W Poznaniu zgubiłam się dwa razy. Za pierwszym, gdy spytałam o drogę, młoda dziewczyna goniła za mną 500 metrów, bo zapomniała dodać, żeby w lewo skręcić za pocztą. Za drugim razem pan zaoferował, że nie tylko sam mnie zaprowadzi, ale jeszcze zaprasza po drodze na kawę. Możecie stwierdzić: zbieg okoliczności. Ja na to mówię: Poznań!
Z góry uprzedzam, że nie odkryłam, dlaczego poznaniacy są z natury mili. Wzmianki na ten temat nie znajdziemy w żadnym tutejszym muzeum. Widocznie tak już jest i trzeba to przyjąć za regułę. Pasażerowie autobusu ustępują miejsca starszym, właściciele psów sprzątają po swoich czworonogach, kierowcy potrafią przepuścić pieszego nawet w miejscu, gdzie przejście przez ulicę jest niedozwolone. Dzięki temu na Pojezierzu Wielkopolskim funkcjonuje pięciusettysięczne miasto wolne od dźwięku klaksonów, dzikich wysypisk śmieci i psich kup na chodnikach. Dla mnie Poznań to miasto, gdzie zawsze świeci słońce.
Dostępny PDF
BOSKI RYNEK
Oprócz Fontanny Apolla (widocznej na zdjęciu obok) na Starym Rynku znajdziemy także fontanny: Prozerpiny, Marsa i Neptuna. Wszystkie umieszczono w miejscu dawnych małych studni.
KŁÓDKI MIŁOŚCI
Kolorowe kłódki wieszane przez zakochane pary zdobią w Poznaniu most Jordana.
TRYKAJĄCE SERCE I ZIELONE PŁUCA
Jak w wielu innych miejscach w Polsce, sercem Poznania jest Starówka. Nie wszędzie jednak tętni ona pełnią życia tak jak tutaj. Turystów na rynek przyciągnie z pewnością konna bryczka, kowal wyrabiający na środku placu podkowy szczęścia i jarmark wiejskiego jadła. Ale na turystach nie kończy się lista odwiedzających poznański rynek. Stare Miasto to również ulubione miejsce spotkań mieszkańców, koncertów organizowanych przez samorząd oraz najgęstsze w mieście skupisko ogródków piwnych, barów i kawiarenek. Największe oblężenie rynku ma miejsce w samo południe. I tu dowód na to, jak niewiele trzeba do szczęścia – szczególnie poznaniakom. Codziennie o dwunastej poznański ratusz wypełniają szkolne wycieczki w oczekiwaniu na walkę koziołków. Młodzi widzowie przychodzą podziwiać, jak na galeryjce pod środkową wieżyczką głównej elewacji ratusza powoli wysuwają się dwie białe figurki, aby przez chwilę trykać się rogami. Tej specyficznej bitwie wtóruje wygrywany z wieży ratuszowej hymn Poznania. Niby nic szczególnego, a jednak to błazeńskie urządzenie od połowy XVI w. ściąga na Starówkę kolejnych gości.
Dlaczego koziołki? Wokół ich historii narosła już całkiem konkretna legenda. W 1536 roku w mieście wybuchł wielki pożar, który strawił również ratusz. W 1550 r. Rada Miejska podpisała umowę na jego gruntowną przebudowę, połączoną z rozbudową siedziby urzędu. Podczas tego remontu zamówiono u mistrza ślusarskiego Bartłomieja Wolfa nowy zegar na wieżę. Ukończenie mechanizmu miała skwitować uczta wydana ku czci możnych panów. Podczas przygotowań nieuważny kucharz spalił sarnią pieczeń, a nie chcąc, aby błąd wyszedł na jaw, ukradł na podmiejskiej łące dwa młode koziołki. Wszystko się wydało, gdy koziołki uciekły z kuchni, wbiegły na ratuszową wieżę i ku uciesze zgromadzonych gości zaczęły trykać się rogami. Rozbawiony wojewoda zamówił u ślusarza dodatkowy element mechanizmu zegara, którego efekt podziwiamy w Poznaniu do dziś.
