Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2016 na stronie nr. 22.

Za górami, za lasami, za wielką rzeką była sobie kraina jak z bajki. Jej mieszkańcy od zawsze ciężko pracowali, dużo się śmiali i kochali Matkę Naturę. Zamiast bać się smoka, próbowali go oswoić, a wilki witali z otwartymi ramionami. Takie rzeczy tylko w Bawarii.

Las Bawarski to najstarszy i największy park narodowy w Niemczech. Razem z czeską Szumawą tworzy największy chroniony obszar leśny w Europie Środkowej, nazywany zielonymi płucami kontynentu. Nic dziwnego, że las jest wpisany w codzienność miejscowych. Mówią o nim pieszczotliwie Woid, a sami o sobie Waidler, ludzie lasu. Zielony iglasty bezkres otacza tutejsze miasteczka i pachnące żywicą domy z drewnianymi balkonami pełnymi czerwonych pelargonii. Ale las to coś więcej niż ładna sceneria i zdrowe powietrze. To styl życia.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

JESTEM Z LASU

 

Martin Six dosłownie i w przenośni opiera swoje życie na lesie. Po blisko dwudziestu latach służby wojskowej wrócił do rodzinnej Bawarii, a na odziedziczonej ziemi położonej na stoku wzgórza w Maibrunn zbudował Waldwipfelweg – ścieżkę przez korony drzew.
Drewniany pomost zawieszony na wysokości 30 metrów biegnie tuż nad linią strzelistych świerków. To tak, jakby wspiąć się na sam ich czubek, wynurzyć głowę ponad gałęzie i podziwiać widok. A ten zapiera dech – w dole rozciąga się cała Bawaria, z doliną Dunaju, wzgórzami Lasu Bawarskiego i równinami Gäuboden, pomiędzy którymi gdzieniegdzie rozrzucono wioski z kościelnymi wieżami wznoszącymi się nad rudymi dachami domów. Konstrukcja jest elastyczna i z każdym krokiem pomost ledwie odczuwalnie się kołysze, sprawiając wrażenie, jakby pod stopami tańczył huśtany wiatrem las.
Oprócz podniebnej przechadzki można sporo dowiedzieć się o ekologii i ochronie zagrożonych gatunków. Najmłodsi uczą się, ile czasu potrzeba na rozkład plastiku lub szkła, odgadują leśne zapachy i zapamiętują dźwięki wydawane przez zwierzęta. „Kto zagraża komu?” – napisano nad rysunkiem Czerwonego Kapturka i wilka. Spróbujmy to ustalić u źródeł.
Im dalej w Las Bawarski, tym trudniej się oprzeć wrażeniu, że to właśnie on mógł być źródłem baśniowych inspiracji braci Grimm. Kiedy za plecami i nad głowami zamyka się zielone sklepienie, a wąska ścieżka tajemniczo znika wśród omszałych pni, trudno stwierdzić, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna magia. W takich okolicznościach przyrody cichy szelest łap w zaroślach brzmi zupełnie naturalnie.
W specjalnie wydzielonych rezerwatach żyją rysie i wilki. Te ostatnie w XIX wieku w Niemczech całkowicie wybito, nie pozostały żadne osobniki żyjące na wolności. Od niedawna jednak zwierzęta zaczynają z powrotem pojawiać się w Bawarii, przedostając się z Polski i Czech. Wilki objęto troskliwą opieką, a odwiedzających park – proekologiczną edukacją.
W centrum Haus zur Wildnis (Dom w Dziczy) w Falkenstein można umówić się na spacer z przyrodnikiem, zgłębić tajemnice leśnego poszycia w ramach interaktywnej ekspozycji i zjeść zdrowy lunch z bioproduktów. W całym parku, do którego wstęp jest bezpłatny, znajduje się 300 kilometrów szlaków pieszych, jednak nie wolno rozbijać kempingu i zostawać tu na noc. To mogłoby przeszkadzać zwierzętom, a to one są najważniejsze.

 

SPACER NAD LASEM

Waldwipfelweg to drewniany pomost na wysokości 30 metrów nad ziemią. Pod stopami kołyszą się świerki, a dookoła roztacza się panorama wschodniej Bawarii.

ZOSTAWCIE NAS SAMYCH

Filozofia Parku Narodowego Lasu Bawarskiego brzmi: „Zostawić naturę samej sobie”. Kładzie się tu nacisk na swobodny rozwój przyrody bez zbędnej ingerencji człowieka. W parku żyją m.in. rysie, wilki i niedźwiedzie.

TAK SIĘ BAWI BAWARIA

Bawarczycy uwielbiają świętować. W ciepłe dni tłumnie spędzają czas na świeżym powietrzu, na lokalnych festynach i w ogródkach piwnych. Obowiązkowo w towarzystwie tradycyjnych potraw.

