Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-02-01

Artykuł opublikowany w numerze 02.2013 na stronie nr. 64.

Tekst i zdjęcia: Daniel Klawczyński, Tekst: Dominika Skonieczna,

Zima, biegówki i my


Jest to opowieść o polskiej krainie Królowej Śniegu, o wieczorach na zapiecku, tradycyjnej bani i długich wędrówkach w białym puchu śladami dzikich zwierząt. Posłuchajcie, czego może doświadczyć człowiek, który zdecyduje się przypiąć narty i ruszyć na przełaj.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Utarło się, że na narty trzeba jechać w góry, żeby był wyciąg, baca, śliwowica i ski-passy. Jednak, gdy wygospodarowaliśmy w końcu odrobinę wolnego czasu, by wyrwać się z domu, zima jak na złość zwinęła manatki i w całym kraju zapanowała odwilż. Najcieplej było w górach, gdzie śnieg pod wpływem frontu z południa tajał najprędzej. Na mapie Polski istniał tylko jeden wyjątek. Prognozy donosiły, że resztki białego puchu ostały się na Mazurach Garbatych i Suwalszczyźnie. Postanowiliśmy zaryzykować, mając nadzieję, że jeszcze uda nam się poślizgać na deskach. Z piwnicy wyciągnęliśmy zakurzone, dawno nieużywane narty biegowe i już wkrótce mknęliśmy autem na północny wschód. Nie zawiedliśmy się na polskim biegunie zimna. Wszystko dokładnie przysypane było grubą warstwą śniegu, a do tego panował dwudziestostopniowy mróz.

 

ŚWIT W PRZEŁOMCE

Ranek w niewielkiej osadzie nieopodal Hańczy wita 20 kreskami poniżej zera. Niełatwo w taką pogodę pożegnać nagrzaną chatę i ruszyć na narty.

ŚWIECIE MÓJ!

Z wieży położonej u brzegów jeziora Hańcza widać nawet „Fudżijamę”. Oczywiście tę suwalską, czyli Górę Cisową.

CROSSEM PRZEZ COUNTRY

Mapa pod pachą i można wędrować dokądkolwiek przez przysypane śniegiem pola czy zamarznięte jeziora.

 

GALERIA Z BANIĄ

 

Za pierwszą bazę obraliśmy nietypowe miejsce kryjące się pod zagadkową nazwą „Galeria w Przełomce”. To niewielkie gospodarstwo należy od kilkunastu lat do państwa Mackiewiczów. Przyjechali z daleka i urządzili je po swojemu. Nie jest to klasyczna agroturystyka, a coś znacznie więcej – to przystań dla zmęczonych pędem życia.
Nie zapomnimy typowej dla tych terenów, chociaż coraz rzadziej spotykanej, czarnej bani, zwanej też rosyjską. Po kilkuminutowej „kąpieli” w rozgrzanej i pachnącej wędzonką łaźni parowej wyskakuje się wprost na śnieg lub do przerębli w pobliskim stawie. Zdrowie i higiena w jednym, a przy tym niezapomniane przeżycie. Ale nie każdy zdobędzie się na coś takiego. Do szczęścia wystarczy już choćby nocleg w glinianej chacie. Miło jest posiedzieć wieczorem przy piecu, wystarczy zdjąć fajerki, by ciepły blask żywego ognia wypełnił całą kuchnię. Najlepiej położyć się wówczas jak kot na zapiecku, czyli na ławie obok komina, która powoli nagrzewa się od pieca. Ciepło z kuchni wędruje na stryszek, gdzie pod tradycyjną strzechą pokrytą pierzyną śniegu znajduje się przytulna sypialnia. W takich okolicznościach, po długiej i męczącej podróży albo dniu spędzonym na nartach, zasypia się wybornie.
Chociaż po niezwykle mroźnej nocy temperatura wcale nie zachęca do wystawienia nosa za próg, trzeba zebrać się i ruszyć prędko w teren. Choćby dlatego, że o tej porze roku dzień jest krótki i szkoda każdej minuty. Powietrze jest tak ostre i szczypiące, że trudno swobodnie oddychać. Traktujemy to jako leczniczą krioterapię. Takie zimy to tutaj norma, więc trzeba być przygotowanym. Twarz smarujemy bardzo tłustym kremem, a nos i usta osłaniamy chustą.
Potem, w ciągu dnia, jest już lżej. Kiedy nie wieje wiatr, zdarzają się momenty, że najchętniej człowiek by się chwilkę poopalał. Odbite od białej powierzchni promienie słońca miło przygrzewają i robi się zupełnie znośnie. Gdy pogoda dopisuje, wszystko skrzy się i mieni niczym brylanty – jest surowo i jednocześnie pięknie.

