– Gdzie to jest? – pytali znajomi, kiedy dowiedzieli się, że lecę na Malediwy. Pytanie całkiem słuszne, zważywszy, że kraj tonie w wodach Oceanu Indyjskiego, a to, co jeszcze z niego wystaje, ma ledwie dwa metry wysokości.
Dostępny PDF
Jedyny powszechnie używany wyraz zaczerpnięty z narodowego języka Malediwczyków to „atol”. Gdy wygaśnie podwodny wulkan, wokół wypiętrzonego lądu zacznie narastać koral. Obumierając, pozostawi po sobie wapienny szkielet. Szkielet ten poddany działaniom wiatru przeistoczy się w mięciutki piasek. I tak powstanie wyspa atol, a na niej rajskie plaże z niezapomnianymi wspomnieniami niebiańskich wakacji.
Oficjalna liczba wszystkich malediwskich wysp nie istnieje. A to dlatego, że są wśród nich bezludne połacie białego, miałkiego piasku, które na skutek większych fal lub pływów po prostu znikają zakryte tonią oceanu. Powierzchnię lądową kraju szacuje się na zaledwie 300 km2, podczas gdy terytorium państwa (łącznie z oddzielającymi wyspy wodami) rozciąga się na trzysta razy większej przestrzeni. Najwyższy punkt tego obszaru ma 2,4 metra n.p.m., przyczyniając się tym samym do rekordu Guinnessa w kategorii najbardziej płaskiego kraju na świecie.
Wystarczy, że poziom oceanów wzrośnie o 2,5 metra, a cały ten turystyczny raj pryśnie niczym bańka mydlana. Wraz z nim morze pochłonie nie tylko ludzkie domostwa, ale i sztucznie usypaną wyspę Thilafushi, na którą od 1992 roku trafia dziennie 300 ton śmieci z całego wyspiarskiego państwa. Monitorując skutki globalnego ocieplenia, Malediwczycy nie mogą być spokojni o to, co przyniesie jutro. No chyba że chodzi o słoneczną pogodę!
PRZYJEDŹ DO NAS!
Zachęcają: słońce, ocean i sympatyczni mieszkańcy.
WYSPY, WAROWNIE LUKSUSU
Ekskluzywne ośrodki wypoczynkowe Malediwów powstają na wyspach dzierżawionych od państwa i rządzą się własnymi prawami.
SAM MIÓD
Takie wczasy to miód dla duszy i ciała. Każdy ośrodek czy pensjonat posiada w ofercie także pakiet na miesiąc miodowy.
PLAŻOWANIE W ISLAMIE
Gdy wspólnie ze znajomymi ustaliliśmy już położenie Malediwów, do których się wybierałam, padł radosny okrzyk: „Skąpe bikini i drinki z palemką!”. Owszem, ale tylko w ekskluzywnych ośrodkach. Bo Malediwy to przecież państwo muzułmańskie, a więc prohibicja i srogie kary za obnażanie się w miejscu publicznym. Chociaż nie zawsze tak było…
Malediwy przyjęły islam w 1153 roku, za panowania sułtana Kalaminjaa. Legenda głosi, że wcześniej wyspy nękał oceaniczny potwór żądający co miesiąc daniny w postaci młodej dziewicy. Przeznaczoną na ten cel ofiarę zanoszono do miejscowej świątyni, odnajdując tam nazajutrz jej martwe ciało. Pewnego dnia na wyspy dotarł kupiec z Afryki, który postanowił pokonać potwora. Udał się do świątyni i spędził w niej noc, nieustannie recytując wersety Koranu. W ten sposób skutecznie odstraszył potwora, który zanurzył się w toń oceanu i nigdy już nie powrócił. Mieszkańcy, którzy nad ranem stawili się w świątyni, znaleźli kupca żywego i nadal recytującego świętą księgę. Wieść o tym zdarzeniu dotarła do sułtana, który wezwał do siebie Afrykańczyka i pod jego wpływem przeszedł na nową religię.
Dziś Malediwczykiem może być tylko muzułmanin. Gdy w 2008 roku przyjęto ten przepis, trzy tysiące ludzi straciło raptem obywatelstwo. Na teren państwa nie wolno wwozić wieprzowiny, psów (sic!), Biblii i alkoholu, którego nie spotka się w żadnym sklepie na wyspach zamieszkanych przez tubylców. Bikini dozwolone jest wyłącznie na prywatnych plażach. Turystki odwiedzające pensjonaty położone poza ośrodkami wczasowymi, w których mieszkają, mogą wprawdzie nosić ubrania odkrywające ramiona i kolana, ale tylko za specjalnym pozwoleniem. Wydawane ono jest przy akceptacji mieszkańców danej wyspy. Malediwczycy przeważnie się zgadzają – w końcu zagraniczni goście to główne źródło ich dochodów.