 

PRZEPISY MATKI NATURY

 

W Bawarii na każdym kroku widać szacunek do natury. W krajobraz wpisują się wodne i wiatrowe elektrownie, liczne trasy rowerowe i kolektory słoneczne na dachach domów. Bo życie w zgodzie z przyrodą to przestrzeganie jej rytmu w wielu obszarach. Na przykład w kuchni. Bawarczycy trzymają się wielu drobiazgowych reguł, za którymi kryje się naturalna logika. Choćby tutejszy przysmak, białą kiełbasę, jada się tylko na śniadanie, bo „nie powinna słyszeć kościelnych dzwonów w południe”. W czasach, kiedy nie było lodówek, jej mięso, które tylko lekko się parzy, w ciągu dnia szybko się psuło.
Podobny rodowód ma piwo marcowe. Do połowy XIX w. nie wolno było produkować go między kwietniem a październikiem, ponieważ temperatury groziły rozwojem niebezpiecznych bakterii. Dlatego w marcu warzono rekordowe ilości napoju, które musiały wystarczyć aż do jesieni. Z kolei datowane na 1516 r. Bawarskie Prawo Czystości zakazuje używania w produkcji piwa jakichkolwiek dodatkowych składników poza wodą, chmielem i jęczmieniem. Browarnicy są tej zasadzie wierni do dziś (przepis rozszerzyli jedynie o naturalny słód i drożdże), dzięki czemu warzenie piwa przyniosło im światowe uznanie – dziś 25 proc. światowej produkcji chmielu pochodzi ze wschodniej Bawarii.
Z niemieckiej zaradności pochodzi też radler, czyli rozcieńczone piwo odpowiednie dla rowerzystów. Bawarczycy dodatkowo przypisują sobie pierwszy na świecie bar typu fast food. To Historische Wurstküche w Ratyzbonie, gdzie podobno budowniczowie tutejszej słynnej gotyckiej katedry św. Piotra zaopatrywali się w kiełbaski w pośpiechu wkładane w przepołowioną bułkę. Biorąc pod uwagę, że budowa ruszyła w 1273 r., pogłoski o pierwszeństwie mogą być prawdziwe.
Ratyzbona szczyci się jeszcze kilkoma wyróżnieniami: najstarszy, pochodzący z XII w. kamienny most w Niemczech, starówka wpisana na listę UNESCO, a w jej obrębie unikalne fragmenty rzymskiego muru ze 179 r., oraz najlepsza pod słońcem słodka musztarda Händlmaier’s, której domową produkcję zapoczątkowała w 1914 r. żona miejscowego rzeźnika.
Do tej listy trzeba dodać świetne piwo od wieków produkowane przez browar Spital działający na terenie średniowiecznego przytułku dla chorych i ubogich, dziś domu spokojnej starości. Poza najbardziej tradycyjnymi, szlachetnymi smakami (jasne, ciemne, pils, pszeniczne) najbardziej smakuje mi czekoladowe. Podobno dieta pensjonariuszy obejmuje tygodniową dawkę piwa. Jeśli się starzeć, to tylko w Ratyzbonie!

 

 

GŁOWY OD PARADY

 

Bawarczycy mają się czym pochwalić i robią to z dużym wdziękiem. Każde miasteczko ma do opowiedzenia historię, promuje swoich bohaterów lub lokalną specjalność. Zmieniające się pory roku dają do tego sezonowe preteksty. Lato to czas największej liczby festynów, którym towarzyszą uliczne występy i parady.
Podczas sierpniowego festiwalu Gäuboden zabytkowy rynek pamiętającego osadnictwo Celtów Straubing zmienia się w trasę przemarszu barwnego orszaku. To, oprócz historycznego cmentarza św. Piotra i muzeum z doskonale zachowanym rzymskim skarbem, największa atrakcja miasteczka. Podczas parady ponad sto ugrupowań, w tym regionalne orkiestry, kółka hobbystyczne, okoliczne szkoły i lokalni producenci, maszeruje wokół gotyckiej wieży na rynku starego miasta. Dumnie prezentują się przed widzami, którzy tłumnie zapełniają ulice i trybuny. Idą młynarze, piekarze, ogrodnicy, kółka rycerskie i taneczne. Trwa rywalizacja o najpiękniejsze stroje, najoryginalniej udekorowane powozy i najliczniejsze konne zaprzęgi. W ruch idą proporce, widowiskowo podrzucane sztandary i wszelkie dobra mające zaskarbić sympatię publiczności: kiełbaski, pierniczki, garście cukierków i zimne piwo z miejscowych browarów.
Tu wszyscy są wygrani, bo chodzi po prostu o to, żeby być razem. W ciągu roku wspólnie pracując, a od święta – bawiąc się. Po paradzie 50 tysięcy gości świętuje przy muzyce na żywo w piwnych namiotach. Każdy, kto wątpi w rozrywkowe zdolności naszych zachodnich sąsiadów, powinien to zobaczyć. Biesiada trwa do białego rana.

