Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2013 na stronie nr. 44.

Tekst i zdjęcia: Marta Legieć,

Chusteczka biała jak śnieg


Na lotnisku w Barcelonie gorące powietrze bucha w twarz, a dookoła kłębią się ludzie z nartami i deskami snowboardowymi. Między palmami podążam za tłumem i wsiadam do autokaru. Kierowca oznajmia, że czeka nas trzygodzinna podróż. Cel: Andora!

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Mówi się o niej, że na mapie wygląda jak „rozłożona na ziemi chusteczka do nosa”. Położona między Francją a Hiszpanią i schowana w malowniczych Pirenejach Andora to dla wielu kraj, choć europejski, to wciąż egzotyczny. Być może ze względu na swoje położenie, a może chodzi o jej „mikroskopijne” rozmiary. Rzeczywiście należy do najmniejszych na świecie, więc wiele osób na mapie może jej nie dostrzegać. Zajmując zaledwie 468 km2, jest mniejsza od Warszawy i 670 razy mniejsza od Polski.
Jest to także najwyżej położony zamieszkany kraj w Europie. Średnia wysokość terenu to 1996 m n.p.m. Jednak Andora doskonale wie, jak wykorzystać swoje pozornie niekorzystne położenie.

 

SZLACHETNOŚĆ CZASU

Wśród wielu zabytków Starej Andory znajdziemy modernistyczną rzeźbę Salvadora Dali „Nobility of Time”.

NAJLEPSZA POD SŁOŃCEM

Obok gór symbolem Andory mogłoby być słońce, które świeci tu co najmniej 300 dni w roku.

 

44 LATA WOJNY W PODATKOWYM RAJU

 

Jedna z teorii tłumacząca pochodzenie nazwy „Andora” mówi, że wywodzi się ona od nawarryjskiego słowa „anduriall”, czyli „zarośnięty kraj”. Czy to raj dla zwierząt i czy dlatego w herbie ma dwie krowy? Na to pytanie nikt mi nie udzielił odpowiedzi. Próbowałam więc zdobyć informacje dotyczące kolejnych wciągających mnie coraz bardziej wątków.
Gdy usiadłam w małej kawiarence w Andorra la Vella (Starej Andorze), 20-tysięcznej stolicy, jeden z mieszkańców opowiedział mi, że pierwsze drogi dla pojazdów łączące doliny tego kraju ze światem zewnętrznym wybudowano dopiero w 1913 roku (w stronę Hiszpanii) i w 1931 roku (ku Francji). Zresztą wiele wydarzyło się tu dość późno. Kto by pomyślał, że dopiero w 1958 roku Andora podpisała pokój z Niemcami, kończąc tym samym… pierwszą wojnę światową. Andora nie ma lotniska i kolei. Nie ma też armii – na arenie międzynarodowej reprezentuje ją Francja, która odpowiada też za sprawy obronne tego państwa. Natomiast, zgodnie z miejscowym prawem, podczas wojny w każdym domu musi być co najmniej jeden karabin. Jeśli go nie ma, policja ma obowiązek dostarczyć go gospodarzowi. Kto tu rządzi? Andora od lat ma dwie głowy państwa, dwóch współksiążąt – prezydenta Francji i katalońskiego biskupa z Urgel. Czego jeszcze nie ma Andora? Podatku dochodowego! To powoduje, że jest wymarzonym miejscem na rejestrację działalności gospodarczej. Swoje biznesy prowadzi tu wielu Hiszpanów, Portugalczyków, Francuzów i Brytyjczyków. Andorczyków mieszka tu zaledwie 35 proc.

 

W GÓRY, W GÓRY MIŁY BRACIE…

…tam swoboda czeka na cię.

 

ZJAZDOWY SPORT NARODOWY

 

