Azja to największy i najbardziej zróżnicowany kontynent. Latanie samolotem odczuwam tutaj boleśnie, gdy ciało przenosi się szybko, a dusza pozostaje jeszcze gdzieś daleko. Po Tajlandii Kazachstan jest szokiem, przede wszystkim kulturowym. Nieustająco uśmiechniętych Tajów, nieważne, czy naturalnie, zastępują śmiertelnie smutne twarze Kazachów.
Początek marca to już kalendarzowa wiosna, ale w przyrodzie jeszcze jej nie widać. Podobnie w ludziach – szarych i smutnych jak kondukt w deszczu pod wiatr. Mgła w stepie, chyba taka jak mgła gdzie indziej, ale gdy opadnie, nie ma większej różnicy – w dalszym ciągu niewiele widać, bo niewiele tam jest. Świat z gliny, słomy i szarości.
Kazachstan (dziewiąty w świecie pod względem powierzchni i tylko 17 milionów mieszkańców) wczesną wiosną jest pustym i potężnym stepem. Smutne ptaki, pojedyncze drzewa, a raczej krzewy, i gdzieniegdzie domki, na przykład pracowników kolei sprawdzających przejeżdżające przez step pociągi. Żyją tu ze swoimi rodzinami, skąd wszędzie daleko. Zarabiają nawet sporo, bo kraj jest zasobny w surowce, ale płacą ogromne łapówki, aby dostać pracę. Tutaj kto nie ma na łapówkę, pracuje kilka miesięcy bez wypłaty.
Dostępny PDF
WYSPA ŚWIATEŁ
Nocą stolica świeci niezliczoną ilością świateł. Właśnie wtedy jest najładniejsza, wydając się większa niż w rzeczywistości. Aleje świateł prowadzą w step, wyznaczając początki dróg, których jeszcze nie ma, i miasto rozciąga się aż po horyzont. Za dnia Astana maleje, jawiąc się jak wyspa w morzu stepów.
STOLICA STOLICA
Kiedyś to miejsce nazywało się Akmoła, co po kazachsku znaczy „biała mogiła”. Dziś (od 1997 roku) jest stolicą i nazywa się Astana, czyli „stolica”. Na zdjęciach ciekawa architektura tego miasta: biurowiec zwany „zapalniczką”...
...siedziba Ministerstwa Ropy Naftowej i Gazu...
DUBAJ PÓŁNOCY
Pośrodku tej ziemi stoi nowa stolica – Astana. Zbudowana na grząskim gruncie i krytykowana zewsząd, że zimna i bezduszna, dumnie pręży swoje wieżowce i wciąż się rozrasta. Astana to drapacze chmur i plac budowy. Określenie „drapacze chmur” nie jest tu na miejscu, ponieważ w Kazachstanie nie ma chmur albo są bardzo rzadko. Nic nie zasłania nieba, w mieście są wprawdzie parki, ale z drzewami wzrostu średniego człowieka. Bo nic tu nie może urosnąć ze względu na zimowe mrozy.
Stolica często zaskakuje niespodziewanie kończącym się chodnikiem lub ulicą prowadzącą donikąd. Chce łudzić swoją wielkością, dlatego często jej światła prowadzą gdzieś dalej, w niekończący się step. Nocą rzeczywiście wygląda na potężniejszą i ładniejszą. W Astanie wszystko musi być duże, więc duże są tutaj także komary i pozostawiają duże ślady.
Astana to skrzyżowanie Dubaju i Phenianu, co geograficznie nawet pasuje. Nazywana jest też Dubajem Północy. Kiedyś nazywała się Akmoła, w tłumaczeniu z kazachskiego „biała mogiła”, teraz po prostu nazywa się „stolica” (po kazachsku właśnie „astana”). Skojarzenie z mogiłą nie jest wcale takie odległe, gdy widzi się, ilu ludzi jest na ulicach. Miasto wygląda jak wymarłe, bo po nim się nie chodzi, tylko jeździ. Praktycznie nie ma też ludzi w marketach, policzyć ich można na palcach. Puste są również parki, choć są tam strażnicy, którzy pilnowali przypadkowej Polki – którędy weszła, gdzie jest i kiedy wyszła. Wszystko widać tu na przestrzał, intymność jest tylko w apartamentach ze szkła i granitu.
