Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2011 na stronie nr. 86.

Tekst i zdjęcia: Rafał Ostrowski,

Miasto czerwonych bohaterów


W 1924 r. mongolski Sejm Ludowy zmienił nazwę stolicy na Ułan Bator – Czerwony Bohater. Choć krwawe rządy komunistów odeszły w przeszłość, z pomników wciąż pozdrawiają mieszkańców bohaterowie rewolucji i chyba nikt nie myśli o zmianie nazwy stolicy.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

W centrum Ułan Bator znajduje się plac Süchbaatara. Jest to popularne miejsce spotkań ułanbatorczyków, a przy tym główny punkt orientacyjny turystów szukających swoich ścieżek w obcym mieście. Süchbaatar był wodzem rewolucji ludowej z 1921 r., która na kilkadziesiąt lat zaprowadziła w krainie stepów krwawy terror. „Byłoby dla nas bardzo korzystne, gdybyśmy zdołali zabić tak wielu, jak tylko będzie możliwe, przedstawicieli okrutnego kleru i kapitalistów” – napisał w 1921 r. Włodzimierz Lenin do Politbiura w związku z rozruchami w rosyjskim mieście Szuja. Radził, żeby nie wypuścić z ręki wyśmienitej okazji, jaką stwarzał bunt i by utopić to powstanie we krwi nieprzyjaciół. Ta sama myśl przyświecała bolszewickim włodarzom Mongolii, którzy odmówili prawa do istnienia całym klasom społecznym. Codziennością stały się brutalne przesłuchania, zesłania do obozów pracy i egzekucje.
Mongolscy historycy nazywają ten okres wielką czystką lub wielkim terrorem. Przed rewolucją ludową w Mongolii liczba buddyjskich zakonników sięgała blisko 100 tys. Wielu z nich zostało zgładzonych, a część zmuszono do wyrzeczenia się religii. Klasztory obrócono w zgliszcza. Akcja była tak skuteczna, że w 1944 r., kiedy Mongolię odwiedzał wiceprezydent USA Henry Wallace i chciał zobaczyć klasztor buddyjski, trudno było władzom znaleźć choć jeden nadający się do pokazania.
Otwarto wówczas klasztor Gandan w Ułan Bator. Pełnił on rolę czysto propagandową aż do 1990 r., kiedy wraz z wolnością polityczną buddyzm tybetański zaczął się wreszcie cieszyć autentyczną przychylnością władz. Dziś w klasztorze mieszka kilkuset mnichów. Najlepiej zwiedzać to miejsce w porze porannych liturgii (sprzedawane są bilety wstępu uprawniające do wejścia na jego teren). Główną atrakcją klasztoru jest wielki miedziany budda (26 m wys.). Został niedawno odbudowany, dzięki zagranicznym datkom, w miejsce posągu zniszczonego w latach 30. przez komunistów.
Mimo zmiany kursu politycznego mieszkańcy Ułan Bator nie rwą się do obalania symboli. Nazwiska rewolucjonistów znaleźć można w nazwach ulic i na niejednym pomniku. Kilkaset metrów na wschód od placu Süchbaatara, przy Alei Pokoju, czyli przy głównej ulicy miasta, stoi okazały pomnik Lenina.

 

 

BUDDYJSKIE KAPLICZKI

Stupy – stożkowate relikwiarze tybetańskiego buddyzmu – pełnią podobną rolę, co nasze przydrożne kapliczki. Spotyka się je w całym kraju. Tam, gdzie brakuje materiałów, najzwyczajniej usypuje się kopiec z kamieni (zwany owo).

POWRÓT BUDDY

Pozłacany posąg Buddy odbudowany został w 1996 r. z datków pochodzących z Japonii i Tajlandii. Poprzedni pomnik komuniści wywieźli w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Podobno został przetopiony na pociski artyleryjskie.

WIERNY JAK BORCZI

Gmachu parlamentu strzeże jeździec. To Borczi – zaufany sługa Czyngis-chana. Napisana w średniowieczu historia Mongołów przedstawia go jako wzór wierności. Kiedy spadł ulewny deszcz, Borczi wytrwale trzymał nad głową śpiącego wodza ciężkie przykrycie z owczej wełny i przez całą noc ani na chwilę nie zmienił pozycji.

