plan miasteczka. „Miałem kiedyś przyjaciółkę w Ventersdorpie” – zaczyna opowieść Jagielski – „niewielkim miasteczku na stepie Transwalu. Była dziennikarką z miejscowej gazety. Kiedy zadzwoniłem do niej, by powiedzieć, że zamierzam napisać o miasteczku i Eugènie Terre’ Blanche’u, człowieku, który nim rządził, odłożyła słuchawkę i więcej nie odbierała moich telefonów”.
Reakcja naszych czarnych opiekunów jest podobna. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie zapytają mnie, co potem, gdy już będziemy w Pretorii. A może mamy w planie odwiedzenie Walusia?

 

 

WOJNY JAWNE I UKRYTE

 

Turyści tacy jak my, odwiedzający dzisiejszą RPA, widzą w jej historii tylko jedną datę – rok 1994 – i są ciekawi, jak kraj zmienił się od tamtego momentu. W 1994 roku odbyły się pierwsze wolne wybory, w których głos mieli też czarni. Wtedy to władzę w Południowej Afryce przejmuje Afrykański Kongres Narodowy, a Nelson Mandela zostaje pierwszym czarnoskórym prezydentem kraju.
Nim jednak upadł apartheid – oznaczający w języku burskim „osobno” i będący, jak pisze Jagielski, „państwowym ustrojem, prawem, obyczajem i wyznaniem wiary” – krajem targają okrutne konflikty mogące doprowadzić do wojny domowej. Aby jej uniknąć, ostatni biały prezydent Frederik de Klerk uwalnia Nelsona Mandelę, więzionego przez 28 lat. Okres pomiędzy 1990 rokiem (kiedy to uwolniono Mandelę, zniesiono zakaz działalności Afrykańskiego Kongresu Narodowego i partii komunistycznych) a wyborczym sukcesem przeciwników apartheidu w 1994 roku to jednak okres „ukrytej wojny”.
To właśnie wtedy, w 1993 roku, polski emigrant Janusz Waluś do wchodzącego do domu przywódcy Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej zawołał: „Mister Hani!”. Gdy Martin Thembosile Hani odwrócił się, Waluś strzelił mu w głowę i brzuch, a dla pewności dobił jeszcze dwoma strzałami w głowę. „Zawołałem do niego, bo nie chciałem mu strzelać w plecy” – powiedział potem na procesie, w którym dostał karę śmierci, zamienioną później na dożywocie, które odsiaduje właśnie w Pretorii.

 

 

WARTO ZAPOMNIEĆ

 

W tym okresie nasila też swoją działalność Afrykanerski Ruch Oporu protestujący przeciwko zniesieniu segregacji rasowej, dążący do oderwania części RPA i utworzenia państwa Burów. Na czele tej liczącej kilkadziesiąt tysięcy uzbrojonych członków organizacji staje jej założyciel Eugène Terre’Blanche – postać charyzmatyczna, komiczna, a w końcu tragiczna. Jego kwatera mieściła się w Ventersdorpie. Tam właśnie chcemy jechać.
Nie budzi to entuzjazmu naszych opiekunów. Nie budzimy go również wśród samych mieszkańców Ventersdorpu, gdzie nie napotykamy żadnego białego. Ratusz przypomina wyglądem pawilon Lidla, a stojące przed nim kamienne obeliski nie przypominają o niczym, bo pozrywano z nich metalowe tablice. Jeden z radnych na prośbę naszego przewodnika zgadza się pokazać nam domy Terre’Blanche’a, pod warunkiem jednak, że nie będziemy wysiadać z samochodu ani robić zdjęć.
Dla naszego wspólnego dobra – zaznacza uczynny samorządowiec, choć nie do końca rozumiemy, co jest tym wspólnym dobrem.

 

SUN CITY

Jeśli niegdyś zwano je też Sin City (Miasto Grzechu), to możemy zaświadczyć, że się zresocjalizowało.

MOST CZASU

w Sun City wiedzie wprost do jaskini... jednorękich bandytów.

THE PINNACLE

...oraz „Cudowny Widok” i „Okno Boga” to trzy stałe punkty widokowe dla każdego, kto wybrał się na „Drogę Panoramiczną” w Lowveld.

