Życie na tych wyspach płynie nieśpiesznie, a ludzie są mili, uśmiechnięci. Nad drzwiami jednego z domów znajduję gaelickie pozdrowienie: „Po stokroć witaj!”.
Dostępny PDF
Żeglarstwa podobno nigdy się nie zapomina. Ja przesiąkłam nim w dzieciństwie, pływając w sekcji żeglarskiej Międzyszkolnego Klubu Sportowego „Nord” Augustów. Została we mnie miłość do wody, wiatru, przestrzeni. Realizowana na różny sposób. I chociaż na wiele lat odłożyłam książeczkę żeglarską na dno szuflady, to gdzieś w duszy drzemała tęsknota za żaglami. I nagle doszła do głosu. Popłynąć, poczuć oddech oceanu, usłyszeć dźwięk wiatru w wantach, łopot żagli.
Dotarła do mnie informacja, że s/y Berg płynie na północ i szuka załogi. Północna Szkocja, wyspy: Orkady, Szetlandy. Wszystko się we mnie uśmiechnęło. Spełnienie marzeń czasem bywa zadziwiająco blisko. I tak znalazłam się jako członek siedmioosobowej załogi na 13,5-metrowym, stalowym jachcie, przystosowanym do żeglugi w trudnych warunkach, a także do długich przelotów. 80 m2 żagla i zwyczajne, żeglarskie warunki. Komfort niewielki, ale za to jacht z „duszą”. I bardzo dzielny. Fajni ludzie do wspólnej pracy, bardzo doświadczony kapitan. A przy okazji można poznać kawałek świata.
BERG W BERGEN
Po wizycie na Orkadach i Szetlandach jacht „Berg” skierował się na zachodnie wybrzeże Norwegii. Na zdjęciu załoga – brakuje tylko Marcina – ktoś musi nacisnąć spust migawki.
THE STANDING STONES OF STENNESS
Ten neolityczny pomnik jest prawdopodobnie najstarszym kamiennym kręgiem na Wyspach Brytyjskich.
ZAMEK ZDOBYTY!
Obszar Yesna na zachodnim wybrzeżu Orkad znany jest ze spektakularnych urwisk. Widoczna na zdjęciu skała zwana jest Zamkiem Yesnaby. Rozsławił ją Joe Brown, który z innymi wspinaczami dokonał pierwszego wejścia w 1967 roku.
MIEJSCE MOCY
Wypływamy z Aberdeen, niewielkiego północnego portu Szkocji, obsługującego pobliskie platformy wiertnicze na Morzu Północnym. Odprowadzają nas delfiny baraszkujące wokół jachtu. Dobry znak na początek podróży. Mijamy farmy wiertnicze, oświetlone jak dziwne miasto wśród bezmiaru wód. Powoli oswajam się z jachtem i resztą załogi. Moja wachta przypada między północą a 4 rano. Stojąc za kołem sterowym, oglądam wschód słońca. Warto nie spać w taki czas!
Lądujemy na głównej wyspie archipelagu – Mainland, w Kirkwall. Orkady to archipelag położony na granicy Morza Północnego i otwartego Oceanu Atlantyckiego – 67 wysp o łącznej powierzchni tysiąca km2. Dwadzieścia z nich jest zamieszkanych.
Jest tu sporo do zwiedzania. Orkady są wymarzonym miejscem dla pasjonatów archeologii, historii naturalnej i przyrody. Na krańcu wyspy znajduje się kamienny krąg, Ring of Brodgar, oryginalnie zbudowany z 60 kamieni, z których do dziś stoi 27. Powstał pomiędzy 2500 a 2000 r. p.n.e. i jest największą budowlą neolityczną, którą można podziwiać na Orkadach. Położony malowniczo nad zatoką, stanowił miejsce kultu dla lokalnej ludności. Postawione wśród kwitnących wrzosowisk, szare, kamienne obeliski wyciosane rękami ludzi sprzed 4 tysięcy lat, na tle niedalekiej niebieskiej wody robią niesamowite wrażenie. Miejsce mocy oddziałuje również kolorystycznie.