 

PARADA RÓŻNOŚCI

Sierpniowy festiwal Gäuboden, z którego słynie średniowieczne Straubing, to nieco mniejsza, lokalna alternatywa dla Oktoberfestu. Zdaniem wielu – bardziej widowiskowa.

TAK SIĘ PLECIE PRZEZ STULECIA

W Ratyzbonie, mieście o dwutysiącletniej historii, znajduje się ponad 1500 objętych ochroną zabytkowych budowli. Tutejsza starówka została wpisana na listę UNESCO.

ZAWOŁAJCIE DRATEWKĘ

Drachenstich, czyli polowanie na smoka, to najstarsze ludowe przedstawienie w Niemczech, liczące ponad 500 lat. Bierze w nim udział kilkuset aktorów, a tytułowy smok jako największy ziejący ogniem robot trafił do Księgi rekordów Guinnessa.

 

SZANUJ SMOKA

 

Czym innym szczyci się położone przy granicy z Czechami Furth im Wald. Drachenstich, czyli polowanie na smoka, to ludowe święto z ponad 500-letnią tradycją. W średniowieczu było elementem procesji na Boże Ciało, podczas której odgrywano scenki poskromienia smoka przez Świętego Jerzego. Z czasem smok stał się główną atrakcją i przyćmił główny przekaz kościelnych uroczystości. To nie spodobało się ratyzbońskiemu biskupowi. Ponieważ zaprzestanie smoczych obrzędów spotkało się z gwałtownymi protestami, w XIX w. Drachenstich oddzielono od religijnych uroczystości i przesunięto na sierpień, a obchodom nadano świecki charakter. To pozwoliło pozbawić smocze święto sakralnego kontekstu i puścić wodze artystycznej wyobraźni.
Od tamtej pory coroczny rytuał urósł do formy scenicznego przedstawienia, nabrał większego rozmachu i barwniejszego charakteru. Pojawiły się wymyślniejsze stroje i dekoracje, więcej aktorów, jeźdźcy i konne zaprzęgi. Przepisywany i rozbudowywany scenariusz poruszał kwestie aktualnie leżące na sercu społeczeństwa. Nie zmieniło się jedno: Drachenstich należy do mieszkańców Furth im Wald – tylko oni występują w przedstawieniu i w całości je przygotowują.
W postacie damy i rycerza co roku wciela się inna miejscowa para. Trzystu aktorów biorących udział w przedstawieniu to także mieszkańcy najbliższych okolic. Przez okrągły rok trwają przygotowania: krawcowe szyją kostiumy, kółko dramatyczne przeprowadza przesłuchania i próby, towarzystwa rycerskie opracowują sceny jeździeckie i waleczne. I wreszcie smok – długi na 16 metrów, ważący 11 ton, wypełniony 80 litrami sztucznej krwi – to największa duma miasteczka, która przyciąga tłumy gości przez cały rok.
Samego smoka można oglądać w miejscowym muzeum, a przedstawienie w wybrane dni przez kilka tygodni sierpnia. Kiedy zapada letni wieczór, centralny plac starego miasta zapełniają trybuny z widzami, a ustawione wśród kamienic dekoracje rozbłyskują światłami pochodni. Średniowieczni mieszczanie, mknące po placu rumaki i zaprzęgi na jedenaście koni przenoszą nas w świat legend i baśni.
W tym świecie smok jest dobry, opiekuje się ludźmi, daje im odwagę i siłę. Oraz ogień, który ci szybko zaczynają wykorzystywać przeciwko sobie. Wywołane przez nich pożary niszczą wszystko wokół i zmuszają smoka do pożerania ludzkiego mięsa. Od tej pory smok staje się ich wrogiem, a pokonać go można tylko odwagą rycerza lub poświęceniem krwi niewinnej dziewicy.
Na przestrzeni wieków, wojen i politycznych przemian zmieniało się symboliczne znaczenie smoka. Dziś łatwo w nim dostrzec przyrodę, która jest największym bogactwem, ale źle traktowana obraca się przeciw człowiekowi. Na szczęście w baśni nigdy nie jest za późno na naprawienie błędów i wszystko kończy się dobrze. Mieszkańcy Bawarii mocno w to wierzą i stale nad tym pracują.