Głęboki kanion wypełniony jest ciszą. Od czasu do czasu słychać tylko lekki szelest. To kroki wędrowców. Stąpają po zamarzniętej powierzchni rzeki. Idą niespiesznie, jeden za drugim. Wokół himalajskie ściany i szczyty. Mróz i rozrzedzone powietrze.
Dostępny PDF
Skuta lodem rzeka Zanskar jest drogą. Przez dwa zimowe miesiące jej powierzchnię pokrywa gruba warstwa lodu. Bystry nurt spienionych wód zamiera. Niedostępne o innych porach roku wąwozy i przełomy stają otworem przed himalajskimi wędrowcami.
TRASĄ HIMALAJSKICH NOMADÓW
Rzeka przebija się z Zanskaru w kierunku Ladakhu, by tam połączyć swe wody z Indusem. W głębokim wąwozie pokonuje łańcuch Himalajów. O tej porze roku inne, wysokogórskie drogi pomiędzy Ladakhiem i Zanskarem są niedostępne, a w każdym razie niebezpieczne. Przełęcze, przez które wiodą, pokrywa śnieg niosący zagrożenie lawinami, a mroźne wiatry wiejące z niesłychaną siłą na wysokości ponad pięciu tysięcy metrów nie zachęcają mieszkańców wiosek do wysokogórskich wędrówek.
Ludzie Himalajów, mimo iż prowadzą osiadły tryb życia, są jednocześnie górskimi nomadami. Tradycja wędrowania jest szczególnie silna wśród Zanskarczyków. Zimą wybierają lodową drogę. Zacisznym wąwozem rzeki Zanskar ruszają do Ladakhu, do stolicy tego regionu – niedużego miasta Leh. Niosą na sprzedaż skóry jaków, domowe masło z mleka tych zwierząt, suszone sery, zebrane na letnich pastwiskach zioła, a także odnalezione w górach szlachetne i półszlachetne kamienie.
Z zanskarskich osad ruszają na szlak także dzieci. W towarzystwie opiekunów wędrują do szkół w Leh. W stolicy zwykle pozostają na kilka lat. Rzadko wracają na krótkie szkolne wakacje.
Do swoich wiosek Zanskarczycy zabierają z Ladakhu produkty cywilizacji technicznej, a także ryż i herbatę, słowem wszystko to, czego brakuje w ciągle jeszcze niełatwo dostępnych osadach.
Z wysokogórskich siedlisk na lodowy szlak wybierają się również buddyjscy pielgrzymi. Zimą bowiem w kilku klasztorach Ladakhu odbywają się religijne uroczystości, których najważniejszym elementem są rytualne tańce buddyjskich mnichów.
Od pewnego czasu na lodowej drodze pojawiają się również ludzie spoza Indii. Wędrowanie tędy jest wyzwaniem dla podróżników z Europy i Ameryki szukających w Himalajach niecodziennych przeżyć. Chęć zmierzenia się z surowym, wysokogórskim klimatem, trudnymi warunkami i wreszcie stawienie czoła niskim temperaturom – wszystko to skłania podróżników do wyruszenia na lodowy szlak.
BYWA KRUCHO
Lód jest zdradliwy. Przed wejściem należy zbadać jego grubość.
WĘDROWCY NA LODZIE
Wędrujący z nami mnich buddyjski o imieniu Taszi zwraca uwagę przede wszystkim na typ lodu, po którym przychodzi nam iść kolejny już dzień. Od jego rodzaju i wytrzymałości zależy, którą stroną koryta rzeki idziemy. Powierzchnia lodu może być bardzo zróżnicowana: od gładkiej niczym lustro, przez nieco pofałdowaną i jakby poruszoną falami taflę wody, po najeżoną setkami zębów podobną do twardej szczotki. Zdarza się i tak, że na lód o grubości ponad metra wdziera się woda z bocznych dopływów Zanskaru. Gdy mróz nie jest zbyt silny, zamarza ona tylko z wierzchu i wtedy lód zapada się pod ciężarem wędrowców.
Emocje budzi także wędrowanie po lodowych półkach, z jednej strony przymarzniętych do skalnych ścian, z drugiej obmywanych bystrym nurtem rzeki. Najtrudniej jest jednak na tych odcinkach, na których woda nie zamarzła na skutek bijących z dna ciepłych źródeł. Przychodzi wtedy czas na małą przygodę wspinaczkową. Obejścia takich odcinków rzeki wiodą po ciosanych ścianach skalnych, niekiedy kilkadziesiąt metrów nad lustrem wody. Himalajscy górale wykuli w tych ścianach i zboczach wąziutkie ścieżki, a niekiedy nawet stopnie i chwyty. Gdy skały i piargi pokrywa cienka warstwa lodu, mnich Taszi zbiera do swego habitu trochę piasku i posypuje przed nami trudniejsze odcinki.
KRÓTKI DZIEŃ NA SZLAKU
Godzina 7 rano, brzask. Jest szaro, minus 30 stopni. Szybko pijemy z metalowych kubków stygnący płyn. Pospiesznie zwijamy i pakujemy ekwipunek. Staramy się bezzwłocznie ruszyć w drogę, by uniknąć przemarznięcia.
