Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-03-01

Artykuł opublikowany w numerze 03.2014 na stronie nr. 30.

Tekst i zdjęcia: Dominika Kustosz,

Mopti, miasto nad wodami


Choć brzmi to nieprawdopodobnie, na obrzeżu Sahary, gdzie roczna suma opadów waha się pomiędzy 100 a 300 milimetrów, znajduje się miasto wybudowane na połączonych groblami wyspach. Leży przy ujściu Bani do Nigru i jest największym portem na tej rzece. To Mopti, nazywane niekiedy Wenecją Sahelu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Nazwa Mopti wywodzi się z języka fulfulde używanego przez lud Fulani, i w dosłownym tłumaczeniu oznacza „zebranie, gromadzenie się”. Przyglądając się ulicom tego miasta, łatwo dostrzec, jak bardzo nazwa ta jest adekwatna. Codzienne życie mieszkańców koncentruje się w trzech obszarach: wokół Wielkiego Meczetu, wzdłuż brzegów rzek oraz na głównym targu miasta.

 

WINODANIE I STRUSIE JAJA

Najbardziej charakterystyczne elementy Wielkiego Meczetu w Mopti to drewniane rusztowanie z palm winodań i wieńczące wieże świątyni strusie jaja.

DZIOBEM DO KLIENTA

Łodzie, które przewożą ludzi, a nie tylko towary, zawsze mają ozdobnie pomalowane dzioby.

TATUAŻ JAK MAKIJAŻ

Kobiety z plemienia Fulani z tradycyjnymi tatuażami wokół ust, mającymi podkreślać biel zębów.

 

ŚWIĄTYNIA BŁOTNA

 

Tutejszy meczet jest jedną z największych tego typu budowli na świecie. Wieże świątyni, ozdobione wydmuszkami ze strusich jaj, widoczne są już z oddali. Ma 31 metrów długości, 17 m szerokości i 15 m wysokości. Powszechnie nazywany jest Meczetem Komoguel, tak samo jak dzielnica, w której się znajduje. Dokładna data jego powstania nie jest pewna. Według jednych źródeł, budowę rozpoczęto w 1936 roku, a ukończono w 1943, według innych – trwała ona od 1933 do 1935 roku. Pewne jest za to, że meczet ten stoi na miejscu innego, datowanego na 1908 rok.
Świątynia z zewnątrz przypomina nieco najeżony kolcami warowny budynek. Jednak nikt, kto zna tradycyjne budownictwo malijskie, nie będzie się temu dziwił, bo Wielki Meczet – podobnie jak słynny meczet w Dżenne, na którym projektanci się wzorowali – reprezentuje tak zwany styl sudańsko-saheliański. Obie świątynie wpisane są na listę światowego dziedzictwa (w Dżenne od 1988 roku, a w Mopti od 2009). Budowlę postawiono z suszonych na słońcu cegieł będących mieszanką gliny, piasku i słomy ryżowej. Charakterystyczne, wystające ze ścian żerdzie nazywane torons wykonane są z drewna palm z gatunku winodań i służą za swego rodzaju rusztowanie, dodatkowo upiększając meczet.
Na błotny tynk świątyni zgubny wpływ mają opady w porze deszczowej oraz ogromne upały i susze na przełomie kwietnia i maja. Z tego też powodu bardzo szybko ulega on niszczeniu. Dlatego raz do roku lokalna ludność zbiera się, aby wspólnie, przy tańcu i śpiewach, odnawiać elewację. Jest to ogólne święto, w którym uczestniczą wszyscy, bez względu na wyznanie. Niezależnie od tego odbywają się też prace remontowe budynku pod nadzorem architektów i konserwatorów – ostatnie trwały od listopada 2004 do czerwca 2006 roku. Usunięto wówczas m.in. warstwę cementu, którą Wielki Meczet został pokryty w 1978 roku.
Podobnie jak wiele innych muzułmańskich świątyń, tak i ten obiekt nie jest dostępny dla osób niewyznających islamu – podziwiać można go jedynie z zewnątrz. Okoliczne dzieciaki za niewielką opłatą oferują więc wejście na dachy swoich domów, aby móc z nich sfotografować ten zabytek w całej jego okazałości. Dużo trudniej jest natomiast zrobić fotkę którejś z kobiet sprzedających wokół meczetu jedzenie i produkty codziennego użytku. Odpoczywający pod jego murami mężczyźni są chętniejsi do rozmów, zapraszają na szklaneczkę niezwykle słodkiej, czarnej herbaty i zazwyczaj nie odmawiają, gdy poprosi się o możliwość zrobienia zdjęcia.

