Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2012 na stronie nr. 38.

Tekst i zdjęcia: Michał Głombiowski, Tekst: Magdalena Nowakowska,

Między kurami a drapaczami


Wąska ulica, umiarkowany ruch. Drewniane domy na palach walczą o miejsce ze sklepikami i stoiskami z jedzeniem. Ryby, ryż, ostry sos, smażone banany. Spokojne gesty sprzedawcy soku z kokosa, życzliwy uśmiech jego żony. Nieśpieszny rytm małego miasteczka. Pozory jednak mylą – to Kuala Lumpur, hipernowoczesna stolica Malezji.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Na podwórku kobieta rozwiesza pranie, na kolejnym mężczyzna na drabinie przeczesuje drzewo mango w poszukiwaniu owoców. Kogut ucieka spod kół skutera. Kilka przecznic dalej, na targu owocowo-warzywnym, gwarniej i tłoczniej. Nikt się jednak nie gorączkuje, nie przepycha. – To jest salak. A to ciku – sprzedawcy prezentują tropikalne owoce nielicznym i nieco zagubionym turystom. Chętnie pozują do zdjęć.

 

ODCHODZĄCY ŚWIAT KOLONII

Domy-sklepy (shop-houses) przez lata stanowiły główny element krajobrazu Kuala Lumpur. Dziś wypierane są przez nowoczesne budynki ze szkła i aluminium.

POZNAJ ŚWIAT OWOCÓW

Na tradycyjnych malajskich targach kupić można każdy znany owoc i warzywo. A także sporo takich, o których nigdy wcześniej się nie słyszało.

MELODIA ŚWIĄTYNI

Bez muzyków nie może odbyć się żadne hinduskie święto. Hinduizm jest trzecią najpopularniejszą, po islamie i buddyzmie, religią w Malezji.

 

NOWA WIEŚ STAWIA WETO

 

Gdy podnoszę wzrok, w dali za wiejskim domem i podwórkiem z kurami widzę srebrzące się bliźniacze wieże Petronas – najbardziej znany symbol dynamicznie rozwijającej się azjatyckiej metropolii. Dzielnica Kampung Baru (Nowa Wieś) to ostatni ślad dawnych czasów, enklawa tradycyjnego malajskiego stylu życia w środku gigantycznego miasta. Od nowoczesnego centrum Kuala Lumpur dzieli ją zaledwie jedna stacja metra.
Nie mamy nic przeciwko nowoczesności, w zasadzie bardzo ją lubimy – tłumaczy Azim, właściciel kiosku z gazetami. – Tyle że trudno połączyć rozwój i tradycję. Nasza dzielnica jest symbolem malajskiej kultury i większość mieszkańców chce, by pozostała w rękach Malajów. Tylko w ten sposób nie straci tożsamości.
Pochodzące jeszcze z czasów kolonialnych prawo mówi, że ziemia w Kampung Baru może należeć wyłącznie do Malajów. Wszelkie decyzje dotyczące gospodarowania nią należą do wybieranej przez mieszkańców rady starszych. Oddawanie tak ważnych spraw w ręce kilku starszych panów nie podoba się inwestorom. Działki z rozpadającymi się domami to jedne z ostatnich miejsc w Kuala Lumpur, których nie przejęły jeszcze wielkie koncerny, firmy, hotele, finansiści. Sprzedając je, miasto mogłoby zarobić fortunę. A wraz z nim mieszkańcy dzielnicy.
Rząd, nie chcąc paść ofiarą podejrzeń o pazerność, tłumaczy, że miasto musi się modernizować, a nieco zapuszczona dzielnica stanowi skazę na nowoczesnym wizerunku Kuala Lumpur. Starszyzna pozostaje jednak nieugięta i skrupulatnie korzysta z prawa weta, blokując wszelkie rządowe pomysły. Trudno ocenić, czy rzeczywiście kieruje nią chęć ochrony tradycji, czy to już tylko licytacja mająca podbić cenę.
Na razie Kampung Baru żyje niespiesznym rytmem, niczym wyspa na oceanie wielokulturowej metropolii. Jej swoisty urok i serwowana tu tradycyjna malajska kuchnia przyciągają nie tylko turystów, ale także poszukujących kulinarnych rozkoszy mieszkańców stolicy.

