Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2016 na stronie nr. 60.

Tekst i zdjęcia: Albert Karch,

Gdzie to Boże Narodzenie?


Gdyby nie mikołaje na witrynach, to Boże Narodzenie można by tu przegapić. To przez tropikalną przyrodę, która z powodu gorąca jest ospała jak wszystko wokół i nie ma ochoty na zmiany. Palmy jak były zielone, tak są, słońce parzy jak zawsze, a żyjątka, których nie chcemy znaleźć w cukrze, już dawno tam wlazły. Po prostu nic się nie dzieje. Może z wyjątkiem deszczu, bo w grudniu nadchodzi w Brazylii pora deszczowa (nazywana „latem”), więc pada dwa razy częściej, czyli dokładnie dwa razy.

Pogoda buduje mentalność i charaktery. W Polsce jest bardzo wyrazista: zima biała, wiosna kwiecista, lato zielone, a jesień bagienna. Cykl przyrody jest doskonale widoczny, co pozwala zauważyć dołujący proces przemijania, a ten połączony z jesiennym urokiem wprowadza nas w chandrę. W Brazylii, owszem, robi się o tym notatki w szkole podstawowej, dostaje czwórkę ze sprawdzianu i zapomina. Bo tutaj nic nie przemija i rzadko kiedy się zmienia. Po prostu wszystko trwa. Dzięki temu ludzie nie popadają w filozoficzne rozważania i wciąż chodzą uśmiechnięci. A skutkuje to tym, że Boże Narodzenie nie nadchodzi ani się nie skrada, tylko spada niespodziewanie. Ludzie nie potrafią wyjść z podziwu, że kolejny rok spokojnie się przetoczył i znów trzeba odkurzyć świąteczne ozdóbki.
Całe miasto zostaje obwieszone lampkami, gwiazdami i mikołajami na sposób hollywoodzki. Może z tą różnicą, że większość światełek spowija tutaj palmy. Tylu ozdób nie widziałem nigdy w życiu; wielometrowe drzewka, karuzele i lokomotywy wożące dzieciarnię po roziskrzonych od bombek centrach handlowych. Do tego setki mikołajów z prawdziwymi brodami i poustawiane wszędzie elfio-lapońskie miasteczka. Wszystkie dekoracje pełne śnieżnobiałej waty i sztucznego śniegu; wszystko białe, jakby na przekór tej obrzydliwie słonecznej pogodzie.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

ŚWIĘTA BEZ TRADYCJI

 

– Przecież musicie mieć jakieś świątecznie zwyczaje!
– Zwyczaje? Po co? Niby jakie?
– Na przykład u nas w Polsce kładzie się pod każdym talerzem banknot. Na przykład stówę...
– Ty oszalałeś, gringo?! U mnie w Wigilię było 150 osób! Skąd ja ci wezmę taką kupę forsy?!
Tak wyglądał początek moich poszukiwań brazylijskich zwyczajów i ceremonii bożonarodzeniowych. Wypytywałem o to każdego, kto stanął na mojej drodze. Byli wśród nich mieszkańcy metropolii, wsi, a nawet dżungli (ci ostatni niestety nie rozumieli moich pytań). Uparcie szukałem sianka pod obrusem, dwunastu dań, łamania się opłatkiem, mszy o północy, a przynajmniej jakiegoś substytutu tych małych zwyczajów i gestów, które splatają się w świątecznym wieńcu wiszącym na drzwiach. Po długich staraniach moi ankietowani zdołali się podzielić na dwie podstawowe grupy. Pierwszą, twierdzącą, że świątecznych zwyczajów nie ma, i drugą – że świątecznych zwyczajów jeszcze nie ma. Mimo to zgodnie powtarzali, że 24 grudnia jest najważniejszym dla nich świętem, a w dodatku najbardziej ulubionym.
Dziwiło mnie to niezmiernie, gdyż rocznie powodów do świętowania jest w Brazylii osiemnaście razy więcej niż w Polsce, a każdy z nich wypełniony brazylijskimi tradycjami, strojami i jedzeniem, czyli kulturą w pełnym tego słowa znaczeniu. Celebrowana jest tutaj m.in. Festa Junina (Święto Czerwcowe), w czasie której oddaje się cześć brazylijskiej wsi, a przy okazji początkowi zimy (czerwiec nie kojarzy nam się z okresem zimowym, ale w Brazylii wszystko jest na odwrót. Nawet woda w klozecie kręci się w lewo).
W czasie Festa Junina zakłada się kraciaste koszule, słomiane kapelusze i zgrzebne sukienki. Mężczyźni dorabiają sobie wąsy i malują zęby na czarno (by zaakcentować ich brak), kobiety natomiast okraszają buzie piegami i warkoczykami i też malują zęby, aczkolwiek niechętnie. Jest to święto pełne bardzo brazylijskich tańców, pieśni i ozdób. Nawet czas jego trwania jest brazylijski, bo przez cały miesiąc można wpraszać się na zabawy i imprezy o tej tematyce. Ale Festa Junina jest jednak zawsze na drugim miejscu – pierwsze skrzypce gra Natal, czyli Boże Narodzenie, w czasie którego... nic się nie dzieje.

 

RENIFER ZASTĘPCZY

Boże Narodzenie w Brazylii musi być wesołe, jaskrawe i kolorowe – dokładnie takie, jak ten tukan, być może zastępujący tu renifera.

