Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2015-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2015 na stronie nr. 28.

Tekst i zdjęcia: Anna Sobotka,

Stan wschodzącego słońca


Są miejsca osnute specyficzną atmosferą, tajemniczym romantyzmem spowodowanym niezwykłym ukształtowaniem terenu, fascynującymi ludzkimi charakterami i tradycjami. Należy do nich Maine, intrygujący północny rejon, stan dziewiczych lasów, górskich łańcuchów i rwących rzek łączących przejrzyste jeziora. Skaliste wybrzeże Atlantyku wrzyna się tu w ląd tysiącem zatok i wciska w ocean archipelagami wysp.

Kontury Maine przypominają głowę psa z czujnie nastawionymi uszami, które tworzy północny koniec amerykańskiego wybrzeża Atlantyku, półwysep West Quoddy Head. Ten najbardziej na wschód wysunięty skrawek amerykańskiego lądu jest jako pierwszy w całych Stanach oświetlany promieniami wschodzącego słońca. Fakt ten z dumą podkreślają mieszkańcy okolicznych miasteczek Eastport i Lubec. Podobnie jak i rekordowe, największe w kraju przypływy i odpływy dochodzące do 6 m, których odwieczny cykl nieustannie zmienia poziom wody w zatokach i komplikuje życie w portowych miastach.
Ten nieustanny ruch wody łącznie z ukształtowaniem dna i linii brzegowej przyczyniają się do powstania fascynujących morskich fenomenów: stojących fal wznoszących się pionową ścianą spienionej wody, rzek i wodospadów zmieniających kierunek oraz morskich prądów przepychających masy wody we wszystkie strony świata i tworzących zawirowania. Najsłynniejszym z nich jest wir zwany Big Saw o średnicy 75 m, największy na zachodniej półkuli.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

SZCZYT WSZYSTKIEGO

Na górę Cadillac, najwyższy punkt wschodniego wybrzeża Stanów, prowadzi asfaltowa droga w sam raz dla amerykańskich krążowników szos. Szczyt oferuje piękne widoki na labirynty wybrzeża Maine.

W JAZZOWYM KLIMACIE

Molo w Old Orchard Beach, odwiedzanym niegdyś przez Goodmana, Armstronga i Sinatrę, jest tylko cieniem pierwotnej stalowej konstrukcji z 1898 roku. Sztormy zredukowały jego długość, ale nie odebrały uroku.

WODY ODESZŁY

Odpływ wyludnił przystań w Eastport. Wraz z przypływem powrócą rybackie kutry i skończy się przymusowa sjesta.

 

PÓŁNOCNE PUSZCZE

 

Kark wspomnianego psa tworzą zaludnione okolice miasta Portland i Augusta (stolica stanu) oraz środkowy rejon jezior i zalesionych łańcuchów górskich Appalachów. Wdzierający się w kanadyjskie bezdroża nos stanowią gęste puszcze nad rzeką Saint John z miasteczkami Grand Isle, Madawaska i Caribou, wciąż w dużej mierze dziewicze, choć od XVII wieku ujarzmiane przez francuskich, angielskich i amerykańskich osadników.
Te awanturnicze dusze, twarde i skazane wyłącznie na własne siły, tworzyły tu własne prawa i decydowały samowolnie o przynależności państwowej. Paryski traktat pokojowy w 1783 roku ustalił wprawdzie ścisłą granicę pomiędzy USA i Brytyjskimi Koloniami Północnymi, ale decyzja ta nie spotkała się z powszechną aprobatą, była dowolnie interpretowana i nie powstrzymywała ludzi przed bezprawnym proklamowaniem praw własności. Współcześnie jest to wciąż rejon absolutnego odludzia o znikomej średniej gęstości zaludnienia, królestwo łosi i niedźwiedzi, a także komarów i czarnych much dokuczających ludziom i zwierzętom.
Zachodnie, centralne i północne rejony Maine to olbrzymie połacie gęstych lasów określane powszechnie jako Północne Puszcze. Ich intensywna eksploatacja zaczęła się wcześnie, już w 1634 roku w okolicach Bangor powstał pierwszy tartak. Początkowy wyrąb lasów uwarunkowany był przemysłem budowy statków. Potężne, proste pnie białej sosny, niezwykle cenionej na maszty, spławiane były w dół rwących rzek do tartaków i portów, skąd statki transportowały je początkowo do Anglii, a później do amerykańskich stoczni.
Obecnie o wyrębie drzew decyduje apetyt społeczeństwa na wyroby z papieru, ale wciąż prawie 90 procent powierzchni stanu pokrywają imponujące lasy. Nie jest trudno stracić w nich poczucie czasu i kierunku. Większość terenów należy wprawdzie do wielkich konglomeratów obróbki drewna, ale zalesione wzgórza i setki kilometrów wodnych szlaków wijących się wśród nich są chętnie udostępniane miłośnikom natury. Jedyny lądowy dostęp zapewniają szerokie, rozjeżdżone przez ciężkie maszyny, błotniste drogi, w których łatwo ugrzęznąć. Zawsze jednak można liczyć na pomoc muskularnych drwali, których nigdy nie należy lekceważyć, bo stanowią oni jedyne centrum ludzkiej aktywności w sercu puszczy i znają wiele lokalnych sekretów. Potrafią wskazać najpiękniejsze miejsca nad jeziorami czy łąki z dojrzałymi owocami leśnymi, a przede wszystkim w razie potrzeby pomóc w powrocie do cywilizacji.
Przez centralną część Maine ciągną się łańcuchy Appalachów, najstarszych gór na amerykańskim kontynencie. Wiją się po nich turystyczne szlaki, z których najsłynniejszym jest Appalachian Trail (AP), rozpoczynający się w Georgii prawie 3000 kilometrów wcześniej i kończący na szczycie Katahdin, skalnej siedzibie bogów Indian z plemienia Penobscot, wyrastającej wysoko ponad granicę drzew i okoliczne góry. Zarząd Parku Stanowego Baxter w trosce o zachowanie naturalnego środowiska drastycznie ogranicza napływ turystów, wydając bardzo ograniczoną ilość pozwoleń na wspinaczkę. Wejście na granitowy masyw wymaga momentami alpinistycznych akrobacji, ale widok ze skalnej grani wynagradza wysiłek. Przy odrobinie szczęścia można spotkać na szczycie rasowych trekkingowców celebrujących zakończenie wielomiesięcznej wędrówki i snujących barwne opowieści o życiu na szlaku.

