Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2013 na stronie nr. 22.

Tekst i zdjęcia: Sławomir Kozdraś,

Boska reduta


Nazwa Malty pochodzi prawdopodobnie od greckiego słowa oznaczającego miód. Ta wyspa jest jednym z najpogodniejszych miejsc w Europie, słynącym z kąpieli słonecznych i turystyki rozrywkowej. Kraina miodem płynąca i słońcem paląca. Ale to tylko część historii.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Malta to bezsprzecznie raj dla każdego fana wygrzewania się w słońcu. Niewiele miejsc w zasięgu tanich lotów z Polski kusi tak korzystną mieszanką upragnionego ciepła i głęboko niebieskiego morza. Wystarczy dorzucić światowej klasy nurkowiska oraz przystępne ceny i mamy receptę na raj turystyki masowej.
Znudzonym produkcją witaminy D turystom Malta oferuje jednak znacznie więcej. To wyspiarskie państewko, trzy razy mniejsze niż najmniejsze polskie województwo, słynie również ze swej krwawej historii oraz religijnego ferworu mieszkańców.

 

CIEPŁO, ZŁOTO, TURKUSOWO

Ciepłe wody Niebieskiej Laguny oraz urokliwe złote uliczki tutejszych miasteczek tworzą idealną atmosferę dla miłego wypoczynku.

 

ZAKON JAK GROM

 

Historia Malty to historia walki. Wyspa zasiedlana była początkowo przez Fenicjan, Rzymian, ludy arabskie, sycylijskie i Hiszpanów. Najciekawsza część jej historii zaczyna się jednak wraz z przybyciem joannitów. Zakonnicy ci zostali wyparci na początku XVI wieku z Rodos przez posuwające się na zachód Imperium Osmańskie. Król Hiszpanii Karol V, obawiając się dalszej ekspansji wojsk osmańskich oraz islamu, oddał Maltę zakonnikom w zamian za obietnicę obrony wyspy i symboliczną opłatę w wymiarze dwóch sokołów maltańskich rocznie – po jednym dla Karola V i wicekróla Sycylii.
Joannici nie byli zakonnikami w obecnym rozumieniu tego słowa. Stanowili elitarną międzynarodową jednostkę wojskową, której bliżej było do dzisiejszego GROM-u czy amerykańskich marines niż do poczciwych mnichów uprawiających zioła i studiujących Biblię. Joannici zdobywali szlify wojenne podczas krucjat.
Konfrontacja z wojskami osmańskimi była nieuchronna. Trzydzieści tysięcy Turków wylądowało na Malcie w maju 1565 roku. Wyspy broniło siedmiuset zakonników i osiem tysięcy cywilów. Oblężenie trwało miesiącami. Walka była wyjątkowo brutalna – Turcy bombardowali mury Birgu, a ciała zabitych Maltańczyków przybijali do krzyży i puszczali z prądem tak, aby dryfowały w zatoce. Woda nabrała krwistej czerwieni. Maltańczycy nie pozostali im dłużni i w odwecie obcinali głowy tureckich żołnierzy i wystrzeliwali je z katapult w wojska nieprzyjaciela. Z trudem, ale z uporem, utrzymywali fort pod wodzą Wielkiego Mistrza Zakonu Jeana Parisot de la Valette. W końcu wojska osmańskie musiały uznać ich wyższość i wycofać się z wyspy.

 

JAK ZROBIONO TO ZDJĘCIE?

Słynna katedra w centrum Mosty. W trakcie II wojny światowej spadła na nią dwustukilogramowa bomba, która cudem nie wybuchła. Na zdjęciu widać też modele charakterystycznych maltańskich autobusów.

PIĘKNA, BO NIEDOSTĘPNA

Niebieska Grota będąca jedną z atrakcji turystycznych Malty znajduje się w pobliżu miasta Żurrieq, w południowej części wyspy.

RÓŻOWY KONIEC DNIA

Valletta o zachodzie słońca widziana z Ogrodów Barracca.

 

KRWAWY CARAVAGGIO

 

Wielki sukces zakonników (i Maltańczyków) katolicka Europa przywitała z ulgą. Ale nie tylko. Wdzięczność miała też wymiar materialny i w kierunku Malty popłynęły ogromne pieniądze, dzięki którym spacer po wąskich uliczkach Valletty i okolicznych miasteczek to do dzisiaj uczta dla oka. Zakonnicy wykorzystali fundusze na zbudowanie potężnej twierdzy w miejscu, gdzie wcześniej stacjonowały wojska osmańskie. Nazwano ją na cześć Wielkiego Mistrza Valette.
Za murami stanęły przepiękne domy z intensywnie złotego piaskowca i imponujące kościoły. Żaden nie mógł jednak równać się z opływającą złotem katedrą św. Jana. Jej wnętrze podziwiać można jako szczytowe osiągnięcie wczesnego baroku. Oprócz zapierających dech w piersiach złotych zdobień wzrok przykuwa posadzka, a na niej czaszki i kościotrupy zdające się mówić: „Memento mori – pamiętaj o śmierci”.
W 1607 roku na wyspę przybył Michelangelo Merisi da Caravaggio – być może najgenialniejszy artysta baroku, ulubieniec papieży, malarz innowator, obrazoburca, skandalista, morderca. Gdzież indziej mógł wylądować? Caravaggio uciekał przed sprawiedliwością z Włoch po tym, jak zabił człowieka. Chroniąc się na Malcie, liczył na chwilę wytchnienia i przebaczenie papieża. Powitany został z otwartymi ramionami.
Przyjęto go do zakonu i od razu zlecono wykonanie obrazów do katedry. Zważywszy na historię Malty, wybór tematów nie mógł być sielanką. Mistrz światłocienia namalował – na miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno lądowały obcięte głowy tureckich żołnierzy – obraz przedstawiający ścięcie Jana Chrzciciela. Ogromne, poruszające malowidło można podziwiać w przykatedralnym muzeum. Pozostało jedynym, które artysta podpisał własnym imieniem – słowo „Caravaggio” tworzy na obrazie, jakżeby inaczej, spływająca po posadzce krew Jana Chrzciciela. W niecałe dwa lata po swoim przybyciu na wyspę Caravaggio został z niej wygnany za pobicie jednego z zakonników.