 

 

A NAJPIERW PRZYSZLI CHIŃCZYCY

 

Zamiast do Kampung Baru większość odwiedzających Kuala Lumpur trafia jednak do Chinatown. Chińscy mieszkańcy miasta wtopili się w jego krajobraz tak skutecznie, że ich dzielnica traktowana jest często, obok dystryktu finansowego, jak samo centrum miasta. Chińczycy mają zresztą pełne prawo czuć się jedną z głównych nacji malezyjskiej stolicy – gdyby nie oni, być może miasto w ogóle nie powstałoby. W połowie dziewiętnastego wieku pochodzący z rodziny władców królestwa Selangor radża Abdullah udostępnił osadnikom i przedsiębiorcom bogatą w złoża cyny dolinę rzeki Klang. Osiemdziesięciu siedmiu Chińczyków, gotowych podjąć pracę przy zakładaniu kopalni, osiedliło się w miejscu, gdzie łączą się rzeki Gombak i Klang. Miejsce to nazwano Kuala Lumpur, czyli „błotnisty zbieg rzek”. Trudne warunki bytowe i malaria wkrótce pozbawiły życia sześćdziesięciu dziewięciu pionierów, osada jednak przetrwała.
Prawdziwy rozkwit zaczął się wraz z powołaniem przez Brytyjczyków (władających w tym czasie Malezją) kapitanów, odpowiadających za administrowanie miastem. Zbudowano pierwszą linię kolejową, poprawiono drogi, powstały szkoły, szpital i schronisko dla bezdomnych. Wkrótce, dzięki założeniu cegielni, drewniane domy kryte strzechą ustąpiły murowanym. Te najstarsze budynki to charakterystyczne dla tego rejonu świata tzw. domy-sklepy, czyli wąskie, piętrowe kamienice, z parterem przeznaczonym na działalność usługową lub handlową i zadaszonym od frontu chodnikiem. Do dziś pełnią swe funkcje, będąc równocześnie – dzięki kolorowym fasadom i eklektycznym zdobieniom – malowniczymi elementami malezyjskiej stolicy.

 

BOSKI TANIEC

Młode dziewczęta, oszałamiające kolory, wystudiowane ruchy – oto taniec na cześć lokalnego hinduskiego bóstwa.

ANGIELSKI SPADEK

Po Brytyjczykach na Półwyspie Malajskim pozostał Ogrody Botaniczne, a także zamiłowanie mieszkańców Kuala Lumpur do krykieta.

SUPERBLIŹNIACZKI

Do 2004 roku wieże Petronas były najwyższymi budynkami świata. Ich wnętrza bywają wykorzystywane jako sceneria gier komputerowych. Bliźniaczki zagrały też w wielu filmach sensacyjnych.

 

ARMANI BARDZO TANI

 

Chinatown dawno przestało być dzielnicą jedynie chińską. Co rusz wpadamy na hinduskie sklepy i restauracje. Na Tun HS Lee dominuje kolorowa brama prowadząca do Sri Mahamariamman, najstarszej i najbogatszej w Malezji świątyni hinduskiej. Na Tun Tan Cheng Lock kryje się niepozorny, lecz dobrze znany miejscowym, hinduski zakład fryzjerski. Od 1940 roku prowadzi go ta sama rodzina. Wyposażenie zachwyci wielbicieli retro – obok stylowych szafeczek i sfatygowanej myjni, stoją pochodzące z lat sześćdziesiątych krzesła japońskiej firmy Takara. Strzyżenie i golenie odbywa się przy pomocy brzytwy ostrzonej o skórzany pasek.
Bajeczne świątynie i zabytki architektury blakną w zestawieniu z miejscem, które przyciąga tysiące turystów i setki miejscowych. Petaling Street to prawdziwe serce Chinatown. W dzień panuje tutaj typowy wielkomiejski zgiełk, ale to w nocy zaczyna się zakupowe szaleństwo. Do późnych godzin tłumy przewijają się pomiędzy stoiskami z podróbkami markowych produktów i pirackich nagrań. Tysiące rąk przebiera w stosach tanich „armanich”, „vuittonów”, „chanelów”, „pum” i „rolexów”. Na głodnych i zmęczonych czekają stoiska z przekąskami oraz restauracje serwujące lokalne specjały, wśród nich smażony makaron w stylu hokkien, malajska grillowana ryba ikan bakar lub asam laksa – kwaśna zupa rybna, która regularnie zajmuje czołowe miejsca na listach najlepszych potraw świata.

 

 

PAMIĘTAJĄ O OGRODACH

 

