Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2013 na stronie nr. 70.

Tekst i zdjęcia: Sebastian Szade, Zdjęcia: Martyna Bulba,

Panama, czyli ekwador


W porównaniu z czołowymi państwami Ameryki Południowej Ekwador może mieć pewne kompleksy. Czym bowiem może się pochwalić na arenie międzynardowej? Argentyna czy Urugwaj mają znakomitych piłkarzy, którzy rozsławiają swoje ojczyzny. Brazylia ma i najlepszą piłkę, i dynamiczną gospodarkę, dzięki której niebawem należeć będzie do globalnych potęg. Kolumbia od dwóch dekad skutecznie przechodzi drogę od kokainowego imperium do najbardziej stabilnego państwa kontynentu. Nawet ubogie Peru posiada wspaniałe inkaskie zabytki i kulturę, która przyciąga rokrocznie miliony turystów. A Ekwador? Równik, piękna przyroda czy wyborna kuchnia na czele z ceviche to chyba za mało, by odczuwać przynależność do kontynentalnej elity.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 


Nic więc dziwnego, że kwestia powstania najsłynniejszego kapelusza świata budzi pośród Ekwadorczyków ogromne emocje i jest przedstawiana jako żywy dowód dyskryminacji ich wspaniałego kraju. Każda rozmowa na ten temat zazwyczaj kończy się tutaj w ten sam sposób: – Słynne słomkowe kapelusze panama wcale nie pochodzą z Ameryki Środkowej, lecz właśnie stąd. Bo panamę – proszę pana – wymyślono w Ekwadorze!
Tak jak każdy udany produkt, panamy były i są przedmiotem rozlicznych podróbek. Te jedyne w swoim rodzaju, oryginalne, wyplatane są wyłącznie z włókien rośliny o nazwie łyczkowiec palmiasty. Jego uprawy spotkać obecnie można niemal w całej Ameryce Łacińskiej, ale endemicznie rósł on tylko na terenie dzisiejszego Ekwadoru – w pobliżu miasta Cuenca. Najlepsze włókna rośliny pochodzą z tego właśnie miejsca, i to z nich wyplata się najlepsze kapelusze.
Włókna te są wyjątkowo trwałe, giętkie i plastyczne. Ich unikalne właściwości zwróciły uwagę rdzennej ludności. Pierwsze nakrycia głowy powstały na długo przed przybyciem Hiszpanów, a nawet Inków. Ale dopiero wpływy kultury europejskiej sprawiły, że kształtem zaczęły przypominać dzisiejsze kapelusze z rondem i główką. Są lekkie, doskonale chronią przed palącym słońcem, zapewniając jednocześnie obieg powietrza chłodzący głowę szczęśliwego posiadacza.
Kapelusze te być może nigdy nie zdobyłyby światowej sławy, gdyby nie… gorączka złota w Kalifornii. W połowie XIX wieku doprowadziła ona do wzmożonej migracji pomiędzy obiema Amerykami, której epicentrum stał się Przesmyk Panamski. Znaczenie regionu dodatkowo wzrosło wraz z powstaniem linii kolejowej i planowanym rozpoczęciem prac nad budową Kanału Panamskiego. Zapełnił się on biznesmenami, kupcami, politykami oraz wszelkiej maści cwaniakami i poszukiwaczami łatwego szczęścia.

 


Pośród tysięcy towarów, jakie trafiały w to miejsce, znalazł się także niepozorny kapelusz z dalekiego Ekwadoru. Uwielbiali go inżynierowie budujący Kanał. Zyskał szybko na popularności, ale to właśnie Panama zaczęła eksportować go na cały świat. Pierwsze poważne zamówienia złożyła amerykańska armia. Pod koniec XIX wieku pokochał go też Paryż, zaś w latach dwudziestych kolejnego stulecia stał się nieodłącznym atrybutem ery jazzu. Noszony był zarówno przez gwiazdy kina – Errola Flynna czy Clarka Gable’a, jak i „gwiazdy” pokroju Ala Capone’a. Ponieważ na podbój świata ruszył z Panamy, tak też zaczęto go nazywać. O prawdziwym miejscu jego pochodzenia, niestety, zapomniano…
Miasto Cuenca warto odwiedzić nie tylko ze względu na najprawdziwsze i najlepsze panamy. Należy ono także do najbardziej urokliwych w całej Ameryce Południowej. Zabytkowe śródmieście zachowało w całości swój kolonialny urok hiszpańskiego miasteczka „gdzieś na końcu świata”. Ulice przecinają się pod kątem prostym, co chwila przechodząc w przyjemne miejskie place. Kamienice są bogato zdobione. Mnóstwo tu barów, restauracji, kawiarni i oczywiście sklepów, gdzie można kupić albo zamówić kapelusz swoich marzeń. Tutejsi mieszkańcy od wieków mają smykałkę do interesów.
Cuenca ma wszystko, czym pochwalić się może również stołeczne Quito, ale o różnicy decyduje nie architektura, a ludzie, którzy są tutaj spokojni i bardzo przyjaźni. Nic dziwnego, że licznie zjeżdżający do miasta turyści często przedłużają swój pobyt.
Tutejsze kapeluszowe manufaktury stoją otworem przed ciekawskimi. Można nie tylko godzinami przebierać w gotowych wyrobach, ale i zobaczyć, jak wygląda cały proces ich produkcji. Najprostszy kapelusz zajmuje nawet dwa dni pracy. Z kolei te najdroższe, pochodzące z pobliskiego Montecristi i noszące taką właśnie nazwę, robione są miesiącami.

 

Przyglądałem się, jak kobiety z pietyzmem wyplatają kolejne wzory. Im kapelusz droższy, tym plecionka jest drobniejsza i bardziej szczegółowa. Potem surowy produkt wędruje do specjalnego urządzenia, które „wytłacza” pożądany kształt. Taki kapelusz można potem złożyć, bo po rozpakowaniu powraca do oryginalnej formy.
Na sam koniec do główki mocowana jest kolorowa tasiemka (spopularyzowana przez Europejczyków) i panama jest gotowa do sprzedaży. Gotowa? Jeszcze jedno! Od wewnątrz każdy egzemplarz ma wyszyty znak handlowy i znamienną sentencję, która w założeniu ma naprawić wszystkie krzywdy, jakie świat wyrządził ojczyźnie tego kapelusza. Metka informuje bowiem, że jest to „Kapelusz panama, pochodzący z Ekwadoru”.