Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2013 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Anna Bunikowska,

Kiedry, kruki, burunduki


Nad Bajkałem nie spotkaliśmy tygrysa syberyjskiego. Nie widzieliśmy wilków. Niedźwiedzie nie łażą po wiejskich ulicach. Nawet komarów nie było aż tak wiele. Widzieliśmy za to szczekuszki, susły, kruki i burunduki. To, co praktycznie każdy może zobaczyć. Co wcale nie znaczy, że nie są to stworzenia ciekawe.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Od zawsze marzyłam o podróżach. Przesiadywałam z małym globusem i wyobrażałam sobie, że kiedyś tam pojadę – w ciemnozieloną plamę amazońskiej dżungli, czerwony uśmiech Himalajów, przez błękitną pustynię Pacyfiku… Ale najpierw nad Bajkał. Jezioro na moim tandetnym globusiku miało kolor fioletowy, przez co było najbardziej niesamowitym miejscem na Ziemi. Do tego gdzieś tam, wokół, żyły syberyjskie tygrysy, sobole, wilki i niedźwiedzie!
Pojechałam 17 lat później. Zdążyłam w tym czasie sprzedać swoją obsesję przyjacielowi. Chcieliśmy jechać autostopem, ale po przekalkulowaniu odległości uznaliśmy, że lepiej będzie koleją transsyberyjską. Wysiedliśmy w Sljudiance. Bajkał oczywiście nie był fioletowy. Był ciemnoszary. Później okazało się, że każdego dnia jest inny. Spędziliśmy tam półtora miesiąca, włócząc się od Olchonu na zachodzie po Święty Nos na wschodnim wybrzeżu. Udało nam się zahaczyć o Góry Barguzińskie i uzdrowisko Szumak w Sajanach. I poznać niezwykle ciekawe gatunki.

 

NAGIE SERCE SYBERII

Wysoko ponad piętrem kiedrowych lasów i górskich hal nazwa Tunkińskie Golce przestaje budzić wątpliwości. Ponad zabagnionymi dolinami wznoszą się nagie skały Sajanów.

NA SZLAKU DO SZUMAKU

Do uzdrowiska Szumak ludzie przybywają, aby skorzystać z terapeutycznych właściwości wody i błota. Dolina jest trudno dostępna dla turystów, piesza wycieczka do źródeł trwa kilka dni. Najłatwiej dotrzeć tam śmigłowcem, przelatując nad śpiącymi wulkanami i Tunkińskimi Golcami.

KREWNY I ZNAJOMY KRÓLIKA

Szczekuszki nieco przypominają susły lub świstaki, nie zapadają jednak w sen zimowy. Skrzętnie zbierają ważące nawet 20 kg zapasy na zimę.

 

KIEDRY NA ŚWIĘTYM NOSIE

 

Kiedrem Rosjanie nazywają limbę syberyjską. Pierwszą pokazał nam złapany na stopa kierowca. Specjalnie zawiózł nas do parku otaczającego niewielkie sanatorium. Z nabożną niemal czcią wskazał kiedr, fundując nam przy tym niepowtarzalny wykład o rysunku kory, długości i zapachu igieł, jakości drewna oraz smaku i walorach odżywczych nasion. Wciśnięte pomiędzy sosny i świerki drzewo nie zrobiło na nas większego wrażenia, choć jadalność „orieszków” z pewnością czyniła je wartym zapamiętania. Mimo to byłam pewna, że samodzielne rozpoznawanie kiedra będzie wymagać ode mnie liczenia igiełek w okółku i upewniania się, czy aby na pewno pachnie sosnowo-cytrynowo.
Wystarczy jednak wejść w tajgę, by zrozumieć, że kiedrów nie sposób pomylić. Są wysokie, ciemne i mocne; „silniejsze” od otaczających je drzew. Niezwykle wyglądają lasy na półwyspie Święty Nos, tworzone niemal wyłącznie przez stare, potężne kiedry. Szlak wije się wśród ich powykręcanych korzeni i sinych skał. Ziemia jest naga, w mrocznym lesie zaścielają ją tylko opadłe, zrudziałe igły. Przepiękne limbowe lasy można podziwiać także w Sajanach Wschodnich, m.in. idąc szlakiem w kierunku uzdrowiska Szumak. Tam potężne, czarne kiedry strzelają wysoko ponad korony innych drzew, malowniczo kontrastując ze szkarłatnoczerwonym, borówkowym podszytem. Tylko stada orzechówek i buszujących w gałęziach burunduków ratują widoki z nierealnej, martwej konwencji „kiczu doskonałego”.
Ptaki i wiewiórki plądrują szyszki, obrastając na zimę limbowym tłuszczem. Jako że jedzenia w górach nigdy za wiele, poszliśmy w ich ślady. Nasionka są wielkości ziaren palonej kawy i podobnego koloru. Mają dość miękką łupinkę i smakują trochę jak słonecznik, trochę jak orzech laskowy. Przy odrobinie cierpliwości można się nimi najeść, bo zawierają aż 70 procent tłuszczu. Jedyną trudność stanowi zdobycie szyszki. Znaleźć opadłe w gęstych borówkowych krzaczorach czy też miękkich poduchach bagiennych mchów nie sposób. Strącić z drzewa próbowaliśmy, ale ilość czasu i energii poświęconej na ciskanie badylem w wysokie gałęzie nie była satysfakcjonująca. Najłatwiej jest… zabrać szyszkę burundukowi. I nie chodzi wcale o straszenie zwierząt.