Co dziś robicie? – młody kierownik hotelu każdego ranka zadaje nam to samo pytanie. Pod ręką trzyma stosik broszurek, przewodników oraz ołówek przydatny w rysowaniu mapy „obowiązkowych miejsc do zobaczenia”. Na liście tej nie mogło zabraknąć Daran Merdeka, dużo większy entuzjazm wywołały w nim jednak Ogrody Botaniczne.
Merdeka jest okej, ale tam wszyscy chodzą. Do ogrodów docierają nieliczni – wyjaśnia.
Merdeka to główny skwer miasta, noszący dumnie nazwę Placu Niepodległości. Leży dokładnie tam, gdzie łączą się rzeki Gombak i Klang. Sam plac to pole zielonej trawy, które za czasów Brytyjczyków służyło jako boisko do krykieta. Tuż obok wznosi się najwyższy na świecie, stumetrowy maszt flagowy. W ostatnim dniu sierpnia 1957 roku powiewająca na nim brytyjska flaga została zastąpiona malezyjską – kraj odzyskał pełną niepodległość. Tło dla placu tworzy kilka rozrzuconych wokół budynków z przełomu XIX i XX wieku, z wyróżniającym się Pałacem Sułtana o mauretańskim rysie. Mimo swej urody, zdają się nie budzić większego zainteresowania turystów. Mieszczące się w nich muzeum, biblioteka i siedziby rządowe tworzą dość senną atmosferę, pokazując wyraźnie, że prawdziwe życie miasta toczy się gdzie indziej.
Ogrody Botaniczne, kolejna spuścizna po Brytyjczykach, prezentują się bardziej okazale. Te 92 hektary to zielone płuca miasta. Utrzymane w nieskazitelnym porządku alejki kluczą pomiędzy sztucznym jeziorem, największym na świecie awiarium, parkiem motyli, ogrodem hibiskusów i orchidei oraz niewielkim zoo.
Jeśli ktoś preferuje dziką przyrodę, powinien wybrać leżący po drugiej stronie miasta, na wschód od Chinatown, rezerwat leśny. To fragment pierwotnego lasu deszczowego, dzięki któremu Kuala Lumpur jest jedynym miastem na świecie z pozostałościami autentycznej dżungli.

 

METROPOLIS

Kuala Lumpur pozostaje jednym z najszybciej rozwijających się miast Azji Południowo-Wschodniej, osiągając rocznie dziesięcioprocentowy przyrost gospodarczy.

NATIONAL MONUMENT

Pomnik upamiętnia poległych w bojach o niepodległość, głównie z japońskim okupantem podczas II wojny światowej oraz podczas walk w latach 1948-1960.

MALEZYJSKIE PIĘKNOŚCI

 

Podobne jak dwie krople wody, nierozłączne jak Kastor i Polluks, siostry Petronas to najsłynniejsze bliźnięta Malezji. Wysokie i smukłe, o orientalnej urodzie i stylu równoważącym tradycję z nowoczesnością. Urodziły się w 1998 roku, a ich ojcem jest argentyński architekt César Pelli. W pionie utrzymują je sięgające 150 metrów w głąb ziemi fundamenty i żelbetonowa konstrukcja zakryta misterną elewacją ze szkła i stali. W dzień połyskuje w słońcu, a nocą – oświetlona tysiącami świateł – błyszczy niczym srebrna suknia.
Są zadbane i wytworne, ale wymagają szczególnej troski. Wspólnie mogą poszczycić się 32 tysiącami okien, których umycie zajmuje około dwóch miesięcy. Wieże mieszczą setki biur, markowych sklepów, dziesiątki restauracji, największe centrum handlowe w Malezji, galerię sztuki i filharmonię. Codziennie w ich wnętrzu krążą tysiące ludzi, niesionych 77 windami po 88 piętrach, sunących ruchomymi schodami, marmurowymi podłogami i podniebnym mostem wiążącym „siostry” na wysokości 42. piętra. Roztacza się z niego widok na KLCC – Kuala Lumpur City Center: nowoczesne wieżowce, eleganckie sklepy, szerokie chodniki. Nieco dalej Bukit Bintang – dzielnica hoteli, restauracji i modnych klubów, zwana Złotym Trójkątem. U swych stóp bliźniacze wieże mają park stworzony przez brazylijskiego artystę Roberto Burle Marxa. Rośnie tu niemal dwa tysiące gatunków drzew i krzewów dobranych tak, by przyciągnąć miejscowe i migrujące ptaki. Jest sztuczne jezioro, fontanny, rzeźby, ławki i altanki z drewna i kamienia. Nie zapomniano o placu zabaw i ścieżkach do joggingu.
Wieże Petronas najpiękniej prezentują się o zmierzchu i po zachodzie słońca. Przechodnie rozsiadają się przy fontannie. Przychodzą turyści, rodziny z dziećmi, grupy młodzieży i zakochane pary. Te ostatnie skupione są bardziej na sobie niż wieżach, a większość energii koncentrują na próbach uniknięcia funkcjonariuszek policji moralnej. Surowe policjantki, w eleganckich mundurach i muzułmańskich chustach pod czapkami, krążą niczym przyzwoitki, szukając objawów „niewłaściwego” zachowania, nadmiernych czułości i gestów podszytych seksualnością.
Po miękkich ścieżkach suną ze skupionymi twarzami biegacze, obojętni na urok miejsca. Wieczorne, chłodniejsze powietrze pozwala zamienić firmowy uniform na koszulkę i szorty, a półbuty na tenisówki. I choć oddech mają miarowy, w ich żyłach tętni puls miasta – chaotyczny, głośny, popędzający.