Pomarańcze prosto z sadu na śniadanie. Soczysty kebab na obiad. Piętnastodaniowa rybna uczta na kolację. Rano pływanie w morzu, po południu jazda na nartach. Piaszczyste plaże i surowe klify. Różowe flamingi i rogate muflony. To wszystko – i znacznie więcej – na jednej, niedużej wyspie.
Cypr zaskakuje różnorodnością. Geograficznie to już Azja, choć należy do Unii Europejskiej. Wjechać tam zatem można „na dowód”, dostać się nietrudno – z Warszawy dwa razy w tygodniu kursuje Lot, a podróż do Larnaki trwa zaledwie trzy godziny.
Zastanawialiśmy się, co chcemy tam robić, mając na pobyt zaledwie cztery dni. Kusiło nas, by nie robić nic – leżeć na plaży, rozkoszując się słońcem, którego u nas o tej porze roku jak na lekarstwo. Taki model spędzania czasu musi być najbardziej popularny, biorąc pod uwagę miejscową infrastrukturę turystyczną. Z myślą o naszych Czytelnikach postanowiliśmy jednak zobaczyć tak wiele, jak tylko się da.
Z tego powodu wynajęliśmy samochód. Lewostronny ruch trochę przerażał, ale po sezonie solidne cypryjskie drogi są dość puste, a kierowcy na widok samochodu z czerwoną rejestracją (auto z wypożyczalni) zdają się troszkę mniej nieobliczalni.
Dostępny PDF
CUDOWNE OCALENIE
Barokowy ikonostas w kościele św. Łazarza udało się uratować z pożaru, który strawił wnętrze świątyni w 1970 roku.
PUSTO I CZYSTO
Widok z hotelu Lordos Beach pod Larnaką. Poza sezonem temperatura zachęca do plażowania, a nad morzem nie ma tłumów. Cypr od lat wygrywa europejski ranking czystości wód w kąpieliskach.
ŚWIĘTA LEŚNA DOLINA
Tak przetłumaczyć można nazwę miasteczka dziś będącego jednym z najbardziej popularnych kurortów na wyspie.
ZENON I ŁAZARZ PRZY PLAŻACH
Zatrzymaliśmy się pod Larnaką, więc pierwszy, dość krótki dzień po przylocie zaczęliśmy od zwiedzania Starego Miasta, zwanego niegdyś Kition. To tu urodził się Zenon, słynny filozof, założyciel szkoły stoickiej. Najważniejszy zabytek pochodzi jednak z okresu nieco późniejszego (koniec IX wieku) i nosi imię innej postaci urodzonej w tym mieście – świętego Łazarza. Ciekawe jest wnętrze kościoła Agios Lazaros z rokokową, bogato zdobioną, pozłacaną amboną, srebrną ikoną przedstawiającą św. Łazarza i bogatym ikonostasem.
Nadmorska promenada w Larnace wydaje się poza sezonem wymarła. Miasto, niegdyś cieszące się ogromną popularnością wśród turystów, traci ją na rzecz kurortów we wschodniej części wyspy. Udaliśmy się do najsłynniejszego z nich, o nazwie Agia Napa. Po drodze podziwialiśmy plaże, rozległe, piaszczyste, prawie całkiem puste. Wczesna wiosna to na Cyprze dobry moment na kąpiele słoneczne, ale turkusowa woda w zatoce dla nas była za zimna. Inną opinię na ten temat mieli najwyraźniej Brytyjczycy, którym chyba zawsze i wszędzie jest ciepło.
Jeżeli ktoś lubi dudniącą zewsząd muzykę, otwarte całą dobę lokale i dyskoteki prześcigające się oryginalnością wystroju (à la Las Vegas, à la Flinstonowie itp.), to powinien wybrać się do Agia Napa w okresie wakacyjnym. Poza nim oprócz plaż warto zobaczyć tu klasztor Agia Napa. Bizantyjsko-wenecki budynek wykuty jest w skale. Zbudowano go nad jaskinią, w której pies myśliwski znalazł starą ikonę z Matką Boską. Legenda głosi, że ukryli ją przed ikonoklastami mieszkańcy wioski. W grocie miała leżeć 700 lat. Do klasztoru wiodą weneckie bramy, a przy jednej z nich rośnie ogromna sykomora. Wszędzie szwendają się wszechobecne na Cyprze koty.