 

CHIP & DALE

Burunduki, choć uznane za wiewiórki naziemne, całymi dniami ganiają po pniach i konarach drzew. W Ameryce Północnej stały się inspiracją do stworzenia sprytnych wiewiórek z bajek Walta Disneya.

NAPRZÓD MARZŁ!

Nurt syberyjskich górskich rzek i strumieni jest tak lodowaty, że przeprawa na drugi brzeg wymaga wielkiej siły woli. Potoków jednak w żaden sposób nie da się obejść.

 

BURUNDUKI BAŁAGANIĄ

 

Burunduki to syberyjskie pasiaste wiewiórki. Zwierzątka te latem żyją samotnie, każde na swoim małym, wiewiórczym terytorium. Praktycznie cały czas poświęcają na jedzenie, zbieranie zapasów na zimę i awanturowanie się z innymi burundukami. Zimę spędzają w parach, śpiąc w swoich podziemnych apartamentach, które oprócz sypialni mają zawsze kilka spiżarni oraz toaletę.
W limbowych lasach jest ich zatrzęsienie. Zwłaszcza po burzy miałam wrażenie, że tajga roi się od szalonych wiewiórek. Ponieważ szliśmy na Szumak poza sezonem, i przez te kilka dni w górach praktycznie nie spotykaliśmy innych wędrowców, momentami i my stanowiliśmy dla nich atrakcję. Jak każde wiewiórki, burunduki są strasznie ciekawskie. A przy tym niezdecydowane. Burunduk wypatrzy nas, gdy czaimy się i skradamy w jego kierunku z aparatem, zejdzie na niższą gałązkę, przyjrzy się, zapozuje, pozwoli podejść na kilka metrów, a potem z głośnym, oburzonym wrzaskiem ucieknie na szczyt drzewa (choć sklasyfikowano go jako wiewiórkę naziemną).
Burunduki są też strasznymi bałaganiarzami – nasz szlak usiany był szyszkami, które nadgryzły, ale z sobie tylko wiadomych powodów porzuciły. Czasami powodem byliśmy my – straszne stwory, w obliczu których lepiej czmychać co sił, bez ciężkiej szyszki. I tak, jeśli nie brzydzimy się jeść resztek po wiewiórce, można bez większych kłopotów spróbować limbowych orzeszków.
Burunduki coraz częściej można spotkać też w sklepach zoologicznych, ponieważ swoim uroczym pyszczkiem podbijają coraz więcej europejskich serc. Podjęto nawet próbę introdukcji burunduków do tatrzańskich lasów (podobnie jak w górskich obszarach Europy Zachodniej). Na szczęście dla naszego ekosystemu, eksperyment się nie powiódł.

 

 

GOSPODARNE SZCZEKUSZKI

 

Szczekuszki były naszym kolejnym wielkim odkryciem na szlaku do uzdrowiska Szumak. Gdy już minęliśmy ośnieżoną przełęcz i w deszczu brnęliśmy w stronę lasu, zobaczyliśmy je po raz pierwszy. Zmęczenie i ulewa nagle przestały mieć znaczenie. Po rudobrązowych halach biegało małe, kosmate „nie wiadomo co”. Stworzenie było szarawe jak świstak, ale zdecydowanie za małe, aby być świstakiem. Kicało, ale miało zbyt krótkie uszka jak na królika. Chowało się w podziemnych norkach, ale nie było susłem. Robiło mnóstwo hałasu, ostrzegając przed nami wszystkich możliwych mieszkańców hal, i uwijało się przy zbieraniu zapasów na zimę. Wyglądało cudownie. Małe, puchate, niepozorne stworzenie, biegające ze snopkami jaskrawożółtych liści w pyszczku. I tak poznaliśmy szczekuszki.
W Sajanach żyją szczekuszki północne, podobne zwierzaki występują również w Ameryce Północnej, ale o ile szczekuszki „azjatyckie” żyją razem, w dużych grupach rodzinnych, ich krewni z zachodu są samotnikami. Zwierzątka te należą do zajęczaków i żywią się wyłącznie roślinami, które zbierają, suszą i gromadzą w swoich podziemnych kwaterach na czas mroźnej syberyjskiej zimy. Są bardzo pracowite. Jedna rodzina potrafi zebrać w ciągu krótkiego lata do 20 kg sianka. Ich niezwykłe gospodarskie umiejętności czasami obracają się przeciwko nim. Koczownicza, rdzenna ludność, między innymi w Mongolii, bardzo ceni szczekuszkowe sianko jako doskonałą paszę dla koni. Plądrując zbiory zwierzątek, sprawiają, że okradzione rodziny nie są w stanie przetrwać zimy.
Szczekuszek z okolicy uzdrowiska Szumak nikt jednak nie niepokoił, a ich bardzo liczne towarzystwo uwijało się po halach, wzorowo dzieląc się pracą – podczas gdy jedne zajęte były znoszeniem zapasów do podziemnych nor, inne stały na warcie. Nazwa gatunku jest bardzo adekwatna. Szczekuszki szczekają. Biolodzy wyróżnili już i opisali wiele różnych szczeknięć. Rzekomo inaczej brzmi szczekanie ostrzegające przed drapieżnym ptakiem, inaczej przed lisem, a jeszcze inaczej przed potencjalnym amatorem ich sianka. Dla nas był to przyjemny jazgot. Podobnie do burunduków szczekuszki robiły mnóstwo hałasu, gdy pojawialiśmy się na horyzoncie, a potem uspokojone albo zdezorientowane pozwalały fotografować się z niewielkiej odległości.