O godzinie 10 rano słońce dociera do wąwozu. W południe temperatura powietrza nieco się podnosi. Czas na posiłek i toaletę. Zatrzymujemy się w rozszerzeniach kanionu, w nasłonecznionych miejscach. Czas na zbieranie wysuszonego drewna, które przyniosły latem i zostawił pośród kamieni nurt Zanskaru. Woda topiona jest z lodu lub ze śniegu. Za chwilę można się umyć, wypić słoną herbatę, a potem zupę.
Wędrujemy aż do zmierzchu. Na noc zatrzymujemy się w skalnych pieczarach. Rozpalone ogniska nagrzewają kamienne ściany grot, które w nocy oddają nagromadzone ciepło.
Ponieważ znaczna część lodowego szlaku wiedzie przez tereny niezamieszkane, najczęstszym sposobem spędzania nocy jest właśnie odpoczynek w jaskiniach, których nie brakuje w dolinie rzeki Zanskar. W trakcie sezonu wędrówek pieczary przypominają każdej nocy wysokogórskie schroniska, w których spotykają się ludzie tej himalajskiej drogi. Wędrowcy przekazują sobie informacje o stanie lodu, możliwych obejściach tych partii rzeki, na których jest on zbyt kruchy, wreszcie opowiadają plotki z życia rozrzuconych wśród gór osad. Niektórzy przekazują znajomym listy, by zanieśli je do odległych o kilka dni marszu wiosek.
W DOMACH I KLASZTORACH
Sceny z wioski w Zanskarze. Mimo ostrej zimy życiu nie brakuje ciepła.
GÓRALSKI NIEZBĘDNIK
Himalajscy górale, wędrując lodową rzeką, korzystają przede wszystkim z wyposażenia, które wykonywane jest tradycyjnymi metodami w ich rodzinnych wioskach. Zabierają ze sobą nosiłki zrobione z twardego, choć podatnego na wyginanie drewna, ubierają się w stroje wykonane z wełny jaków; niejednokrotnie zabierają także skóry tych zwierząt, które służą im podczas biwaków. Te naturalne ubiory znakomicie chronią przed zimnem i wiatrem, ale w przypadku zamoczenia są trudne do wysuszenia. Górale wędrują najczęściej w wojskowych kaloszach, które nie są, co prawda, zbyt przewiewne, ale w sytuacji gdy trzeba iść po pokrytym wodą lodzie, sprawdzają się znakomicie.
Podstawowym pożywieniem miejscowej ludności w podróży jest tsampa. To mąka przygotowana z prażonego jęczmienia. Wystarczy zalać ją ciepłą wodą lub słoną herbatą z masłem i powstaje papka, która jest podstawowym daniem wędrujących. Mnich Taszi, wędrując z nami, dodawał do niej jeszcze czurpej, czyli rodzaj wysuszonego i pokruszonego sera przygotowanego w himalajskich wioskach z maślanki pochodzącej z mleka jaków. Tsampa, czurpej, słona tybetańska herbata to podstawa śniadań i obiadów w czasie wędrówki. W długie wieczory natomiast górale gotują na kolację potrawę o nazwie tukpa – zupę na maśle, z suszonych warzyw i niekiedy z kawałkami suszonego mięsa. Lepią do niej kluski z tsampy.
PODNIEBNE WIOSKI
Niewielka społeczność tej krainy (14 tysięcy osób) zamieszkuje wysoko położone osady. Średnia wysokość Zanskaru to sześć tysięcy metrów n.p.m.
KANONADY W WĄWOZIE
Gotowanie na ognisku, a nie na kuchence turystycznej, noclegi w pieczarach, a nie w namiotach, posiłki przygotowane z tsampy – nasz sposób wędrowania zbliżony był do stosowanego przez himalajskich górali. Dzięki temu o życiu na lodowym szlaku mogliśmy dowiedzieć się znacznie więcej. Także nasze kontakty z miejscowymi były bardziej naturalne.
Obserwując życie himalajskich wędrowców, podziwialiśmy ich umiejętną adaptację do surowych warunków tego szlaku. Wykorzystując wszystkie znane im tradycyjne sprzęty i elementy wędrownego wyposażenia, potrafili skutecznie stawiać czoła niskim temperaturom, huraganowym wiatrom, mgle i śnieżycom, a także niespodziankom, które krył przed ludźmi zdradliwy lód. Tego typu wędrowanie daje poczucie wolności. Pozwala spojrzeć na Himalaje niezniszczone cywilizacją, ciągle jeszcze dziewicze i pierwotne, kryjące z pewnością niejedną tajemnicę.
Od kilku lat w wąwozie rzeki Zanskar słychać kanonady. Przy użyciu dynamitu budowano skalną półkę. Wysoko ponad nurtem rzeki prowadzić nią będzie kiedyś droga jezdna. Co roku powstają kolejne jej odcinki. Z chwilą ukończenia prac przypuszczalnie zaniknie tradycja pieszego wędrowania lodowym szlakiem. Lodowa droga przejdzie do historii. Historii azjatyckich lądowych szlaków łączących różne rejony tego kontynentu.