Miejscową gawiedź dochodzi wieść, że śmierć upiła się w ostatki, zgubiła swoją kosę i śpi na łące nad rzeką. Malowniczy korowód wyrusza tam, by ją pojmać. Związana kostucha prowadzona jest na rynek, pod sąd. Za liczne przewiny śmierć zostaje skazana na… śmierć.
Dostępny PDF
Orkiestra dmie żałobnego marsza. Zjawia się miejski kat i ścina śmierci głowę. Z szat zabitej „piekielnej jędzy” umyka czarny kot – symbol duszy. Zwłoki niesione są na zaprzężony w konia wóz, a karawan ze śmiercią objeżdża rynek w asyście tańczącego orszaku i wiwatów. Na czele wiruje panna młoda z bukietem białych kalii i wstęgą z napisem „ostatnie pożegnanie”. Za nią kroczy pan młody, anioł, Żyd i Cyganka. „Cały ten pochód zamyka wesoła, huczna muzyka” – mówi XIX-wieczny wierszowany opis rozgrywającego się co roku w zapustny wtorek jedlińskiego widowiska, zwanego „ścięciem śmierci” lub „kusakami”. Pogrzeb śmierci odbywa się w karczmie, a zabawy i tańce na rynku trwają do północy, gdy kończy się karnawał, a zaczyna Wielki Post. I tak od kilkuset lat.
GDZIE RAK BALUJE
W zapustny dzień wioska zaludnia się przebierańcami. Na wieczornym balu można ruszyć w tany z niedźwiedziem lub gigantycznym rakiem.
WELON I KALIE
Stosownie do okoliczności, panna młoda trzyma pogrzebową wiązankę.
DO STU DIABŁÓW
To tutaj? Diabli wiedzą… Chwila wahania, czy na pewno dobrze trafiliśmy, minęła, gdy nieco w oddali, między drzewami rynku, mignął nam… diabeł. Czarny i rogaty. Wkrótce mieliśmy przed sobą całe stado czortów. Włochate, umorusane, z czerwonymi rogami i jęzorami zwisającymi z pysków. Zdawało nam się, że roztaczają zapach siarki i smoły. Z całą pewnością słyszeliśmy zaś ich chichot.
Po chwili na rynku roiło się już od innych kuriozalnych postaci. Panna młoda w białej sukni z welonem miała męskie rysy twarzy i podejrzanie niekobiecy chód. Podobnie wyglądały wszystkie wiejskie baby i kumoszki – niektóre o owłosionych dłoniach, a nawet ze śladami zarostu na twarzy. Pan młody paradował we fraku. Ktoś prowadził na postronku niedźwiedzia defilującego na tylnych łapach, obok zaś szedł sobie – również na dwóch odnóżach – dwumetrowej wysokości rak. Wśród barwnej gawiedzi w serdakach, zapaskach i chustach byli też pejsaci Żydzi, krakowiacy w ludowych strojach, chłopi z wyraźnie wystającą słomą z butów, policjanci, rybacy, kominiarze i starszyzna miasta, z wójtem i burmistrzem na czele. Czyli wszystko się zgadza – jesteśmy w Jedlińsku!
Jedlińsk to wioska nad rzekami Radomką i Tymianką. Leży 90 km na południe od Warszawy i 10 km na północ od Radomia, przy trasie E77. Nazwę zawdzięcza licznym jodłom, które otaczały ją, gdy była jeszcze średniowieczną osadą. W 1530 r. dziedzic Mikołaj Jedliński założył tutaj miasto na mocy przywileju króla Zygmunta I Starego. W herbie umieszczono raka na błękitnym tle (kilka lat temu pomnik raka stanął na tutejszym rynku). Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego z XIX w. wyjaśnia to następująco: „Herb miasta dawniej był Rak, z powodu że tu były słynne raki, połowiające się w rzece Radomce, znane w Warszawie pod nazwą »Raki jedlińskie«”.
W 1869 r. Jedlińsk utracił prawa miejskie, stając się znów niewielką osadą. W międzyczasie, w 1561 r. arianie przejęli na 70 lat wybudowany przez Jedlińskiego drewniany kościół, a niedługo potem wojska szwedzkie najechały i spustoszyły miasto. Na przełomie XVII i XVIII w. w kościele parafialnym ochrzczono dwóch przyszłych biskupów. W 1794 r. koło Jedlińska kwaterował Tadeusz Kościuszko, przemieszczając się wraz ze swymi wojskami w kierunku Warszawy. Uczestniczył wówczas w polowej mszy świętej i przyjął kościelne srebra „dla ratowania ojczyzny”. Pół wieku później miasto wizytował car Mikołaj I.