 

CZAS PRZEMIAN

 

Ci, którzy odwiedzali RPA wcześniej, mają natrętny zwyczaj porównywania tego, co widzą, z nie tak dawną przeszłością. W Sun City, które było niegdyś enklawą hazardu dostępną tylko dla białych, dziś trudno ich dostrzec, choć automaty i stoły do gier oblegane są jak niegdyś. Szkolna wycieczka czarnych maluchów sprawia, że kierownictwo basenu wyłącza wielką sztuczną falę, będącą główną atrakcją tutejszego aquaparku. Bezpieczeństwo malców brodzących w wodzie jest najważniejsze i na nic nasze protesty, że przyjechaliśmy tu z innej półkuli, by dać się skotłować fali, którą pokazywano nam na prospektach reklamowych.
Powoli dociera do nas, że RPA to kraj dla czarnych ludzi. Widać to na Church Square w Pretorii, gdzie gromadki czarnoskórej młodzieży piknikują na trawniku pod pomnikiem Paula Krugera, widać też na zatłoczonych w weekendy punktach widokowych wzdłuż Drogi Panoramicznej wiodącej do Kanionu rzeki Blyde. Wszędzie tam jest tłoczno, choć rzadko spotyka się białego turystę. Nowego obrazu RPA dopełnia wyniszczona kobieta żebrząca na skrzyżowaniu w Pretorii. Przeciska się pośród stojących na światłach samochodów, niosąc wypisane na kartonie błaganie: „PLEASE HELP ME. FAMILY IN DESPERATE. NEED ANY DONATION – PLEASE”. Kobieta jest biała.

 

 

WŁADZA MUSI STRZELAĆ

 

Pierwsze strony gazet pełne są wstrząsających zdjęć z masakry strajkujących górników z kopalni platyny w Marikane, położonej 100 km od Johannensburga. Zginęło 36 osób. Nasi przewodnicy są wstrząśnięci. Strzały padały po obydwu stronach. Strzelali czarni policjanci i czarni robotnicy. 18 lat po ostatecznym upadku apartheidu widać, jak ograniczony charakter miały polityczne zmiany.
„Biali podzielili się bogactwem z elitą czarnego ruchu wyzwoleńczego i wchłonęli ją do systemu, jaki obowiązuje w tym kraju, odkąd odkryto tu złoto i diamenty. RPA wyrosła i dorobiła się bogactwa na kopalniach, ale górnictwo zawsze było oparte na taniej sile roboczej i przemocy” – przeczytam już po powrocie opinię johannensburskiego analityka Moelesti Mbeki, brata byłego prezydenta Thabo Mbekiego, komentującego to wydarzenie.

 

 

NO PROBLEM

 

Nie mając w sobie ani pasji, ani odwagi reportera wojennego, dajemy się skusić jawnie nieprawdziwej reklamie zamieszczonej w Swaziland’s Official Tourist Guide 2012. Zapewnia ona, że „Ten kraj to wolna od problemów Afryka!”. Docieramy więc do przejścia granicznego z Suazi. Tu jednak, zamiast usłyszeć powitalne „sawubona”, natrafiamy na drobne problemy wizowe, co daje okazję do kolejnej rozmowy z naszymi opiekunami.
Oczywiście, konstytucja RPA zabrania używania sił zbrojnych poza granicami kraju – kończy swoje rozważania o inwazji na Suazi nasz czarny przewodnik – zamiast tego niemal co roku wysyłamy im wielomilionowe pożyczki.
– Bardziej interesuje mnie to, dlaczego planowałeś zająć lotnisko?
– dociekam.
Panujący tu od 26 lat król Mswati III to jeden z najbogatszych ludzi Afryki. Jego majątek oceniany jest na 200 milionów dolarów. Te pieniądze powinny zostać w kraju. Głośno było o niedawnej wyprawie wyczarterowanym samolotem ośmiu spośród jego trzynastu czy nawet czternastu żon na zakupy do londyńskiego City. A tymczasem jedna czwarta społeczeństwa Suazi jest nosicielem wirusa HIV, leki są nieosiągalne, zaś średnia życia wynosi 33 lata i ciągle spada.
Stajemy wreszcie przed strażą graniczną. To trzy młode kobiety w kolorowych T-shirtach zdobionych brokatem. Każda nosi inną perukę o prostych włosach, w kolorach: blond, zielonym i różowym. Wybieram okienko z tą różową i wreszcie słyszę radosne „sawubona!”.

 

DZIURY BOURKE’A

Tak potocznie nazywane są Bourke’s Luck Potholes stanowiące początek Blyde River Canyon. To na cześć Toma Bourke’a, który szukał tu złota i przygód, a znalazł tylko to drugie.