Stolicę najlepiej podziwiać z jednego z najwyższych apartamentowców o falującym kształcie albo z wieży Bajterek, skąd można patrzeć na koniec miasta, za którym już nic – płasko, step, pustynia, może koniec świata? Bajterek to podobno pomysł samego prezydenta Nazarbajewa, a serwetka ze szkicem wieży jest pieczołowicie przechowywana w Muzeum Pierwszego Prezydenta, czyli właśnie Nazarbajewa. W weekendy do wejścia na Bajterek czeka się w długiej kolejce przyjezdnych z mniej lub bardziej dalekiej prowincji.
...deptak przed tzw. nowoczesnym łukiem triumfalnym...
...i dwie ekstrawaganckie złote wieże określane przez Kazachów „puszkami piwa”.
Z ŁASKI ALLAHA
Kiedy tworzył świat, wyskrobał resztki gór, lasów i jezior i rzucił rozżalonym Kazachom na środek bezbrzeżnego stepu. Dzisiaj to teren Parku Narodowego Borowoje, jedna z atrakcji turystycznych tego kraju. Na zdjęciu jezioro Szczuczje w rezerwacie Borowoje.
WIECZNA MŁODOŚĆ W PAWŁODARZE
Pociąg z Astany do Pawłodaru nad Irtyszem jedzie całą noc. To dobrze się składa, bo na trasie nie ma nic do oglądania. Gramoliłam się na swoje górne łóżko w „plackartnym” wagonie, zostawiając kozaki od strony przejścia. Kobieta zajmująca miejsce pode mną od razu przestawiła je pod okno. – Lepiej nie zostawiać na widoku, u nas tacy ludzie bywają, że obudzisz się rano i będziesz musiała iść w kapciach – powiedziała. Nie protestowałam, nie miałam nawet kapci.
Wspinać się na wysoką skarpę nad żeglownym już pod koniec kwietnia Irtyszem i spacerować po miękkim, bagnistym, wciągającym brzegu, a potem doprowadzać się z powrotem do cywilizowanego wyglądu w fontannie… Bezcenne!
Pawłodar jest miastem zadbanym i bogatym pod względem obiektów religijnych różnych wyznań. Wśród nich wyróżnia się meczet jak z „Gwiezdnych wojen” i prawosławna kaplica z wodą zapewniającą po wypiciu wieczną młodość. Zobaczymy.
WYŻEJ ISLAM
Przykład nowego budownictwa sakralnego – meczet Nur-Astana (u góry), jeden z największych w Azji Centralnej, otwarty w 2005 roku. Obok – centralna cerkiew prawosławna w Pawłodarze, zbudowana w latach 1990. Muzułmanie stanowią już 70 proc. mieszkańców kraju, a prawosławni coraz mniej – 21 proc.
APPLE CZY MACINTOSH?
Zdjęcie z Ałma Aty, poprzedniej stolicy Kazachstanu. Jej dawna nazwa oznaczała „ojciec jabłek”, od jakiegoś czasu jednak miasto nazywa się Ałmaty – „bogaty w jabłka”.
OJCIEC JABŁEK
W Kirgistanie, który już odwiedziłam, wszelkie budynki są jak lycra albo dżinsy. Utrzymują zimno. Nie potrzebowałam tam termometru – budziłam się rano i od razu wiedziałam, że znów mróz na dworze. Zupełnie inaczej jest w Ałmaty, byłej stolicy Kazachstanu, leżącej tuż przy granicy z Kirgistanem. W Ałmaty, mimo mrozu utrzymującego się na dworze, ciągle było mi gorąco. Nie dlatego, bym przyzwyczaiła się do niskich temperatur, ale dlatego, że wszystkie pomieszczenia były przegrzane. Ciepłownictwo pracuje tam aż za dobrze, takie są bowiem uroki posiadania bogatych złóż ropy i gazu. Perełkę widokową, czyli panoramę Ałmaty, zimą skrzętnie za to zasłania wiszący nad miastem smog.
Ałmaty, będące jednym z głównych ośrodków kulturalnych i gospodarczych regionu, jest obiektem westchnień mieszkańców sąsiednich postsowieckich republik. Poprzednia nazwa Ałma-Aty oznaczała ojca jabłek, obecną tłumaczy się jako „bogaty w jabłka”. Wciąż krążą opowieści o niemal kilogramowych owocach, jakie rosły kiedyś w okalających miasto sadach. Dzisiaj, niestety, są one już przeciętnej wielkości.