Przylądek Greko to najdalej wysunięta na południe część wyspy i niezwykle malownicze miejsce. Pełno tu dziwnych skalnych formacji – iglic i mostów. Dalej na wschód, na stromym klifie stoi kapliczka (przy której wyleguje się stado kotów), a obok niej znajdują się schodki wiodące w dół do jaskini świętych, gdzie spotkaliśmy nurków – okoliczne wody kryją różne atrakcje, jak choćby celowo zatopione statki.
Na kolację zatrzymaliśmy się w nadmorskiej tawernie i zamówiliśmy lokalną specjalność – rybne meze. Kelner ostrzegł, że porcją dla dwóch osób spokojnie najedzą się trzy, zamówiliśmy zatem mniejszą. I dobrze zrobiliśmy. Meze to posiłek składający się z niewielkich dań, które kelner stopniowo serwuje… Serwuje i serwuje… Gdy po dłuższym czasie widzi nasze zdumione spojrzenia, rozkłada ręce, uśmiecha się i mówi: – Sorry, to jeszcze nie koniec. – Ryby smażone i pieczone, krewetki, kraby, kalmary i inne owoce morza. Wszystko świeże i smaczne, ale ilości przerastające możliwości normalnego człowieka. Na szczęście jest się z kim dzielić – u naszych stóp zgłodniałe stadko zdecydowanie się tego domaga, zatem po skończonej kolacji wszyscy możemy mruczeć z zadowolenia.
BLASK ŚWIĘTEJ PANIENKI
Ikonę Świętej Dziewicy znajdującą się w klasztorze Kykkos skrywa koszulka, gdyż jej widok mógłby oślepić grzeszników.
LICZY SIĘ WNĘTRZE
Kościółek Panagia tis Asinou na cichej górskiej polanie. Dla pięknego wnętrza warto zadzwonić do księdza i poprosić o otwarcie świątyni.
MOST ZAKOCHANYCH
Ta chętnie fotografowana formacja skalna znajduje się w okolicach przylądka Greko, najdalej wysuniętej na południowy wschód części wyspy.
ŚLADAMI IKONY
Bóg ukazał się pustelnikowi imieniem Izajasz, mieszkającemu w górach Troodos. Kazał mu sprowadzić z Konstantynopola na Cypr ikonę Najświętszej Dziewicy malowaną przez św. Łukasza. Jednak cesarz oszukał pustelnika i dał mu inną. Następnego dnia jego córka ciężko zachorowała. Cesarzowi przyśniła się Matka Boska i nakazała wysłanie na Cypr właściwej ikony. Usłuchał, a wdzięczny za wyzdrowienie córki pomógł także sfinansować budowę klasztoru Kykkos w górach Troodos, gdzie do dziś przechowywana jest święta ikona.
Zmierzając do klasztoru drogą, która ma podobno sześćset zakrętów, podziwiamy nie tylko widoki, ale także bardzo różnorodną roślinność, między innymi endemiczne dęby złociste, czarne sosny i cedry cypryjskie ze stojącymi szyszkami. Kiedy ikona jechała do klasztoru, niektóre sosny pochyliły się z szacunkiem i w nagrodę zostały przemienione w cedry. W tych górach żyją muflony – górskie owce. Zatrzymujemy się przy punkcie widokowym, z którego widać aż wybrzeże tureckie. Po niezliczonej ilości zakrętów pojawia się śnieg. Trochę wyżej widzimy już narciarzy zjeżdżających po stokach góry Olimpos (1951 m n.p.m.).
