Poznaj śmiałych
Projekt „Zobaczyć Morze” jest potrójnie pierwszy – Roman Roczeń jako pierwszy udokumentowany niewidomy popłynął w morski rejs. Z tego narodził się pomysł regularnych rejsów dla osób niewidzących i słabowidzących – pierwszy w skali światowej. Kapitanem, który pierwszy bez wahania zabrał grupę kilkunastu niewidomych, a potem pływał z nimi wielokrotnie, jest Janusz Zbierajewski.
Po przygodach podczas pierwszego rejsu żaglowcem „Zawisza Czarny” zaraziłem się wspaniałą atmosferą i współpracą wszystkich osób biorących udział w takich wyprawach. Nieważne, czy widzisz, czy nie – obowiązki masz te same: zmywanie naczyń, obieranie ziemniaków, szorowanie kibla czy wciąganie lin podczas stawiania żagli oraz sterowanie statkiem – mówi Andrzej Grzenia, uczestnik rejsów.
Dostępny PDF
PSIA WACHTA Z GADAJĄCYM KOMPASEM
Roman Roczeń jest artystą śpiewającym o morzu. Pierwszy raz popłynął, żeby samemu poczuć bezkres i zapach, żeby „zobaczyć morze”. Po tym przeżyciu postanowił dać szansę innym niewidomym na nowe doznania. Chciał, żeby poczuli to, czego „nie da się opowiedzieć, nie da się nawet przybliżyć dźwięków, nutki niepokoju, smaczków niepewności, woli zwycięstwa nad sobą”. W 2006 r. rozpoczęły się regularne, doroczne rejsy na flagowym żaglowcu SY „Zawisza Czarny” należącym do Związku Harcerstwa Polskiego.
Nikt dotychczas nie odważył się zabrać niewidomych w większej grupie na morze. Wymagało to wielkiej odwagi od organizatorów i kapitana. Statek musiał zostać przygotowany – zainstalowano „gadający” kompas oraz wskaźnik wychylenia płetwy sterowej (GPS podaje w słuchawkach kurs i wychylenie steru). Bywa, że niewidzący szybciej opanowują sterowanie „Zawiszą” niż osoby widzące. Został również wydany przewodnik w języku Braille’a z wypukłymi rysunkami pokładów i żagli.
– Moim zdaniem bezsensownym byłoby zabieranie niewidomych na rejs bez możliwości obarczenia każdego odpowiedzialnością za utrzymywanie kursu statku – mówi Piotr Franiek, uczestnik rejsów. – Najlepiej wspominam sterowanie między 0.00 a 4.00, czyli w ramach psiej wachty. Wtedy wszyscy starają się przezwyciężyć zmęczenie, a lekiem są rozmowy prowadzone przy sterze i na „okach” – punktach obserwacyjnych na obu burtach. Podczas jednej z takich wacht zdarzyło mi się żałować, że nie mogę zobaczyć odbijających się w wodzie gwiazd, linii horyzontu zlewającej się z widnokręgiem, bo przecież to musi być niezapomniany widok – szczególnie na pełnym morzu.
Rejsy „Zobaczyć Morze” są organizowane każdego roku. W zależności od ilości środków od sponsorów w każde wakacje odbywają się jeden, dwa lub trzy rejsy. Do tej pory w dwudziestu wzięło udział ponad 800 osób, w tym połowa niewidzących lub słabowidzących. Pływamy po Bałtyku i Morzu Północnym do Szwecji, Danii, Norwegii, na Litwę. Odwiedziliśmy takie porty, jak: Rønne, Kopenhaga, Oslo, Kilonia, Cuxhaven, Amsterdam, Skagen, Bergen, Karlskrona, Tallinn, Helsinki, Visby, Kalmar, Ventspils i wiele innych. Na pokładzie gościliśmy ambasadorów Polski w Szwecji, Danii, Norwegii. Załoganci mogą zwiedzać miasta, do których zawijamy, samodzielnie, w grupach, a czasem pod opieką fachowego przewodnika.
Wachta kambuzowa obiera warzywa.
Ireneusz złapał swoją pierwszą rybę na środku Bałtyku.
REJSY, KTÓRE LECZĄ
– Byłem pierwszy raz na dziobie i to było wspaniałe! – wspomina Andrzej Grzenia. – Chodzę po linach na dziobie, gdzie się rozwija i klaruje żagle – fantastyczna przygoda! Tylko jak to będzie na pełnym morzu? Odbijamy, moja wachta odpowiada za pierwsze dwie cumy na dziobie, wciąganie i wyrzucanie na nabrzeże oraz klarowanie cum na pokładzie. Wszystko idzie sprawnie i płyniemy – kanałem, później rzeką. Trwa to 14 godzin. Następnie wpływamy na Morze Północne, gdzie obieramy kurs na port w Danii, Skagen. Gdy wpływamy na otwarte morze, kilka osób ma głowy za burtą – choroba morska. Buja mocno, fale przelatują przez burty, jest trudno, ale wspaniale!
