Mosty, uliczki, krzywe domy, nocne niebo w odcieniach granatu. W wodzie jak w krzywym zwierciadle odbija się pofalowany księżyc w pełni. Wieczorny Amsterdam jest piękny!
Pociąg wtacza się na stację Amsterdam Centraal i od razu widać, że organizacja peronów wygląda inaczej niż u nas. Na każdym torze znajdują się dwa sektory, z których pociągi udają się w różnych kierunkach. Koleje w Holandii działają na wysokim poziomie i szybko można się dostać praktycznie wszędzie. Ceglany budynek dworca sąsiaduje z wielopoziomowym parkingiem dla rowerów. Tutaj każdy ma rower, i to nie jeden, a rowerzystom w tym mieście wolno wszystko.
Dostępny PDF
DOMY Z HAKIEM
Najlepiej ruszyć od razu w stronę placu Dam, skąd łatwo wybrać kierunek zwiedzania. Na Dam prowadzi długa ulica, pełna sklepików z pamiątkami w postaci chodaków, tulipanowych cebulek, niebiesko-białej porcelany z Delft czy maleńkich wiatraczków. Ludzi jest tu zawsze bez liku. Plac tętni życiem. Ktoś gra na chodniku w scrabble, ktoś żongluje ognistymi kulami, inny brzdąka na gitarze i śpiewa bluesa, a mim w bezruchu zastyga na krześle. Czasem na Dam rozstawia się wesołe miasteczko, wtedy trzeba się przeciskać między karuzelami, labiryntem strachów, strzelnicami i budkami z szybkim jedzeniem. My idziemy na frytki! I nie chodzi o te cienkie, z zamrażalnika, ale o pękate, żółciutkie i chrupiące, polane gęstym belgijskim majonezem.
Ceglane kamienice Amsterdamu przytulają się do siebie, czasem tylko się rozstępując, aby zrobić miejsce jakiejś kameralnej, bardzo wąskiej uliczce pełnej sklepików i butików, w których można kupić przedmioty najdziwniejsze: wymyślną biżuterię, śmieszne buty, koraliki do samodzielnego nanizywania czy świece o zaskakujących kształtach. Kamienice są niezwykłe, bo powykrzywiane.
Nie zawsze cały dom jest krzywy, czasem tylko okna lub drzwi. Teorie na ten temat są różne, ale najbardziej prawdopodobna jest taka: aby można było umieszczać w domach niemałe meble i sprzęty. Zwieńczenia frontowych ścian mają specjalny hak, który umożliwiał transportowanie większych przedmiotów. Haki przydają się zresztą do dziś.
Budynki mają duże odsłonięte okna, przez które wieczorami widać wnętrza amsterdamskich mieszkań – często bardzo szykowne, z ciekawymi rozwiązaniami architektonicznymi i pełne książek.
NA PRAWO MOST, NA LEWO MOST
Amsterdam jest pocięty pajęczą plątaniną kanałów i mostów. Tych ostatnich jest tutaj aż 1800.
TAJEMNICZE OGRODY
Raz w roku, w trzeci weekend czerwca, mieszkańcy otwierają przed publicznością wrota swoich prywatnych ogrodów, schowanych dotąd za grubymi murami kamienic.
JAM AMSTERDAM!
Każdy, kto go odwiedza, musi zrobić zdjęcie pod tym napisem, podkreślając więź z tym niezwykłym miastem. W tle budynek Rijksmuseum, które skrywa dzieła największych holenderskich malarzy.
CZAS OTWARTYCH OGRODÓW
Jaques Brel śpiewał o Amsterdamie, że jest to „port wielki jak świat”. Miasto zawsze tętniło życiem i żyło z handlu, i to handel właśnie ukształtował mentalność Holendrów. Dziś swego rodzaju pozostałością po dawnej wymianie są targi kwiatów. Ten najbardziej znany to Bloemenmarkt nad kanałem Singel, gdzie sprzedaje się głównie cebulki tulipanów, z których wyrastają kwiaty o przeróżnych barwach i kształtach.