W czasach bardziej nam współczesnych w Jedlińsku urodził się Piotr Gołębiowski, późniejszy biskup diecezji sandomierskiej. Był wybitną osobowością. W 1994 r., kilkanaście lat po nagłej śmierci kapłana w czasie sprawowania mszy, rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, który trwa do dziś.
KRZYK I HAŁAS WIELKI
Do rozsławienia Jedlińska przyczyniła się jednak zupełnie inna postać. W 1839 r. proboszczem tutejszej parafii został ks. Jan Kloczkowski. Z zamiłowania był historykiem i pisarzem. Spisał kronikę parafii i „Dzieje miasta Jedlińska”, opublikował kilka książek religijnych, a także wiele pieśni, kazań, nauk stanowych i artykułów, m.in. w „Pamiętniku Religijno-Moralnym”. Gromadził też materiały związane z etnogra?ą regionu, co z pewnością ułatwiał mu fakt, że był w bardzo dobrych stosunkach z okolicznymi mieszkańcami i uczestniczył w ich codziennym życiu.
W 1867 r. w „Noworoczniku Ilustrowanym dla Polek” oraz wydrukowanym w Warszawie „Kalendarzu na rok przestępny 1868” opublikowano tekst „Ścięcie Śmierci w Jedlińsku w kusy wtorek. Zabawa ludowa”. Ksiądz proboszcz nie tylko spisał przebieg ludowego obrzędu, ale też nadał mu formę literacko-poetycką. Zapewne nie spodziewał się wówczas, że jego kronikarskie dzieło nie tylko uwieczni przekazywaną ustnie tradycję, ale stanie się kanwą odgrywanych 150 lat później widowisk.
Ostatnie dni przed Środą Popielcową – zwane zależnie od regionu ostatkami, zapustami lub mięsopustem – są w Jedlińsku czasem szczególnym. Kulminacją tego okresu jest kusy (tj. zapustny) wtorek, nazywany tu też „kusakami”, gdy wójt oficjalnie i publicznie przekazuje swą władzę w ręce przebierańców, których także zwie się… „kusakami”. „Krzyk i hałas wielki w mieście, ludzie się licznie gromadzą, wyszło mężów przeszło dwieście, wielką zbrodniarkę prowadzą” – tymi słowami rozpoczyna się inscenizacja widowiska „Ścięcie śmierci”, odtwarzanego co roku na zakończenie i pożegnanie karnawału. Zgodnie z tradycją wszystkie role – także kobiece – do dziś odgrywane są wyłącznie przez mężczyzn i chłopców. Posługują się oni wierszowanym XIX-wiecznym tekstem, spisanym przez niegdysiejszego proboszcza.
Zdania na temat rodowodu kusaków są podzielone. Niektórzy twierdzą, że jest to obrzęd ludowy o korzeniach sięgających czasów pogańskich. Inni natomiast dowodzą, że kultywuje się go dla upamiętnienia prawa miecza (a więc nadawanego przez średniowiecznych władców prawa zasądzania i wykonywania kary śmierci), które Jedlińsk otrzymał 10 lat po lokacji miasta. Według badaczy widowisko mogło też powstać pod wpływem istniejącej w mieście w XVI i XVII w. szkoły ariańskiej i szkoły wyższej. Przebywało tu wówczas wielu historyków, kleryków oraz żaków. Mogło też wyewoluować z igrzyska żakowskiego: ścięcia kukły symbolizującej śmierć. Wszystkie źródła są jednak zgodne, że to jedyny tego typu obrzęd ludowy w Polsce, głęboko zakorzeniony w historii.
ZWŁOKI ŚMIERCI
Uśmierconą śmierć składa się na wóz drabiniasty i wyprawia w ostatnią drogę.
ANI PANNA, ANI MŁODA
Podczas konkursów wybiera się m.in. najbarwniejszą postać widowiska i najciekawszy strój karnawałowy.