 

 

OPRANI W BANI

 

Pierwsze nad wodę przychodzą kobiety z dużymi zwojami tkanin i ubrań przygotowanych do prania. Ale praniem zajmują się w Mopti także mężczyźni, co jest raczej niespotykane w innych krajach Afryki. Obie rzeki miasta służą także jako lokalne łaźnie, a czas kąpieli przypada na koniec dnia, gdy słońce zaczyna zachodzić.
Przez calutki dzień toczy się też nad wodami walka o klientów oraz ich towary, które są transportowane łodziami do wiosek położonych wzdłuż rzek. Nie służą do tego statki, lecz mało stabilne i zazwyczaj przeciekające pirogi oraz większe od nich tzw. pinasses. W czasie pory deszczowej, gdy stan wody w rzekach się podnosi, pływa też duży statek pasażersko-transportowy łączący Mopti z Timbuktu, Gao i Koulikoro.
Obserwując relacje pomiędzy właścicielami łodzi, można spokojnie uznać, że jest to zorganizowana mafia. Turyści z Europy słono płacą nawet za krótką podróż, a przy okazji, jeśli chcą uniknąć kąpieli w rzece, muszą osobiście usuwać wodę z dna jednostek. I trudno nadążyć z wylewaniem, gdyż pirogi są zazwyczaj w strasznym stanie…
Obie rzeki są dla mieszkańców Mopti nie tylko szlakiem komunikacyjnym, ale także, a może przede wszystkim, spiżarnią. Połowy ryb odbywają się o każdej porze dnia i nocy. Łowi się tu dochodzącego do 100 kg wagi latesa – okonia nilowego (Lates niloticus), w Mopti powszechnie nazywanego „kapitanem”, oraz suma. Ryby są patroszone, solone, a następnie suszone na słońcu, po czym trafiają na sprzedaż. Ich zapach unosi się nad brzegami, a także na targu Suguni. Być może z tego powodu Mopti zyskało swoją drugą, potoczną nazwę – Miasto Ryb.

 

DAMĄ BYĆ

Malijki nawet na targ wkładają wzorzyste stroje i biżuterię, a głowy przyozdabiają wymyślnymi fryzurami i nakryciami.

JAKI JEST TURBAN TWÓJ?

Mieszkaniec Mopti w tradycyjnym tuareskim turbanie tagelmoust, który chroni przed słońcem i piaskiem. Jego kolor informuje o statusie społecznym właściciela.

JAK RAJSKIE PTAKI

 

