Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2011 na stronie nr. 78.

Tekst i zdjęcia: Robert Szewczyk,

Zupełnie niedawno w Ameryce


Przestrzeń. bezkresna i falująca rozgrzanym powietrzem pusta szosa, znikająca hen za wciąż uciekającym horyzontem i wyblakły od słońca błękit nieba. Cichy szum silnika na zupełnie opustoszałej bocznej drodze, na której jesteś zupełnie sam.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Jeśli zatrzymasz się nocą, to pod niebem, usianym bezlikiem gwiazd usłyszysz dochodzące z niedaleka wycie kojota. On też patrzy w górę. Przypomina sobie, że pomagając Stwórcy układać gwiazdy na nieboskłonie w zniecierpliwieniu rozsypał je wszystkie jak popadnie. Pan przegnał go, a kojot do dziś wyje ze złości, gdy tylko zobaczy nad sobą gwiazdy. Tak mówią Indianie Navajo. Wszędobylski, ale i płochliwy kojot jest dla nich tym, czym dla nas czarny kot.

 

 

KAP, KAP - PŁYNIE CZAS

 

Navajo mówią też: „Usiądź spokojnie, a ziemia przemówi do ciebie”.
Tych miejsc, w których ziemia chce opowiedzieć swoją historię jest na obszarze amerykańskiego południowego zachodu wciąż dużo. Trzeba jedynie zaopatrzyć się w wodę, wygodne buty, kapelusz i wejść w głąb tego pieca, jakim nawet późnym wrześniowym latem może okazać się skalista pustynia północnej Arizony czy Nevady.
O ile to możliwe, warto omijać wielkie skupiska ludzi, traktując miasta jedynie jako bazy wypadowe do kolejnych podróży po rzadko zaludnionej prowincji. Tam można jeszcze znaleźć miejsca, gdzie życie toczy się wolniej, gdzie niemłody już właściciel równie leciwej stacji benzynowej osobiście zatankuje twój samochód, umyje przednią szybę i zechce pogawędzić. Napotkany na bezludziu szeryf, z zatroskaniem zaoferuje pomoc, zaskoczony, że ktoś celowo błąka się po tej dziczy.

 

 

ŻYCIE W DOLINIE ŚMIERCI

 

Osią moich podróży po tym regionie Stanów Zjednoczonych jest rzeka Kolorado wraz z jej kilkoma większymi dopływami na terenie Utah i Arizony. Zachodnią rubież tej wyprawy stanowi leżąca już w Kalifornii Death Valley, osławiona Dolina Śmierci, najmniej przyjazny fragment rozległej pustyni Mojave. W tym zapadniętym poniżej poziomu morza rowie tektonicznym, wbrew nazwie i pomimo ekstremalnych warunków klimatycznych, toczyło i wciąż toczy się życie. Łatwo tu napotkać opuszczone kopalnie i miasteczka pełne śladów dawnych pionierów. W najczęściej odwiedzanych miejscach, takich jak Zabriskie Point czy Dante’s View, strażnicy parku z werwą i entuzjazmem, mimo czterdziestostopniowego upału, opowiadają o historii tych miejsc i przypominają turystom: „Pijcie wodę! Dużo wody!” Trudno wtedy uwierzyć, że niemal co roku, na przełomie lutego i marca, pustynia w Dolinie Śmierci zakwita na krótko mnóstwem barw, gdy znad otaczających ją gór nadejdą skąpe, wiosenne deszcze.

 

ZASCHNIĘTE BŁOTA

Zabriskie Point w Dolinie Śmierci.

ZAPORA ZA ROGIEM

Tama Glen w dolnym biegu Kolorado. Jej wybudowanie spowodowało zatopienie 91 innych kanionów położonych powyżej zapory.

KAMIENNY PARK

Rozgrzane, skalne labirynty w Parku Narodowym Arches mogą stanowić niebezpieczną pułapkę dla niedoświadczonego turysty.

