Stolica Dominikany jest niezwykła i, jak cały kraj, pełna kontrastów. Należę do osób, które ją pokochały i wybaczają jej wszystkie wady. Dla mnie liczy się tylko urok tego pięknego miasta, które nosi ciężar pięciuset lat historii. Niektórym turystom trudno w to uwierzyć, ale Santo Domingo jest naprawdę stare. Kiedy w 1596 roku w Polsce przenoszono stolicę do Warszawy, stolica Dominikany miała już sto lat!
Turyści podczas urlopu na Dominikanie trafiają do Santo Domingo zazwyczaj tylko raz. Jadą na wycieczkę zorganizowaną i jeśli mają szczęście do dobrego przewodnika, to miło spędzą te kilka godzin. Dlatego warto wcześniej przyjrzeć się uważnie ofertom organizatorów takich wycieczek. Warto, bo jeżeli będziemy mieć pecha, to zostaniemy zanudzeni górą suchych historycznych faktów lub weźmiemy udział w bezlitośnie męczącym maratonie po trasie turystycznej wydeptywanej na terenie Zona Colonial. Ja polecam biuro Rico Travel, prowadzone przez polskich pasjonatów.
Właśnie Zona Colonial, czyli przepiękna starówka, jest miejscem, w którym unosi się duch tego pierwszego, bardzo hiszpańskiego Santo Domingo. Wydaje się, że reszta miasta to już „zupełnie inna bajka” i z całą pewnością temat na osobną opowieść. Dlatego postaram się choć odrobinę przybliżyć klimat kilku najpiękniejszych miejsc w tym najstarszym fragmencie stolicy.
Dostępny PDF
OJCIEC ZAŁOŻYCIEL
Dominikańczycy zawsze i wszędzie starają się podkreślić, jak ważny jest dla ich historii Juan Pablo Duarte, jeden z ojców założycieli republiki. Tu upamiętniony na cokole zdobiącym park swego imienia.
NAJSTARSZA W AMERYKACH
Wejście do pierwszej katedry w Nowym Świecie. Wybudowano ją z bloków wapienia koralowego w połowie XVI wieku. Obok jedna z 12 kaplic w świątyni.
KORSARZ W KATEDRZE
Zwiedzanie starówki proponuję zacząć od parku Kolumba, który w zasadzie jest całkiem sporym placem. Jego niewątpliwą ozdobą jest wspaniały pomnik Wielkiego Odkrywcy, a parkowego charakteru mają nadawać nieliczne drzewa oraz ławeczki, na których odpoczywają pospołu turyści i Dominikańczycy. Plac ów ma dwa różne oblicza. Stojąc tyłem do katedry, zobaczymy niczym niewyróżniające się budynki, które rozczarowują dziwacznym stylem i całkiem współczesną szarością. Jednak wystarczy, że odwrócimy się do nich plecami i spojrzymy na pomnik Kolumba oraz stojącą za nim katedrę, a czar zacznie działać natychmiast.
Na cokole kolumny odkrywcy Nowego Świata nie sposób oderwać oczu od postaci przepięknej Indianki Anacoany, której artysta wyznaczył w swojej rzeźbiarskiej kompozycji rolę drugoplanową. Dla mnie jednak to właśnie Anacoana, która symbolizuje pierwotnych mieszkańców wyspy, jest na tym pomniku najważniejsza. Jest przecież częścią świata, który przeminął wraz z chwilą, gdy biali ludzie dotarli na wyspę i zmienili ją wedle swego kaprysu.
Minąwszy pomnik, dotrzemy do budynku katedry, przed którym zawsze czekać będą sprzedawcy plastikowych różańców i najróżniejszych koralików produkowanych w kolorach dominikańskiej flagi. Wydają się istotami z zupełnie innego świata, gdy podchodzą do turystów uśmiechnięci i obwieszeni sznurami swoich towarów. Zupełnie jakby po setkach lat role uległy odwróceniu, a tubylcy oferowali białym przybyszom niewiele warte koraliki i paciorki w zamian za całkiem twardą walutę.
