Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-02-01

Artykuł opublikowany w numerze 02.2014 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Łukasz Szoszkiewicz,

Pittsburgher z Warholem


Rodowity mieszkaniec Pittsburgha doskonale wie, co to kiełbasa, pierogi czy babuszka. Historia tego niewielkiego jak na amerykańskie warunki miasta została bowiem napisana w znakomitej większości przez imigrantów z Europy Wschodniej. Najbardziej znany obywatel Pittsburgha, Andy Warhol, z pochodzenia był Słowakiem.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

– Priviet! Cześć! – witamy się z Andriiem, ukraińskim couchsurferem, u którego spędzimy najbliższe dni. Do Pittsburgha przeprowadził się dwa lata temu w ramach programu wymiany studenckiej. Po zakończeniu stypendium został w Pensylwanii i właśnie rozpoczyna karierę prawniczą. – Przetarłem szlak dla innych studentów z mojej uczelni – tłumaczy, przedstawiając nas grupce dwudziestokilkulatków. Taras, Olga i Christina także studiują prawo i planują pozostać za oceanem nieco dłużej niż do uzyskania dyplomu magistra. – Może chcesz dołączyć do naszej paczki? – uśmiecha się szeroko. Zapewne wyczytał na moim couchsurfingowym profilu, że także studiuję prawo. – W Pittsburghu są miejsca, w których poczujesz się jak w domu. A jednocześnie zasmakujesz życia w amerykańskiej metropolii.

 

ŻÓŁTY OCIEPLONY

Pittsburgh nazywany bywa „Miastem Mostów”. Większość z nich pomalowana jest na kolor żółty, będący, obok czarnego jedną z oficjalnych barw miasta. Na tym tle wyróżnia się Most Andy’ego Warhola, okryty 580 kolorowymi kocami.

RÓŻNE ARTY...

W Wood Street Galleries można oglądać dzieła czołowych artystów różnych nurtów sztuki nowoczesnej. Na zdjęciu wystawa Ryoji Ikedy, japońskiego artysty dźwięku.

 

NIE POCHODZĄ ZNIKĄD

 

Choć Andy Warhol twierdził, że pochodzi znikąd, i nie afiszował się słowackimi korzeniami (jego rodzice przyjechali z miasteczka tuż przy granicy z Ukrainą), dzisiaj w Ameryce w dobrym guście jest orientowanie się we własnym drzewie genealogicznym. Pensylwania była jednym ze stanów, który imigranci wybierali najchętniej jako pierwszą przystań w Nowym Świecie. Szczególnie upodobali go sobie przybysze z Europy Wschodniej: Polacy, Słowacy, Ukraińcy, a także imigranci z państw bałtyckich. Większość z nich przypłynęła do Ameryki na pokładach transatlantyckich liniowców w okresie Wielkiej Migracji w latach 1930., dołączając do potomków osadników ze Szkocji i Irlandii.
Nie od dziś wiadomo, że poczucie wspólnoty jest cechą typową dla narodów słowiańskich, dlatego przybycie pierwszych imigrantów z Europy zdeterminowało dalsze losy Pensylwanii i rozwój jej struktury etnicznej. Dzisiaj znajduje się tutaj największa kolonia Słowaków, a także drugie pod względem liczebności w USA ośrodki Litwinów i Ukraińców. Miasto jest jednocześnie największą kolonią chorwacką w kraju. W granicach tego niewielkiego stanu leży również liczące ponad 300 tysięcy mieszkańców hrabstwo Luzerne, którego mieszkańcy deklarują w większości polskie pochodzenie.
Różnorodność Pittsburgha najlepiej oddaje lokalny uniwersytet, jedna z czołowych uczelni w kraju. Jego wizytówką jest Katedra Nauki, będąca drugim najwyższym budynkiem uniwersyteckim na świecie (wyższy jest tylko główny gmach Uniwersytetu Moskiewskiego). Jej neogotyckie wnętrze, obok sal wykładowych, biblioteki i studenckich kafejek, mieści 29 „pokojów narodowych”, urządzonych w stylu charakterystycznym dla poszczególnych nacji zamieszkujących miasto. I tak np. w pokoju polskim znajdziemy replikę Globusa Jagiellońskiego, obrazu Jana Matejki „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem”, a także manuskrypt „Manru”, jedynej opery napisanej przez Ignacego Jana Paderewskiego. Zarówno do wykonania repliki jednego z pierwszych globusów w historii kartografii, jak i do pomalowania sufitu w uniwersyteckiej komnacie zatrudniono krakowskich artystów, którzy za wzór postawili sobie Wawel i nadali wnętrzu królewski blichtr. Całości wystroju dopełnia drewniany stolik z kompletem obitych skórą krzeseł, ponieważ tak jak w pozostałych pokojach (za wyjątkiem indiańskiego oraz syryjsko-libańskiego) odbywają się w nim regularne zajęcia. Obok polskiego pokoju znajdują się m.in. czechosłowacki, ukraiński, litewski, rosyjski, armeński czy żydowski, a w planach jest utworzenie kolejnych sześciu (m.in. irackiego, tajskiego i koreańskiego).