TYLKO KONI ŻAL

Dzikie konie w Kruger Lowveld nigdy nie zaznają siodła. Wystarczy im hałas śmigieł „entuzjastów dzikiej przyrody”.

SIBEBE NIEOPODAL MBABANE (SUAZI)

Geologiczny cud natury z godnością czeka na swoje odkrycie przez masowego turystę.

 

ZACHWYCENI NIE PRZESADZAJĄ

 

Swaziland to kraj, który turystom rozmiłowanym w wędrówkach ma do zaoferowania niemal wszystko, prócz pustyni i morza. Znajdą tu oni niezwykłe górskie scenerie z licznymi rzekami, wodospadami i wąwozami. Natrafią na unikalne formacje skalne, a wśród nich na Sibebe Rock – najwyższą granitową górę w Afryce (1488 m n.p.m.). To druga największa (po australijskiej Ayers Rock) monolityczna skalna kopuła na świecie. Wiek Sibebe szacuje się na trzy miliardy lat. O ile jednak po australijskim geologicznym cudzie natury depcze rocznie ponad pół miliona turystów, tu panują cisza i spokój.
W zasadzie cisza i spokój panują też w trzech parkach narodowych Suazi: Nkhaya, Mlilwane i Hlane. Szczególnie godny polecenia jest ten ostatni, zajmujący powierzchnię niemal 300 kilometrów kwadratowych. W Królewskim Parku Narodowym Hlane można spotkać m.in. żyrafy, hipopotamy, lwy, a przede wszystkim rzadkie już na świecie nosorożce białe i od czasu do czasu… króla Mswati III, który lubi tu polować na impale. W końcu od 1967 roku, jeszcze decyzją króla Sobhuza II, park jest własnością rodziny królewskiej. Tu odbywa się też National Hunt, a myślistwo w Suazi to i męska, i tradycyjna sprawa.

 

RODZINA NA SWOIM

Czyli nosorożce białe w Królewskim Parku Narodowym Hlane w Suazi.

ZATAŃCZYĆ DLA KRÓLA

 

Ludność Suazi składa się z jednorodnej grupy etnicznej, w skład której wchodzi kilka klanów, podobnie jak – co podkreślają lokalne przewodniki – w… Szkocji. Te same przewodniki uważają też, że jednolitość etniczna daje obywatelom Suazi „pewność siebie i swobodę akceptowania odmienności bez obawy utraty własnej odrębności”. Tą najbardziej spektakularną odrębnością jest panujący tu ustrój polityczny, czyli monarchia absolutna. Suazi uzyskało szeroką autonomię w 1967 r. Rok później, po trwających w Londynie rozmowach politycznych (gdzie jako jedyny biały delegat Suazi występował nasz emigrant, Wincenty Rozwadowski), otrzymało pełną niepodległość. Jednak już w 1973 roku król Sobhuza II zawiesił konstytucję, wprowadził istniejący do dziś zakaz funkcjonowania partii politycznych, a pięć lat później wprowadził monarchię absolutną.
Obecny władca Mswati III urodził się w 1968 r. W wieku 15 lat został wysłany na 3 lata do szkoły w Anglii. Po powrocie w 1986 odbyła się jego koronacja. Dziś rządzi wespół z matką. Po tym jak powołał komisję mającą opracować projekt nowej konstytucji, wydawało się, że młody władca przeprowadzi reformy. Kiedy jednak doczytał, że ten zakłada, iż król będzie płacił podatki, po prostu go odrzucił.
W hotelowej recepcji przeglądam lokalne materiały promocyjne. „Król jest ucieleśnieniem narodu. Zdrowie króla odzwierciedla dobrobyt narodu, jego płodność jest odbiciem płodności narodu. Oczekuje się, że będzie miał wiele żon i wiele dzieci”. Akurat te oczekiwania monarcha spełnia z entuzjazmem. Ma obecnie 13 żon. Właśnie zbliżają się coroczne obchody Umhalanga, kiedy to dziesiątki tysięcy dziewcząt przybyłych z całego kraju zatańczy przed nim z odsłoniętymi piersiami w tradycyjnym Tańcu Trzcin. Niewykluczone, że król tradycyjnie wybierze spośród nich kolejną żonę.
Niewykluczone jednak, że będzie inaczej. W końcu w tej części Afryki pewne jest tylko to, że trawa wciąż odrasta.