PREZENT SPOD PALMY

Świąteczna dekoracja w parku, z palmami w tle zamiast choinek.

ZNÓW OBRODZIŁO TEJ ZIMY

Grudniowa pora deszczowa sprzyja owocom. Pełne są nich również drzewa ustawione na świątecznych stołach.

 

ŚWIĘTA BEZ PRZYSMAKÓW

 

Ulice są oczywiście pełne mikołajów posklejanych w Chinach, ale poza tym kulturowo-obyczajowa pustka. Nikt nie używa tu przy każdej sposobności zwrotu „wesołych świąt”, nikt nie nuci kolęd, a o piosence „Last Christmas” nikt nie słyszał (tego można im nawet pozazdrościć). Zwyczajowa świąteczna życzliwość może i jest, ale Brazylijczycy są na ogół tak zżyci, że nie da się wyodrębnić, kto jest miły naprawdę, a kto tylko udaje.
A co z podporą każdej tradycji – świątecznym stołem? Co się na nim znajduje?
Przecież musicie mieć jakieś brazylijskie potrawy! Coś, co je się co roku i w całym kraju!
Eee... No, jemy, co mama zrobi.
Ale coś specjalnego! Jakie jedzenie kojarzy się z Wigilią?
Eee... To chyba będzie indyk (perú). Tak, zdecydowanie indyk.
Wspaniale! To jak w amerykańskich filmach! Jak w „Kevin sam w domu”!
W czym?
Nie jestem mięczakiem, ale wtedy po raz pierwszy wymiękłem. Postanowiłem jednak drążyć temat i w końcu usłyszałem wytłumaczenie dla owych okołoświątecznych braków: – Bo Święta Bożego Narodzenia są z importu, gringo... Czyli coś jak walentynki w Polsce. Mamy prezenciki i ozdóbki, zapraszamy się na kremówki i wymieniamy serduszkami, ale nie jest to święto zakorzenione w naszej kulturze, wokół której przez wieki wyrosłyby tradycje, zwyczaje czy przesądy. Podobnie jest z brazylijską Wigilią. Ale przecież jest to najważniejsze święto w tym kraju. Więc dlaczego? Tego nikt nie wie.

 

 

ŚWIĘTA Z RODZINNĄ MODLITWĄ

 

Trzydzieści stopni Celsjusza w świetle księżyca, prywatny basen, szumiące palmy. Ukwiecone wszystko, co ukwiecone być może. Skwierczący grill, sześćdziesięciu roześmianych krewnych i jeden gringo. Brazylijska Wigilia! Prawie identycznie jak na Wielkanoc, urodzinach cioci czy stypie na cześć babci.
Moja pierwsza Wigilia pod palmami miała miejsce w recanto, czyli familijnym miejscu spotkań i wypoczynku – idealnym przykładzie na to, jak ważna dla Brazylijczyka jest rodzina, z którą widuje się tak często, jak to tylko możliwe. Na wybudowanie takiego kącika, składającego się z trzech niewielkich budyneczków, basenu i miejsca do grillowania, zrzuca się cała rodzina, i każdy ma do niego dostęp, kiedy chce. Jest to także miejsce celebrowania wszystkich ważniejszych okazji, które prawie zawsze obchodzi się w gronie rodzinnym.
Tym razem pełno było lampek i plastikowych choinek (obowiązkowo stawianych w cieniu! – pozostawione na działanie słońca, rychło zamieniają się w klocki lego). Stołów było kilkanaście, ułożonych w taki sposób, aby każda część rodziny miała swój własny. Pośrodku stał bufet, na który każdy postawił coś, na co miał ochotę – od budyniu czekoladowego przez pieczonego ananasa aż po (najważniejszego) indyka, do którego zresztą nawet się nie dopchałem z powodu natłoku biesiadników. Jak już wspomniałem, obecnych było sześćdziesiąt osób, co stanowiło mniej więcej połowę rodziny, która akurat znajdowała się po tej stronie kontynentu. Na szczęście nie trzeba było kupować prezentów dla każdego, ponieważ Brazylijczycy wymieniają się upominkami jeszcze w domu. Wyjątkiem są dzieci, które nie mogą dostać prezentów przed kolacją, gdyż po prostu by na nią nie poszły.
Sama kolacja wyglądała jak zwyczajne rodzinne spotkanie – głośne, tłoczne i pełne śmiechów. Aż do północy. Wtedy stało się coś, dzięki czemu nareszcie zrozumiałem, czym są święta w Brazylii. Kiedy na zegarze wybiła dwunasta, cała rodzina wstała, utworzyła krąg, wzięła się za ręce... i zaczęła się modlić. Wszyscy razem, każdy do swojego boga, w swojej intencji, tak jak było mu wygodnie. To, że katolicy stali koło protestantów, którzy trzymali się blisko spirytualistów uśmiechających się do umbadystów, absolutnie nie stanowiło żadnego problemu. Zaraz po tym dzieci obległy stos prezentów pod choinką, a dorośli składali sobie życzenia – każdy każdemu, o nikim nie zapominając.
Wtedy zrozumiałem, patrząc na ten tłum ściskający się na wszelkie sposoby, że sednem i spoiwem brazylijskich świąt pod palmami są „nasi najbliżsi”, a nie śnieg, pierwsza gwiazdka czy karp wigilijny. To są przecież jedynie dekoracje, bez których można się obejść. Czyli dokładnie tak, jak powinno być, prawda?