 

GDY SIĘ PLAŻA NADARZA

Rzesze turystów ciągną na Sand Beach, jedyną piaszczystą plażę w okolicy, mimo że temperatura wody nie przekracza tu 12 stopni, a piasek zastępują pokruszone muszelki.

GÓRA GÓR

Katahdin to w indiańskiej mowie „największa góra”. Szczyt oferuje wymagającą wspinaczkę i widok na bezludzie północnego Maine. Przy dobrej widoczności można zobaczyć z niego odległą o prawie 200 kilometrów górę Cadillac i ocean.

BAR WITA WAS

W miasteczku Bar Harbor wszyscy znajdą dla siebie atrakcje. Rowerzyści, żeglarze, trekkingowcy, spacerowicze i kolekcjonerzy pamiątek korzystają z uroku miasta i delektują się smakiem lokalnych homarów.

 

JAGODY I HOMARY

 

Południowa część Maine i jego wybrzeże mają zupełnie odmienny charakter. Kształtuje je ciekawa mieszanka lokalnej populacji z wakacyjnym tłumem, przy czym ta symbioza wydaje się tu zupełnie naturalna. Statystyka podaje, że na stałe mieszka w Maine tylko 1,4 miliona ludzi, ale w letnich miesiącach populacja niektórych miasteczek, szczególnie nadmorskich, zwiększa się dziesięciokrotnie. Przeciętny rodowity mieszkaniec Maine żyje w zgodzie ze sobą, sąsiadami i naturą oraz w głębokim przekonaniu, że życie traci swój urok poza granicami stanu. Nie przeraża go długa zima i obfite opady śniegu, mokra wiosna i krótkie lato. Pory roku odmierzają mu czas, a dzień jest zawsze wystarczająco długi na wszystko – pracę, pogawędki z sąsiadami i rodzinne spotkania. Kolejne generacje osiedlają się w promieniu kilku kilometrów od siebie, tworząc klany i budując wspólne tradycje, a zalew turystów zawsze traktowany jest z życzliwą pobłażliwością, nie wszyscy przecież mieszkają na stałe w raju.
Splendor przyrody w Maine wydaje się być nieustającym źródłem inspiracji i energii. Nie jest trudno poddać się urokowi spokojnych zatok pochłanianych przez napływającą znad oceanu mgłę, zielonych łąk z jaskrawymi plamami barwnych łubinów czy wijącej się wśród bujnej roślinności ścieżki wiodącej w kierunku widocznych na horyzoncie pasm górskich. Trudno jest nie wyruszyć przed siebie malowniczą drogą wśród pól czarnych jagód, z których słynnie Maine, w kierunku białych, tonących wśród kwiatów domów i nie zatrzymać choć na chwilę w porcie, gdzie toczy się fascynujące życie na rybackich kutrach czy luksusowych jachtach, a lokalne statki wycieczkowe zabierają pasażerów na morskie wyprawy w poszukiwaniu wielorybów. Na nabrzeżach stoją wysoko spiętrzone klatki na homary, przypominając o fakcie, że Maine jest głównym ich dostawcą, a suszące się, malowniczo rozwieszone sieci świadczą o popularności ryb i owoców morza serwowanych w lokalnych restauracjach i nabrzeżnych smażalniach.
Najtrudniej jest jednak zapomnieć o wybrzeżu Maine, które powstało na skutek prehistorycznego potopu wypełniającego morską wodą górzyste tereny lądu, zamieniając doliny w zatoki, a szczyty w wyspy. Fakt ten jest bezpośrednią przyczyną niezwykle urozmaiconej linii brzegowej, która mierzy 400 km w prostej linii i aż 5600 km z uwzględnieniem wszystkich zatok, skalistych półwyspów i wysp zamieszkanych głównie przez orły. Na stosunkowo płaskim południu brzeg jest urozmaicony wygładzonymi przez fale złotopomarańczowymi skałami, które przypominają ułożone obok siebie gigantyczne bochenki chleba. Ograniczają one piękne piaszczyste plaże, zapraszając dzieci do łatwej wspinaczki. Jest to niezwykle popularna, wakacyjna część stanu z największym miastem Portland, Bath czy Kennebunk, gdzie letnie rezydencje bogaczy, łącznie z rodziną prezydenta Busha, przeplatają się ze skromniejszymi domami lokalnej populacji.