 

DOLINA STU ŹRÓDEŁ

Ciepłe źródła mineralne w dolinie Szumaku położone są na wysokości 1500 metrów n.p.m. Na niewielkim obszarze tryska tu setka źródeł o temperaturze od 17 do 39°C. Często różnią się temperaturą, smakiem i składem chemicznym.

NA CZUBKU NOSA

Z najwyższego szczytu Gór Barguzińskich na półwyspie Święty Nos roztacza się wspaniały widok na Bajkał, tajgę oraz wąski, bagnisty Przesmyk Cziwyrkujski.

OSTROŻNI KRÓLOWIE TAJGI

 

Co staje nam przed oczami, gdy myślimy o Syberii? Ciemny, zaśnieżony las i watahy przemierzających go biegiem wilków. Potężne niedźwiedzie wyłaniające się z gęstych kniei. – Uważajcie na niedźwiedzie!Nie boicie się wilków? – Coś was kiedyś w tych krzakach zeżre! Tak żegnali nas i ostrzegali znajomi. Ostatecznie zżerały nas tylko meszki i komary.
Nie tak łatwo jest spotkać nad Bajkałem wilka. W czasie naszego dwumiesięcznego pobytu słyszeliśmy je może 2-3 razy. Nawet jeśli były gdzieś niedaleko, zdecydowanie nie interesował ich bliższy kontakt z człowiekiem.
Łatwiej byłoby natknąć się na niedźwiedzia, jednakże tym razem to nam nie zależało na spotkaniu. Stosowaliśmy się więc do rad miejscowych. Mieszkańcy Syberii mają fantastyczne podejście do kwestii bezpiecznego wędrowania po tajdze (przynajmniej w temacie niedźwiedzim). Nikt nie karmił nas makabrycznymi bajeczkami o krwiożerczych bestiach, nie straszył, nie odradzał. Takie lęki chyba rodzą się z niewiedzy. W nadbajkalskich wioskach sprawa zawsze była prosta. – Wiecie, jak uważać na niedźwiedzie? Jak idziecie przez gęsty las, róbcie hałas, gadajcie… wtedy niedźwiedź usłyszy i ucieknie. I tyle.
Niedźwiedzie, jak wszystkie dzikie zwierzęta, boją się ludzi. Wolą zejść im z drogi. Tylko zaskoczone, przestraszone mogą próbować się bronić… co dla nieuzbrojonego człowieka zwykle jest końcem wędrówki. My wielokrotnie widzieliśmy tropy lub inne ślady bytności niedźwiedzi. Robiliśmy więc hałas. Gdy już nie chciało nam się rozmawiać albo gdy szliśmy plądrować gęste krzaki porzeczek czy borówek, przyczepialiśmy do plecaka „dzwonek” zmontowany z kubka i łyżki. Dzwoniąc jak krowy na alpejskim pastwisku, informowaliśmy las o naszym położeniu.
Trochę nam szkoda, że zamiast wilków widzieliśmy tylko kuny, lisy i zdziczałe kundle, że nie spotkaliśmy niedźwiedzia – króla tajgi. Myślę jednak, że podróżując czysto turystycznie i rekreacyjnie, lepiej zachować umiar. Nie narzucać się. Nie bawić w pseudotropicieli i odkrywców. Nie jesteśmy naukowcami, nie prowadzimy badań, nasza obecność nie zaowocuje niczym innym, jak tylko stresem zwierząt. One nie chcą spotkań. Nie chcą być atrakcją. Lepiej więc, aby nasze wycieczki, podróże i marzenia nie przyczyniały się do zakłócania spokoju zwierząt.