Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2013 na stronie nr. 80.

Tekst i zdjęcia: Anna Morawska,

Kasyno wygrywa zawsze


To miejsce w języku hiszpańskim oznacza „łąkę”. Natura zdaje się jednak wołać: nie ma tu łąki, nie ma tu wody! W okolicy wznoszą się góry Spring Mountains, a dalej łańcuch Sierra Nevada. Średnio przez 300 dni w roku świeci słońce, a przez 133 dni temperatura przekracza 32°C. W takim to miejscu powstała „kraina hazardu, kiczu i rozpusty”. Las Vegas.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Z lądującego samolotu dobrze widać sztuczność tego miasta. Czerwone skały i piasek pustyni Mojave, rzędy prostokątów, w które powkładano domy i hotele. Kto buduje miasto na pustyni? I rzeczywiście długo nikt się nie decydował. Stolica stanu Nevada powstała w 1905 roku, a prawa miejskie otrzymała 6 lat później. Postawiono domy, hotele, baseny, zasadzono ogrody, trawniki i parki.
O ryzykowności takiej lokalizacji przypomina obowiązująca w mieście reglamentacja wody i trwające wokół niej dyskusje. Las Vegas czerpie ją z jednego źródła – rzeki Kolorado, podobnie jak sześć amerykańskich stanów. Władze miasta zapewniają, że mają plan awaryjny. Za 7 miliardów dolarów chcą wybudować rurociąg, który doprowadzi wodę z odległości 500 km. Przeciwko temu pomysłowi protestują oczywiście ekolodzy, którzy uważają, że obniży to poziom wód w Nevadzie i powymierają wszystkie zwierzęta.

 

 

TO NIE CASINO ROYALE…

 

Już na lotnisku czuć nastrój tego miasta. Wszędzie stoją automaty, głównie jednoręcy bandyci i koła fortuny, na których na wielkiej tablicy rośnie suma milionów do wygrania. Tu nie słychać muzyki. Grają wyłącznie automaty. Turystów atakują charakterystyczne dźwięki sypiących się monet, które mają przyciągnąć i zachęcić do zagrania. Przy automatach nęcą złotym kolorem sztuczne palmy. Do tego bary z drinkami i brak zakazu palenia. W takiej oto scenografii, siedząc na lotnisku pod neonem „Welcome to Las Vegas”, można być w stolicy hazardu, nie docierając nawet do samego miasta. Główne hotele mieszczą się zresztą nieopodal lotniska. Tutejsi taksówkarze, wioząc do nich, lubią się przejechać po całym mieście, nie zastrzegając wcześniej, że „za blisko i się nie opłaca”.

 

WKRĘCENI

Ruletka kusi zarówno graczy wysokich stawek, jak i tych początkujących. Taktyka obstawiania to wyższa szkoła hazardowego wtajemniczenia.


Najważniejsze atrakcje, a więc kasyna, znajdują się przy Las Vegas Strip, a krócej – The Strip. To jedna długa ulica, która całą dobę tętni życiem. Kasyna mieszczą się w hotelach, przy których stoją kopie najsłynniejszych budynków świata. Podczas jednego spaceru mija się więc Statuę Wolności, wieżę Eiffla, rzymskie Koloseum czy nowojorski Chrysler Building.
Kolorowe neony, dźwięki automatów i pokrzykiwanie dobiegające ze środka hoteli – hipnotyzują i każą zajrzeć do świątyni hazardu. Każdy jednak, kto oglądał film „Casino Royale” i widział Bonda w kasynie w Czarnogórze, bardzo się rozczaruje. W Las Vegas nie ma panów w garniturach i pań w eleganckich sukienkach. Ludzie są ubrani swobodnie – w krótkie, sportowe spodenki i luźne koszulki, japonki, sandały lub adidasy. Przepraszam… raz spotkałam w kasynie kobietę w sukience, i to bardzo specyficznej – bo ślubnej. Grała w jednorękiego bandytę. – Na co zbierasz pieniądze? – zapytałam. – Na podróż poślubną – odpowiedziała. Pewnie nie ona pierwsza i nie ostatnia. Ale o ślubach później…
Widziałam też potężną kobietę na wózku inwalidzkim przypominającym motocykl na trzech kółkach. Na kierownicy postawiła popielniczkę i podekscytowana paliła papierosa za papierosem. Kartę kredytową zawiesiła na szyi na gumce. Miała pewnie plan – jak wszyscy – wygrać fortunę. Głośno wykrzykiwała przekleństwa. Po kolejnym wybuchu złości przejeżdżała do kolejnego automatu. Nie wiem, czy w ogóle poszła spać – gdy następnego dnia rano wracałam ze śniadania, nadal grała.
W kasynach, oprócz kart, automaty przyjmują tylko wygrane wcześniej kupony oraz jednodolarówki. Trzymanie w ręku pliku jednodolarowych banknotów jest niewygodne, ale chyba o to chodzi właścicielom kasyn. Gdy te banknoty się skończą, warto się zastanowić, czy rozmienić kolejne pieniądze, i czy je mamy? Płacący kartą kredytową nie zastanawiają się nad niczym. Uzależnieni od nadziei na zwycięstwo, wkładają ją i wyjmują. Tak wielu przegrało majątek życia i już pozostało w Las Vegas. Teraz mieszkają w slumsach na jego obrzeżach… zawieszeni w czasie i przestrzeni sztucznego miasta i dzikiej pustyni.