 

WITAJCIE W NASZEJ BAJCE

Gliniana chatka w Galerii Wiejskiej w Przełomce.

TU SIĘ ZGARBISZ

Krajobraz Mazur Garbatych jest mocno pofałdowany i rzadko zalesiony, co sprzyja narciarstwu przełajowemu.

NA ZAPIECKU

W chacie ze słomy i gliny w czasie upałów jest chłodno, a podczas mrozów ciepło. Po długim dniu na nartach największym powodzeniem cieszy się piec z nagrzewającą się ławą.

 

NA PRZEŁAJ, NA AZYMUT

 

Odpowiednio zleżały, ubity śnieg może być pretekstem, żeby skręcić z przetartej drogi i puścić się na przełaj. Narciarstwo biegowe po angielsku nazywa się właśnie cross-country skiing, co można przetłumaczyć jako narciarstwo przełajowe albo terenowe. To otwiera możliwości nie tylko sportowe, ale także turystyczne i krajoznawcze. Zaśnieżone pagórkowate tereny, często bezleśne, w jakie obfituje Suwalszczyzna, a także zamarznięte jeziora to idealny poligon do długich przechadzek z mapą i kompasem. Spod głębokiej warstwy śniegu wystają jedynie czubki płotów, a lód na jeziorach jest gruby i twardy jak beton.
W tej otwartej przestrzeni orientacja na azymut wydaje się idealnym rozwiązaniem. Jedynie w okolicach Szurpił i Jeleniewa, gdzie na głębokości kilkuset metrów zalegają soczewkowe złoża metali, busola będzie zupełnie nieprzydatna. Pamiętajmy, że deklinacja magnetyczna jest tu największa w Polsce i może wynosić nawet 20° (przeciętnie 6-7°).
W śnieżnej pustce, z dala od siedzib ludzkich czujemy się jak podczas prawdziwej wyprawy przez pustkowia tundry. Na trasie nie spotykamy ludzkich śladów, a idealnie gładki puch z rzadka tylko naruszony tropami lisów, saren czy jenotów. W pobliżu oparzelisk i niezamarzniętych skrawków wody zauważamy niekiedy charakterystyczne ślady brzucha i ogona pozostawione przez polującą wydrę. Z kępy krzaków czasami wyskakuje zając, a nad głową przelatuje kruk szukający padliny. Na zatłoczonych górskich stokach próżno szukać takiego kontaktu z przyrodą.

 

POGRANICZE W ŚNIEGU

Idąc wzdłuż rzeczki Błędzianki, można dotrzeć do granicy z Rosją.

TORY, KTÓRE ODJECHAŁY

Wiaduktami w Stańczykach wiodła niegdyś dwutorowa linia kolejowa Gołdap – Żytkiejmy. Armia Czerwona rozebrała ją w 1945 roku.

PATRZ POD NARTY

Wędrując po zamarzniętej krainie, trafić można na liczne, wykute przez wędkarzy przeręble.