 

 

GÓRA JAK LEKCJA

 

Pittsburgh był jednym z miast, które ucierpiało w tzw. stalowym kryzysie w latach 1970. Podczas II wojny światowej, a także w trakcie powojennego boomu industrialnego, w Pittsburghu rozkwitł przemysł ciężki i dopóki wartki strumień pieniędzy zasilał budżet, władze nie widziały potrzeby rozwijania innych gałęzi przemysłu czy usług. Jednak wraz z wyczerpywaniem się zasobów koksu i rudy żelaza koszty wydobycia surowców gwałtownie rosły, aż w końcu zdecydowano o zaprzestaniu eksploatacji pobliskich złóż. W efekcie populacja aglomeracji zmalała na przestrzeni trzydziestu lat aż o połowę, a władze miasta nie miały pomysłu, jak sprawić, aby zatrzymać spadkową tendencję.
Jeszcze do niedawna Pittsburgh wyglądał jak dzisiejsze Detroit – Andrii przywołał przykład stolicy stanu Michigan, która niedawno zbankrutowała i aby ratować miejski budżet, zaczęła m.in. wyprzedawać obrazy z muzealnych zbiorów. – Ulice były puste, nie było miejskiego życia, galerii, turystów. Zresztą na południowym brzegu rzeki Monongahela cały czas jest niebezpiecznie. Jeżeli wracacie z South Side, sprawdźcie, czy macie portfel w kieszeni.
Tuż obok położonej nad rzeką dzielnicy South Side zwarta zabudowa miasta nieco się przerzedza, a sznur samochodów zaczyna wspinać się na wzgórze Mount Washington, jednej z największych atrakcji turystycznych Pittsburgha. Wzdłuż północnej krawędzi wzgórza, które kiedyś było usiane szybami kopalnianymi, dzisiaj przebiega promenada. Spacerowicze mogą podziwiać stąd panoramę umiejscowionego po drugiej stronie rzeki centrum miasta wraz z jego drapaczami chmur, stadionem futbolowym oraz malowniczymi mostami. Popularny magazyn „USA Weekend” w jednym z rankingów uznał ten widok za najpiękniejszą miejską panoramę w kraju.
Mount Washington nie jest jednak tylko punktem widokowym, ale również lekcją historii. Na wzgórze można wjechać XIX-wiecznymi kolejkami szynowymi wybudowanymi z myślą o górnikach. Stacje tych kolejek są jednocześnie minimuzeami: ściany pokryte są czarno-białymi fotografiami, a w szklanych gablotach znajdują się archiwalne wydania gazet oraz ulotki. Każdy eksponat opowiada pewien fragment historii Pittsburgha, ukazując ciężkie życie robotników, którzy przed wybudowaniem kolei szynowej byli zmuszeni podążać do pracy labiryntem stromych schodów.

 

WESOŁA MINKA

Japońska sala w Katedrze Nauki została urządzona na wzór tradycyjnych XVIII-wiecznych domów w stylu minka. Na zdjęciu, od lewej: autor, Alyona, Christina i Andrii.

MALOWANIE PO ŚCIANIE

Pittsburgh jest miastem street artu. Grupka amatorów ulicznej sztuki uruchomiła internetową bazę pittsburskich graffiti (pghmurals.com), w której można znaleźć zdjęcia i lokalizacje większości murali.

KATEDRA NAUKI

Ten najwyższy budynek uniwersytecki w USA, nazwany Katedrą Nauki, mierzy ponad 160 metrów. Złośliwi twierdzą, że służy jako „kompas” pozwalający odnaleźć się studentom wracającym z imprez do akademików w pobliskiej dzielnicy Oakland.

 

JĘZYKOWY GALAPAGOS

 