To bez wątpienia kraj z ciekawą historią, ale czy należy tam jechać tylko po to, by ją poznać? Nie! Warto się tam wybrać przede wszystkim dla wspaniałych gór. Nie bez powodu w 1965 roku Rada Generalna (parlament) ogłosiła sportem narodowym narciarstwo. Szczyty już późną jesienią zamieniają się w rozległe i nowoczesne ośrodki narciarskie, konkurujące z obleganymi miejscami w Alpach. Biało jest do końca kwietnia. Poza tym na stokach jest zdecydowane kameralniej niż we Francji czy Włoszech, ale to miejscowym zupełnie wystarcza. Państwo utrzymuje się głównie z turystyki, która do budżetu przynosi aż 80 proc. dochodu.
Zamieszkałam w Soldeu. Rano z balkonu ujrzałam pracujące jak mrówki gondole i białe pasy tras wytyczonych w gęstych lasach. Gdzie się nie ruszyłam, widziałam ośnieżone stoki oplecione siecią nowoczesnych wyciągów. W słońcu prezentowały się wyjątkowo atrakcyjnie. Zresztą słońce, obok gór, mogłoby być symbolem Andory. Świeci tu nie mniej niż 300 dni w roku. Nic dziwnego, że wszyscy mieszkańcy są uśmiechnięci i pełni pozytywnej energii. Im dłużej się im przyglądam, tym bardziej zazdroszczę. Statystyki mówią, że średnio dożywają ponad 83 lata. Dojrzałych, nawet starszych ludzi, spotykam niemal wszędzie. Dziarsko pomagają narciarzom w doborze sprzętu w wypożyczalniach czy sprzedają spragnionym mocne espresso w restauracjach przy stoku.
Nie inaczej jest w Grandvalirze. To największa stacja narciarska w całych Pirenejach i według wielu pierwsza liga wśród europejskich kurortów zimowych. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać – nowoczesne wyciągi, oświetlone snowparki, windy i schody ruchome ułatwiające komunikację oraz tysiące armatek pracujących non stop nad dośnieżaniem stoków. Wszystkie trasy są znakomicie przygotowane, szerokie i puste. Niemal na każdej można też zboczyć w puch – to raj dla freeriderów. Grandvalira to trasy na stokach znajdujących się nad sześcioma malowniczymi miejscowościami – Encamp, Canillo, El Tarter, Soldeu, Grau Roig i Pas de la Casa. Każda z nich ma odmienny charakter.

 

JAZDA NA ZAKUPY

Strefa wolnocłowa obejmuje całe terytorium kraju. Po dniu spędzonym na nartach turyści bardzo chętnie wybierają się na zakupy w okazyjnych cenach.

 

PODRÓŻ BEZ ODPINANIA NART

 

W leżącej najwyżej Pas de la Casa zabawa trwa 24 godziny na dobę. Tutejsze bary i dyskoteki, których jest bez liku, słyną ze świetnych imprez. To największa klubowa enklawa w Andorze. Z Grau Roig dotrzemy na Pic Blanc (2639 m n.p.m.), czyli najwyższy punkt osiągalny na nartach w całej Grandvalirze.
Dużo kameralniej jest w Canillo. Tu dobrze będą się czuli stawiający pierwsze kroki na nartach oraz rodziny z dziećmi. Nie brakuje oślich łączek, na których instruktorzy, przebrani za postaci z bajek Disneya, uczą najmłodszych podstawowych technik.
Ponad Soldeu znajduje się największe nagromadzenie nartostrad w ośrodku, zaś El Tarter kusi jednym z najlepszych snowparków w Europie, które dają pole do popisu zapalonym snowboardzistom.
Z Encamp można wyruszyć do góry 24-osobową kolejką Funicamp. Górna stacja Cortals zlokalizowana jest na wysokości 2502 m n.p.m. Wszystkie miejscowości łączy system nowoczesnych wyciągów, dzięki czemu można przemieszczać się pomiędzy stacjami bez konieczności odpinania nart. Poza Grandvalirą na obszarze Andory znajduje się jeszcze jeden duży region narciarski – Vallnord. Tworzą go trzy ośrodki – Arcalis, Arinsal i Pal. Razem oferują blisko 70 wyciągów i ponad 100 km tras. Vallnord ma opinię bardziej szalonego niż Grandvalira. Zdecydowanie więcej w nim młodych ludzi. To tu znajduje się park krajobrazowy z najwyższym szczytem Andory – Pic de Coma Pedrosa o wysokości 2942 m n.p.m. oraz jedna z tras, na której co roku organizowane są zawody, będące częścią freeridowego World Tour Arcalis.