Podróże dokształcają niekiedy w przedziwny sposób. To w Ałmaty poznałam drinki Jamesa Bonda. Nie oglądałam żadnego z filmów ani nie czytałam Fleminga, ale już wiem, co to jest vesper. Może nie dosłownie wiem, bo w koktajl barze nie mieli kina lillet i użyli zamiennika. Niewiele jest barów, których obsługa potrafi namieszać i wyczarować dokładnie to, czego się oczekuje, z alkoholem lub bez. Wystarczy tylko opisać, jakie smaki chodzą po głowie i podniebieniu.
Ałmaty jest pełne niezależnych, przebojowych kobiet. Takich jak Elena, programistka w prężnej komputerowej firmie, tej samej, w której pracuje Alibek. Ona też mu się podoba, ale nie mogą być razem, bo Elena jest Rosjanką, a Alibek Kazachem z tradycyjnej rodziny, która uznaje tylko rodzime małżeństwa. Przykładem kobiety sukcesu jest też trzydziestokilkuletnia Koreanka Milena. Zawdzięcza to nie tylko swojej pracowitości, ale też rodziców oraz dziadków.
Tutejsi Koreańczycy, stanowiący podobną grupę z podobnie tragicznym rodowodem jak mniejszość polska, mają opinię pracowitych i dobrze zorganizowanych. Dziadkowie Mileny za Stalina zostali zesłani do Kazachstanu i wtedy najważniejsze było przetrwać zimę, nie mając niczego. Przeżyli dzięki pomocy miejscowych. Później dzięki wytężonej pracy zaczęli się odbijać od dna i piąć w górę. Milena wspominała dziadka budującego ałmatyńską kolej i ojca, którego w dzieciństwie mało widziała, gdyż ciągle pracował. Gdy nie ułożyło jej się życie rodzinne, ojciec nie mógł znieść, że jedynymi tematami, na jakie można z nią porozmawiać, są pieluchy i dziecięce odżywki. Nie po to przecież wysyłał ją na studia do Anglii! Rodzice zmobilizowali ją wówczas do zajęcia się własną karierą. Dziś jest jedną z tych, do których Ałmaty należy.
ŻYCIE BEZ GAZU
Wieś Pietrowka w północnym Kazachstanie. Tutaj ani gaz, ani pieniądze z jego sprzedaży nie docierają. Czas się zatrzymał, a wnętrza zgrzebnych domków wyglądają jak za czasów ZSRR.
ZIELONO IM
Fasada malowniczej drewnianej zabudowy w Pawłodarze, będąca właśnie tłem spotkania dwojga zakochanych.
GDY TOPNIEJĄ LODY
Była stolica nie rzuciła mnie na kolana, za to rozłożyła na łopatki. Biegnąc na spotkanie z Danem (aby dowiedzieć się, jak żyje się Irlandczykowi w Kazachstanie), zostałam zapytana o coś, co wymagało, abym się zatrzymała, spojrzała do góry w twarz pytającego, odchylając nieco do tyłu i… upadła jak długa. Chodniki zimą, podobnie jak w kirgiskim Biszkeku, nie są tu sprzątane, więc tający oraz zamarzający potem śnieg zamienia się w lód. Choćby dlatego lepiej przyjechać tu latem.
Do końca kwietnia wiosna z zimą staczają ciągłe walki, i raz jedna, raz druga jest górą. Poważne i smutne oblicze kraju rozjaśnia się z nastaniem cieplejszej pory, gdy taje lód na jeziorach w okolicach kurortów Borowoje i Szczucińsk, miejsc nazywanych kazachską Szwajcarią. Topnieją również serca ludzi i kraj przeobraża się w ciepłego gospodarza, chcącego pokazać się z jak najlepszej strony. Na wiosenne światło wychodzą Kazachowie, którzy pod skorupą nieufności skrywają jednak coś innego.
Nastają dni z ogromnym niebieskim niebem, którego nic nie zasłania. Cały Kazachstan to przede wszystkim niebo i ziemia. I nie wiadomo, czego jest tam więcej.