Plemienną mozaikę mieszkańców tego miasta najłatwiej dostrzec na targu Suguni. Najwięcej jest tu przedstawicieli ludu Fulani (Fula) oraz Bozo. O Fulanach warto powiedzieć trochę więcej. Szczególną uwagę zwracają ich kobiety, których uroda jest niezwykła. Wyróżnia je zarówno pociągły kształt twarzy, jak i sposoby jej ozdabiania, m.in. tatuaże i blizny. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni Fulani uważają, że damski uśmiech wygląda o wiele ładniej, gdy usta oraz dziąsła wytatuuje się na czarno. Zabieg ten ma podkreślać biel kobiecych zębów.
Proste tatuaże o geometrycznych kształtach zdobią także brody i policzki, a czasami nawet czoła. Ponadto na policzkach i skroniach widoczne są głębokie blizny. Wykonuje się je po osiągnięciu przez dziewczynkę dojrzałości i jest to znak, że ich posiadaczka nadaje się na żonę i matkę, skoro potrafiła już znieść ból i cierpienie. Charakterystyczne dla kobiet Fulani są również duże, złote kolczyki.
Na targu Suguni spotkać można przedstawicieli Bambara, Dogonów, Tuaregów, Songhajów, Soninke, Bobos i Mossi. Wszystkie ich kobiety wyglądają jak rajskie ptaki, bo stroje (pagne oraz boubou) są niezwykle barwne i wzorzyste. Dodatkowo podkreślają piękno koloru skóry. Warto zwrócić szczególną uwagę na kobiece fryzury, które wprawiają w zachwyt pomysłowością kształtów i misternością wykonania.
Oprócz artykułów spożywczych można nabyć bajecznie kolorowe tkaniny oraz kosmetyki, a wśród nich mydło z masła shea. Od niedawna znane jest ono także w Polsce, mało kto jednak wie, że Malijki stosują je od setek lat. Być może właśnie dlatego ich uroda tak zachwyca? Potocznie nazywa się je „złotem kobiet” lub „darem niebios”. Wytwarzane jest z nasion drzewa nazywanego masłosz Parka (Vitellaria paradoxa), a swoje upiększające właściwości masło shea zawdzięcza dużej ilości kwasów tłuszczowych oraz fitosteroli. Stosuje się je jako kosmetyk do skóry i włosów, ale także jako leczniczą maść przyspieszającą gojenie ran oraz lek na reumatyzm.
Można tu zapoznać się z tradycyjną medycyną Mali. Na targu bowiem sprzedaje się nie tylko zioła i wykonane z nich mieszanki, ale także takie specyfiki, jak suszone skorpiony, wysuszone głowy sępów czy sproszkowane żaby. Wartość tych leków jest nieoceniona, gdyż w Mali na jednego lekarza przypada aż 16 tysięcy pacjentów! Większość Malijczyków leczy się więc u lokalnych uzdrawiaczy, którzy wiedzę medyczną uzyskali poprzez ustne przekazy od przodków. W ten sposób wielowiekowa lokalna tradycja ziołolecznictwa nie tylko nie zanika, ale nawet zyskuje na znaczeniu.

 

 

KOMARY NIE WYBIERAJĄ

 

Gdy rzeki wylewają – co roku między sierpniem a grudniem – Mopti przeobraża się w miasto wyspiarskie. Wiele ulic zalanych jest wodą i jedynym sposobem na przemieszczanie się jest posiadanie łodzi. Tak jak w Wenecji!
Dużym problemem związanym z taką ilością wody są oczywiście komary. Wylęgają się w niewyobrażalnych chmarach, przez co naprawdę potrafią uprzykrzyć życie. Mieszkańcy miasta przekornie podkreślają, że dla komarów wszyscy są tak samo smaczni. Niestety, w całym regionie jest duże niebezpieczeństwo zarażenia się zarodźcem sierpowym (Plasmodium falciparum) oraz zarodźcem ruchliwym (Plasmodium vivax), będącymi dwoma z czterech głównych pierwotniaków wywołujących malarię. Można liczyć na to, że się nie zachoruje lub wyleczy za sprawą lokalnych ziołowych mieszanek, lepiej jednak, przyjeżdżając tu, przezornie zabrać ze sobą europejskie leki.
W ostatnim czasie dochodziły z Mali niepokojące wiadomości, dotyczące konfliktu zbrojnego między armią a rebeliantami tuareskimi z Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu (MNLA) oraz islamistycznymi ugrupowaniami ekstremistycznymi. Ale w czasie walk i zamieszek Mopti było jednym z najdalej wysuniętych na północ miast, które pozostawały pod władzą rządu.
Mali to piękny i fascynujący kraj, dlatego jeśli tylko sytuacja militarno-polityczna pozwoli, warto się tam wybrać. Zasługuje na to jego wspaniała różnorodność etniczna oraz kulturowe dziedzictwo. Większość podróżników traktuje Mopti jako punkt przesiadkowy podczas zwiedzania Kraju Dogonów, Dżenne czy Timbuktu, ale ja polecam spędzenie tam chociaż kilku dni.