Raz w roku, w czerwcu, można obejrzeć niektóre amsterdamskie ogrody. Prywatni właściciele otwierają wtedy swoje podwoje i zapraszają do obejrzenia tego, co kryje się za grubymi murami. Przechodzi się wówczas przeważnie przez mieszkanie, zerkając na wnętrza – niektóre nowoczesne, inne przywołujące umeblowaniem i detalami słoneczną Toskanię. Najbardziej jednak zachwycają wnętrza pałacowe, ze sztukateriami i malunkami na ścianach oraz sufitach, z wijącymi się schodami o wymyślnych balustradach. Oprócz samych ogrodów w różnych stylach ciekawe są też małe domki na ich tyłach. Pełnią one funkcję letniej kuchni, czasem pracowni gospodarzy, a niekiedy osobnego mieszkania.
Aby zobaczyć najdostojniejsze rezydencje, warto odwiedzić tzw. Złoty Zaułek na kanale Herengracht, gdzie mieszczą się m.in. siedziby kancelarii adwokackich oraz ważniejszych instytucji (w tym konsulat RP). Pomiędzy nimi, pod numerem 497, znajduje się Koci Gabinet (Kattenkabinet), czyli muzeum sztuki poświęconej kotom – pełne figurek, posążków, obrazków i plakatów. Urządzone na kształt eleganckiego amsterdamskiego wnętrza, jest jednym z najmilszych muzeów miasta. (Na kanale Singel, w domu na wodzie pod numerem 38 G, mieści się schronisko dla mruczących. Koty mają tu do dyspozycji niewielki wybieg i można do nich zajrzeć z wody, podpływając łódeczką).
LEPIEJ WODĄ NIŻ LĄDEM
Miasto w centrum otaczają malownicze kanały. W Amsterdamie jest ich 160, o łącznej długości 75 kilometrów. Spina je 1800 mostów! Woda, choć jest niemałym problemem dla miasta, została sprytnie wykorzystana. Z wody można zwiedzać Amsterdam, wynajmując rower wodny lub kupując bilet na łódź. Gdy siedzi się poniżej poziomu ulicy, zmienia się perspektywa i światło, a miasto zachwyca jeszcze bardziej. Wielu mieszkańców wybrało alternatywny sposób życia i zamieszkało na wodzie. Nie tylko na starych barkach czy wspaniałych łodziach fryzyjskich, ale również w tzw. domach na wodzie, które znakomicie spisują się jako domy całoroczne. Domki są drewniane, często otoczone małymi ogródkami.
Moim domem była tutaj barka. Gdy obok przepływała większa łódź, dom lekko się chybotał. Takie życie to zupełnie inne doświadczanie. Choć barka ma wszystkie przyłącza, to wiele rzeczy działa inaczej. Woda z wanny nie spływa sama – trzeba uruchomić pompę. Ogrzewanie to piece typu „koza” (ale na gaz), które jednak nie dogrzewają pomieszczeń, więc czasem trzeba robić grzewcze eksperymenty (w ruch idą farelki i wiatraczki). Każda barka ma swoje konkretne „miejsce parkingowe” – numer, adres, skrzynkę na listy, można się też na niej zameldować. Niektórzy mieszkańcy barek mają łódki motorowe i w cieplejsze dni pływają nimi po kanałach w towarzystwie przyjaciół, muzyki i drobnych przekąsek. Do sąsiadów z innych łodzi nie chodzi się więc w odwiedziny, lecz pływa. Tak właśnie robili moi najbliżsi sąsiedzi – poruszali się tratwą z silnikiem, która na co dzień stanowiła taras ich wodnego domu.
Z kolei spacery nad kanałami to zajęcie dla wytrwałych i odpornych, ponieważ małymi ulicami jeżdżą i samochody, i rowery, skutery i motocykle. Cykliści potrafią pędzić z zawrotną prędkością, dlatego trzeba na nich uważać. Ciężkie „holendry” podskakują na nierównej nawierzchni i robią niezły hałas. Co więcej, to rowerzysta ma przeważnie pierwszeństwo. Szacuje się, że w Amsterdamie jest około miliona rowerów. Każdego roku w kanałach tonie dwadzieścia pięć tysięcy bicykli, a osiemdziesiąt tysięcy zostaje skradzionych.
