Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2015-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2015 na stronie nr. 38.

Tekst i zdjęcia: Anita Demianowicz,

Pomiędzy oceanami


Panama to nie tylko słynny kanał. To też Morze Karaibskie, około piętnastu tysięcy wysp, niesamowite lasy tropikalne, kilka fascynujących grup etnicznych i jedna z najbardziej nowoczesnych stolic Ameryki Środkowej.

Stolica Panamy, również Panama, łamie stereotypowy obraz środkowoamerykańskich metropolii pod każdym względem, w tym estetyki i poziomu bezpieczeństwa. Choć i tu nie brakuje slumsów, gdzie bieda aż bije po oczach, to stwierdzenie, że miasto jest jedną z najbardziej fascynujących i piękniejszych stolic Ameryki Środkowej, jest jak najbardziej uzasadnione.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

RYBACY Z KARAIBÓW

Morze Karaibskie to jeden z głównych celów każdego turysty odwiedzającego Panamę.

WYGODNIE I MODNIE

W Panamie żyje wielu rdzennych mieszkańców. Prowincję Chiriqui, w której zostało zrobione zdjęcie, zamieszkują przede wszystkim Indianie Nguyami. Kobiety noszą długie kolorowe suknie, ozdobione koronkami i kolorowymi ściegami.

 

PIRACKIE POCZĄTKI MANHATTANU

 

Początek miasta datuje się na 1519 rok. Wówczas to jego założyciel, hiszpański konkwistador Pedro Arias de Ávila, stworzył tu bazę wypadową, z której rozpoczął podbój Imperium Inków. Tędy też wiódł ważny szlak handlowy, którym transportowano zdobyte złoto i srebro. Centrum miasta było Casco Antiguo, Stare Miasto splądrowane i spalone w 1671 roku przez walijskiego pirata Henry’ego Morgana.
Rok 1673 to początek odbudowy miasta, ale w oddalonym od pogorzeliska miejscu, które dziś stanowi jedną z głównych atrakcji turystycznych. Brukowane ulice prowadzą przyjezdnych między wiekowymi, nadgryzionymi już mocno zębem czasu budynkami. Część z nich doczekała się renowacji i obecnie kryje w swoich wnętrzach eleganckie hotele oraz przeznaczone dla niskobudżetowego turysty hostele, a także liczne restauracje. Wiele kamienic popada w całkowitą ruinę lub, strawione przez ogień, straszy pozbawionymi szyb oknami, przysmalonymi ścianami i zdewastowanymi wnętrzami. Inne są wciąż zamieszkiwane, ale przez najuboższych lokatorów, którzy nie są w stanie udźwignąć kosztów rewitalizacji.
Miasto sprawia wrażenie podzielonego na dwie części: kolonialną oraz nowoczesną, zdominowaną przez szklane drapacze chmur, które witając przyjezdnych zmierzających z lotniska do starej części miasta, już a priori informują, kto tutaj rządzi. Stanęłam u początku Cinta Costera, terenów rekreacyjnych miasta, które łączą te dwa światy. Spacerując całą ich długością, dostrzegałam zdezelowane stragany, na których sprzedaje się mydło i powidło, chińskie sklepiki, porozrzucane śmieci.
Choć już z daleka widziałam rysujące się na horyzoncie kontury wieżowców, to nagłość, z jaką trafiłam do modernistycznego świata, zaskoczyła mnie i zdumiała. Metalowe budki raptownie przeobraziły się w szklane gmaszyska, wystrzeliwując w górę i w zdecydowanej większości sięgając powyżej dwustu pięćdziesięciu metrów. Niewielu przyjezdnych zdaje sobie sprawę, że to właśnie w stolicy Panamy znajduje się najwięcej imponujących wysokością drapaczy chmur w całej Ameryce Łacińskiej.
Najwyższym budynkiem jest Trump Ocean Club International Hotel (284 m). Póki w Chile nie wybudowano Gran Torre Santiago (300 m), był najwyższym drapaczem chmur w Ameryce Łacińskiej. Panama jednak postanowiła nie poddawać się w tych nieoficjalnych zawodach. W zeszłym roku rozpoczęto budowę La Torre Megapolis 2, mającą mierzyć 340 m (89 pięter). Jednak i bez niej stolica Panamy robi wrażenie, wielu nazywa ją małym Manhattanem.

 

PATENT Z NASZYCH ULIC

Zaułek w Casco Antiguo, kolonialnej części miasta Panama. Tam również, jak w Polsce, niedobory środków na renowację podupadłych kamienic tuszuje się twórczością graficiarzy.

MOLA OD KUNA

Molas to tradycyjne tkaniny wykonywane przez kobiety z plemienia Kuna. Zwykle są to wzory kwiatowe, zwierzęce lub religijne i stanowią część stroju kobiet z plemienia.

MODELE, JAKICH NIEWIELE

Dzieciaki zapraszają do wspólnej zabawy, ale najchętniej pozują do zdjęć. Mają potem wielką frajdę z oglądania swoich portretów.

