Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2015-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2015 na stronie nr. 58.

Tekst: Sławomir Koper, Zdjęcia: Roman Rojek,

Odessa déja vu


„Miasto rozległe, okazałe – przystań pełna okrętów, okolice pełne pięknych futorów strojnych pięknymi domami, po ulicach miasta ciągle snują się wozy z pszenicą i innym zbożem, ciągle turkoczą drążki kupców; targi pełne ryb wybornych (…) domy i ulice pełne ludzi zagranicznych, bo to wolne miasto kupieckie, co na stepach wygląda jak wyspa, na której spoczęły rozbitki wszystkich narodów” – tak wspominał dawną Odessę pisarz, podróżnik i wydawca, Aleksander Jełowicki.

Odessa najwięcej zawdzięcza francuskiemu migrantowi, który w 1804 roku został jej gubernatorem. Książę Emanuel Richelieu opuścił rodzinny kraj po wybuchu rewolucji francuskiej, zaciągając się na służbę u Katarzyny II. Był to prawdziwy człowiek oświecenia: ascetyczny, energiczny i wszechstronny. Po otrzymaniu nominacji na gubernatora ściągał do Odessy i w jej okolice imigrantów z różnych stron świata. Ambitni przybysze otrzymywali dobre warunki do pracy. Znaczną rolę odgrywali Polacy. Bogaci ziemianie z południowych Kresów zjeżdżali po zbiorach, aby dopilnować sprzedaży zboża i zaopatrzyć się w luksusowe towary przywożone do portu. Wielu z nich zakupiło w mieście domy, w których większość czasu spędzały ich rodziny. Niejedna panna z wielkiego rodu wyszła tu za mąż za dorobkiewicza, a niejeden zubożały arystokrata poślubił córkę kupca.
U schyłku rządów Richelieu miasto liczyło 35 tysięcy mieszkańców należących do dziewięciu narodowości. Zachowali oni wdzięczną pamięć o gubernatorze, czego śladem jest jego pomnik wznoszący się na szczycie słynnych Schodów Potiomkinowskich. Zwiedzanie Odessy warto rozpocząć właśnie od tego miejsca.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

DOBRY FRANCUZ

Pomnik księcia Emanuela Richelieu – Francuza, który, zanim jeszcze Napoleon poszedł na Moskwę, został gubernatorem miasta i przyczynił się do jego rozkwitu.

SCHODY SERGIUSZA I JULIUSZA

Widok ze szczytu słynnych Schodów Potiomkinowskich, na których rozgrywały się sceny głośnego filmu Sergiusza Eisensteina „Pancernik Potiomkin” (zdjęcie obok). W 65 lat później schody zagrały w komedii Juliusza Machulskiego „Déjà vu”, której scenariusz wykorzystywał m.in. sytuację kręcenia znanego dzieła.

 

SCHODY – WIZJA LOKALNA

 