 

W GÓRĘ SERCA

Święte figurki w jednym z licznych sklepów z dewocjonaliami.

NIKT NIE LUBI PRZEPŁACAĆ

W zatoczce w Vittoriosie cumują zarówno małe łódeczki rybaków, jak i luksusowe jachty miliarderów – podobno ze względu na niskie opłaty postojowe.

 

WALECZNI DO SZALEŃSTWA

 

Oblężenie Malty przez Turków w XVI wieku to kluczowy moment w historii wyspy, ale nie jedyny, kiedy wyspiarze pokazali waleczność i upór. Na przestrzeni dziejów musieli odpierać jeszcze ataki wojsk napoleońskich i hitlerowskich. Za heroiczną obronę przed nazistami cały naród maltański został odznaczony Orderem św. Jerzego – najwyższym odznaczeniem brytyjskim przyznawanym cywilom.
Historia historią, ale jak ma się ona do dzisiejszej Malty, kwitnącej gospodarki, członka Unii Europejskiej, z dala od zagrożeń wojny? Otóż Maltańczycy nie zatracili waleczności – wystarczy kilka dni na wyspie, żeby zobaczyć kłótnie na głównym deptaku Valletty, uderzenia łokciem pod żebra w kolejce do budki z przekąskami czy sytuację, gdy starsza pani dosłownie utarła nosa młodemu mężczyźnie, gdy ten wepchnął się przed nią do autobusu. Spory i rozwiązywanie problemów za pomocą siły, i to nie tylko argumentów, wydają się nadal burzyć maltańską krew. Porannym spacerom po malowniczych wioskach towarzyszy zwykle akompaniament wystrzałów wymierzonych w ptaki. Malta wydaje się być zawsze gotowa do kolejnej heroicznej obrony – jak nie niepodległości, to przynajmniej siedzenia w autobusie.
Po zakonnikach św. Jana pozostała współczesnym Maltańczykom nie tylko waleczność, ale również religijny zapał. Jedynym europejskim państwem, gdzie religijność zbliża się do maltańskiej, jest Polska. Na Malcie 98% mieszkańców to zdeklarowani katolicy. Widać to wyraźnie na ulicach. Z co drugiego rogu spogląda święta figura – bardzo często przyozdobiona przez wiernych świeżymi kwiatami. Numerom domów niemal bez wyjątków towarzyszą święte obrazki. Wystarczy krótki spacer po porcie przy zachodzącym słońcu, żeby spotkać rybaków – każdy z ramionami, plecami i klatką piersiową przyozdobionymi ogromnymi tatuażami z Jezusem, Maryją czy patronką wyspy, świętą Heleną. Niedziwne zatem, że najpopularniejsze na Malcie imiona to Józef i Maria.
Religijność ma też głęboki wpływ na inne aspekty życia na Malcie. To kraj, w którym nadal mniej niż połowa dorosłych kobiet pracuje. Tradycyjny podział nakazujący mężczyźnie pracę, a kobiecie zajmowanie się domem jest tu jak najbardziej żywy.

 

CZUWAJĄCA W DZIEŃ I W NOCY

Jedna z setek tysięcy figurek, wszechobecnych przy każdym maltańskim domu czy sklepie.

MIEĆ PATRONKĘ ZA SOBĄ

Wiara Maltańczyków manifestowana jest i w taki sposób. Ten rybak ma na plecach tatuaż z wizerunkiem św. Heleny, patronki wyspy.

OT, CAŁA MALTA

 

Malta jest krajem bajkowych, turkusowych zatoczek, przepięknej pogody, architektury aż proszącej się o zdjęcia. To kraj imponujących kościołów, malowniczych uliczek i wina lejącego się przy zachodzącym słońcu na co drugim tarasie. Ale to też miejsce, w którym, jak mało gdzie, uliczki i skwery smaga powiew historii.
W języku słychać nuty arabskie, na budynkach widać wpływy hiszpańskiego baroku, a na ulicach brytyjskie skrzynki na listy. Mieszanka wpływów nadaje Malcie unikalny charakter, tworząc z niej kraj o wielu twarzach – nie tylko tych na leżakach wystawionych do słońca. Nic jednak nie nadaje wyspie charakteru tak, jak historia sporów, krwi i gorejącej wiary chrześcijańskiej.
Dobitnie podsumowuje Maltę i jej historię naklejka, którą zauważyłem na samochodzie zaparkowanym na jednej z wąskich uliczek Valletty. Oddaje ona żywe umiłowanie religii i ciągle buzującą w maltańskiej krwi skłonność do zaczepek. Napis brzmiał: „Kocham Jezusa. Ale nadal myślę, że jesteś dupkiem.”