Gdy wchodziłem do wnętrza pierwszej katedry, która powstała w Nowym Świecie, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Z jednej strony oczekiwałem czegoś mistycznego, a z drugiej starałem się zobaczyć wszystko oczyma historyka. Jak większość starych kościołów, tak i ten łączy w sobie dwa światy, gdzie sfera sacrum łagodnie łączy się z profanum. Obok turystów podziwiających sklepienia i robiących zdjęcia modlą się przecież Dominikańczycy, a katedra nie jest martwym pomnikiem. Nadal odbywają się tu nabożeństwa, a wierni przychodzą, aby modlić się, tak jak czyniły to pokolenia poprzednich mieszkańców wyspy.
Miłośników morskich opowieści oraz historii o piratach zapewne zainteresuje choćby fakt, że swoje krwawe piętno odcisnął na katedrze słynny korsarz Francis Drake, który 1 stycznia 1586 roku najechał Santo Domingo. Rabusie plądrowali przez cały miesiąc, a Drake urządził swoją kwaterę właśnie w chłodnym wnętrzu katedry, którą sprofanował i ograbił. Szczęściem w nieszczęściu okazało się to, że kwaterując w tym przepięknym budynku, nie rozkazał go zniszczyć, jak uczynił z wieloma innymi budowlami. Dzięki temu katedra ocalała i nie podzieliła losu innych kościołów i klasztorów, które spłonęły. Dziś możemy cieszyć nią oczy i podziwiać kunszt ówczesnych budowniczych, którzy nie tylko ten kościół, ale i całe miasto uczynili prawdziwą perłą. Kto nie wierzy, niech przeczyta słowa zachwyconego Fernándeza de Oviedo, który od 1532 roku sprawował urząd kronikarza Indii Zachodnich i opisywał to, co widział na własne oczy:
„Jeśli chodzi o budowle, żadne miasto w Hiszpanii, nawet Barcelona, którą odwiedziłem wiele razy, nie góruje nad nim; wszystkie domy Santo Domingo są z kamienia, jak w Barcelonie, o ścianach pięknych i mocnych dzięki niespotykanej gdzie indziej zaprawie murarskiej, i położenie miasta lepsze niż Barcelony, a ulice dużo szersze, równiejsze i bez porównania bardziej proste” (German Arciniegas „Burzliwe dzieje Morza Karaibskiego”, str. 52).
WIEŻA HOŁDU
Ta budowla znajduje się w samym środku potężnej twierdzy Ozama. Na jej szczycie powiewa flaga Republiki Dominikany, a z górnych pięter można podziwiać szczegóły założeń obronnych fortecy strzegącej portu (na zdjęciu obok).
NIE DZIAŁA
Niewiele pozostało z oryginalnego uzbrojenia twierdzy. Turyści mogą dziś oglądać jedynie nieliczne działa, których aż dwa rzędy stanowiły niegdyś o sile ognia obrońców.
GROZA OZAMY
Po zwiedzaniu katedry proponuję udać się na pierwszą wybrukowaną ulicę, jaka powstała w Nowym Świecie. Calle Las Damas, która niegdyś była miejscem spacerów pięknych dam z możnych rodów, dziś poprowadzi nas do miejsca, które ma dla Dominikańczyków szczególne znaczenie. Ulicą Dam dotrzemy to twierdzy Ozama, która jest pierwszą tego typu budowlą powstałą po odkryciu przez Kolumba nowych lądów. Jej budowa rozpoczęła się już w 1502 roku pod czujnym okiem gubernatora Nicolasa de Ovando. Ów Hiszpan osobiście wytyczał ulice Santo Domingo, a ponieważ był dobrym strategiem, doszedł do wniosku, że wejścia do portu strzec musi twierdza.
I tak rzeka Ozama dała swoją nazwę fortecy, której całkiem współczesna historia do dziś budzi lęk w Dominikańczykach. To właśnie tutaj w czasach krwawej dyktatury prezydenta Trujillo znajdowało się ponure więzienie. Przetrzymywano w nim i torturowano wrogów reżimu, którzy odważyli się domagać swobód i wolności lub wyrazili nazbyt głośną krytykę wszechmocnego prezydenta duszącego Dominikanę przez 30 lat swych rządów. Tutaj też znajdowały się koszary tzw. białych hełmów, czyli sił policyjnych wiernych prezydentowi i znanych ze swojego szczególnego okrucieństwa wobec aresztowanych.