 

ZMĘCZONA RZEKA

 

Rzeka Kolorado, niegdyś nieprzewidywalna i nieujarzmiona, dziś zaprzęgnięta do kieratu turbin i spiętrzana w sztucznych jeziorach, służy przede wszystkim zaspokajaniu potrzeb milionów domostw z pięciu stanów: Kolorado, Utah, Arizony, Nevady i Kalifornii. Hamowana przez wielkie tamy nie ma już siły dopłynąć, jak niegdyś, do Zatoki Kalifornijskiej. Miejsce dawnej, bogatej w życie, bagnistej delty zajęła pustynia, jedynie okresowo przecinana potokami, które trudno dziś nazwać wielką rzeką Kolorado. „Dopóki trawa rośnie, dopóki rzeki płyną” – tak określali wieczność Indianie. Kolorado jeszcze płynie, ale gaśnie zbyt wcześnie. Spowodowane przez gospodarkę zmiany w składzie chemicznym wody, jej temperaturze i sile nurtu mają niebagatelny wpływ na faunę – istnienie czterech endemicznych gatunków ryb jest dziś zagrożone. Ale, jak mówią miejscowi, dopóki Góry Skaliste pokrywają śniegi, dopóty Kolorado będzie szukała swojej drogi do Pacyfiku. Kolorado to rzeka cierpliwa i pracowita, czego najbardziej spektakularnym dowodem jest Wielki Kanion.

 

 

WIELKA DZIURA

 

Według geologów przedarcie się rzeki Kolorado przez płaskowyż o tej samej nazwie nastąpiło ok. 17 milionów lat temu i po dziś dzień Wielki Kanion, dzieło nigdy nie ukończone, jest rzeźbiony przez rzekę. Tylko zdjęcie satelitarne jest w stanie pokazać go w całości. Żadna fotografia zrobiona z lądu czy z powietrza nie odda w pełni ani potęgi tego miejsca, ani wrażenia, jakie robi ponadkilometrowa czeluść tuż pod stopami. Trzeba po prostu stanąć na brzegu Kanionu i zmierzyć się z jego ogromem.
Podobno jest kilka rodzajów lęku wysokości. Niektórzy nie wsiądą do windy, inni nie wejdą na drabinę. Są jednak tacy, których lęk wysokości zmusza do zrobienia „jeszcze jednego kroku”. Tak podobno dzieje się w Wielkim Kanionie, gdzie wiele osób straciło życie wskutek nagłego impulsu…
Ponadto zmienne warunki pogodowe w kanionie potrafią zdezorientować i powalić nawet najsprawniejszego wędrowca, dlatego zawsze w pogotowiu czeka kilka mułów, nieocenionych na bezdrożach Wielkiej Dziury.
Spływ łodziami od wejścia rzeki w Kanion na wschodzie do jej wyjścia na zachodzie, gdzieś za Las Vegas, trwa trzy tygodnie. Na długości 450 km rzeka rozdarła ziemię, dzieląc płaskowyż na dwie części: północną Kaibab i południową Coconino. Między północną krawędzią, bardziej dziką i zimną, a południową, ciut bardziej obłaskawioną, jest lotem ptaka (kruka, sokoła, kondora) nie więcej niż 30 km. Przejść w poprzek – wyłącznie pieszo! – jak najbardziej można. Trzeba tylko doliczyć różnice wysokości i temperatur: im głębiej ku rzece, tym jest goręcej – ten wąwóz jest wrotami do rozpalonego wnętrza ziemi. Jedyne dwa mosty spinające brzegi rzeki wewnątrz Kanionu dzielą od siebie zaledwie 2 kilometry.

 

 

ZROZUMIEĆ NAVAJO

 

Szerokie pogranicze północnej Arizony i południowego Utah stanowi zachodnią część ziemi Navajo, półautonomicznego i największego w USA obszaru, będącego pod jurysdykcją Indian, a rozciągającego się aż do północno-zachodniej części Nowego Meksyku. Navajo to jednocześnie największa i najzamożniejsza grupa Indian w USA. Od korporacji górniczych i energetycznych biorą opłaty za eksploatację ich ziemi, a od turystów myto za jej zwiedzanie. Mają własny dwustopniowy samorząd, wybierają bezpośrednio wodza swojego szczepu i wodza całego plemienia Navajo. Oczywiście prezydenta USA też wybierają. Pomimo tych względnych korzyści jest to wciąż grupa ekonomicznie upośledzona w skali kraju, podobnie jak wszystkie inne żyjące w rezerwatach ludy tubylcze. Duże grupy starają się utrzymać z rękodzieła. Oferują ręcznie tkane kilimy, biżuterię (głównie turkus, srebro i miedź) czy ceramikę. A i tak w najuboższych obszarach bezrobocie dotyka 80 procent społeczeństwa.
Ziemia Navajo to kraina pustyni i skał. Stąd tak wiele nazw miejsc na tym terenie ma w sobie pierwiastek tsé: w języku Navajo to właśnie „skała”. Tsé Bighánílíní to „miejsce, gdzie woda płynie przez skały”, czyli słynny Kanion Antylopy. Ikona Dzikiego Zachodu i westernów Johna Forda, Monument Valley w języku mieszkańców tych ziem to Tsé Bii’ Ndzisgaii, czyli „dolina skał”. Tséyi czyli „wewnątrz skały” to z kolei Kanion de Chelly (wym.: d’szei), którego „nasza” nazwa jest właśnie fonetycznym odpowiednikiem Navajo. O tym, że nieznajomość języka Navajo szkodzi, przekonali się boleśnie Japończycy w czasie wojny na Pacyfiku. W żaden sposób nie mogli złamać amerykańskiego szyfru – a szyfrantami byli właśnie Navajo kodujący meldunki we własnym narzeczu.