 

PARADA BOHATERÓW

 

Pośrodku placu Süchbaatara stoi jego pomnik. Jak przystało na prawdziwego Mongoła, Süchbaatar dosiada wierzchowca. Pomnik postawiono w miejscu, w którym koń Suchbaatara oddał mocz podczas uroczystości państwowych w 1921 r. To, co może dziwić w Europie, w Mongolii nie budzi emocji; związani z naturą i zwierzętami Mongołowie wzięli ową czynność fizjologiczną za dobrą monetę.
Süchbaatar umarł młodo, w wieku 30 lat, prawdopodobnie otruty przez swoich kamratów – rewolucja pożarła własne dziecko. Ponieważ jednak nie mniej niż krwi, potrzebowała ona symboli, Süchbaatara okrzyknięto „mongolskim Leninem” i zawieszono jego podobiznę w każdej mongolskiej szkole. Wdrażaniem komunizmu zajęli się jego następcy. Przede wszystkim Czojbalsan, zwany z kolei „Stalinem mongolskich stępów”.
Zabalsamowane zwłoki Süchbaatara i Czojbalsana jeszcze do 2005 r. spoczywały w mauzoleum przed gmachem parlamentu. Tu faktycznie nastąpiła już symboliczna zmiana warty. Sześć lat temu mauzoleum usunięto, żeby zrobić miejsce dla posągu Czyngis-chana, który wzniesiono w 800-lecie mongolskiej państwowości. Wielki wódz władczo spogląda ze schodów parlamentu. Ukochany przez Mongołów, długo nie mógł doczekać się należnego mu szacunku. Pamięć o nim była tępiona przez 70 lat komunistycznych rządów. Rosjanie bali się narodowej dumy Mongołów.

 

GIĘTKA SZTUKA

Kontorcjonistki – kobiety o kręgosłupach z gumy, sławiły Mongolię już za panowania Czyngis Chana. W tym balecie adeptki rozpoczynają surowy trening w wieku kilku lat. Ich kariera nie trwa dłużej niż do osiemnastego roku życia.

WYZWANIA DLA MONGOŁA

Łucznictwo, wyścigi konne i zapasy to najważniejsze sporty narodowe Mongołów. Mistrzowie zapasów w dorocznych ogólnokrajowych zawodach zostają bohaterami narodowymi.

 

POWRÓT CHANA

 

Przez wiele lat historie zwycięstw Czyngis-chana opowiadano w jurtach na stepie – w domowym gronie, tylko wtedy, gdy wiadomo było, że wśród zebranych nie ma donosicieli. Kiedy nastała wolność, uczucie do wielkiego Mongoła wybuchło z niepohamowaną siłą. Podobizny Czyngis-chana widać w Ułan Bator na każdym kroku – widnieją w szyldach pubów i restauracji, na bilbordach, na niezliczonych suwenirach i na banknotach. Imię chana ma oczywistą wartość marketingową – nawet najpopularniejsze piwo w kraju nazywa się Chinggis.
Najbardziej efektowny pomnik Czyngis-chana znajduje się godzinę jazdy samochodem na wschód od Ułan Bator. Zbudowany został na dachu restauracji pośrodku stepu i ma 40 metrów wysokości. Na szyi wierzchowca utworzono taras widokowy. Warto odwiedzić to miejsce przy okazji zwiedzania parku narodowego Tereldż. Na miejscu można wynająć konia: podobno kto choć raz nie galopował po stepie, nie powinien twierdzić, że był w Mongolii. Ci, którzy chcą zostać dłużej, powinni zanocować w jurcie w jednym z komercyjnych gere camps, których jest w tym rejonie mnóstwo.

 

CITY Z MIEDZI I ZŁOTA

Dziś oblicze stolicy zmieniają nowo powstające centra finansowe. Mongolia bogata jest między innymi w miedź i złoto.

 

KIBICOWAĆ Z KOCZOWNIKAMI

 

Nocne kluby z mongolskim hip-hopem czy transem powinny zaciekawić młodych turystów. Nie wolno jednak pozwolić, aby odbyło się to kosztem wizyty w teatrze. Występy zespołów ludowych, a w szczególności fantastyczne gardłowe śpiewy Mongołów to kuriozum – warto poświęcić wieczór na zobaczenie przedstawienia. Tajemnica śpiewaków polega na długich ćwiczeniach, które pozwalają uruchomić dotąd „uśpione” struny głosowe. O istnieniu takowych przeciętny śmiertelnik nawet nie wie.
Z kolei kontorcjonistki – doskonale wygimnastykowane dziewczyny, które od dzieciństwa każdego dnia rozciągają swoje mięśnie i kości – potrafią tak wygiąć kręgosłup, że co bardziej empatyczni widzowie czują ból w krzyżu.
Ze wszystkich tradycyjnych mongolskich widowisk najświetniejsze jest sportowe święto Naadam. Odbywa się w lipcu w całym kraju, ale w Ułan Bator ma swój wielki finał. Do stolicy ściągają tłumy widzów i liczni uczestnicy zawodów. Zdarza się zobaczyć galopującego ulicami wśród samochodów jeźdźca, który najwyraźniej zgubił się w wielkim mieście. W czasie zawodów większość Mongołów zasiada przed telewizorami – lokalne święto skupia w tym kraju większą uwagę niż jakakolwiek światowa impreza sportowa, włącznie z olimpiadą. Dyscypliny są trzy: zapasy, łucznictwo i wyścigi konne.
Choć sercem wydarzeń jest arena sportowa w centrum Ułan Bator, szczególnie polecam to, co dzieje się pod miastem w pobliżu mety wyścigów konnych. Na bezkresnym stepie powstaje miasteczko namiotów. Kibice zamieniają się w koczowników. Liczne namioty zamieniają się w bary szybkiej obsługi i serwują tradycyjne mongolskie huszury – pierogi z mięsem – i ajrak, czyli sfermentowane kobyle mleko. Obcokrajowcy całkiem gubią się w mongolskim tłumie. Po dniu czy dwóch picia niskoprocentowego ajraku zaczyna im się wydawać (o czym mogę zaświadczyć), że płynnie posługują się lokalnym dialektem i to nawet bez obcego akcentu.
Gdy nad namiotami zachodzi słońce step jest najbardziej romantycznym miejscem na świecie. Jeszcze 150 lat temu samo Ułan Bator było ledwie obozem jurt „koczujących” nad brzegami rzeki Tul. Nawet Bogd-chan – duchowy i świecki przywódca Mongołów – mieszkał w jurcie. Dopiero w 1855 r. zaczęto stawiać całoroczne budynki.