 

 

GDY WYGRYWASZ, ZMIEŃ AUTOMAT!

 

Poznałam w kasynie dwie Polki – Magdę i Paulinę. Podróżowały po USA. Postanowiły wpaść do Las Vegas, bo samolot z Los Angeles był bardzo tani (ok. 20 złotych), a i hotel w tutejszym pałacu prawie jak za darmo (30 złotych od osoby). Taka polityka – tanie loty i hotele, żeby turyści przylecieli i zostawili fortunę w kasynie. One miały plan A – wygrać fortunę, plan B – nie przegrać więcej niż sto dolarów na osobę. Zamieniły nominał z Benjaminem Franklinem na plik banknotów z Georgem Washingtonem i ruszyły do automatów.
Magda miała jedną ważną zasadę: za każdym razem, gdy wygrywa więcej niż 10 dolarów, kończy grę na danym automacie, ruszając dalej do innego lub do następnego kasyna. Ta technika przynosiła jej szczęście. Miała już tyle zwycięskich kuponów, że zaczęła je oddawać koleżance, której nie szło najlepiej. Magda wrzucała jednego dolara. Naciskała dwa, trzy razy i wygrywała: 350, 75, 180… Nie potrafiła nawet dokładnie zliczyć, ile trafiła przez całą noc. Z emocji i od dźwięku automatów rozbolała ją głowa. Przypuszczała, że w kuponach miała około 1,5 tys. dolarów. Plan okazał się niezły, ale i kasyno wciągało coraz bardziej.
Za jeden kupon Magda i Paulina kupiły drinki. Musiały mieć więcej niż 21 lat, żeby barman im je sprzedał. Pamiętam zdumienie ponad 60-letniego siwego mężczyzny, któremu kazano pokazać paszport, by udowodnił, ile ma lat (za każdym razem proszą o dowód bez względu na wiek). Paulina popijała kolejnego drinka. Postanowiła nie grać dalej, bo przegrała już prawie całe sto dolarów. Ale Magda zaczęła wrzucać do automatów zwycięskie kupony, licząc, że podwoi ich wartość. Ani razu jej się to nie udało. Stała i obserwowała, jak kobieta na kole fortuny wygrywa 13 tysięcy dolarów. Też tak chciała, wrzucając kupony o najwyższej wartości. Poddała się nad ranem. Ostatecznie zostało jej 500 dolarów. Zyskała 400, za które kupiła laptopa. Takie przypadki zdarzają się jednak niezwykle rzadko. Bo kasyno prawie zawsze wygrywa, w każdym razie zawsze wychodzi na swoje.

 

ŻÓŁTA PUŁAPKA

Taksówkarze polują na turystów przy terminalu, by przewieźć ich po całym mieście. Jednak większość hoteli znajduje się tuż obok lotniska, przy głównej ulicy The Strip, i bez problemu można dojść do nich piechotą.