Na wielkim dziedzińcu zastanawiałem się, jak wyglądał słynny szturm na twierdzę Ozama, który miał miejsce podczas rewolucji 1965 roku. Niewielu przychodzących tu turystów wie, że 24 kwietnia zdeterminowani Dominikańczycy podnieśli bunt, domagając się swobód obywatelskich, przestrzegania konstytucji oraz reform społecznych i gospodarczych. Rozczarowani stagnacją, która panowała w kraju po śmierci dyktatora, chwycili za broń i wyszli na ulice.
To właśnie majestatyczna twierdza stała się jednym z celów dla oddziałów konstytucjonalistów. Powstańcy chcieli zadać cios znienawidzonej policji oraz przejąć magazyny z bronią i amunicją. Było to zuchwałe posunięcie, ale okazało się, że bojownicy nie napotkali silnego oporu. Wśród zupełnie zaskoczonych policjantów szybko zapanowała panika, skutkiem czego większość poddała się, zaś resztki uciekły na łodziach przez rzekę. Dziś pod majestatycznymi murami twierdzy można wyobrazić sobie tamte burzliwe czasy.
POMNIK Z PODWÓRKA
Za bramą fortecy, na jej ogromnym podwórcu znajduje się pomnik Gonzalo Fernándeza de Oviedo. Wojownik i sławny kronikarz swych czasów stoi na straży tego niezwykłego miejsca.
STREFA KOLONIALNA
W najładniejszej części miasta, Zona Colonial, zwiedzić można Alcázar de Diego Colon, gdzie mieści się muzeum prezentujące eksponaty z XV, XVI i XVII wieku.
Warto też wybrać się dorożką na Calle Las Damas, ulicę będącą wizytówką starówki. Pamiątki można kupić na jednym z wielu straganów.
ODPOCZNIJ, ZJEDZ, ZAKOCHAJ SIĘ
Po zwiedzeniu twierdzy Ozama wielu turystów udaje się na przepiękny deptak, czyli Calle El Conde. To dobry pomysł, jeżeli chcemy posilić się lub zrobić zakupy. Warto zarezerwować sobie więcej czasu, aby bez pośpiechu spokojnie spacerować po jedynej ulicy w Santo Domingo, którą wyłączono z ruchu samochodowego. Tym bardziej że właśnie tutaj spotkamy wielu ulicznych grajków, przy których warto choć na chwilę przystanąć.
Podczas spaceru czy odpoczynku w kawiarniach natkniemy się na studentów. Wszak jesteśmy w mieście, w którym uczelnia założona została już w 1538 roku, oczywiście jako pierwsza tego typu w Nowym Świecie! Nie dziwmy się zatem, gdy roześmiani młodzi ludzie zaoferują nam kupno swoich rysunków lub obrazów. Naprawdę warto to uczynić, aby zyskać niepowtarzalną pamiątkę z Santo Domingo, ale też wesprzeć młodych żaków, którzy jak wszyscy studenci na całym świecie, zawsze potrzebują kilku gorszy.
Jest tu również parę straganów z książkami oraz starociami, które przyciągają mnie niczym magnes. To tutaj znaleźć można cudeńka z najróżniejszych epok. Obok pamiątek z czasów Trujillo leżą srebrne monety lub wytarte piłki do gry w baseball, które – jak zapewniają sprzedawcy – pochodzą z bardzo ważnych meczów. Można więc wyszperać i zakurzoną książkę z wizerunkiem byłego dyktatora, i całkiem niedawno wydany album z pięknymi zdjęciami radosnych powstańców w twierdzy Ozama podczas rewolucji 1965 roku.
Ostrzegam, że spacer po El Conde to istna pułapka czasoprzestrzenna. Nawet nie zauważymy, gdy miną dwie, trzy godziny! Ale takie właśnie jest to stare Santo Domingo. Oczarowuje i uwodzi, więc nie sposób nie zakochać się w mieście, w którym ciągle słychać muzykę, a w powietrzu czuć zapach dominikańskich cygar.