 

ODPOWIEDŹ ZNA WIATR

Pozostaje tajemnicą, dlaczego i dokąd odeszli Anasazi, dawni mieszkańcy tych domostw w kanionie De Chelly.

KAMIENNA PUŁAPKA

Podczas gwałtownej powodzi w 1997 roku w szczelinowym Kanionie Antylopy zginęło 11 osób. Od tej pory można go zwiedzać tylko z przewodnikiem Navajo.

GEOLOGICZNY PRZEKŁADANIEC

Wielki Kanion Kolorado. Schodząc na dno, mijamy dwa miliardy lat odciśniętych w skałach.

 

INDIAŃSKIE TERMOPILE

 

Kanion de Chelly, miejsce ostatniej wielkiej bitwy Navajo o wolność, był jeszcze przed ich przybyciem jednym z siedlisk dawnego, zaginionego ludu Anasazi. Pozostawił on po sobie ruiny Pueblos, zręcznie wpasowane w szczeliny ścian kanionu. Dzieje Anasazi ukryte są w przeszłości. Materialne pozostałości ich kultury nie dają odpowiedzi na pytanie dokąd odeszli i czemu porzucili swe domy.
De Chelly położony jest na uboczu głównych szlaków turystycznych, a sąsiedztwo bardziej popularnych miejsc, takich jak Monument Valley czy Four Corners, ściągających turystów, daje możliwość niemal samotnego błąkania się wzdłuż jego krawędzi. Wejście do zamieszkałego wciąż kanionu jest możliwe wyłącznie z lokalnymi przewodnikami Navajo.

 

 

ZIARNKO PO ZIARNKU

 

Zjawiskowe formacje skalne tworzące spektakularne widoki towarzyszą rzece Kolorado i jej dopływom na całej długości. Rzeka Virgin zasilająca Kolorado od północy uformowała malowniczy kanion Zion (Syjon), nazwany tak przez mormońskich osadników, którzy w XIX wieku byli pionierami osadnictwa w południowym Utah. Rzeka Green, również północny dopływ Kolorado, wyrzeźbiła rozległe obszary obecnego parku Canyonlands. W sąsiedztwie tego parku, w okolicy miasteczka Moab, znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc południowego zachodu USA: Park Narodowy Arches.
Trudno uwierzyć, że fantazyjne skalne kompozycje są wyłącznie dziełem dziesiątek milionów lat erozji; za bardziej wiarygodnego twórcę łatwo uznać umiejętnie ulokowany dynamit. Ale to wiatr, deszcz i lód pastwiły się nad skalnym przekładańcem. Zabierały ziarnko po ziarnku pokłady bardziej podatnych na wietrzenie solnych osadów. Pozostały łuki, portale, kolumny i ściany z piaskowca. Zagęszczenie tych tworów na obszarze parku jest przeogromne. Samych łuków – zarówno tych pełnych, jak i tych już powalonych – naliczono ponad dwa tysiące. Ewolucja tego miejsca trwa. Natura swoimi siłami nieustannie tworzy – i niszczy to fascynujące miejsce.

 

 

CIĄGLE DZIKI KRAJ

 

Nawet dość długa wyprawa nie pozwoli na zawitanie do wszystkich zakątków przebogatej, wspaniałej i bardzo różnorodnej krainy jaką jest amerykański południowy zachód. Te tereny to nie tylko fantastyczne formacje skalne i rozpalone pustynie. To również gęste lasy zdominowane przez żółtą sosnę ponderosa na wyżynach Arizony i osikę w południowym Utah. To baśniowe wodospady Havasupai, do których trzeba dojść trzynaście kilometrów pieszo, przez skalistą pustynię. To wielkie, tak charakterystyczne dla krajobrazu południowej Arizony, kaktusy saguaro. To porzucone górnicze osady, opuszczone, gdy wyczerpały się niewielkie lokalne pokłady minerałów. To wiele, wiele miejsc, gdzie wciąż można poczuć atmosferę dawnego Dzikiego Zachodu. Warto ich poszukać.