Już sam przejazd do Allahabadu dostarczył nam niemało wrażeń. Na dworzec kolejowy w Waranasi przybyliśmy z zarezerwowanymi dużo wcześniej biletami. To, co zobaczyliśmy na stacji, uświadomiło nam, że Kumbhamela nie bez powodu określana jest największym zgromadzeniem religijnym na świecie.
Dostępny PDF
Tłum szturmował ostatni w tym dniu pociąg do Allahabadu. Aby wejść do niego, potrzebna była interwencja policjanta. W zatłoczonym wagonie, w którym przewidziano miejsca dla 72 osób, było ich czterysta, a pasażerów przybywało z każdą chwilą do ostatniego gwizdka konduktora. I chociaż byliśmy przekonani, że wagon nie pomieści już ani jednej osoby, w sposób znany tylko Indusom wsiadały całe rodziny.
Gęstego, gorącego powietrza nie były w stanie przełamać nawet wiatraki wirujące w szalonym tempie nad naszymi głowami. Podróż trwała długie, męczące cztery godziny i nawet skrupulatni konduktorzy tym razem nie mieli pracy. Wejście i przejście przez którykolwiek wagon było niemożliwe.
TYMCZASOWA METROPOLIA
Na czas trwania święta powstało miasto o powierzchni 20 km2. Liczbą ludności przekraczało Nowy Jork, Paryż i Londyn razem wzięte.
NAJWIĘKSZE ŚWIĘTO ŚWIATA
Powstanie Kumbhamela związane jest z legendą o nektarze nieśmiertelności amrit, którym mieli podzielić się bogowie z demonami. Bogowie jednak uciekli z dzbanem nektaru. Podczas pościgu i walki bogów z demonami trwającej 12 dni (12 ludzkich lat), wylały się krople amritu w czterech miastach: Prayag, Nasik, Haridwar i Ujjain. Od tej pory miejsca te są uważane za święte i dla upamiętnienia tego wydarzenia to w nich odbywa się co 3 lata Kumbhamela.
Raz na 12 lat (właśnie w 2013 roku) odbywa się Mahakumbhamela (Wielka Kumbhamela) w Allahabadzie (Prayag), który uważany jest za miejsce najświętsze. W 2001 roku odnotowano tu 60 milionów pielgrzymów, a święto to zostało uznane za największe zgromadzenie religijne na świecie. W Prayag znajduje się święte miejsce Sangam, w którym mają krzyżować się trzy święte rzeki: Ganges, Jamuna i Sarawati (mityczna rzeka podziemna).
Do najważniejszego święta hinduistycznego wszyscy przygotowują się już kilka miesięcy wcześniej. Na terenie wyschniętego koryta rzeki zbudowano miasto o powierzchni 20 km2 z tysiącami namiotów i licznymi świątyniami. Powstało 150 km dróg, położono 700 km kabli elektrycznych oraz 18 pontonowych, jednokierunkowych mostów. W czasie trwającego 55 dni święta na terenie Kumbhameli obowiązywał zakaz spożywania mięsa oraz picia alkoholu.
ASCECI NA TRAWIE
Do Allahabadu dotarliśmy dopiero wieczorem i z dużym opóźnieniem charakterystycznym dla indyjskich kolei. W zapadających wcześnie na tej szerokości geograficznej ciemnościach zdezorientowani kierowaliśmy się za płynącym tłumem w stronę Sangam. Z trudem odnaleźliśmy nasz obóz wśród tysiąca migających świątyń i aszramów, mających przyciągnąć wiernych niczym kasyna w Las Vegas.
Następnego dnia znaleźliśmy się w centrum najważniejszej kąpieli, na którą przybyło ponad 50 milionów wiernych, w tym kilkadziesiąt tysięcy sadhu, czyli ascetów wędrowców. W Indiach żyje ich 5 milionów. Ubrani często w pomarańczowe szaty symbolizujące ogień, który wypala wszelkie pożądanie i potrzeby materialne, poświęcają życie religii, medytacji i praktyce jogi, dążąc do wyzwolenia się z mokshy – kręgu narodzin i śmierci. Nie zakładają rodzin, żyją w lasach, jaskiniach i świątyniach z jałmużny otrzymanej od ludzi często za udzielane błogosławieństwo. Podobno potrafią kierować swoimi funkcjami biologicznymi i czynić cuda. Dla hindusów są ucieleśnieniem żywych bogów. Traktowani są zawsze z dużym szacunkiem, a w mniejszych miastach wzywani do rozstrzygania sporów i kłótni. Nieobecny wzrok sadhu spowodowany jest paleniem marihuany i haszyszu, który ma przybliżać i łączyć ich z bogiem.
W dniu najważniejszej kąpieli, która została wyznaczona według odpowiedniego układu Słońca, Księżyca i Jowisza, inicjację przeszło tysiące nowych sadhu. W czasie obrzędu przyrzekają nigdy nie wrócić do domu, unikać przemocy i poświęcić życie religii. Golą wówczas głowy na znak, że od tej chwili sadhu umierają dla doczesnego świata. Na święto przybywają również tysiące nagasadhu – nagich ascetów, których ciała pokryte są popiołem, a długie włosy w formie dredów świadczą o stażu bycia sadhu.