Na brzegu morza zwiedzamy Scara Brae – neolityczną wioskę, liczącą 5 tysięcy lat. Wybudowana na brzegu morza, przez lata była zakryta przez wydmowe piaski, dopiero w 1850 roku odsłoniła ją burza. Wioska jest jednym z najlepiej zachowanych obiektów z epoki kamiennej. Podczas prac wykopaliskowych znaleziono w niej mnóstwo ozdób, prostych narzędzi, np. żarna czy grzebyki kościane. Każdy z domków miał półki, centralnie położone palenisko, a także boczne, dość ciasne fragmenty (łóżka?). Między poszczególnymi domami istniały łączące je korytarze.
Archeolodzy pracujący przy początkowych pracach wykopaliskowych byli przekonani, że odkryli wioskę Piktów, ale mylili się. Nowoczesne techniki datowania wskazują, że obiekt jest dużo starszy. Wioska została założona ok. 3200 r. p.n.e., a tysiąc lat później ludzie opuścili ją z nieznanych powodów. Może miały na to wpływ zmiany klimatyczne? Nieopodal znajduje się dom Williama Watta, który odkrył Skara Brae. Jest on udostępniony do zwiedzania, a w środku można zobaczyć sporo reliktów przeszłości – stare mapy, książki, broń, sztandar bolszewickiego IV Pułku Piechoty zdobyty w czasie walk w północnej Rosji itp.
ZATOKA ZATOPIONYCH
Zatoka Scappa Flow jest dobrze znana miłośnikom historii militarnej. To świetne miejsce do nurkowania, bo woda jest bardzo czysta, a także dlatego, że znajdują się tam wraki okrętów z okresu I i II wojny światowej. Była to główna baza Royal Navy – do 1956 roku stacjonowała tu Brytyjska Marynarka Wojenna. Tutaj też 21 czerwca 1919 roku doszło do samozatopienia internowanej floty niemieckiej na rozkaz dowódcy admirała Ludwiga von Reutera. Nigdy wcześniej i nigdy potem jednego dnia nie zatopiono tak wielu okrętów.
To do Skappa Flow przypłynął 22 września 1939 r. ORP Wilk, uciekając z Bałtyku. W październiku 1939 r. miało tu miejsce wydarzenie, które wstrząsnęło Royal Navy. Do pilnie strzeżonej zatoki przedarł się U-boot pod dowództwem doświadczonego kapitana Güntera Priena i zatopił angielski okręt flagowy, pancernik Royal Oak. Mało tego, że wpłynął przez wąską, ograniczoną wrakami cieśninę niezauważony, to jeszcze z niej bez szwanku wypłynął, co wstrząsnęło angielską admiralicją.
W dawnych czasach słynna z dobrego położenia zatoka była świetnym punktem wypadowym na Atlantyk i Morze Północne. Korzystali z niej m.in. wikingowie, których ślady można oglądać w muzeum w Kirkwall – również pozostawione przez nich runy i piktogramy Piktów. W Kirkwall zwiedzamy też piękną, XIII-wieczną katedrę św. Magnusa, stary cmentarz i ruiny zamku. W barze Skipper’s jemy ryby zapiekane w cieście piwnym i pyszne frytki. No i lokalne piwo – delikatne, o niewielkiej zawartości alkoholu, współgrające ze smakiem ryb.
Z Kirkwall na Orkadach wypływamy późnym popołudniem. Jeśli wiatry i bogowie morza będą nam sprzyjać, następnego dnia dobijemy na Fair Isle. Płyniemy w srebrnej poświacie księżyca. S/y Berg pruje srebrny farwater, a jasna kula górująca nad nim sprawia, że na falach rozsypują się miliony diamentów. Prawdziwa diamentowa droga, którą dziób jachtu rozcina wzdłuż. Wraz z nią zmierzamy ku wyspie ptaków.
W GRUPIE ŚMIESZNIEJ
Maskonury są niezwykle towarzyskie i ciekawskie. Wystarczy, że jeden usiądzie gdzieś na skale, zaraz zlatują się koledzy.
OKO OCEANU
Ten otwór wydrążyły rozbijające się o skały wzburzone fale Atlantyku.
NO COMMENTS
To zdjęcie Autorka pozostawiła bez komentarza. Redakcja zgadza się.