Osoby niewidzące lub słabowidzące płyną w rejsy bez swoich przewodników czy osób towarzyszących. Muszą być pełnoprawnymi członkami załogi, którą tworzą w połowie. Przyczynia się to do zwiększenia ich samodzielności i wiary we własne możliwości, pozwala na integrację nie tylko we własnym środowisku. W efekcie osoby niewidzące często nabierają śmiałości do powrotu na rynek pracy i do większych kontaktów ze światem osób pełnosprawnych. Z kolei osoby widzące mają szansę poznać trudności, z jakimi muszą na co dzień mierzyć się osoby z dysfunkcją wzroku. Organizowana jest zabawa, podczas której, mając zawiązane oczy, muszą przejść po pokładzie statku. Wtedy przekonują się, że zwykłe przejście z dziobu na rufę może być prawdziwym torem przeszkód.
Załoganci podzieleni są na wachty, które mają kolejno dyżury nawigacyjne, w kambuzie (posiłki na „Zawiszy” są już słynne ze swojej jakości i ilości!) czy przy sprzątaniu żaglowca. Oprócz pracy jednoczy wspólna zabawa: śpiewy i śmiechy słychać wszędzie na pokładzie i w kubryku (miejscu, gdzie śpią załoganci).
– Przez resztki snu przebijają się odgłosy rozkładanych talerzy i sztućców. To wachta kuchenna przygotowuje śniadanie w kubryku będącym równocześnie jadalnią – opowiada Piotr Franiek. – W międzyczasie ekipa przejmująca stery od 8.00 dzieli się na tych, którzy zjedzą wcześniej, i tych, którzy pójdą czuwać przy sterze. Po śniadaniu udajemy się na rejony, czyli sprzątanie statku, szorowanie pokładów, mycie toalet itp. Do pracy zagrzewają pokrzykiwania bosmana. Gdziekolwiek się nie pojawi, słychać gromkie „do roboty!” i wskazówki, co należałoby doczyścić i dopolerować. Potem, jeśli nie ma sztormu i osobie noszącej zupę uda się jej nie wylać na świeżo umyty pokład, jemy obiad. Zdarza się, że pomiędzy kęsami kotleta zabrzmi alarm i wszyscy wybiegają do żagli. Gdy wiatr dmie, można dać odpocząć silnikowi i motorzyście, który potrafi spać nawet w maszynowni. Popołudnie wypełnia nauka robienia węzłów marynarskich i odpoczynek. Wtedy też zmienia się wachta kuchenna. Gdy jesteśmy w obcym porcie, po rejonach udajemy się na zwiedzanie miasta i zakupy wspomagające wieczorną integrację.
ZABUJANI W FALACH
Pływały z nami osoby niewidome z Polski, Litwy, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Włoch – przez to rejsy stały się przedsięwzięciem na skalę międzynarodową. Bardzo miły jest podziw żeglarzy i osób niewidomych z innych krajów dla polskiej odwagi i przedsiębiorczości.
– Sytuacji zapadających w pamięć po pierwszym rejsie było wiele. Jedna z nich miała miejsce przy wymianie załóg, kiedy wszyscy zbierali się na pokładzie, aby wysłuchać kapitana. Jeden z kolegów, idąc po trapie, nie zorientował się, że wszedł na jego zewnętrzną stronę. Przekonał się o tym dopiero, gdy z głośnym pluskiem wpadł do wody. Dzięki natychmiastowej reakcji innego z uczestników nieszczęśnika wydobyto na powierzchnię i po zmianie ubrania mógł do nas dołączyć – opowiada Piotr Franiek.
W tym roku były też na pokładzie „Zawiszy” dwie osoby niesłyszące. Ich wrażenia sprawiły, że planujemy rozszerzyć naszą grupę docelową o osoby z innymi dysfunkcjami. Rejsy są wspaniałą przygodą, oferują też trójstronną korzyść. Pozwalają poznać możliwości osób niepełnosprawnych, oni zaś mogą zaznać czegoś, co wydawało im się nieosiągalne. Sponsorzy i organizatorzy z kolei czerpią radość z oferowania czegoś wartościowego. Wszystko, co potrójne, jest doskonałe. Ten rok będzie wyjątkowy – odbędzie się X edycja projektu „Zobaczyć Morze”.
– Więzi wytworzone na rejsach są na tyle silne, że jesienią organizowane są spotkania podsumowujące odbyte podróże, trwają one do wczesnych godzin porannych – mówi Piotr Franiek. – Każdemu życzę, by mógł czegoś takiego doświadczyć. Wypłynięcie na głębokie morze daje siłę, by zmierzyć się z przeciwnościami po powrocie z rejsu. Często chciałbym znaleźć się na „Zawiszy” i w uspokajającym otoczeniu fal podejmować trafne życiowe decyzje. Ja zabujałem się w morzu na amen.