 

 

CAŁKOWITY ZAKAZ NUDY

 

A co, jeśli ktoś nie lubi nart? Można na przykład dotrzeć ratrakiem do położonego na wysokości 2300 m n.p.m. jedynego na południu Europy „Igloo Hotel”. Znajduje się w Grau Roig i co roku trzeba budować go od nowa. Choć nie jest tani (nawet 400 euro za dobę), jest bardzo popularny, a noclegi trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem.
Kogo nie stać na nocleg w igloo, może zmęczyć się na rakietach śnieżnych albo nurkować pod lodem w górskich jeziorach, wybrać się na wycieczkę psim zaprzęgiem, lot helikopterem czy paralotnią. Na lodowym torze można sprawdzić swe możliwości w samochodzie czy na motocyklu, a na koniec zregenerować się w spa. W przyhotelowych zewnętrznych basenach pełnych pieniącej się wody, z drinkiem w ręku przyjemnie podziwia się okoliczne szczyty. Jeśli i to nie wystarczy, proponuję odwiedzić zasilany wodami geotermalnymi Caldea Thermal Park. To jedno z największych górskich spa w Europie. Gdy pogoda sprzyja, polecam wsiąść na rower – latem 2009 roku Andora gościła kolarzy słynnego Tour de France. Popularna jest też jazda konna, wspinaczka górska, wędkarstwo, pływanie, łyżwiarstwo, jazda na quadach, a nawet golf. W Andorze znajdziemy kilka doskonale zachowanych romańskich kościołów. Ich zwiedzanie to z kolei prawdziwa uczta dla miłośników architektury sprzed prawie tysiąca lat.

 

WYSOKI POZIOM

Tutejszą infrastrukturę narciarską pod każdym względem można zaliczyć do europejskiej ekstraklasy.

KRAJ WOLNOCŁOWY

 

Czasem trzeba od śniegu odpocząć. Ja wybrałam buszowanie po sklepach. Nic w tym oryginalnego, robi tak większość przyjezdnych. Bo jak się nie skusić, gdy dookoła wabią napisy „wielka wyprzedaż”, „promocja”. Zakupy robimy szałowo – w końcu to największe duty free w Europie. Choć strefa wolnocłowa obejmuje całe terytorium kraju, ja wybrałam się do stolicy Andory. Skąpana w słońcu Avinguda Meritxell, główna ulica Andorra la Vella pachnie perfumami Diora i Chanel. Zawsze można tu kupić coś z ostatniej kolekcji Yves Saint Laurenta czy Armaniego. Z wystaw uśmiechają się manekiny ubrane w trencze z kratką Burberry. Z najtańszych gadżetów wygrzebałam parasolki za niemal 100 euro. Jak widać „kratka” zobowiązuje.
Atrakcją mogą też być rzędy sklepów monopolowych. W wielu z nich sprzedaż trunków połączona jest z darmową degustacją znakomitych win. Trzy euro za litr wyśmienitego porto? Tak tu właśnie jest. Są też tacy, którzy przyjeżdżają po sprzęt elektroniczny, słodycze oraz papierosy. W Andorze produkowany jest wysokiej jakości tytoń, który eksportuje się do Francji i Hiszpanii. I chociaż Andora nie należy do Unii Europejskiej, płacimy tu w euro. Na szczęście dla mojego portfela miasto nie jest duże. To tak naprawdę kilka ulic na krzyż. Wiele tu kameralnych kawiarenek, w których, pijąc kawę, można podziwiać oblepione chmurami góry. Po odpoczynku w jednej z nich postanowiłam zobaczyć Barri Antic, czyli starówkę. To najpiękniejsza część miasta. Celem moim był XI-wieczny kościół św. Szczepana (Església de Sant Esteve), w którym zobaczyłam kopię romańskiej figury Matki Boskiej z Meritxell, największej świętości Andorczyków.
Nie mogłam wyjechać bez spróbowania miejscowych smakołyków. Jadałam w górskich restauracjach i gospodach, gdzie wykorzystuje się głównie świeże składniki. W miejscowych tawernach gospodarze obowiązkowo serwują pa amb tomaquet – grzanki z białego pieczywa, w które każdy sam wciera ząbek czosnku, pomidora i polewa aromatyczną oliwą. Proste i pyszne. Nie brakuje dań francuskich i katalońskich – są świeże owoce morza, wyśmienite kozie sery i iberyjskie szynki. Jest też dużo baraniny. Wybornie smakuje rostes amb mel, czyli szynka zapiekana w miodzie. Andora to raj dla wielbicieli owoców – wszędzie tace świeżych ananasów, arbuzów, melonów… Na deser polecam crema catalana, czyli tradycyjny kataloński smakołyk, przygotowywany na bazie mleka, cytryny, żółtek, kory cynamonu i mąki kukurydzianej.
Po zakończeniu wizyty w śnieżnym raju wracam do Barcelony. Z kojarzonego głównie z plażami Costa del Sol katalońskiego wybrzeża i drugiego co do wielkości miasta Hiszpanii samolot zabiera mnie do domu. Już myślę o ponownym przyjeździe.