Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2014 na stronie nr. 80.

Tekst: Marta Natalia Wróblewska,

Scrapbooking - skrawki wypraw



Poznaj zwyczaj

Są tacy, którzy na przekór aparatom cyfrowym, blogom i vlogom wciąż taszczą przez świat staromodne skoroszyty tu i ówdzie poplamione herbatą (a może to whiskey?) i noszące odcisk czyjegoś palca. Może w tych notesach drzemie jakaś prawda: nie tylko o ich właścicielach i przemierzonych przez nich szlakach, ale o podróży i podróżnikach w ogóle?

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

O tym, jak powstawała teoria ewolucji, można przekonać się, studiując notesy podróżne Darwina – pełne szkiców, gorączkowo zapisywanych myśli, tajemniczych dla laika schematów oraz wycinków listów. W zeszytach zapisanych przez wędrującego po drogach i bezdrożach Edwarda Stachurę odnajdziemy pierwsze wersje jego najsłynniejszych wierszy, sąsiadujące z przepisywanymi po kilka razy, gwoli nauki, banalnymi angielskimi zdaniami. Te zapiski z naszej perspektywy pełne są czaru i głębokiego sensu – wiemy, co się z tych luźnych notatek i bazgrołów wykluło. A co z notesami współczesnych nam podróżników?

 

 

PETE, CO ZOSTAŁ BARDEM

 

Pete’a spotkałam na imprezie, gdzie pobrzękując na gitarze, pół śpiewał, a pół recytował taką historię:
– Skończyłem szkołę i, jak to często bywa, zupełnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Postanowiłem więc wyruszyć w podróż, licząc na to, że po drodze znajdę jakąś odpowiedź. Już dobrych parę miesięcy siedziałem w Ameryce Południowej i zupełnie nic się nie działo. Moi znajomi wspinali się na sześciotysięczniki, organizowali nieprawdopodobne trekkingi i ryzykowne wyprawy, a ja w tym czasie siedziałem w hostelu w Limie, grałem na gitarze i śpiewałem piosenki. Każdego wieczoru uczyłem się od przybyszów z różnych stron świata nowych przyśpiewek, które zapisywałem w zeszycie. Po kilku tygodniach nie została ani jedna wolna kartka. Ruszyłem więc dalej w drogę. Kiedy po trzydziestu godzinach w autobusie wysiadłem w La Paz, zorientowałem się, że zostawiłem notes pod poduszką w hostelu, 1500 kilometrów od tego miejsca. Tego wieczoru usiadłem przy stole i zapisałem z pamięci kilkaset piosenek – słowa z chwytami.
Impreza, na której spotkałam Pete’a, to był jego koncert. W Ameryce Południowej mimochodem został bardem.

 

Kronikarz Machatki Tomasz Krzywicki

NADER EKSCENTRYCZNA JOSEPHINE

 

O tym, że Jo prowadzi scrapbook, czyli album z wycinkami, dowiedziałam się, gdy poprosiłam ją, by wpisała się do księgi gości Superflat, rodzaju domu otwartego, w którym mieszkałam z przyjaciółmi na Erasmusie. Gdy wyciągnęła z plecaka swój album podróżny, natychmiast otoczył ją wianuszek ciekawskich. Trzeba dodać, że Jo była tancerką flamenco – bardzo ekscentryczną i bardzo, ale to bardzo ładną. Przekładała karty, a wielbiciele komplementowali jej dzieła, głównie monochromatyczne szkice pędzelkiem. Jeden z chłopaków zapytał z autentycznym zachwytem: – Jaka to technika? A ona na to: – Namalowałam to krwią. Menstruacyjną.
Z profilu Jo na couchsurfing.org wynika, że została profesjonalną malarką. Musiała naprawdę mieć talent, skoro nawet ulubiona technika nie przeszkodziła jej w osiągnięciu sukcesu.

 

 

TOMASZ Z MACHATKI

 

Któregoś razu postanowiłam schronić się przed sylwestrowym hukiem i pompą w miejscu, z którego nie dojrzy się ani jednego wybuchu fajerwerku. Padło na Puszczę Romincką na granicy polsko-litewskiej, gdzie dziki i jelenie mówią dobranoc. Gdy po Nowym Roku oddawałam klucze przyjaciółce, która użyczyła mi gościny na rodzinnej daczy, poprosiła mnie też o zdjęcia z wyjazdu – dla taty. Okazało się, że chatka, zwana pieszczotliwie Machatką, ma lepiej udokumentowaną egzystencję niż niejeden mieszkaniec okolicy (i nie mówię tylko o dzikach).
Główny opiekun domku na skraju puszczy, Tomasz Krzywicki, prowadzi „Kroniki Machatki” z precyzją i artyzmem. Znajdziemy tam ślady kolejnych wizyt dalszych i bliższych krewnych oraz przyjaciół, dzieje konserwacji stuletniego domku, a także ślady życia pobliskich Błąkał – kto się urodził, kto umarł… W ciągu dziewiętnastu lat uzbierało się trochę tych zapisków, szkiców, wycinków z gazet i wklejonych zdjęć. Kroniki Machatki liczą aż dziewięć tomów! A przecież ich autor, jako geolog i podróżnik, dysponuje także innymi formami wyrazu – pisze przewodniki i artykuły naukowe… Po co więc jeszcze te zeszyty? Zapytany o źródła motywacji, autor „Kronik” rozkłada ręce i mówi: – Chyba jest w tym coś ponad rozumem…

 

 

MATTEO ZESZYTOWNIK

 

Matteo poznałam na szlaku i wiedziałam o nim niewiele więcej niż to, że jest artystą. Gdy po całym dniu snucia się po sennej wiosce we Włoszech przysiedliśmy w barze, wyciągnął z kieszeni coś w rodzaju srebrzystej cegły, która okazała się być… malutką drukarką. Popijaliśmy spritz, a ona wypluwała z siebie kolejne fotki z dzisiejszej włóczęgi. Właściciel kreślił w notesie ozdobne litery. Kiedy wyraziłam zachwyt, że tyle energii i pietyzmu wkłada w zwykły zeszycik z podróży, spojrzał na mnie z wyższością: – Przecież to na sprzedaż! Mówiłem ci, że jestem artystą. Taccuinistą – a więc, z włoskiego – „zeszytownikiem”.
Zanim jednak wszystko będzie na sprzedaż, mnie marzyłaby się wystawa, niechby nawet internetowa, która pozwoliłaby wychynąć z szuflad zeszytom pełnym wspomnień, zasuszonych lata temu kwiatków i motyli, oraz zakonserwowanemu w zagięciach kartek kurzowi z setek, tysięcy dróg. Choćby takim „Kronikom Machatki”.