ARKTYCZNI BRACISZKOWIE
Fair Isle to niewielka wysepka na Atlantyku, zaledwie 5 km długości z północy na południe i 2,5 km szerokości ze wschodu na zachód. To ptasi raj. Należy już do Szetlandów – archipelagu na Oceanie Atlantyckim liczącego 100 wysp (zamieszkanych jest 15). Na Fair Isle znajduje się całkiem pokaźne obserwatorium ornitologiczne, kilka domków stałych mieszkańców i… budka telefoniczna. Klasyczna, czerwona, angielska. Ciekawe, dokąd można z niej zadzwonić?
Głównymi, niekwestionowanymi właścicielami wyspy są ptaki. Całe kolonie różnych gatunków. Mewy: szare, białe, wielkie, małe, jakie kto chce. Hitchcock mógłby tu kręcić swój horror „Ptaki”. Takie odnoszę wrażenie, kiedy ogromne ptaszydła (burzyki szare) pikują mi nad głową, gdy nieświadomie zbliżę się do pozostawionych w trawie piskląt. Zakrywam głowę torbą od aparatu i uciekam w stronę bardziej przyjaznych mieszkańców.
Maskonury. Kolorowe skrzyżowanie papugi z pingwinem to nadzwyczaj wdzięczny temat dla fotografów i wszystkich miłośników latającego bractwa. Mieszkają w norkach pieczołowicie wydłubanych w torfowym nabrzeżu lub w załomkach skalnych klifów. Posługując się swoim potężnym dziobem i silnymi pazurami, drążą w torfie korytarz mniej więcej metrowej długości, zakończony komorą lęgową (nie zapominają również o wyposażeniu mieszkanka w małą toaletę dla potomstwa). Ponieważ maskonury są ptakami niezwykle towarzyskimi – gniazdują w koloniach liczących od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy par – a nadmorskie torfowiska są zazwyczaj nieduże, poszczególne korytarze przecinają się, tworząc „blokowiska” i całe podziemne „miasta”.
Ich sympatyczny i zabawny wygląd, zaokrąglona duża głowa i krótkie czerwone nogi, sprawił, że łacińska nazwa określa maskonura jako „braciszka arktycznego”. Ten nieduży ptak jest pełen zarówno powagi, jak i komizmu, a kolorowy dziób upodabnia go do papugi. Jego lot jest niezbyt majestatyczny, a lądowanie nie zawsze zakończone bezkolizyjnie. Maskonury mają pokraczny chód, ale w wodzie są bardzo sprawnymi rybakami. Ptaki te nie tylko z wyglądu są sympatyczne, rozczulający jest również widok witających się osobników, które delikatnie ocierają się dziobami, jak gdyby się całowały. Przez ludy północne maskonury uważane były za pośmiertną postać marynarzy, którzy zginęli na morzu.
Siadam na brzegu klifu i długo przyglądam się zabawnym ptaszkom, które są początkowo nieufne, a później obojętne. Uznają mnie pewnie za element krajobrazu. Każde nurkowanie, a mogą schodzić nawet do 60 metrów i „fruwać” pod wodą podobnie jak pingwiny, kończy się przyniesieniem maleńkich, ok. piętnastocentymetrowych rybek. Czasem w dziobie sterczy ich kilkanaście. Znikają ze swoją zdobyczą w norach.
Fascynująca krzątanina tych kolorowych stworzonek sprawia, że decydujemy się zostać na wyspie nieco dłużej. Zwłaszcza że sympatyczni ornitolodzy udostępniają nam swoje pomieszczenia do odpoczynku. Wyspa stanowi ważny przystanek na ptasiej drodze podczas wielkich migracji. W obserwatorium ornitolodzy pieczołowicie gromadzą wszelkie informacje i ślady, monitorują zaobrączkowane osobniki, a w pomieszczeniach można obejrzeć różnorodne eksponaty: od piór, szkieletów i jajek po zdjęcia.
Następny dzień przynosi kolejną przyrodniczą niespodziankę. Do wyspy podpływają orki. Polują na foki wylegujące się na przybrzeżnych skałach. Orki okrążają wyspę, wpływają do każdej, nawet najmniejszej zatoczki, ale wszystkie foki, wiedzione instynktem czy doświadczeniem, znikają gdzieś w skalnych załomach. Z klifu obserwujemy wraz z przyrodnikami ten rajd mieszkańców oceanu. Fascynujący świat przyrody, która czasem pozwala spojrzeć na siebie z tak bliska, na długo pozostanie w moich wspomnieniach.