Pojawiają się prawie w każdym kraju Europy. We Włoszech jako Mamutones, w Hiszpanii La Vijanera, u nas w postaci Turonia. Zanurzamy się wówczas w prehistorycznym rytuale, przywdzianym w zwierzęce skóry i inne przerażające uniformy. Ceremonie płodności, odpędzania zimy i powitania wiosny swoją bogatą oprawę mają również na Bałkanach.
W zapomnianych przez świat bułgarskich wioskach przetrwali tzw. kukerzy. Przetrwali, bo ich pochody, jak wywodzą etnografowie, wzięły się w prostej linii z tradycji misteriów dionizyjskich. Niewykluczone zresztą, że było odwrotnie, i to właśnie trackie święto natury pojawiło się w Grecji jako Dionizje. Kukerskie igry można oglądać w Bułgarii już w okolicach Nowego Roku, ale przede wszystkim pod koniec zimy – w pierwszą niedzielę przed Wielkim Postem.
Dostępny PDF
KUKER ŚMIESZY, KUKER CIESZY
Ich parady symbolizują witalność oraz budzącą się do życia przyrodę.
KREW I OGIEŃ
W strojach kukerów często pojawia się czerwień – kolor krwi i płomieni. Uczestnicy pochodów wyposażeni są ponadto w pasterskie dzwonki przeróżnych rozmiarów.
W STAREJ ZAGORZE KAŻDY MOŻE
Taneczny krąg na rynku w bułgarskiej Starej Zagorze, gdzie w świętowaniu i zabawie udział bierze tysiąc przebierańców oraz tłumy turystów i mieszkańców.
DZWONEK NA KONIEC ZIMY
We wsiach Tracji, u stóp Starej Płaniny, w lasach Strandży i w dolinach Rodopów rozlega się wówczas hałas tysięcy pasterskich dzwonków przypiętych do kostiumów uczestników pochodów. Dzwonią ich setki, bo każdy z kilkunastu członków kukerskiej grupy może mieć przypiętych kilkadziesiąt, i to w różnych rozmiarach: od ogromnych, niczym zdjętych z cerkiewnej dzwonnicy, po filigranowe, jakby wyciągnięte z mechanizmu pozytywki. Wszystkie czynią niezwykły, rytmiczny harmider. Ten zgiełk budzi mieszkańców wsi już przed świtem. Obrzędowy obchód nie kończy się jednak na obejściu wszystkich zagród, odegraniu scenek i zebraniu darów. O nie! Kukerskie Dionizje gromadzą potem mieszkańców na głównym placu wsi albo na jej błoniach, gdzie zaczynają się wspólne tańce – słynne choro, a także kukerskie spektakle.
Opisanie wszystkich wariantów świętowania i detali każdego przedstawienia to robota dla pokaźnego zastępu etnografów. W każdym regionie – ba, w każdej wsi – trwa wyścig, żeby było jak najoryginalniej i najozdobniej. A więc w jednej okolicy strój kukera będzie wyglądał jak u członków Ku-Klux-Klanu, którzy postanowili jeszcze swoje kaptury umaić kolorowymi skrawkami materiału. Gdzie indziej kukerzy będą wyglądali jak kudłata parada yeti. W jeszcze innym miejscu przypominać będą Entów z Tolkienowskiej trylogii. A są jeszcze: „kukeri husarze” i „kukeri cekinowcy”, są capy i tryki, diabły i kwietniki. Mnóstwo barw, dźwięków, kolorów, kostiumów!
Kukerskie stroje to prawdziwe dzieła sztuki. Na ich przygotowaniu spędza się tu długie zimowe wieczory, a cierpliwość wykonawców idzie w parze z inwencją. Niektóre opowiadają całe historie. Na wysokim kapturze może, na przykład, pokazać się jastrząb porywający lisa, trzymającego z kolei w pysku małego zajączka. Często też – jak to w życiu – maska bywa dwulicowa, z jednej strony przyjazna, z drugiej wykrzywiona w straszliwym grymasie. Bo przecież zło i dobro zawsze się równoważą.
PRZETRZYMALI TURKA, WYGRALI Z KOMUNĄ
Określenie kuker pochodzi prawdopodobnie z łacińskiego cucullus i oznacza kaptur, ale jego źródłosłów może być i turecki, według którego oznacza coś owłosionego (potwierdzeniem np. nasza kukurydza, której nazwa ma właśnie etymologię turecką i której kolba jest w charakterystyczny sposób „włochata”).