WOLNOŚĆ I OCHŁODA
W czerwcu 2012 roku na Placu Wolności stanęła Fontanna Wolności uświetniająca strefę kibica podczas EURO 2012. Latem spływająca po rzeźbie woda umożliwia ochłodę wewnątrz fontanny, nocą natomiast oświetlają ją kolorowe ledowe lampy. Inwestycja ta kosztowała miasto 4 miliony złotych.
Jeżeli sercem miasta jest Starówka, to odległa o kilometr Cytadela może stanowić miejskie zielone płuca. Największy park Poznania o powierzchni 100 hektarów to nie tylko miejsce częstych wycieczek rowerowych i joggingów. Wytrawni spacerowicze odkryją w parku Cytadela: trochę sztuki w postaci rozsianych po całym terenie rzeźb i pomników, odrobinę historii w Muzeum Uzbrojenia i Muzeum Armii Poznań, garść smakołyków w kafejkach ukrytych wśród murów fortyfikacji, nieco melancholijny nastrój unoszący się nad zadbanymi cmentarzami (jest ich tu aż 8) oraz czyste, świeże powietrze. To miejsce wzięło również na siebie rolę sceny, na której w 2009 roku odbył się koncert zespołu Radiohead, a od 1998 r. w każdą Wielkanoc ma miejsce widowisko pasyjne na dużą skalę. Dodajmy do tego publiczne toalety przystosowane dla osób niepełnosprawnych i gastronomię zachęcającą do wizyty z pieskiem, a wyjdzie nam idealny przepis na udane popołudnie.
RELAKS NA MALCIE, DUCHY NA OSTROWIE
Oczkiem w głowie poznaniaków są pobliskie jeziora. Największe z nich, sztuczny zbiornik wodny położony na prawym brzegu Warty, wzięło swoją nazwę od Zakonu Kawalerów Maltańskich. Jezioro Malta zajmuje grunty należące niegdyś do kościoła św. Jana Jerozolimskiego, przy którym mieściła się komandoria wspomnianego zakonu. W latach 1980. zarówno zbiornik wodny, jak i całe jego otoczenie gruntownie zmodernizowano. Powstał tu nowoczesny tor regatowy o długości 2 km, na południowym brzegu działa całoroczny ośrodek narciarski ze stokiem o różnicy poziomów 35 m i torem saneczkowym, a wzdłuż brzegu północnego wiedzie trasa kolejki z lokomotywą parową z lat 1920. W pobliżu znajdziemy także kemping, termy maltańskie, ogród zoologiczny, sztuczne lodowisko, poznański węzeł rowerowy, największą w Polsce pływającą fontannę oraz Ogród Czasu, czyli grupę zegarów słonecznych. Oczywiście nie wszystkie poznańskie jeziora są tak nowocześnie zabudowane. Miłośników wędkowania i dzikiej przyrody zapraszam na przykład na odległą od centrum miasta o 5 kilometrów Rusałkę.
WIELKOPOLSKA SKAŁKA
W Krypcie Zasłużonych pod kościołem św. Wojciecha znajdują się prochy słynnych Wielkopolan, m.in. Józefa Wybickiego i Feliksa Nowowiejskiego oraz serce gen. Jana Henryka Dąbrowskiego.
W poszukiwaniu duchów, a także duszy Poznania należy odwiedzić Ostrów Tumski – wyspę ukrytą w widłach Warty i Cybiny. W połowie X w. Mieszko I założył tu potężny gród, który stał się siedzibą pierwszego polskiego biskupstwa misyjnego. Pod posadzką obecnej gotyckiej bazyliki archikatedralnej Świętych Apostołów Piotra i Pawła odnaleziono szczątki pierwszej katedry w Polsce. W udostępnionych do zwiedzania podziemiach znajdują się resztki dwóch zagadkowych konstrukcji – najprawdopodobniej grobowców Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Wewnątrz kościoła można natomiast podziwiać Złotą Kaplicę z rzeźbami upamiętniającymi tych władców. Inicjatorem jej budowy był ks. Teofil Wolicki, który w 1815 r. napisał odezwę skierowaną do rodaków zamieszkujących wszystkie zabory o wsparcie idei. Chociaż rodacy ideę wsparli, zebrane środki nie wystarczyły na sfinalizowanie planów, a kaplicę ukończono dzięki ofierze Edwarda Nałęcza Raczyńskiego, który na posągach władców kazał wyryć (zgodny z prawdą) napis: „Ofiarował do tej kaplicy Edward Nałęcz Raczyński”. Wywołało to ostry konflikt i niezadowolenie społeczne. W konsekwencji rozgoryczony Raczyński kazał skuć feralny napis i wkrótce potem popełnił samobójstwo.