 

CISZA NAD ROZLEWISKIEM

Czy to rzeka wpada do oceanu, czy ten wdziera się w głąb lądu? Blisko Atlantyku poziom wody i linia brzegowa zmieniają się nieustannie.

ZDOBYĆ CADILLAC

 

Wybrzeże wynosi się znacznie powyżej poziomu wody w środkowej części stanu, w okolicach Camden, gdzie ze szczytu góry Bold Mountain roztacza się niezapomniany widok na szaloną linię brzegową zatoki Penobscot i kołyszące się na falach maszty jachtów. W miarę przemieszczania się na północ wybrzeże robi się coraz bardziej dramatyczne. Granitowe, różowe klify przybierające płomienne odcienie o zachodzie słońca, wynurzają się ze spienionych fal, kontrastując z intensywnym błękitem oceanu. Smagane wiatrem i atakowane nieustannie przez fale przybierają fantastyczne kształty, pękają i osuwają się, tworząc naturalne mosty, łuki i jaskinie. Ukryte wśród nich miniaturowe plaże pokryte są wypolerowanymi kamieniami o przeróżnych rozmiarach i barwach. Niektóre przypominają skamieniałe jaja prehistorycznych gadów, inne, przesuwane nieustannie przez fale, wydają melodyjne, kojące dźwięki.
Odsłaniane w czasie odpływów plaże kryją kipiące życiem baseny. Najpiękniejsze rejony wybrzeża objęte zostały parkiem Acadia, drugim najczęściej odwiedzanym parkiem narodowym Stanów Zjednoczonych. Jest to największy naturalny skarb stanu, jego wizytówka i magnes przyciągający około 2 milionów turystów rocznie. Urodę tego rejonu rozsławiali pisarze i poeci oczarowani nie tylko wybrzeżem, ale i całym górzystym terenem. Na granitowy szczyt Cadillac Mountain prowadzi piękny turystyczny szlak, jak również niezwykle popularna droga. Inne szczyty można zdobyć tylko na piechotę, wędrując szlakami wśród jagód i kosodrzewiny po skalnych graniach, z których otwiera się widok na intensywnie niebieski ocean.
Po całym parku wije się 80 km żwirowych dróg zbudowanych przed laty przez Johna Rockefellera dla konnych powozów, a obecnie używanych głównie przez rowerzystów. Tych, którzy przecenili swoje siły na górzystych trasach, ratuje kursujący regularnie darmowy autobus, którego kierowca zatrzymuje się na każde skinienie ręki. Położone w pobliżu miasteczko Bar Harbor stanowi urocze zaplecze turystyczne, ostatnie centrum wakacyjnego szaleństwa.
Dalej na północy, na części wybrzeża zwanej Bold Coast na nowo zapada cisza i spokój. O nie mniej imponujące klify tak samo rozbijają się fale, a ukryte wśród drzew szlaki zapraszają do samotnego chłonięcia tego, co w Maine jest najpiękniejsze.