NA LEŻACZKU U TUBYLCÓW
Malediwy należą do najdroższych miejsc turystycznych w Azji. Za pokój w ośrodku wczasowym zapłacimy od 1000 złotych w górę. Jednak na przełomie lat 2008 i 2009, wraz z wejściem w życie nowego prawa, na wyspach zamieszkanych przez miejscowych zaczęły powstawać pensjonaty, których ceny są zdecydowanie przystępniejsze. Obiekty te utrzymywane są w nienagannej czystości, a ich pracownicy posiadają doświadczenie zdobyte podczas pracy w ośrodkach dla cudzoziemców. Chociaż pensjonaty tubylców nie zapewniają pokojów w oceanicznej głębi i z widokiem na przepływające nad głową delfiny, dbałość o klienta jest na przyzwoitym poziomie.
Przy okazji można tu zaznać kilku innych atrakcji, niedostępnych wystandaryzowanym wczasowiskom. Po pierwsze, smaku typowej miejscowej kuchni, a dokładnie tuńczyka, który składa się na większość dań malediwskiej kuchni. Lokalni mieszkańcy, zdani na łaskę tego, co zapewnia im morze, stali się mistrzami w przyrządzaniu tej ryby na milion sposobów: w sosie słodko-kwaśnym, wędzonej prosto z grilla, w sałatce z limonką i wiórkami kokosów… Po drugie, komfortu typowych lokalnych mebli, do których zalicza się joli, leżaczek wykonany z sieci rozpostartej między drewnianym stelażem, oraz undholi, czyli jego bujana wersja. Folklorystyczne meble, przypominające na pierwszy rzut oka narzędzia tortur, zaskakują prostotą i wygodą, umożliwiając na przykład cyrkulację powietrza wokół relaksującego się ciała. Zaskoczy nas również miejscowa architektura. Koral, którego zwykłym śmiertelnikom z lesistej Europy nie wolno nawet wywieźć z Malediwów w postaci drobnej pamiątki, jest dla autochtonów materiałem budowlanym, używanym zamiast cegieł do tworzenia dających cień budowli.
Dodajmy do tego: możliwość czyszczenia dna łodzi w pełnym nurkowym ekwipunku, nocne ogniska w rytmie bębnów oraz randki w cieniu palmy, a na tubylczej wyspie odnajdziemy więcej atrakcji niż w luksusowym pensjonacie.
NIEGOŁO, ALE WESOŁO
Wszyscy Malediwczycy są muzułmanami, a restrykcyjne przepisy państwa islamskiego zabraniają golizny i alkoholu. Nastawienie do przyjezdnych jest jednak życzliwe, w końcu to oni utrzymują tutejszą gospodarkę.
SPOTKANIE POD ORZESZKIEM
Turyści różnych nacji pod najpopularniejszym na Malediwach gatunkiem palmy kokosowej, zwanym Orzeszkiem Miłości (osiąga wysokość 35 m).
WIELKI BŁĘKIT W ZASIĘGU RĘKI
Tutejsza rafa jest domem dla ponad dwóch tysięcy gatunków ryb, żółwia morskiego, delfinów i pięciu odmian rekina.
O RAJU…!
Na wyspie Hanimadhoo wybiła północ, zanurzam się w ciepłą toń oceanu, kierowana tylko blaskiem księżyca. Leniwie poruszam ręką i widzę, jak odpada od niej tysiąc jaskrawoniebieskich iskierek, które po krótkiej chwili gasną, aby zapalić się na nowo po kolejnym ruchu dłoni. To bioluminescencja, będąca cechą fitoplanktonu. Jego komórki reagują na zewnętrzne bodźce elektryczne, produkując światło. Jest to prawdopodobnie ich mechanizm obronny. I jednocześnie najpiękniejszy widok pod… księżycem.
