Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2012 na stronie nr. 54.

Tekst i zdjęcia: Sebastian Szade,

Szalone wizje Jakuba Kolonisty


Na historię kolonializmu składają się przeważnie wydarzenia wstydliwe. Znaleźć w niej można jednak przypadki budujące, żeby nie powiedzieć romantyczne. Jeden z nich wiąże się z wyspą Tobago oraz… I Rzeczpospolitą.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Księstwo Kurlandii i Semigalii, wchodzące w skład Rzeczpospolitej Obojga Narodów, swój złoty wiek przeżywało w siedemnastym stuleciu. Rozważna polityka dynastii Kettlerów przyczyniła się do rozwoju handlu, szczególnie morskiego. Kolejnym krokiem miało być zdobycie własnych kolonii, wzorem Królestwa Niderlandów.
Książę Jakub, rządzący od 1642 roku, poświęcił całe swe panowanie na to, aby ową nieco szaloną wizję wcielić w życie. I chociaż poniósł ostatecznie klęskę, wydawało się, że ów sen ma szansę na spełnienie. Po założeniu faktorii przy ujściu rzeki Gambia w Afryce, swoją uwagę skupił na niewielkiej wysepce położonej u wybrzeży Ameryki Południowej.

 

 

TOBAGO W PREZENCIE DLA CHRZEŚNIAKA

 

Wiele lat temu, zanim moja stopa stanęła w tym karaibskim zakątku, wysłałem dziesiątki maili do profesorów katedry historii uniwersytetu w Port-of-Spain, wypytując o kurlandzki epizod z przeszłości ich ziem. Nie doczekałem się choćby lakonicznej odpowiedzi. Myślałem, że zostałem zlekceważony albo że wiadomości po prostu nie dotarły. Dopiero na miejscu uderzyła mnie banalna prawda. Ta cisza mogła oznaczać jedno – zaproszenie, bym na własne oczy poznał odpowiedzi.
Trynidad został odkryty jeszcze przez Kolumba i szybko stał się częścią Imperium Korony Hiszpańskiej. Mniejsze od niego Tobago na wiele lat pozostawało poza orbitą zainteresowań europejskich mocarstw. Nie jest do końca jasne, w jaki sposób w drugiej połowie XVII wieku stało się ono własnością Księstwa Kurlandii i Semigalii. Najbardziej prawdopodobna teoria łączy się z ojcem chrzestnym księcia Jakuba, którym był król Anglii, Jakub I Stuart. Formalnie należąca doń wyspa miała być prezentem z okazji narodzin chrześniaka, tenże zaś – w sprzyjających okolicznościach już jako dorosły władca – miał się o nią upomnieć.
Do wspólnej akcji kolonizacyjnej ambitny książę Kurlandii starał się zachęcić tak Rzeczpospolitą, jak i samego papieża. Bezskutecznie. Pomysłu nie traktowano poważnie. Kilka pierwszych prób spaliło na panewce, potwierdzając, że porywa się z motyką na słońce. 20 maja 1654 roku przybył jednak na wyspę statek z osadnikami z Mitawy. Niebawem liczba emigrantów przekroczyła tysiąc i nadal rosła. Powstały pierwsze forty i osady, w tym Casimirshafen, na cześć zwierzchnika lennego Kurlandii, króla Rzeczpospolitej, Jana Kazimierza. Sen stawał się rzeczywistością.

 

ZAMORSCY GOŚCIE

Zatoka w Port-of-Spain pozwala cumować tuż przy promenadzie nawet wielkim statkom handlowym.

JEDEN Z SIEDMIU

Śródmieście stolicy Trynidadu zdobi siedem domów z epoki brytyjskiej dominacji. Wszystkie dożywają swych ostatnich dni.

GORĄCZKA TROPIKÓW

Obławy na gangi z przedmieścia zdecydowanie urozmaicają popołudniowe spacery (także gangsterom).

 

ŚLADY ZATARTE PRZEZ TROPIK

 

W tropikalnym klimacie zabudowa marnieje błyskawicznie. Nowe domy po kilku latach zaczynają pokrywać się patyną, rdzą, kurzem i grzybem. Nic więc dziwnego, że z budynków wzniesionych przez Kurlandczyków przed ponad trzema wiekami nic nie pozostało. Można zresztą podejrzewać, że były one złej jakości, klecone pospiesznie i bez niezbędnego doświadczenia. Tobago swoją historyczną tkankę odziedziczyło głównie po Brytyjczykach. W większości jest to zabudowa militarna, tworzona z myślą o przetrwaniu najcięższego ataku piratów czy Francuzów.
Chwilę po wyjściu z samolotu uderza mnie nie tylko mordercza spiekota, ale i niebywały spokój Tobago. Masowa turystyka kryje się za wysokimi murami kurortów, zostawiając całą resztę tylko dla mnie. Atmosfera jest leniwa i bezpretensjonalna. Crown Point ma wiele do zaoferowania. Plaże są piękne i do tego puste. Nieopodal nich znalazłem malowniczy Fort Milford, pierwszy punkt krótkiej marszruty po zapomnianej przeszłości. Został on zbudowany w 1777 roku przez Brytyjczyków. Stoi tam kilka armat z epoki i resztki umocnień.
Strategiczne położenie miejsca nie umknęło też uwadze Kurlandczyków, którzy pierwsi stworzyli w tym miejscu osadę i bazę wypadową. To na jej gruzach, po wielu latach, powstał istniejący do dziś fort. Obecnie jest on miejscem romantycznych schadzek i plenerem dla fotografów, którzy pragną uwiecznić piękno zachodzącego słońca.