 

KUNA W POMARAŃCZACH

 

Wzrok przykuwa soczysty kolor pomarańczowych sznurów maleńkich paciorków owijających przedramiona i łydki. Pomarańczowa jest też luźna bluzka, czasem chustka na głowie, mocno ściągnięta lub zarzucona swobodnie na czarne, zwykle krótkie włosy. Spódnicę tworzy kawałek materiału związany w pasie. Kolorystyka stroju jest różna, ale górną część zawsze przyozdabiają molas, czyli kolorowe tkaniny haftowane ręcznie przez kobiety Kuna. Takie małe rękodzieło może kosztować od kilkudziesięciu do nawet kilkuset dolarów za sztukę. Wyraz mola w języku Kuna oznacza ubranie.
– Szycie molas to główne zadanie kobiet – mówi Rosa, która pochodzi z plemienia Kuna. Jedna z wysp archipelagu San Blas należy do jej rodziny. Rosa jednak nie mieszka na wyspie. Kilka lat temu przeniosła się do stolicy. Nie za pracą, bo jak sama mówi, pieniądze na wyspie nie stanowiły problemu. Wszystko, czego mieszkańcy Comarca Kuna Yala potrzebują, mają na swojej ziemi lub wokół niej. Mężczyźni łowią ryby, zbierają owoce, rośliny. – Jedynie ryż czy fasolę trzeba kupować – opowiada Rosa. Mieszkańcy wysp są niemal samowystarczalni.
Głównym powodem opuszczenia wyspy przez Rosę było wyłamanie się dziewczyny z obowiązujących reguł, przeciwstawienie się woli ojca. Rosa miała piętnaście lat, kiedy usłyszała, że wychodzi za mąż. Nie miała prawa głosu. Nie sprzeciwiła się od razu, postąpiła zgodnie z wolą ojca. Półtora roku później urodziła pierwsze dziecko, a po sześciu latach zdecydowała się w końcu rozstać z mężem. Zapłaciła za to wysoką cenę. Zepsuciu uległy stosunki rodzinne i zobowiązana została do poniesienia kary pieniężnej w wysokości dwustu dolarów.
Na panamskiej ziemi mieszkają również Indianie: Emberá, Wounaan, Ngäbe, Bugle, Naso i BriBri. Każde z plemion zajmuje inne tereny, żyjąc wedle własnych praw, pielęgnując kulturę, tradycję, próbując zachować swoją tożsamość kulturową i autonomię, o które długo walczyli.

 

WIDOK Z BARÚ NAD RANEM

Wulkan Chiriqui, zwany też Barú, to jeden z trzech wulkanów w Panamie i jednocześnie najwyższa góra tego kraju. Najlepiej wspinać się na niego w nocy, aby na szczycie znaleźć się o świcie.

CHŁÓD TROPIKÓW

 

Miasteczko Boquete położone jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Kostaryką, w prowincji Chiriqui. Ze względu na łagodny i rześki klimat stanowi magnes na obcokrajowców pragnących odpocząć od upałów panujących w innych częściach kraju. Wieczory bywają tu chłodne, zwłaszcza dla mieszkańców, którzy opatulają się szalikami, naciągają na głowę czapki, a na dłonie rękawiczki. Przy wszystkich tych zimowych akcesoriach jednak często noszą koszulki z krótkim rękawem.
Temperatura w okolicach piętnastu stopni Celsjusza dla Europejczyków wcale aż tak niska nie jest. Poniekąd jest zbawieniem, dającym chwilę ochłody po wizytach w tropikalnych częściach kraju. Jednak Boquete przyciąga turystów nie tylko klimatem, ale też słynną w tym regionie kawą oraz najwyższym szczytem – wulkanem Barú (3475 m n.p.m.), znajdującym się w parku narodowym przylegającym do tropikalnego lasu deszczowego. Piechurzy zwykle wyruszają na szczyt wulkanu około północy, by zdobyć go o wschodzie słońca. Tylko wtedy istnieje szansa ujrzenia z góry dwóch oceanów: Atlantyckiego i Spokojnego. Wówczas powietrze jest najbardziej przejrzyste, pozwalające przy odrobinie szczęścia dostrzec jeszcze wody Morza Karaibskiego.
Wypuszczanie się w głąb lasów w pojedynkę nie jest wskazane. Po miasteczku krążą legendy o zaginionych zdobywcach najwyższego szczytu. Opowiada się historie o dzikich zwierzętach, których nie brakuje w okolicy, o niebezpiecznych szlakach, które mogą wyprowadzić na manowce nawet najlepszych znawców terenu. Oprócz legend głośne są i współczesne historie. Dramatycznie brzmi ta o dwóch Holenderkach, które w kwietniu tego roku wybrały się na trekking po parku i ślad po nich zaginął na wiele tygodni. Wówczas zrodziło się sporo hipotez co do ich losu. Jedne mówiły o dzikich zwierzętach, inne o porwaniu. Tego typu historie nie są jednak na szczęście nagminne. Wygrywają z nimi te sławiące gościnność i uroki regionu.
W 2012 roku magazyn New York Times wskazał Panamę jako jeden z krajów, które koniecznie trzeba odwiedzić. Nic dziwnego, bo Panama jest wyjątkowa. Niby egzotyczna, ale Europejczykom dająca poczucie swojskości. Zachwycająca różnorodnością i zadziwiająca kontrastami. Będąca domem dla wielu grup etnicznych, ale i dla tysięcy obcokrajowców, którzy w jej granicach odnaleźli swoje miejsce na ziemi. Kraj, którego nie da się nie polubić, wobec którego nie można pozostać obojętnym i do którego chce się wracać.