JAKI ZNAK TWÓJ?
Sprzedawca proszku tika wykorzystywanego do malowania na czole znaków świadczących o przynależności wyznaniowej.
NAGI NAGA
Naga sadhu to asceci, którzy swoje nagie ciała pokrywają popiołem.
ŚWIĘTA W SPORYM GRONIE
Przybyły tu miliony wiernych, tworząc w Allahabadzie największe zgromadzenie na świecie. W czasie trwającego 55 dni święta przyjechało 100 mln pielgrzymów.
SANGAM NIGDY NIE ZASYPIA
Po drodze do Sangam mijaliśmy setki uzbrojonych policjantów pilnujących porządku, a w razie konieczności używających drewnianych kijów do ogarnięcia niespokojnego tłumu. Rzeka ludzi musiała cały czas płynąć, zatrzymanie kilku osób powodowało już chaos. Punktem kulminacyjnym dnia stało się przybycie guru i przywódców duchowych pozdrawiających tłum z przystrojonych w barwne kwiaty aut i powozów. Wkoło rozlegał się niesamowity gwar i hałas, słychać było okrzyki, klaksony, dźwięki bębnów, informacje i modlitwy płynące z głośników oraz gwizdki policjantów. Zbliżając się do brzegu, zostaliśmy ostrzeżeni przez policję, że nad samym Gangesem nie mają już możliwości opanowania wbiegającego do wody tłumu. Poszliśmy na własną odpowiedzialność, pozwalając nieść się w stronę rzeki.
Tutaj nie było podziału na biednych i bogatych, na wyższe i niższe kasty. Każdy przybywał w celu oczyszczenia i z wiarą na uwolnienie duszy od narodzin i śmierci. Zapewnić miała to rytualna kąpiel w wodach Gangesu, podczas której zapominało się o przejmującym chłodzie panującym o poranku i w nocy.
Wieczorem wierni nadal pielgrzymowali całymi rodzinami w stronę rzeki, niosąc ze sobą swój dobytek, garnki i patelnie, na których kobiety przygotowywały wegetariańskie potrawy i pszenne placki chapati. Ludzie wchodzili do mętnej rzeki z plastikowymi baniakami, do których nabierali świętej wody dla tych, którym nie udało się tu dotrzeć. O tej porze dnia Ganges był pełen kwiatów, wieńców i drewnianych łódeczek z zapalonymi świecami, unoszących się nad taflą wody w konkretnej intencji.
Sprzedawcy wystawiali stragany z obłędnie kolorowymi bransoletkami, grającymi zabawkami, intensywnie czerwonym proszkiem tika, latawcami i kwiatami. Okolice Sangam zamieniły się w wielkie, tętniące życiem przez całą dobę miasto. Hałas i modlitwy dobiegające ze świątyń nie cichły nawet w nocy.
Każdego dnia o zmroku powtarzał się ten sam rytuał palenia śmieci. Nad brzegiem stosy klapek i ubrań zgubionych przez szturmujący rzekę tłum były podpalane przez ekipę sprzątającą. Piekący w oczy dym ograniczał widoczność do kilku metrów.
PO ZMIERZCHU
Kumbhamela nie zasypiała nawet w nocy. Wierni przybywali przez cały czas, by oczyszczać się w świętych wodach Gangesu.
Z DŁUGIM STAŻEM
Charakterystyczne, splecione w kok dredy i broda sadhu często świadczą o wieloletnim byciu ascetą.
WSZYSTKIE KOLORY SARI
Taki tradycyjny strój hinduskie kobiety noszą od ponad pięciu tysięcy lat.
ODDANI W OFIERZE
O odmienności kultury, niezwykłej wierze i potędze święta przekonaliśmy się znowu następnego dnia. Zwiastunem tego, że dzieje się coś niezwykłego, była głośna wymiana zdań pomiędzy grupką sadhu i policjantami nad brzegiem Gangesu. Ci pierwsi upierali się przy swoich racjach, gestykulując gwałtownie rękoma, a policjanci znacząco kręcili głowami. W końcu ustąpili, a w ich oczach malowała się bezsilność. Kilku sadhu weszło na łódkę, zabierając ze sobą worek z piaskiem i liny. Najstarszy z nich obwiązał sobie szyję linami, przytwierdzając na końcu ciężki worek. Na jego pomarszczonej od słońca szyi zawisły wieńce pomarańczowych kwiatów i łódka odpłynęła, walcząc z silnym nurtem.
Na twarzy sadhu nie było cienia żalu ani strachu, malowało się jedynie skupienie i powaga. Kilka metrów od brzegu jego bezwładne ciało zatopione w medytacji zostało oddane najświętszej z rzek. Powracający łódką sadhu pożegnali go głośnym, przeszywającym okrzykiem.
Sadhu oddał życie dobrowolnie, jednak święto pochłania też inne ofiary – tak wielki tłum wiąże się zawsze z niebezpieczeństwem. W trakcie powrotu wiernych do domów na stacji kolejowej w wyniku paniki zadeptanych zostało 40 osób.