Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2014 na stronie nr. 32.

Tekst i zdjęcia: Julia Michalczewska,

Jaśminem pachnąca oliwą płynąca


Z lazurową wodą wybrzeża kontrastuje pustynny kolor piasku na wyspie. Na nim usiane tysiące małych domków niczym kostki białego cukru rozrzucone na brązowym. Gdzieniegdzie widać wyblakłe gaje oliwne. Lądujemy na Dżerbie. Wyspie u wrót Sahary.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Słońce już wstało, więc miłym zaskoczeniem po wyjściu z lotniska jest rześki powiew wiatru i… głośno rozbrzmiewające, skutecznie budzące rytmy. Kilku mężczyzn ubranych w ludowe stroje gra energiczną i wyjątkowo wpadającą w ucho muzykę. Do tego dochodzi odurzający zapach jaśminu (narodowego kwiatu Tunezji), który wręczają nam panie z biura podróży. Witamy na Dżerbie – największej wyspie w południowej części Morza Śródziemnego.

 

BASEN Z PRĄDEM

W niewielkim butikowym hotelu Dar Dhia­fa na Dżerbie jest tylko 8 pokojów, ale za to kilka dziedzińców i aż 2 baseny. W tym niewielkim na zdjęciu można sporo przepłynąć, bowiem to basen z przeciwprądem.

MÓDL SIĘ I TAŃCZ

Na pielgrzymkę do synagogi Al-Ghariba co roku zjeżdżają tysiące wiernych z całego świata. Pochody, tańce i śpiewy przyciągają także tłumy turystów.

 

ZWABIŁA ODYSEUSZA

 

Dżerba bywa utożsamiana z wyspą mitycznych Lotofagów. Ten przyjaźnie usposobiony lud miał żywić się jedynie owocami lotosu. Ich słodki smak sprawiał, że przybysze, którzy byli nimi częstowani, zapominali o bożym świecie. Miało się to również przytrafić Odyseuszowi podczas jego wyprawy do Itaki.
Dzisiaj położenie Dżerby i łagodny klimat (oraz międzynarodowe lotnisko) sprawiają, że wyspa stała się idealnym miejsce dla osób, które pragną zrelaksować się w cieniu palm. Jest zarazem bazą wypadową dla chcących poznać bogatą kulturę południa kraju.
320 dni słońca i ciepłe morze przyciągają turystów z całego świata przez cały rok. Dwadzieścia z 1300 kilometrów wybrzeża Dżerby to strefa turystyczna, która usiana jest 120 hotelami. Poza dużymi kompleksami z aquaparkami na wyspie znajduje się też kilka hoteli butikowych, które są coraz częściej pożądane przez turystów. Ich właścicielami są zazwyczaj Europejczycy, którzy porzucili pracę w korporacjach.
Nam udało się gościć w hoteliku Dar Dhiafa w miejscowości Erriadh (kiedyś zwanej Hara Sghira). Prowadzony jest przez Włoszkę i jej męża Tunezyjczyka i znajduje się w dawnej dzielnicy żydowskiej. Zajmuje kilka połączonych ze sobą starych domostw. Pokojów jest osiem. Każdy jest niepowtarzalny i urządzony z wyjątkowym smakiem. Układ budynków sprawia, że na niewielkiej powierzchni jest kilka malutkich dziedzińców i zakątków, które pozwalają gościom na prywatność i wyciszenie. Hotel ma też dwa nieduże baseny, ale rodziny z małymi dziećmi nie są mile widziane. Goście Dar Dhiafa mają tu znaleźć przede wszystkim spokój.
Zaledwie kilkaset metrów od hotelu znajduje się najstarsza zachowana synagoga w Afryce Północnej, Al-Ghariba. W całej Tunezji żyje około 1500 żydów, z czego większość właśnie na Dżerbie. Co roku w maju przybywa tu wyjątkowo barwna i radosna pielgrzymka z kilkoma tysiącami wiernych z całego świata.
11 kwietnia 2002 roku eksplodowała tu ciężarówka wypełniona materiałami wybuchowymi, na skutek czego zmarło 21 osób, w tym 14 niemieckich turystów. Od tamtego czasu miejsce to jest wyjątkowo strzeżone, a władze dbają o bezpieczeństwo zwiedzających.
Zdecydowana większość mieszkańców wyspy, bo ponad 95 procent, to muzułmanie. Mają oni do dyspozycji aż 300 meczetów, z których każdy ma swój unikalny charakter. Chrześcijanie mają jeden kościół i kaplicę, a żydzi wyżej wymienioną synagogę. Poprzez strategiczne położenie na szlaku handlowym Dżerba stała się istną mieszanką etniczną. Do dziś żyją tu Berberowie, potomkowie Hiszpanów, Turków, Arabów.