Wyspa Utheemu, drewniany pałac sułtana Mohammeda Thakurufaanu sprzed pięciuset lat. Samo południe. W mrocznym pomieszczeniu na jednym z baldachimów widnieje przepięknie odwzorowany okoliczny pejzaż. Z zaciekawieniem pytam przewodnika, dlaczego namalowano go na płótnie do góry nogami. Naim śmieje się, wychodzi na zewnątrz, zostawiając mnie bez odpowiedzi, po czym pojawia się… również do góry nogami na wspomnianym płótnie. – To nie dekoracja, lecz pięciusetletnia kamera! – odpowiada po powrocie. Drewniane okiennice zamykano na cały dzień, aby zapewnić komfort przebywającym w pałacu. Za ścianą znajdowały się natomiast sułtańskie magazyny. Aby mieć na nie oko, wystarczyła odpowiednia dziurka w drewnie, która skupiała i odwracała światło, dając na płótnie projekcję tego, co działo się na zewnątrz. Wszystko na 300 lat przed narodzeniem Thomasa Edisona, wynalazcy prototypu kamery.
Słoneczne (jak każde) popołudnie i kolejna wyspa, tym razem bez nazwy. Dwieście metrów kwadratowych miękkiego piasku otoczonego lazurową wodą, bez jednej nawet palmy. Miejscowi takie bezludne raje określają jako sand banks (banki piasku). Być może też dlatego, że tutejszy kruszec mieni się niczym złoto. To fantastyczne miejsce do odpoczynku od cywilizacji oraz spełniania marzeń o prywatnym skwerku na Ziemi. Otaczająca go płytka woda idealnie nadaje się do zabaw, ale wystarczy odpłynąć odrobinę dalej, aby móc zanurkować w stromo opadającej rafie.
SUPERLENISTWO
Jest tak dobrze, że nic się nie chce. Nawet opalać.
TARZAN Z MALEDIWÓW
Mohamed po świeżego kokosa wspina się na kilkunastometrową palmę w niecałą minutę.
ZABÓJCZE ORZECHY, NIEGROŹNE REKINY
Latająca ryba to pierwsza istota, która towarzyszy w wodnej podróży po Malediwach. Długie, przypominające skrzydła płetwy umożliwiają jej kilkusekundowe skoki nad powierzchnię wody, które można podziwiać z burty pędzącej motorówki. W nieco wolniejszym rytmie i zazwyczaj wieczorową porą odbywają się wyprawy w poszukiwaniu stada delfinów. W tym przypadku trzeba już mieć odrobinę szczęścia, bo powodzeniem kończy się mniej więcej co trzecia próba.
Amatorzy nurkowania lub snoorklingu mają szanse na spotkanie snującej się pod powierzchnią płaszczki o metrowej średnicy, jednego z czterech rodzajów żółwia oraz rekina wielorybiego – największego przedstawiciela tego gatunku. Tutejsze wody zamieszkują także: rekin młotowaty, żarłacz błękitny, żarłacz tygrysi i żarłacz ludojad. Na Malediwach spotkanie z rekinem raczej nie oznacza zguby, bo w okolicy jest zbyt dużo jedzenia, aby skusił się on na tak mało smaczny poczęstunek. Ostatni odnotowany tutaj atak rekina miał miejsce w 1976 roku, kiedy to jeden z turystów regularnie je dokarmiał. Któregoś dnia poszedł w ten sam rejon popływać, nie dostarczając jednak uprzednio podopiecznym zwyczajowej kolacji, więc upomnieli się o swoje…
Wbrew pozorom, największe zagrożenie na wyspach grozi podobno ze strony flory. Wielu miejscowych uważa, że najwięcej osób zmarło w ich kraju od… uderzenia kokosem spadającym z palmy.
Malediwy oferują sezonowo dobre warunki do surfingu, kitesurfingu i windsurfingu, przy założeniu jednak, że niezbędny ekwipunek przywieziemy ze sobą. Jest to również urokliwe miejsce do żeglowania łodzią bądź katamaranem, o które już w okolicach nietrudno. Jeszcze jedną atrakcją jest łowienie ryb. Choć ta zabawa, w porównaniu z innymi rozrywkami, wydaje się czynnością pospolitą, to potrafi zaskoczyć. Używanie sieci jest na Malediwach zakazane – aby chronić delfiny przed zaplątaniem oraz zapobiegać wyławianiu najlepszych gatunków ryb. Nie łapie się ich również na wędki. Tutaj używa się szpulki z żyłką zakończoną haczykiem i ciężarkiem! Jest to tradycyjna metoda połowu, wbrew pozorom skuteczna nawet przy pierwszej, nieśmiałej próbie.
Nie sposób opisać piękna tych wysp. Nieskazitelnego lazuru wody i soczystej zieleni palm. Tych kolorów nie odda żadna pocztówka wysłana do Polski. Najlepiej delektować się ich widokami z pokładu wodolotu. Ale największe wrażenie robią Malediwy z lotu ptaka. Oczywiście, pod warunkiem że nie jest to już lot powrotny do domu.