 

 

RYGA PAMIĘTA

 

Kurlandzcy pionierzy osiedlali się głównie na północnym wybrzeżu wyspy. O tej historii świadczą jeszcze niektóre nazwy. Nad Zatoką Kurlandzką (Great Courland Bay) rozłożyło się niewielkie miasteczko Plymouth (niegdyś Jacobus-Stadt), którego największą atrakcją jest Fort James (niegdyś Fort Jacobus). Znajduję tam kolejne brytyjskie umocnienia rozrzucone po malowniczym parku, który przycupnął na klifie. Kamienne ściany i dach prochowni pokryte są zieloną naroślą, co może sugerować, że jest to zabytek nader wiekowy. W rzeczywistości pochodzi z XIX wieku. Na tym terenie stanęły właśnie pierwsze zabudowania europejskich osadników. To tutaj pulsowało życie kurlandzkiej kolonii. Jest nawet monument upamiętniający pionierów. Rokrocznie niewielka delegacja z odległej Rygi składa pod nim kwiaty, oddając cześć odwadze przodków.
Historia milczy o tym, czy Kurlandczycy kiedykolwiek zapuścili się w okolice stolicy wyspy, Scarborough. Na pewno obecni byli tam Holendrzy i Anglicy, którzy pozostawili po sobie zdecydowanie najpiękniejszy zabytek na całej wyspie – Fort Króla Jerzego. Wspinaczka na jego szczyt jest ciężka, ale wysiłek zostaje wynagrodzony z nawiązką. Przede mną bezkres oceanu. Woda i niebo tworzą jedność. Drzewa koją szelestem liści. Armaty wydają się być gotowe do strzału, więc mimowolnie wypatruję w oddali czarnej bandery z trupią czaszką. Fort Króla Jerzego przypomina plener stworzony na potrzeby kolejnej części „Piratów z Karaibów”.

 

CORALU, CZY CI NIE ŻAL?

Jednostki pływające odpoczywają na plażach Tobago. Łódka „Coral” w morze raczej już nie wypłynie.

CELOWNICZY

Armata z Fortu Króla Jerzego, jak przed wiekami, wycelowana jest w kierunku wejścia do portu Scarborough.

 

ZEMSTA JAKUBA

 

Kurlandczycy opuszczali Tobago i wracali wielokrotnie. Porażki ich nie zniechęcały. W 1659 roku osadników wypędziły oddziały niderlandzkie. Po pewnym czasie wrócili i co kilka lat a to uciekali, a to przybijali do brzegów z nowymi planami. Po raz ostatni ewakuowali się w 1681 bądź 1690 roku (źródła podają różne daty).
Książę Jakub do końca swych dni walczył o odzyskanie kolonialnych włości. Jego potomkowie upominali się o poszanowanie prawa własności i zwrócenie im wyspy aż do III rozbioru Rzeczpospolitej. Zresztą było to o tyle uzasadnione, że jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku była ona niezamieszkana. Wizja Nowej Kurlandii długo tliła się w niepokornych umysłach.
Miłość czasem zamienia się w nienawiść. Być może więc, na łożu śmierci, książę Jakub rzucił na upragnioną wyspę klątwę, wiszącą nad nią po dziś dzień. Tylko pozornie współczesny Trynidad i Tobago to państwo szczęśliwe. Rozwój napędza ropa i gaz (Trynidad) oraz turystyka (Tobago). Niewielki kraj destabilizują jednak podziały i uprzedzenia. Społeczeństwo składa się po połowie z czarnoskórych potomków niewolników oraz Hindusów, których do osadnictwa zachęcili Brytyjczycy. Między obiema grupami panuje jawna niechęć, prowadząca czasami nawet do przelewu krwi.
Mieszkańcy Tobago uważają większą wyspę za ostoję zbrodni i grzechu. Ci z Trynidadu podkreślają rosnącą przestępczość u swoich sąsiadów. Kraj stał się ważnym punktem przerzutowym narkotykowej kontrabandy. Wzrosła konsumpcja używek i siła lokalnych gangów. Tylko jednego dnia w Port-of-Spain rano czytałem o zwłokach wyławianych z podmiejskiego bagna, popołudniem zaś byłem świadkiem policyjnej obławy w centrum miasta.
Z tej perspektywy tak bardzo ciekawa przeszłość, która mnie do Tobago przywiodła, nikogo tutaj nie interesuje.