 

 

W Mongolii najbardziej fascynujący jest step. Ogromne przestrzenie, czasem górzyste, czasem płaskie jak stół. Choćby wokół nie było żywej duszy, step nie wydaje się być pusty. Tutaj trudno wyzbyć się oczekiwania, że zaraz, za kolejnym wzniesieniem, w zasięgu wzroku pojawi się samotna jurta albo stado owiec lub cwałujący jeździec. W animistycznych wierzeniach pasterzy step jest pełen duchów i nadnaturalnych mocy. Koczownicy bardzo starają się, aby nie narazić się tym duchom i zjednać sobie ich łaskawość. Życie pasterzy z pozoru proste, bo przecież wypełnione niemal bez reszty pracą, normowane jest przez tradycję i tysiące odwiecznych zwyczajów dotyczących m.in. rozpalania ognia, umieszczania sprzętów w jurcie (w każdej ustawione są tak samo), trzymania w ręku naczyń, a nawet tego, z której strony obchodzić słup podtrzymujący sklepienie jurty. Malownicze miejsce, gdzie ludzie wciąż żyją tak jak przed wiekami, przyciąga i fascynuje. Nic dziwnego, że z pogrążonego w miejskiej gorączce Ułan Bator większość turystów od razu ucieka na step. Stolica Mongolii to dla podróżnych przede wszystkim przystanek z lotniskiem i stacją kolei transsyberyjskiej – położoną w pół drogi między Bajkałem a Pekinem. Ale bez pobytu w Ułan Bator i przyjrzenia się jego poszarpanej zabudowie, poznania zbiorów muzeum historii czy obejrzenia eksponatów w zimowej rezydencji Bogd-chana naprawdę trudno jest zrozumieć historię tego narodu.

 

 

STARE BLIZNY I ŚWIEŻE RANY

 

Choć stolica Mongolii rozbudowuje się dynamicznie, turyści z reguły nie wypowiadają się pochlebnie o urodzie tej metropolii. Karkołomny eklektyzm stylów, stare sąsiaduje z nowym, bogate z biednym, czyste z brudnym. Zaniedbane, nietynkowane blokowiska z lat 70. wznoszą się na kilkanaście pięter nad pojedynczymi małymi jurtami. Do tego nowe szklane biurowce w centrum. Ten zbiór rozmaitości tworzy trudny melanż. Rewolucja wyburzyła niemal wszystko, co wcześniej było wartościowe, przyczyniła się do powstania potężnych blizn w miejskim krajobrazie.
Wrażenie bałaganu potęguje wiatr. Zimą mroźny znad Syberii, latem porywisty i ciepły, nagrzany przez pustynię Gobi. Przywiewa on pył ze stepu i śmieci z miejskich slumsów. Dzielnice jurt, w których przycupnęła mongolska bieda nie są sprzątane. Po rozpadzie bloku wschodniego Mongolia, która przez lata była źródłem surowców dla ZSRR, teraz po upadku centralnie sterowanej gospodarki, znalazła się w opałach. Na skutek kryzysu ekonomicznego wielu ludzi straciło pracę. Powtarzające się co kilka lat w Mongolii susze i klęski mrozu, dopełniły dzieła zniszczenia. Wielu pasterzy potraciło stada i przeniosło się do miast. Niewydolny system opieki społecznej nie był w stanie im pomóc, a słaba gospodarka nie zapewniła im pracy. Pozbawieni perspektyw bezrobotni pasterze nie rozumieją przyczyn swej niedoli. Niejeden wychowany w poprzedniej epoce obywatel Mongolii mieszkający na obrzeżach Ułan Bator w jurcie bez prądu i bieżącej wody, widząc rozświetlone nocą wieżowce w centrum, czuje się zagubiony. Zaczyna wspominać komunizm jako system równości społecznej. A gdy przyjeżdża do miasta ze czcią patrzy na pomniki bohaterów rewolucji.