Sprzedawcy rowerów nie mają się tutaj najlepiej – nowy pojazd ze sklepu to wydatek kilkuset euro, więc kwitnie handel używanym sprzętem. A że rowery są bardzo popularne, to mało kto przywiązuje wagę do stopnia ich zużycia, zawsze można go przecież przemalować i jest jak nowy! Stare egzemplarze są upiększane na różne sposoby. Ponadto mocuje się do nich skrzynki, koszyki albo drewniane pudła – coś w rodzaju taczek. Obrazek mamy wiozącej w takim pudle trójkę dzieci i psa nikogo tutaj nie dziwi.
NA LODZIE BEZ ZMIAN
Zimowy pejzaż prawie jak z Petera Breugela (Starszego) – z łyżwami, tyle że bez pułapki na ptaki. No i pięćset lat później... Jak widać, życie na lodzie nadal kwitnie, a praktyczni amsterdamczycy traktują go jak ulicę, prowadząc na nim handel, m.in. grzanym winem.
KTÓRĘDY DO LIDLA?
Transport własnymi łodziami motorowymi wyręcza cztero– i dwukołowe środki komunikacji, które bywają utrapieniem mieszkańców. Można też popatrzeć na miasto z innej perspektywy.
HOLENDRZY Z WIEŻY BABEL
Droga wśród kanałów i mostków zaprowadzi nas w końcu do Rijksmuseum, w którym umieszczono dzieła takich twórców, jak Jacob van Ruisdael, Frans Hals, Johannes Vermeer, Rembrandt i uczniowie Rembrandta. Zaraz za muzeum położony jest park z oczkiem wodnym i dużymi literami układającymi się w napis I AMsterdam – to popularne miejsce spotkań i obowiązkowe tło do zdjęć. Każdy chce się wdrapać na wybraną literkę! Tuż obok mieści się Muzeum van Gogha, którego nowoczesna bryła przyciąga uwagę przechodniów.
Pójdźmy teraz na drugą stronę wody, a dokładnie na Leidsplein, zagłębie knajpek i restauracji, gdzie w dobrej cenie można zjeść przysmaki kuchni włoskiej, chińskiej czy indyjskiej. To dowód na to, jak bardzo wielokulturowe jest to miasto. W Amsterdamie kawiarnie i knajpki pełne są ludzi – panuje zasada, że nawet jeśli nie ma miejsca, to i tak się coś zamawia. Dlatego klienci stoją przed lokalami, ale barmani i kelnerzy w jakiś magiczny sposób panują nad tym całym rozgardiaszem.
W krajobraz Amsterdamu na stałe wpisali się Hindusi, Marokańczycy, Arabowie, Chińczycy i przedstawiciele wielu innych nacji. Miasto dość naturalnie podzieliło się na dzielnice. Żydzi, Turcy czy Chińczycy mają swoje miejsca i żyją w świetnie zorganizowanych diasporach. W lokalnym China Town nazwy ulic są zaznaczone na tabliczkach, zarówno po niderlandzku, jak i po chińsku.
Między kanałami mieści się też Dom Anny Frank, w którym jest obecnie muzeum. Przed budynkiem ustawia się długa kolejka. Pomieszczenia zostały odtworzone, ale w sekretnym aneksie, w którym przez ponad dwa lata ukrywała się rodzina Franków wraz z czterema innymi osobami, nie ma mebli. Otto Frank, jedyny, który przeżył niemiecki obóz koncentracyjny, uznał, że brak mebli i sprzętów będzie symbolem ludzi, którzy już nigdy tutaj nie wrócą. Budynek zwiedza się w ciszy, przechodząc przez zaciemnione, jak w czasie wojny, pokoje.
Tuż obok stoi Westerkerk, kościół, z którego wieży rozciąga się panorama na miasto, pocięte wodnymi przesmykami. Wejście na górę po stromych i wąskich schodkach to spory wysiłek, ale warto wspiąć się na taras widokowy, by przez chwilę cieszyć oczy miastem jak z baśni.