 

WILD WILD WEST

U wrót Sahary, w okolicach wioski Chenini krajobraz jest iście westernowy.

KOLCZASTY Z NATURY

Taki naturalny płot z kaktusów można zobaczyć w wielu wioskach na Dżerbie. Jest bardzo skuteczny, ale odpowiednią wysokość osiąga dopiero po kilku latach.

 

MONOGAMIA WŚRÓD OLIWEK

 

Po konnej przejażdżce po plaży, kąpieli w ciepłym morzu, rejsie jachtem i kilku ucztach zmierzamy na południe. Nasz cel to Chenini, stara berberyjska wioska położona na wzgórzu.
Jadąc przez Dżerbę, mijamy niewielkie miejscowości. Mimo iż drogi w Tunezji są w dobrym stanie, miasteczka wyglądają jak place nieustającej budowy. Zieleni jest niewiele. Dominuje piaskowy kolor ziemi i białe domki z charakterystycznymi kopułami, których ilość miała kiedyś świadczyć o… ilości żon. Każda kopuła odpowiadała sypialni małżonki. Dziś w Tunezji poligamia jest ustawowo zakazana. Jednak architektura się nie zmieniła. W każdej mieścinie kafejki oblegane są jedynie przez mężczyzn. Przesiadują do późnych godzin wieczornych, popijając tradycyjną miętową herbatę, paląc fajki wodne i dyskutując o życiu.
Na stały ląd docieramy groblą, która łączy z nim Dżerbę od czasów rzymskich. Ma długość 7 kilometrów, a szerokość zaledwie kilkunastu metrów. Mijanie się naszego busa z ciężarówką należy do dość ryzykownych manewrów. Na szczęście utonięcie nam nie grozi, woda ma tu zaledwie metr głębokości. Rzymianie, budując drogę, wybrali najpłytsze miejsca, przez to jednak grobla jest dość kręta. Na jej środku znajduje się nieduży most, pod którym przepłynąć mogą niewielkie łodzie rybackie. Wzdłuż grobli biegnie wodociąg, zaopatrujący wyspę w wodę pitną, który swoje źródło ma aż 66 km w głębi lądu. Powierzchnia drogi prowadząca w stronę wyspy jest w dużo gorszym stanie niż ta biegnąca w przeciwnym kierunku – ciężarówki wiozące zaopatrzenie na Dżerbę są ciężkie, a wracające już puste.
Tuż po tym, jak wjeżdżamy na stały ląd, krajobraz się zmienia. Po obu stronach drogi wyrastają gaje oliwne. Setki tysięcy drzewek na kilkadziesiąt kilometrów zdominują nasze widoki za oknem. W całym kraju rośnie ich 68 milionów, co stawia Tunezję w czołówce światowych eksporterów oliwek. Wykorzystuje się je do produkcji kosmetyków, leków i oliwy.
Mijane przez nas drzewka są bardzo dorodne. Sadzi się je w kilkunastometrowych odstępach. Nam wydaje się to marnotrawstwem ziemi, ale tu ma to swoje uzasadnienie. Po pierwsze w Tunezji nie brakuje gruntu pod uprawę, po drugie korzenie oliwki rosną szeroko i płytko, a po trzecie tradycyjny sposób zbierania plonów tego wymaga. Biorą w nim udział całe rodziny. Pod każdym drzewem rozkłada się siatki, na które za pomocą specjalnych grzebieni strącane są owoce. 80 procent gajów oliwnych w Tunezji należy do prywatnych właścicieli, których rząd dodatkowo dofinansowuje. Ten smakowity dar tunezyjskiej ziemi daje przez pięć miesięcy zbiorów pracę 140 tysiącom ludzi.
Według Koranu drzewko oliwne jest święte. Aby zapewnić sobie płodność, pan młody musi je obejść siedem razy.

 

POCZUĆ MIĘTĘ

Herbata zaparzana ze świeżej mięty serwowana jest w malutkich szklankach, z mnóstwem cukru i skutecznie gasi pragnienie w upalne dni.