KRAINA WSZELKICH MOŻLIWOŚCI

Hotele w Las Vegas prześcigają się w pomysłach na przyciągnięcie turystów. Tu czekają na nich: złoty lew z Hollywoodu, Statua Wolności i wieża Eiffla.

 

MIASTO GRZECHU I SZYBKICH MAŁŻEŃSTW

 

Władze Las Vegas określają swoje miasto mianem „światowej stolicy rozrywki” (podobnie zresztą mówią o sobie w Los Angeles). Ci, którzy tu byli, wiedzą, że prawdziwszy jest inny tytuł: „miasto grzechu”. Na głównym deptaku przy The Strip co półtora metra stoją mężczyźni, którzy zaczepiają przechodniów i oferują im usługi prostytutek. Łapią za rękę, by zwrócić uwagę nie tylko samotnych mężczyzn, ale również par i małżeństw. Co chwilę pięciopasmową Las Vegas Boulevard, której kierunki rozdziela rząd palm, przejeżdżają czerwone busy oklejone nagimi kobietami z napisami w rodzaju „Gorące dziewczyny przywiozę do Ciebie. Dzwoń 24 godziny na dobę pod nr…”. Prostytutki po kasynie kręcą się non stop jak ruletki. W jednym z klubów pod sufitem wiszą staniki – tak na zachętę i dobry początek.
Chyba w żadnym innym miejscu nie można tak łatwo i szybko zalegalizować związku. Beztroskie „5 minut” przyciąga do Las Vegas turystów z całego świata. Dla niektórych problem pojawia się wtedy, gdy okazuje się, że ślub jest z mocy prawa ważny, a cała ceremonia nie była wyłącznie zabawą w „plastikowym” mieście. Aby o tym przypomnieć nieostrożnym dowcipnisiom, w sklepach z pamiątkami można kupić czarne koszulki z białą parą młodą. Kobieta się uśmiecha, mężczyzna jest smutny, a pod nimi znajduje się wymowny napis: „Game over – Las Vegas”. W tym mieście wszakże to zdanie nie może być prawdziwe. Tutaj gra nigdy się nie kończy. Co najwyżej zmieniają się aktorzy w kasynach.
Dla równowagi, procedury rozwodowe w stanie Nevada są łatwiejsze niż w pozostałych stanach, dlatego również na rozwody do Las Vegas przyjeżdżają małżeństwa z całej Ameryki. Przyjeżdżają oczywiście przy okazji zagrać. Bo Amerykanie kochają hazard. Według badań agencji ratingowej Standard & Poor’s, ich wydatki na hazard stanowią 6 procent PKB. Dla porównania, wydatki na jedzenie to 8 procent…

 

 

AMERYKAŃSKA ROSYJSKA RULETKA

 

Las Vegas ma najwyższy wskaźnik samobójstw w Ameryce. Władze miasta często zaniżają swoje statystyki i niechętnie komentują zjawisko. Na pytanie o przyczynę tak dużej liczby samobójstw odpowiadają zwykle pytaniem: „Czy ludzi pragnących popełnić samobójstwo przyciąga Las Vegas, czy to Las Vegas skłania ludzi do odebrania sobie życia?”. Samobójstwo to ryzyko wliczone w grę. Taka rosyjska ruletka – na kogo padnie, na tego bęc.
Badania naukowców z uniwersytetów Temple i Harvardu pokazały jednak, że prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa przez mieszkańca Las Vegas spada o 40 procent, jeśli opuści on to miasto. Socjologowie ustalili również, że turyści, którzy tu przyjeżdżają, są dwa razy bardziej narażeni na popełnienie samobójstwa niż gdziekolwiek indziej.
Na szczęście trudno tam przebywać dłużej, bo wszechobecny hałas automatów mąci w głowach, zaś jednoręki bandyta potrafi złamać najtwardszych zawodników. Aby bronić się przed nim, uruchamiane są nawet telefony dla anonimowych hazardzistów. Ich problem psychologowie nazywają „uzależnieniem od nagrody”. Nałóg hazardu jest bowiem wieloczynnikowy i skomplikowany, tak jak wygrywanie fortuny w kasynie.