Za katedrą św. św. Piotra i Pawła kryje się most o równie barwnej historii. Jest to, tak naprawdę, środkowe przęsło mostu św. Rocha, odnawianego w 2004 roku. Podczas demontażu starej konstrukcji okazało się, że część mostu jest w całkiem dobrym stanie i powstał plan wykorzystania jej do przeprawy w innym miejscu rzeki, odległym o niecały kilometr. Konstrukcję o długości 72 metrów, szerokości 15 metrów, wysokości 9 metrów przetransportowano w zaledwie 56 godzin! Przęsło jechało na dwóch wózkach po torowiskach z obu stron koryta Warty. Najtrudniejszym elementem planu było przeniesienie konstrukcji ponad istniejącym mostem Mieszka I. Zdemontowano barierki, latarnie, trakcję tramwajową i dziś Ostrów Tumski łączy z poznańską Śródką most biskupa Jordana, który pieszym i rowerzystom służy do przeprawy, a nowożeńcom do sesji zdjęciowych.
POGWARZYĆ I POSMAKOWAĆ
W rozmowie z typowym poznaniakiem najbardziej rzuca się w uszy lekko odmienny akcent oraz typowe „tak” lub „no” na końcu zdania. Dochodzi do tego czasami trochę odmienna leksyka – pozostałość po końcu XVIII wieku, kiedy Poznań znalazł się w granicach zaboru pruskiego. Usłyszymy na przykład, że na pociąg mówi się bana (niem. Bahn), dobrze to rychtyg (niem. richtig), a garnitur bywa nazywany ancugiem (niem. Anzug). Poza tym spotkamy też w wypowiedzi miejscowych archaizmy (np. istny, akuratny), elementy gwar ludności wiejskiej (np. dudla – ślamazara) czy wyrazy pochodzące z regionów pogranicza Wielkopolski (jak chabas określający mięso lub luńt, czyli kawałek).
Poznań może się również poszczycić jedynym w Polsce pomnikiem lokalnej gwary. Jest to stojąca przy ul. Półwiejskiej rzeźba Starego Marycha prowadzącego rower, fikcyjnej postaci literackiej stworzonej przez Juliusza Kubla. Stary Marycha był przez kilkanaście lat bohaterem programu radiowego, w którym odgrywający jego rolę aktor poznańską gwarą blubrał (plótł trzy po trzy) o troskach codziennego życia.
Od języka krótka droga wiedzie ku podniebieniu. Do lokalnej kuchni zaliczyć można poznańskie rury, czyli kwadratowy piernik wypiekany na miodzie, czy też gzika (ser twarogowy ze śmietaną z krowiego mleka) z pieczonymi w popiele pyrami (ziemniakami). Potrawy te jednak bledną w cieniu sławy świętomarcińskich rogali. Ich historia wiąże się naturalnie z postacią świętego Marcina, który słynął z miłosierdzia dla bliźnich. Jak głosi legenda, na odpuście w parafii św. Marcina w Poznaniu jeden z cukierników, odpowiadając na apel proboszcza parafii proszącego o dary dla biednych, upiekł w jałmużnie trzy blachy rogali. Jego bułki nawiązywały wyglądem do podkowy, którą miał zgubić koń świętego. Do akcji cukiernika dołączyli inni lokalni piekarze i od tego czasu rogale marcińskie królują wśród wypieków poznańskiego rynku.
Aby cukiernia mogła używać nazwy „rogale świętomarcińskie” lub „rogale marcińskie”, musi uzyskać certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego. Pomimo tego wymogu wypiek ma się całkiem dobrze, a jego sprzedaż co roku, 11 listopada, w Dzień Świętego Marcina, osiąga 300 ton.