Klasztor jest ważnym miejscem dla bardzo religijnych Cypryjczyków, co jest widoczne w jego wystroju. Złocone mozaiki zdobią wejście na teren kompleksu, a także ściany krużganków. Wewnątrz podziwiać można złocony ikonostas oraz niezwykle zdobny relikwiarz skrywający świętą ikonę, której widok mógłby pozbawić wzroku. Mnie jednak zdecydowanie bardziej zachwyciły inne miejsca kultu.
MIKOŁAJ OD DACHU
W kościele św. Mikołaja od Dachu można podziwiać bizantyjskie malowidła ścienne, a wśród nich wizerunek karmiącej Marii z obnażoną piersią (zdjęcie po prawej).
ŚNIEGI OLIMPU
Wczesną wiosną można jeszcze szusować po stokach najwyższej na Cyprze góry Olimpos.
Stoją porozrzucane w górach i są tak niepozorne, że można je przeoczyć. Najbardziej spodobał mi się kościółek Panagia tis Asinou. Skromna budowla stoi na niewielkiej polanie otoczonej zalesionymi stokami. Gdy przyjechaliśmy, była zamknięta, musieliśmy dzwonić do księdza i czekać na przyjazd kościelnego z kluczami. Gdy otworzył drzwi, oniemieliśmy. Całe wnętrze zdobią malowidła ścienne, jest ich ponad sto, najstarsze z XII wieku. Stanowią chyba najwspanialszy przykład bizantyjskiego malarstwa na wyspie. Można by godzinami odczytywać z nich biblijne sceny i przypowieści.
Zwiedziliśmy jeszcze kościół św. Mikołaja od Dachu (Agios Nikolaos tis Stegis), którego nazwa pochodzi od podwójnego dachu, mającego chronić świątynię przed obfitymi opadami śniegu. Najstarsze malowidła ścienne we wnętrzu pochodzą z XI wieku, a ciekawostką jest malunek przedstawiający karmiącą Marię z obnażoną całą piersią.
Nieopodal znajduje się malownicza górska wioska Kakopetria. Warto pospacerować jej uliczkami, zatrzymując się przy straganach z marynowanymi minibakłażanami, gruszkami, śliwkami i brzoskwiniami z okolicznych sadów oraz marcepanem z rosnących tu migdałowców. To jedna z lepszych pamiątek z Cypru. Inną są orzechy i migdały w miodzie, sezamie czy syropie z drzewa chlebowego – w te przysmaki najlepiej zaopatrzyć się w kolejnej uroczej górskiej mieścinie, Omodos. To zarazem stolica wiosek tworzących Szlak Wina.
Wracając, już niedaleko hotelu, mijaliśmy małe słone jezioro Oroklini. Na jego środku zauważyliśmy plamę różu, która okazała się stadem flamingów dostojnie prezentujących się w promieniach zachodzącego słońca.
KOT A PRAWA CZŁOWIEKA
Sceny z okolic przejścia granicznego w Nikozji, z dominującym pomnikiem praw człowieka oraz wszechobecnymi kotami.
KORONKI LEONARDA
Rano obraliśmy kurs na stolicę Cypru, Nikozję. Podobnie jak sama wyspa, miasto jest podzielone – przebiega przez nie granica między Republiką Cypryjską a Republiką Turecką Cypru Północnego. Mieliśmy zamiar zwiedzić południową część miasta (cała nasza wycieczka miała odbywać się po południowej części wyspy).
Warto zobaczyć Stare Miasto pełne kafejek i sklepików, w których kupić można rękodzieło (na przykład srebrne wisiorki w kształcie granatu – symbolu kobiecości i płodności). Z kolei na ostatnim piętrze domu towarowego znajduje się punkt widokowy, z którego można obserwować różnice pomiędzy dwoma częściami miasta, a także wymarły pas ziemi niczyjej, który sprawia niepokojące wrażenie. Można przyjrzeć się punktowi granicznemu i opuszczonym budynkom po jego bokach. Przejście przez granicę dziś odbywa się bez problemu, a relacje między Cypryjczykami „greckimi” i „tureckimi” są bardzo poprawne. Spora jest za to niechęć Cypryjczyków z południa wobec samych Turków.