Niewiele jest miejsc na świecie działających tak na wyobraźnię. Monument zawdzięcza sławę jednej z najbardziej znanych scen w dziejach światowego kina – fragmentowi filmu Sergiusza Eisensteina „Pancernik Potiomkin”. W 1925 roku młody reżyser otrzymał od władz sowieckich polecenie nakręcenia filmu dla uświetnienia dwudziestej rocznicy wybuchu rewolucji 1905 roku. Eisenstein skoncentrował się na sprawie rewolty na pokładzie pancernika Kniaź Potiomkin, gdzie zbuntowani marynarze wymordowali oficerów. Talent reżysera spowodował, że film jest niezwykłym połączeniem propagandy i sztuki, przez wielu uznawanym za najwybitniejszy obraz w dziejach kina.
Scena na Schodach Potiomkinowskich trwa sześć minut i nie ma wcale historycznego pierwowzoru. W 1905 roku do strzelaniny doszło bowiem wyłącznie w porcie, gdzie oprócz tłumu witającego zbuntowanych marynarzy pancernika zebrali się różni awanturnicy, aby podpalać i okradać magazyny. Sekwencja ma niezwykle sugestywny charakter wyznaczany rytmem kroków schodzących w dół żołnierzy, ruchem uciekających ludzi i wspaniałymi zbliżeniami szczegółów.
Oglądając na żywo Schody Potiomkinowskie, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony sceny z filmu, a z drugiej bezpośredni kontakt ze słynnym monumentem. I jak często w takich przypadkach, oryginał nie wytrzymał porównania z obrazem utrwalonym w wyobraźni. Schody wydały mi się mniejsze (budowla ma 192 stopnie i 136 metrów długości, a różnica poziomów wynosi 27 metrów). Niegdyś triumfalnie schodziły do morza, a teraz perspektywę zasłaniają budynki portowe i nowoczesny wieżowiec hotelu Odessa. Nie dochodzą już do portu, bo na dole wznosi się blokada z metalowych bramek, a za nią przebiega ruchliwa ulica (Prymorska). Nieco szacunku dodaje widok z dołu, niemal z samej ulicy. Z tego miejsca wydają się ciągnąć w nieskończoność.
Motyw Schodów Potiomkinowskich wykorzystał Juliusz Machulski w filmie „Déjà vu” (1990 r.). John Polack (wspaniały Jerzy Stuhr), płatny amerykański morderca, przybył w latach dwudziestych ubiegłego stulecia do miasta, aby wykonać wyrok mafii na zdrajcy zbiegłym do rodzinnej Odessy. Przeżył rozmaite przygody, aż wreszcie, nie mogąc zaadaptować się do sowieckiej rzeczywistości, stracił zmysły. A prawdziwą perłą humoru jest scena rozgrywająca się na słynnym monumencie. Polack, ścigając rowerem zdrajcę (solo na tandemie!), wjechał w ekipę Eisensteina filmującą właśnie masakrę na schodach. Wywołał ogromne zamieszanie, ale to właśnie jego autorstwa było sławetne strącenie dziecięcego wózka (oczywiście przypadkowe). Zachwycony Eisenstein nakazał sfilmować staczający się wózek i w ten sposób przeszedł do historii światowego kina.

 

NA BOGATO

Przykład luksusu elit miasta schyłku XIX wieku – jeden z najpiękniejszych w Europie gmachów opery. Na zdjęciu obok wnętrze obiektu. O urodzie miasta i dawnej jego zamożności świadczą też niezwykle bogate fasady kamienic.

 

HOTELE, PAŁACE I KOCHLIWY PUSZKIN

 

Schody Potiomkinowskie są integralnym elementem Bulwaru Nadmorskiego dominującego nad portem. W okolicy można odnaleźć kilka budowli z XIX stulecia, na których czoło wysuwa się hotel Londyński z piękną secesyjną fasadą. Jest jedną z najdroższych „noclegowni” w Odessie – wystarczy obejrzeć samochody parkujące w pobliżu. Nie oznacza to, że w mieście nie ma bardziej ekskluzywnych: Bristol, Continental czy Otrada przeznaczone są dla osób z wyjątkowo zasobnym portfelem. W Odessie można znaleźć również tanie hotele, gdzie za dwuosobowy pokój zapłacimy równowartość kilkudziesięciu złotych za noc. Ale standard tych placówek może niekiedy wzbudzić przerażenie nawet u niespecjalnie wymagających. Podobnie jest z kwaterami prywatnymi, można znaleźć czyste i zadbane lub koszmarnie prymitywne. Różnice w cenach są niewielkie, dlatego warto dokładnie sprawdzić lokal przed podjęciem decyzji. A jak zwykle za wschodnią granicą, najłatwiej o nocleg na dworcu kolejowym okupowanym przez lokalne „babuszki” z kartkami z napisem kwartira w rękach…
W okolicy bulwaru nie brakuje efektownych budowli pamiętających czasy świetności miasta. Dom Uczonych (pałac Tołstoja), Klub Kultury Marynarzy czy budynek dawnego Hotelu Petersburskiego przyciągają wzrok z daleka. Bulwar Nadmorski ma długość pięciuset metrów, a z obu stron zamykają go monumentalne gmachy. Od wschodniej strony wznosi się budynek Starej Giełdy (obecnie siedziba władz miasta). W bezpośrednim sąsiedztwie gmachu stoi pomnik Aleksandra Puszkina, przebywającego w mieście na zesłaniu w latach 1823-1824. Podczas pobytu w Odessie poeta był częstym gościem w budynku zamykającym bulwar od strony zachodniej. Przepiękny pałac powstał na zlecenie hrabiego Michaiła Woroncowa – rosyjskiego gubernatora miasta w latach 1823-1844. Oglądając pierwszy raz pałac na początku ubiegłej dekady, byłem przekonany, że ten budynek jest już bezpowrotnie stracony i założenie architektoniczne Bulwaru Nadmorskiego przestanie istnieć. Na szczęście pomyliłem się, w międzyczasie pałac został odrestaurowany, aktualnie znajduje się w nim centrum handlowe.
Poeta poznał w Odessie Polkę, hrabinę Karolinę Sobańską i nawiązał z nią krótkotrwały romans. Kochliwy romantyk zapewne nie przypuszczał, że Sobańska poszła z nim do łóżka na polecenie szefa carskiej policji. (Z tego samego zresztą powodu została także kochanką wieszcza Adama). Pochodziła z niezwykle bogatego magnackiego rodu Rzewuskich. Jej rodzoną siostrą była Ewelina Hańska, długoletnia przyjaciółka (a później żona) Honoriusza Balzaca.

