Niech nikogo nie zwiedzie nieoficjalny tytuł europejskiej stolicy startupów. Berlin Wschodni to nie Kalifornia. Smutno-szare bloki górują nad alejami zaprojektowanymi pod czołgi, a nie dla ludzi. Przestrzeń między zaniedbanymi kamienicami zagospodarowują squatersi. Wszechobecna degrengolada odpycha, a zarazem przyciąga dziwnym magnetyzmem. Brzydota przeszłości wydaje się być idealnym płótnem dla nowych pomysłów – od alternatywnych stylów życia po zaangażowaną sztukę.
Lenin złowieszczo spogląda w przyszłość. To część Pomnika Żołnierzy Radzieckich upamiętniającego poległych w walkach o Berlin. Za budulec posłużył rzekomo marmur ze zburzonej rezydencji Hitlera.
Dostępny PDF
Graffiti przedstawiające Most Warszawski wiodący na imprezowy Kreuzberg reprezentowany przez modną damę, DJ-muchomorka i niepokojącego wąsacza z piwem.
Turyści w minisamochodzikach okrążają burzone budynki na Wyspie Muzeów. Nieopodal trwa kontrowersyjna odbudowa zamku berlińskiego zburzonego przez władze NRD, by na jego miejscu postawić modernistyczny i, jak się okazało, pełen azbestu Pałac Republiki. Historia zatacza tu koło i symbol NRD-owskiej przeszłości wymazywany jest z mapy miasta.
Klasa kreatywna – artyści, designerzy, startupowcy – adaptują dawne ogromne, industrialne przestrzenie do własnych celów, jednocześnie nadając im bardziej intymny i przyjazny charakter. Przerośnięta ławka przed jedną z byłych hal produkcyjnych wydaje się naigrywać z monumentalnej zabudowy.
O poranku z wanów wyskakują grupy mężczyzn i na plecy zakładają przenośne grille, rzucają na nie kiełbaski i ruszają w miasto. Cóż pomyślałby filozof Karol Marks, widząc ludzi zatrudnionych jako chodzące grille po alejach jego imienia?
Na niegdyś niebezpiecznym Kreuzbergu, między wegańskimi knajpkami, co rusz przemykają z rykiem silników czarne limuzyny – symbole rozwoju ekonomicznego Berlina Wschodniego.
Wśród zarośli niszczeje nieczynny od kilkunastu lat park rozrywki. Dinozaury leżą na grzbietach, a łódki łabądki walają się w krzakach. Smutny ni to mamut, ni to mrówkojad patrzy na ruinę czerwonymi oczyma – kiedyś to on witał gości parku.
Słynący z technologicznych nowinek i całoweekendowych imprez Kreuzberg pulsuje gorącą miejską energią. Jednak chodniki zastawione są stolikami lokalnych knajpek, w których właściciel zna gości po imieniu, a czas wydaje się płynąć równie wolno, jak pobliska Szprewa.