WESOŁA STYPA KOSTUCHY
Obecne widowisko odbiega nieco od dawnego zwyczaju. Z roku na rok zachodzą pewne zmiany w jego przebiegu. Na stronie internetowej jedlinsk.pl, w zakładce „tradycja”, można zobaczyć kilkuminutowy czarno-biały film Stanisława Golesa, dokumentujący przebieg obrzędu w latach 60. Co prawda pół wieku temu we wsi było więcej drewnianej zabudowy, przebierańcy jeździli konno, a futrzane czapy i chusty bynajmniej nie stanowiły elementu przebrania, tylko codzienne nakrycie głowy, ale ogólny przebieg był podobny. Po wsi łaził niedźwiedź i ganiały diabły, panna młoda o zdecydowanie męskich rysach twarzy człapała ciężko i bez wdzięku, a przerażona śmierć dygotała ze strachu przed wąsatymi ławnikami.
Scenariusz od lat jest taki sam: „dziad kościoła”, czyli kościelny, słyszy chrapanie pijanej śmierci, alarmuje mieszczan, a ci pędzą ją związać i prowadzą przed sąd, „aby za złe, co zdziałała, słuszną karę odebrała”. Padają zarzuty: otóż śmierć „sprzątnęła” księdza i „kilkoro dziatek, kilka młodych panien i kilka mężatek, i Żydówek dziesięć, i Żydów pół kopy, a miała wybierać same tęgie chłopy”. Wiodą ją zatem na ratusz, gdzie już czekają sędziowie, burmistrz i wójt – „bo to sprawa niesłychana, aby Śmierć była złapana”.
Na podstawie kodeksu karnego („O zabójstwa ciężkiej winie w artykule piątym stoi: Kto dużo złego nabroi, taki niech od miecza zginie”) zapada nieodwołalny wyrok: śmierć zostaje skazana na śmierć. Pospólstwo domaga się egzekucji: „niechże i ją kara okropna nie minie, i na hańbę wieczną z ręki kata zginie”, natychmiast zjawia się więc kat w czerwonym stroju i kapturze. A śmierć? Stoi „blada i drżąca, mizerna, smutna, bo wisi nad nią kara okrutna (…) na dół spuściła zamglone oczy i konwulsyjną z ust pianę toczy. Nie śmie przemówić ani pół słowa, na piersi zwisła trupia jej głowa, żebra jej sterczą, bo chuda cała, bo na nich nigdy ciała nie miała”.
Teraz prowadzą kostuchę na plac, nie szczędząc jej szyderstw i drwin. Wokół biegają stada diabłów, hałasując kołatkami i ciesząc się, że biała pani wkrótce wpadnie w ich łapy. Grają trąby i skrzypce, chór śpiewa jej marsza śmiertelnego: „Pójdź, złodziejko, niszczycielko, pod ostre miecze, niechaj z twego łba strasznego zła krew pociecze. Poddamy cię pod miecz, pójdziesz ze świata precz!”. Kat – „mistrz sprawiedliwości” – dobywa miecza i jednym ruchem skraca śmierć o głowę. „A z głowy popiół się prószy, kot ucieka w miejsce duszy”.
Rymowany tekst mówi dalej: „Na pogotowiu czekają sanie, by trupa Śmierci włożono na nie” – i choć dawniej kat składał jej zwłoki na saniach, dziś kładzie się ją na wóz drabiniasty, niekiedy asekurowany nawet przez straż miejską. Później zaś „wszyscy krzyczą weseli, że Śmierci głowę ucięli” i „wiodą trupa naokoło, pląsając nad nim wesoło”. Z katem na czele udają się do księdza, który spisuje „akt zejścia”. „A skoro ją pochowają, kusaki sobie sprawiają”. Zaczyna się bal! Tańce, hulanki i świętowanie trwają do wieczora, a najpóźniej do północy. Następnego dnia posypuje się głowy popiołem.
Jednym z żelaznych punktów programu kusaków jest poczęstunek po zakończeniu inscenizacji (a może raczej stypa po pogrzebie?) – rozdawana jest wówczas grochówka z kuchni polowej. W ostatnich latach widowisku towarzyszą coraz liczniejsze atrakcje: kiermasze rękodzieła, występy zespołów ludowych, pokazy obrzędów zapustnych (podkoziołek, obchodzenie z kozą, wodzenie niedźwiedzia), konkursy na najbarwniejszą postać widowiska, a także spektakle teatralne, zabawy i potańcówki. „Jedlińskie zapusty” trwają trzy dni.