KSIĘŻYCOWA WIOSKA

Chenini to częściowo zrujnowana berberyjska wioska, która pełniła funkcję obwarowanego spichlerza. Najstarsze budowle pochodzą z XII wieku. To na cześć Chenini George Lucas nazwał tak jeden z księżyców rodzinnej planety Luca Skywalkera.

 

SIEDMIU ŚPIĄCYCH I PLANETA SKYWALKERA

 

Kiedy zbliżamy się do celu, przestaje nas dziwić, że tunezyjskie krajobrazy od wielu lat stanowią tło dla produkcji filmowych z całego świata. Powstawały tu między innymi: „Gwiezdne wojny”, „Żywot Briana”, „Poszukiwacze zaginionej Arki”, „Jezus z Nazaretu”, „Angielski pacjent” oraz nasze rodzime produkcje: „W pustyni i w puszczy” i „Quo vadis”. Nam udało się przejechać jedynie fragment tego kraju, ale pejzaż zmieniał się kilkukrotnie. Zaczęliśmy na tropikalnej plaży pod palmami, przejechaliśmy przez pustkowia, sawanny, gaje oliwne i pustynie, aby dojechać w górzyste tereny, do kanionów niczym z amerykańskiego westernu.
To tu, wysoko na skale, mieści się Chenini – berberyjska wioska z XII wieku. Na skraju miasta wita nas grupa rozbawionych tancerzy, śpiewaków i grajków. Typowa arabska, zawodząca muzyka do mnie nie przemawia, ale te dźwięki wpadają w ucho, bowiem poza arabską nutą mają w sobie dużo rytmów afroamerykańskich. Trudno nie dać się porwać wirowi tego szaleństwa, gdy jej wykonawcy tak wspaniale się bawią i popisują.
Wnętrze, w większości zrujnowanej, wioski nie przedstawia się już tak radośnie, ale warto wspiąć się na szczyty, aby zobaczyć okalające ją widoki. Na zachodnim wierzchołku wzgórza znajduje się ksar zbudowany pod koniec XII wieku. Dziś niektóre domostwa są nadal zamieszkane przez rdzennych mieszkańców tych rejonów, a część budynków wykorzystywana jest do przechowywania ziarna dla ludności okolicznych wiosek. Kilku mieszkańców ubranych w tradycyjne stroje czeka na turystów w punktach widokowych i proponuje wspólne zdjęcie, oczywiście za właściwą opłatą. Dzieci wyglądają na nas ze strachem z zapuszczonych gospodarstw, a kobiet nie widać wcale. Ukrywają się i nie chcą być fotografowane. A szkoda, bo jako jedyne w Tunezji noszą tradycyjne melie w biało-czerwoną kratę.
Jak głosi legenda o siedmiu śpiących, tutaj w III w. mieli schronić się berberscy chrześcijanie, prześladowani przez cesarza rzymskiego Decjusza. Zostali jednak pojmani i zakopani w grobowcach położonych w pobliżu meczetu. Nie umarli, lecz zasnęli na cztery lata, wciąż rosnąc. Gdy się obudzili, kraj był muzułmański. Przeszli więc na islam i zmarli. U podnóża wioski zobaczyć można ich czterometrowe groby.
Mimo porywistego wiatru warto na moment zatrzymać się na szczycie wioski. Choć krajobraz wypalony jest słońcem, monochromatyczne wzgórza Chenini, niczym zamki z piasku na tle wiecznie błękitnego nieba Tunezji, na długo pozostają w pamięci. Nietrudno zrozumieć George’a Lucasa, który jeden z księżyców rodzinnej planety Luca Skywalkera nazwał Chenini, na cześć tego niezwykłego miejsca. Mimo że nasza wycieczka trwała zaledwie kilka dni, Tunezja zdążyła mnie oczarować. Mam nadzieję powrócić do tego pięknego, słonecznego, różnorodnego kraju z bogatą historią, który jest w stanie spełnić wszystkie moje podróżnicze zachcianki.

 

AKROBACJE MUZYCZNE

Tradycyjna tunezyjska muzyka ludowa to mezwed. Nazwa pochodzi od instrumentu podobnego do kobzy. Zazwyczaj towarzyszą jej śpiewy oraz różne rodzaje bębenków i fletów, a czasami nawet popisy akrobatyczne.

GLINOMISTRZ

Kallala słynie z wyrobów ceramicznych. Wyrabia się tu gliniane cuda, a mistrzowie tego fachu chętnie prezentują turystom swoje umiejętności.