Where do yinz wanna go? – rzucił taksówkarz, kiedy wsiedliśmy do wysłużonego forda. Yinz (wy) jest jednym z najbardziej charakterystycznych regionalizmów, które wyróżniają dialekt mieszkańców Pittsburgha. Złośliwi mawiają, że nie mówią oni po angielsku, ale po pittsbursku. Charakterystyczny dialekt jest efektem językowych naleciałości kolejnych fal imigracji na irlandzko-szkocki dialekt, którym posługiwali się pierwsi osadnicy. Pittsburska gwara jest dziś tak odległa od czystego języka angielskiego, że jeden z dziennikarzy New York Times ochrzcił miasto mianem „Wysp Galapagos amerykańskiego dialektu”. Zagadnienie to było również przedmiotem badań wielu językoznawców, którzy długo poszukiwali źródeł zjawiska.
Według jednej z koncepcji imigranci utworzyli tutaj wyjątkowo hermetyczną, a zarazem stabilną społeczność, która rozwijała się własnym torem, a jej populacja rosła w wyniku napływu kolejnych fal imigracji zza oceanu, a nie z wewnątrz kraju, jak to miało miejsce np. na zachodnim wybrzeżu. Dopiero w latach 1950., kiedy mieszkańcy Pittsburgha zaczęli na większą skalę podróżować i emigrować do innych miast, zdali sobie sprawę, jak bardzo ich dialekt jest odległy od codziennego języka przeciętnego Amerykanina. I tak na przykład rosyjscy imigranci przenieśli do lokalnego dialektu „babuszkę” (dzisiaj jest to określenie chusty na głowę), Niemcy zaszczepili Butterbread (kromka chleba posmarowana masłem) oraz Gesundheit (odpowiednik naszego „Na zdrowie!”), a Polacy z powodzeniem przeforsowali galoshes (kalosze) oraz golumpki (gołąbki). Obok obcego słownictwa język mieszkańców Pittsburgha wyróżniają także odmienne struktury gramatyczne i przede wszystkim wymowa, która dla Amerykanów z innych regionów jest często niezrozumiała.
Pittsburski dialekt jest przewodnim motywem internetowego serialu „Pittsburgh Dad” (całość dostępna na YouTube), który obejrzało już kilka milionów internautów. Seria krótkich, kilkuminutowych filmików ukazuje sceny z życia stereotypowego przedstawiciela klasy robotniczej, którego świat kręci się wokół rozgrywek sportowych lokalnych zespołów futbolu amerykańskiego i hokeja. Tytułowy tata, oglądając mecze ukochanej drużyny, nieustannie traci panowanie nad sobą, na walentynki proponuje żonie wino w kartonie, a dzieci zmusza do grania w gry komputerowe z początków lat 1990., podczas gdy ich rówieśnicy żyją premierami najnowszych tytułów. Obraz stereotypowego ojca jest dzisiaj daleki od pittsburskiej rzeczywistości, ale jedna rzecz pozostaje niezmienna – jest nią odporność na lansowany w mediach konsumpcyjny tryb życia (notabene również przez samego Andy’ego Warhola – „kupować to bardziej amerykańskie, niż myśleć, a ja jestem tak amerykański jak każdy” – mówił artysta). W ostatnich latach prezydent Barack Obama chwalił miasto za wzorową politykę antykryzysową, a w 2009 roku jego decyzją Pittsburgh dostąpił zaszczytu zorganizowania spotkania grupy G-20.

 

W KOLEJCE DO HISTORII

Pittsburgh jest położony na wzgórzach. Na szczyt Mt. Washington można wjechać dwiema kolejkami, Monongahela oraz Duquesne, których stacje są minimuzeami poświęconymi historii miasta.

KWADRANS SŁAWY

 

Andy Warhol jest bez wątpienia wizytówką Pittsburgha, o czym najlepiej świadczy otwarte w 1994 roku muzeum dedykowane jego twórczości. Na sześciu piętrach rozmieszczono tysiące obrazów, fotografii i wystaw multimedialnych (m.in. wyreżyserowane przez artystę filmy) prezentujących dorobek jednego z najwybitniejszych przedstawicieli pop-artu. Najwyższą, siódmą kondygnację przeznaczono na tymczasowe wystawy bardziej niszowych artystów. Andy Warhol Museum jest dzisiaj największym zbiorem eksponatów poświęconych jednej osobie w całym kraju, a gamy estetycznych wrażeń dopełnia spacer mostem prowadzącym do drzwi wejściowych muzeum. Władze miasta nadały mu mało wyszukaną nazwę Mostu Andy’ego Warhola, a w 2013 roku z okazji 85. rocznicy urodzin Warhola ponad 1800 lokalnych artystów uszyło kolorowe wełniane koce i obwiesiło nimi most.
Jak przystało na miasto Warhola, w Pittsburghu nie brakuje galerii sztuki, ulicznych instalacji czy efektownych graffiti. Lokalni twórcy szczególnie upodobali sobie dinozaury, których rzeźby można znaleźć w kilku miejscach w mieście. W samym centrum ściany kilku budynków przeznaczono do zagospodarowania ulicznym artystom, a efekty ich prac można podziwiać, spacerując główną ulicą Liberty Avenue (na której znajduje się aż pięć galerii sztuki współczesnej). Z kolei zapuszczając się w boczne uliczki, można trafić w zakamarki żywcem wyjęte z najnowszych filmów o Batmanie – i to dosłownie, ponieważ zdjęcia do filmu powstawały właśnie w Pittsburghu (i w Nowym Jorku). Historię człowieka-nietoperza oraz innych bohaterów amerykańskich komiksów superhero możemy bliżej poznać w muzeum kreskówek ToonSeum, będącym jednym z trzech tego typu miejsc w kraju.
Andy Warhol powiedział kiedyś, że każdy miał swoje piętnaście minut sławy. Według zeszłorocznego rankingu prestiżowego magazynu „Forbes” Pittsburgh był jedenastym najlepszym miejscem do życia w USA. W stosunku do poprzedniego zestawienia zanotował awans aż o trzynaście pozycji. Podczas gdy Detroit czy Chicago zmagają się z kryzysem, Pittsburgh zdaje się rozkwitać, a Barack Obama stawia je za wzór do naśladowania. Wygląda na to, że piętnaście minut sławy mieszkańców Pittsburgha właśnie nadchodzi.