 

W KRAINIE OZÓW

 

Ten, kto toruje trasę i przeciera w puchu ślad, męczy się najbardziej, więc warto zmieniać się co kwadrans. Mocno urozmaicona rzeźba terenu – te wszystkie fantastycznie ukształtowane pagórki: ozy, kemy i drumliny – wymuszają na wędrowcu wzmożony wysiłek. Widoki stanowią nagrodę za trud. Ze wzgórza w Smolnikach widać aż siedem jezior. Wierzchołek Góry Leszczynowej (272 m n.p.m.), którą udało się nam zdobyć, wznosi się tak wysoko, że widać stąd cały Suwalski Park Krajobrazowy. W zasadzie na każdą z tutejszych gór warto się wdrapać. Spoglądając z tych naturalnych tarasów widokowych, przekonujemy się, że krajobraz bardziej przypomina niższe partie gór niż Nizinę Środkowoeuropejską. Tutejsze wzgórza od dawna przyciągały ludzi. Zakładano na nich trudne do zdobycia grodziska, odprawiano obrzędy religijne, świętowano.
Powstały tu już trzy wyciągi narciarskie. Stoki w Szelmencie na Jesionowej Górze, w Dąbrówce oraz na Pięknej Górze koło Gołdapi dostarczają odpowiednich wrażeń także bardziej wymagającym zjazdowcom. Szusować przyjeżdża tu wielu gości z pobliskiej Litwy.
Jedną z ciekawszych tras, jaką udało się nam przejść w tym rejonie, jest ścieżka poznawcza Doliną Czarnej Hańczy. Wbrew nazwie nie prowadzi ona dnem doliny, lecz krawędzią wysoczyzny, z której roztaczają się wspaniałe widoki na płynącą głęboko w dole rzekę. To bez wątpienia jeden z najbardziej spektakularnych krajobrazów polodowcowych w Polsce. Docieramy tędy do Turtula, gdzie mieści się siedziba Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Drogę powrotną obieramy na azymut, by nie wracać po swoich śladach. Nieskalana biel pól rozciągających się aż po horyzont zapiera dech w piersi.

 

W POLSKIEJ TAJDZE

 

Innym, niezwykle atrakcyjnym zimową porą zakątkiem północno-wschodniej Polski jest Puszcza Romincka i jej obrzeża. Znajdziemy tutaj bogactwo przyrody, spokój i całą masę rozgrzewających wyobraźnię ciekawostek oraz tajemnic.
Kwaterujemy się w poniemieckim gospodarstwie Georga Hefera leżącym na skraju puszczy – obecnie to Dom Echa w Błędziszkach. Teren ten przed wojną należał do Prus i stąd tak wiele tu różnic w architekturze czy choćby w samym zagospodarowaniu terenu. Po „naszej” stronie, zaledwie kilka kilometrów stąd, są obszary typowo rolne, a tutaj prawdziwa puszcza. W zamierzchłych czasach była miejscem polowań wielkich mistrzów krzyżackich, a potem książąt i królów pruskich. Jej miłośnikiem był cesarz niemiecki i król pruski Wilhelm II. Puszcza Romincka zyskała sławę jako jedno z najlepszych łowisk w Europie. Dziś podzielona jest granicą polsko-rosyjską. Po obu stronach znajdują się głazy upamiętniające udane polowania cesarza w latach 1890-1913. Do dziś zachowało się 14 takich pomników, z których 8 znajduje się po polskiej stronie. Oryginalne pamiątki dawnych łowów zostały odrestaurowane i mogą stanowić jeden z celów wędrówki na nartach. Nam udaje się dotrzeć do dwóch z nich.
Atrakcją turystyczną, z którą Puszcza Romincka jest najczęściej kojarzona, są wiadukty w Stańczykach – najwyższe mosty kolejowe w Polsce. Na obrzeżach tego zwartego kompleksu leśnego zachowały się dawne pałace, parki oraz cmentarze ewangelickie, w tym także wojenne z okresu I wojny światowej.
Sunąc pośród okazałych borów świerkowych porastających rozliczne torfowiska, można zauważyć, na czym polega fenomen tej puszczy – przypomina ona lasy syberyjskiej tajgi. Robi to ogromne wrażenie i wcale nie dziwi, że budziło także zachwyt wielkich władców. Aż chce się przystanąć na moment, aby posłuchać tajemniczej pieśni puszczy. Oby nie za długo, bo teren jest trudny, urozmaicony wniesieniami i dolinami, poprzecinany ciekami wodnymi. Wcale niełatwo tędy maszerować, a lepiej zdążyć przed zapadnięciem zmroku. Wilków tu nie brakuje.