Skierowaliśmy się z powrotem na południe. Krajobraz na Cyprze zmienia się nieustannie, teraz wjechaliśmy między białe, wapienne i gipsowe skały. To od ich koloru wzięła nazwę wioska Lefkara. Słynie jednak z innego powodu. W 1481 r. gościł tu Leonardo da Vinci i tak zachwycił się tutejszymi koronkami, że kupił obrus, który podarował katedrze w Mediolanie. Koronki zachwycają i dziś, lecz jeśli ktoś nie ma kabzy wypchanej niczym nadworny malarz, lepiej – zamiast na ręcznie robione – zdecydować się na te szyte maszynowo. Warto się przespacerować po tej fotogenicznej miejscowości, a może uda się nawet, tak jak nam, trafić na plan kręconego filmu.
Z Lefkary zjeżdżamy w dół i przenosimy się w czasie o tysiąclecia, do przedceramicznego neolitu. Zwiedzamy osadę Choirokoitia, gdzie znaleziono resztki chat z tego okresu i pieczołowicie je odrestaurowano. Posadzono tu nawet roślinność, jaka rośnie na wyspie od tamtych odległych czasów. Także w okresie neolitu powstała pierwsza osada w miejscu dzisiejszego Kourion, jednak najstarsze wykopaliska pochodzą z okresu późnego brązu, a najciekawsze – z II wieku n.e. Na wzgórzu, z widokiem na zieloną równinę i morze wznosi się odrestaurowany teatr. Obok stoją pozostałości rzymskiej willi, którą chrześcijanie przerobili na łaźnie. W ten sposób na Cyprze w krótkim czasie można wędrować przez epoki.
W CIENIU PODCIENIA
Wejście do kościoła św. Łazarza w Larnace.
OBDARUJ CYPREM
Pyszne orzeszki i migdały w różnych polewach i posypkach to najlepsza pamiątka z wyspy.
KORONKOWA ROBOTA
Lefkara słynie z koronek i wyrobów ze srebra. Obrus kupił tu podobno sam Leonardo da Vinci.
KOZIA MELODIA
Duże miasta na wyspie pozbawione są uroku, a po kryzysie, jaki dotknął to państwo, sprawiają przygnębiające wrażenie. Pozamykano wiele sklepów i lokali, które straszą pustymi witrynami. W Limassol najbardziej spodobało nam się jedzenie. To był najlepszy kebab, jaki kiedykolwiek jadłam – obok tradycyjnie krojonego mięsa znajdowały się w nim wyśmienite soczyste kiełbaski.
Przenosimy się pod Pafos, do hotelu St. George, którego menedżer długo przekonuje nas, że to, co najpiękniejsze na Cyprze, to przyroda, i że to na delektowanie się nią powinniśmy poświęcić nasz ostatni dzień na wyspie. Za jego namową udajemy się na półwysep Akamas. Przyroda jest tu faktycznie urzekająca.
W dzikim gąszczu egzotycznej roślinności docieramy do Łaźni Afrodyty, groty ze spływającym z góry strumyczkiem, pod którym zażywała kąpieli bogini, podglądana przez Adonisa. Spacerujemy długo Szlakiem Afrodyty, patrzymy z góry na morze, mijamy pasącego się osiołka. Jest jak w bajce, a nawet w oddali słychać delikatną bajkową melodię. Gdy się zbliżamy do jej źródła, okazuje się, że dobiega z krzaków. Ukryte w nich kozy spoglądają na nas z ciekawością, nie przerywając przeżuwania i podzwaniając przymocowanymi u szyj dzwonkami.
„Cypryjczycy budują domy tak duże, jakby mieli żyć wiecznie, i jedzą tak dużo, jakby to miał być ich ostatni posiłek” – to powiedzenie zdaje się zapowiadać niezwykłość tej wyspy. Pełnej kontrastów i pełnej miejsc wartych zobaczenia.