 

PIELGRZYM

Pomnik Adama Mickiewicza znajduje się w parku przy Prospekcie Aleksandrowskim. Poeta przebywał w Odessie przez kilka miesięcy w 1825 r. Podczas pobytu odbył podróż na Krym, gdzie narodziły się „Sonety krymskie”.

ŁAGODNIE ZDRADZANY

Puszkin bawił w Odessie na krótkim i łagodnym zesłaniu. Poznał tu bogatą Polkę Karolinę Sobańską, z którą romansował, nieświadom, że jest ona konfidentką carskiej policji.

SILNIEJSI OD KOMUNY

Przykuwający uwagę przykład odeskiej secesji. W ostatnich latach zrobiono wiele, aby ratować zabytkowe budowle miasta, których detale zdołały przetrwać siedemdziesiąt lat komunizmu na Ukrainie.

 

ZIEMIA OBIECANA

 

W okresie wojny krymskiej (1853-1856), zakończonej klęską armii carskiej, Odessę zbombardowała flota sprzymierzonych (Turcja, Francja, Anglia, Sardynia), ale miasto szybko podniosło się ze zniszczeń. W latach sześćdziesiątych uzyskało połączenie kolejowe z Kijowem. Stało się czwartym miastem imperium i najważniejszym rosyjskim portem nad Morzem Czarnym. Przez tutejsze nabrzeże przechodziła większość wymiany towarowej z południową Rosją. Obcy kapitał inwestował: Belgowie zbudowali linie tramwajowe, Brytyjczycy – wodociągi, a Niemcy – sieć gazową.
Jednym z najważniejszych tutejszych zabytków jest gmach opery. Ten budynek doskonale ilustruje sytuację miasta na przełomie XIX i XX wieku – kosmopolitycznego portu, gdzie powstawały fortuny różnego pochodzenia. Zbudowany w latach 1884-1887, uważany jest za jeden z najpiękniejszych teatrów operowych w Europie. Zaprojektował go austriacki architekt Franz Fellner – twórca opery wiedeńskiej. Budynek ma eklektyczną fasadę z elementami neorenesansu i neobaroku, dwupiętrowy portyk na pierwszym poziomie, ozdobiony symbolami antycznymi. Miejsc dla widzów jest stosunkowo niewiele (około półtora tysiąca), ale przepych wnętrza oszałamia. Stojąc przed kanałem dla orkiestry, można odnieść wrażenie wizyty w Łodzi z czasów „Ziemi obiecanej”. Kto wie, świadkami jakich wydarzeń były tutejsze loże teatralne i jakie tragedie rozegrały się w tym miejscu? Kto zyskał, a kto stracił na nagłej zmianie cen albo wahaniu kursów akcji?
Ogromną rolę w Odessie odegrał napływ ludności żydowskiej, spowodowany ustawodawstwem carskim. Władze rosyjskie ograniczały możliwość działalności gospodarczej Żydów na terenach wiejskich, co skutkowało migracją do miast. Miasto zasiedlali żydowscy rzemieślnicy i drobni sklepikarze, nadając mu charakterystyczny wyraz. Wśród osadników nie brakowało ludzi zamożnych oraz inteligencji. Tutaj urodził się m.in. niezrównany komentator wojny polsko–rosyjskiej z 1920 roku – Izaak Babel. Z tego miejsca pochodziła matka Kirka Douglasa i rodzice Stevena Spielberga. Ludność żydowska stanowiła na przełomie XIX i XX wieku ponad 30 proc. mieszkańców. Blisko połowę stanowili Rosjanie, a po 5 proc. Polacy i Ukraińcy. Reszta obejmowała Niemców, Greków, Bułgarów, Tatarów, Belgów i innych. W niesamowitym tyglu narodowościowym funkcjonowało kosmopolityczne miasto o obliczu, jakie trudno byłoby znaleźć w ówczesnej Europie.
Obraz polskich mieszkańców przedstawił Jarosław Iwaszkiewicz w pierwszym tomie „Sławy i chwały”. To polska inteligencja i ziemianie od pokoleń żyjący w mieście lub jego okolicach i uważający Odessę za „małą ojczyznę”. Szyllerowie mieszkali w kamienicy przy Deribasowskiej 10 (niedaleko Instytutu Richelieu), był to dom zamieszkiwany niemal wyłącznie przez naszych rodaków. Niedaleko, przy tej samej ulicy, swoją cukiernię miał Franciszek Gołąbek… Powieść jest ciekawym obrazem odeskich Polaków w czasach I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej. W tym zamęcie nie było to bezpieczne miasto – zajmowali je Ukraińcy, bolszewicy, Austriacy, białogwardziści i ponownie bolszewicy. A każda zmiana łączyła się z represjami.

