Miesięcznik Poznaj Świat
Kolejny dzień - kolejne zastrugi

Kolejny dzień - kolejne zastrugi

Małgorzata Wojtaczka w połowie listopada wyruszyła jako pierwsza Polka i jedna z kilku kobiet na świecie w samotny marsz na biegun południowy. Od 4 tygodni wędruje bez wsparcia z zewnątrz z zamarzniętej zatoczki Herkules Inlet do środka Antarktydy.
Dziś dostaliśmy kolejną relację z podróży.

"Kolejny, już czwarty, tydzień na Antarktydzie. Kolejny dzień marszu, kolejne zastrugi, czyli śnieżno-lodowe zaspy usypane przez wszechobecny wiatr. Teraz są duże, to znaczy wyraźnie większe niż przez poprzednie dni. Byłyby nawet ładne, ale niestety znajdują się w poprzek mojej trasy. Niektóre przypominają morskie potwory, ale nie tyle straszne, ile fantastyczne. Niestety do towarzyszących mi od kilku dni zastrug dołączył "antarktyczny puch". Z pozoru -  taki niewinny biały śnieżek. Ale ten śnieżek jest zupełnie bez poślizgu. Mimo temperatury ok. minus 15 do minus 20 C wcale nie jest zamrożony. Trudno się idzie na nartach, ale jeszcze trudniej w takich warunkach ciągnie się sanie. 
Oprócz zwykłych zastrug, małych wydm, które są tu dosyć często i wyglądają jak dobrze pomarszczone morze, teraz otacza mnie lodowe morze z większymi falami, wysokimi na 1,5 do 2 metrów i więcej. Czasami trudno je ominąć, szczególnie kiedy się ciągnie pulki (sanki) ze 100 kg ładunkiem. Zastrugi są nie tylko w poprzek trasy, ale też skośnie wzdłuż. To właśnie te skośne powodują wywracanie się pulek. Z informacji o terenie przekazywanych w trakcie wieczornych seansów łączności z antarktycznej bazy  ALE, a uzyskanych przez nich na podstawie zdjęć satelitarnych, wynika że takie zastrugi będą na trasie jeszcze przez około tydzień.
W trakcie forsowania szczególnie wysokich zastrug zdarza się, że pulki wywracają się do góry nogami. Dlatego tak ważne jest codzienne pakowanie i wyważanie pulek, aby ich środek ciężkości był odpowiednio nisko. Dodatkowo - dokładny przegląd ładunku ciągniętego na pulkach następuje co 10 dni, bo co 10 dni wypada zmiana pakietu z jedzeniem. Każdy pakiet jest szczelnie zapakowany i zawiera różnorodną żywność podzieloną i przygotowaną jeszcze w trakcie przygotowań w Punta Arenas.
Teraz słonko niby świeci. Nie jest tak zimno, bo około minus 15 C, ale wrócił wiatr i zdarzają się zamiecie. Wczoraj przez dobrych kilka godzin wiało 15-20 węzłów w twarz (do 40 km/h). A wtedy od razu idzie się mniej przyjemnie.
Jeszcze odpowiedzi na pytania, które docierają do mnie tutaj.
Co jem? Żywność liofilizowaną, w pełni wartościowe jedzenie w porcjach, od na przykład schabowego do różnych makaronów, wszystko gotowe do spożycia po dodaniu gorącej wody. Ciepłe posiłki przyrządzam i zjadam dwa razy dziennie. Rano porcja mała, a wieczorem - duża, podwójna. Naprawdę smakuje W ciągu dnia, w trakcie krótkich przerw w marszu serwuję sobie słodycze, a na dużej przerwie lunchowej zjadam kanapki ze smalcem. Ten pomysł podpatrzyłam w trakcie wypraw na Spitsbergenie. Moje kanapki to po prostu suchary, a między nimi słuszna warstwa mojego ulubionego smalcu. Pycha. Zapasy żywności mam w pulkach szczelnie zapakowane w porcjach na każdy dzień, w pakietach po 10 dni. Wszystkie racje żywnościowe spełniają normy kaloryczne dokładnie wyliczone dla takich warunków, jakie występują na Antarktydzie. Obecnie mam jeszcze 40 całodziennych porcji żywnościowych.
Przy okazji bardzo dziękuję, za tyle życzeń i pozytywnych przekazów, które do mnie docierają. Moja aktualna pozycja pokazywana jest na stronie samotnienabiegun.pl. Naprawdę, cieszę się, że tyle osób mi kibicuje, ale powtarzam, w tym projekcie - oprócz próby dojścia z brzegu kontynentu do Bieguna Południowego - nie chodzi o żadne rekordy. Najważniejszy jest sam marsz i szansa zmierzenia się z samą sobą. Dziękuję także za przesyłane życzenia urodzinowe. Moim największym życzeniem było być tu i teraz. Widać życzenia się spełniają. Pozdrawiam Wszystkich z lodowej pustyni pomiędzy 82 i 83 stopniem S. Małgorzata Wojtaczka"