Kuker to tyle co maszkara, kukła. Ubrany w skóry koźle lub baranie, z maską na głowie miał niegdyś swoim wizerunkiem i wytwarzanym hałasem odstraszać złe duchy. Jego małżonką była kukerica – garbata i z przerysowanym biustem, odgrywana najczęściej przez ucharakteryzowanego mężczyznę. Wokół tych postaci centralnych gromadził się cały korowód innych. Mógł to być symbolizujący złe siły niedźwiedź czy charakterystyczne postacie życia wiejskiego: pop smrodzący „kadzidłem” ze starych szmat, sędzia z ulem na głowie i dowodzący całą tą grupą operetkowy oficer, uginający się pod ciężarem równie operetkowych orderów. Poza tym – Cyganie, żołnierze i diabły wszelakie.
Ważnym elementem rytuału była wizyta Cara. Wybierano nim zamożnego gospodarza, który w otoczeniu kukerskiego pochodu, często niesiony na ramionach i z przyboczną świtą, rozpoczynał swoje „rządy”. Kiedy kuker przystępował do orki, zaprzęgając do radła młodych kawalerów (ten moment miał dla nich charakter rytuału inicjacyjnego), Car rzucał ziarno w bruzdy i w długiej przemowie wieszczył urodzaj, winszując wszystkim mieszkańcom. W tych przedstawieniach kuker zostawał w pewnym momencie symbolicznie zabijany, aby symbolicznie się odrodzić, pokazując zwycięstwo życia nad śmiercią. Jest to moment, kiedy Car na znak zgody i na wróżbę pomyślności częstuje uczestników chlebem. A potem rozpoczyna się zabawa.
Te kukerskie obrzędy przetrwały cerkiewne ataki na pogański obyczaj, nie dały się też wcześniej tureckiemu zaborcy. Nie zmógł ich nawet naukowy światopogląd komunizmu. Można wręcz powiedzieć, że ten ostatni przed nimi się ugiął. Właśnie w komunistycznej Bułgarii, w podsofijskim Perniku, zaczęto organizować ogólnokrajowy przegląd grup kukerskich. A od kilkunastu lat z festiwalem pernickim udanie rywalizuje parada w Starej Zagorze.
PIĘKNI I ROGACI
Kukerskie maski to prawdziwe dzieła sztuki wymagające pomysłowości oraz żmudnych przygotowań. Obok „włochatych” i „zakapturzonych” widać silną grupę „rogatych” – capów, diabłów i tryków.
POCHÓD, WYSTĘPY I ZASTRZYK ŚLIWOWICY
Korowód przebierańców, który obserwowałem w Starej Zagorze, przechodził główną ulicą miasta, czyli bulwarem Cara Symeona Wielkiego, kierując się pod siedzibę lokalnej administracji. Udział brało w nim około 800 uczestników sformowanych w poszczególne kukerskie ekipy. W pstrokaciźnie strojów dominowały kolory symboliczne: czerwień (ogień, życie), zieleń (odrodzenie przyrody), czerń (barwa ziemi). Początek pochodu wyznaczono na godzinę jedenastą, ale kolumna sformowała się już godzinę wcześniej, podzwaniając w rytmicznych podskokach i tańcząc. Po obu stronach ulicy zebrał się tłum widzów. Straganiarze rozłożyli swoje stanowiska.
Kiedy dzwonkowe crescendo przenikło już wszystkich do kości, pochód ruszył. Przejście kilkuset metrów wzdłuż szpaleru obserwatorów zajęło dobrą godzinę. Następnie kukerskie grupy rozlokowały się wokół placu, na którym miały się odbyć występy. Wtedy rozległ się wystrzał z historycznej armaty, po którym nastąpiły przemówienia oficjeli, na szczęście dość krótkie. Wreszcie całą imprezę przejęli we władanie kukerzy. Każda z grup zaprezentowała swój spektakl, kilkakrotnie obchodząc plac, obiegając go i obtańcowując.
Świętowanie trwało kilka godzin, ale nikt się nie nudził. Kukerzy, schodząc ze sceny, mieszali się z publicznością, robiąc sobie z nią zdjęcia oraz wycinając różne psikusy. „Popi” wymachiwali kadzidłami, zaś przebieraniec „doktor” aplikował chętnym zastrzyki z krzepkiej śliwowicy. A taki zastrzyk i umarłego postawiłby na nogi! No i dobrze, w końcu było to święto życia i radości.