 

ODESKA ŁAWECZKA

Upamiętnia Leonida Utiosowa (1895–1982), piosenkarza, jazzmana i aktora filmowego znanego z popularnej radzieckiej komedii „Świat się śmieje”. Pochodził z ukraińskiej rodziny żydowskiej i urodził się oczywiście w Odessie.

PRZYSZEDŁ WALEC I WYRÓWNAŁ

 

Tragiczne czasy na zawsze zmieniły charakter miasta. Obecnie dominują tutaj dwa języki: ukraiński i rosyjski. Takie były skutki planowej polityki osiedleńczej władz ZSRR – dawna Odessa odeszła w przeszłość wraz z rewolucją październikową. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wyjechali stąd i nasi rodacy, w tym zamożni przedstawiciele miejscowego handlu i przemysłu, przerażeni widmem rządów komunistów. Ofiarą stalinowskich czystek padła prężna mniejszość grecka, podobny los spotkał Niemców, Tatarów i Bułgarów. Podczas II wojny światowej hitlerowcy wymordowali miejscowych Żydów, a potomkowie tych, którzy przeżyli, wyjechali stąd w czasach pieriestrojki.
Dziś w Odessie nie ma już klasy średniej, a podczas wędrówki po dzisiejszych ulicach miasta można zaobserwować zdecydowaną polaryzację majątkową mieszkańców. Z jednej strony ogromna liczba luksusowych samochodów, z drugiej stare rozklekotane gruchoty, w tym żiguli, a nawet moskwicze czy zaporożce. Niemal nie widać nowych zachodnich samochodów średniej klasy charakterystycznych dla polskich miast. W Odessie, podobnie jak na całej Ukrainie, ludzie są albo bardzo biedni, albo bardzo zamożni.
Kultowym miejscem dla Polaków zwiedzających miasto była restauracja Deża Wiu przy ulicy Katarzyny, w pobliżu Bulwaru Nadmorskiego. Przed wejściem witał ogromny neon z sierpem i młotem, a w pobliżu samochody z lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Obsługa ubrana w stroje z czasów Stalina, dziewczyny pionierki w podkolanówkach, kelnerzy w leninówkach na głowach. Można było jednak bez obawy poprosić o kartę dań – jadłospis nie przypominał czasów komunizmu. Zbieżność nazwy z filmem Machulskiego nie jest przypadkowa, wyposażenie wystylizowano na czasy siermiężnego socjalizmu, z wykorzystaniem rekwizytów z filmu (polsko-radzieckiej koprodukcji) – fragment statku Abchazja, bar Bułczyna, rozlatujący się samochód z czasów Stalina.
Lokal już nie istnieje, a w jego miejscu działa Bulwar Primorski (jeszcze droższy niż jego poprzednik). Ale w okolicy można znaleźć wiele innych punktów zbiorowego żywienia, a jak ktoś jest wyjątkowo wybredny, to niech wieczorem uda się na Deribasowską zastawioną ogródkami kawiarnianymi. Tam można znaleźć coś na każdą kieszeń. A kolacja w jednym z lokali będzie idealnym podsumowaniem dnia spędzonego na spacerach po odeskich ulicach. Potem pozostaje ponownie Bulwar Nadmorski i jego znane schody. Nocą wyglądają jeszcze inaczej…