Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2016 na stronie nr. 28.

Tekst i zdjęcia: Dominika Kustosz,

Gdzie pustynia spotyka ocean


Mauretania leży pomiędzy Oceanem Atlantyckim a największą na świecie pustynią – Saharą. Te dwa skrajne żywioły silnie wpływają na losy kraju i życie jego mieszkańców.

W Mauretanii nie istnieje transport zbiorowy. Można jedynie liczyć na tzw. bush taxis, które z oczywistych względów nie są tanie. Szczególnie jeśli klientem jest turysta pochodzący z Europy. Był to jeden z powodów, dla których postanowiliśmy wyruszyć w ten region świata autostopem. W półtora miesiąca przejechaliśmy w ten sposób z północy na południe Maroko oraz Saharę Zachodnią, a następnie w poprzek Mauretanię i Mali. W obie strony trasa liczyła ponad 10 200 km.
Była to niezwykła podróż. Pełna przygód, które rozpoczęły się na granicy pomiędzy Saharą Zachodnią a Mauretanią, w maleńkiej miejscowości Bir Kanduz. Dotarliśmy tu nocą i od razu zostaliśmy zatrzymani przez policję. Na przekroczenie granicy kazano nam czekać do świtu. Nic nie dały nasze prośby i usilne przekonywanie, że zależy nam na czasie. O wschodzie słońca ruszyliśmy w dalszą drogę. Dopiero teraz zauważyliśmy, że noc skrywała przed naszymi oczami wraki spalonych samochodów rozrzuconych po obu stronach piaszczystej drogi. Wszystkie zostały zdetonowane po wjechaniu na miny. Droga, którą jechaliśmy, była tak naprawdę szlakiem wytyczonym na pustyni. Jego granicę z prawej i lewej strony wyznaczały rozstawione co kilkanaście metrów wieżyczki z kamieni poukładanych jeden na drugim.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

NIE UFAJ PRZEWODNIKOM

Według opowieści z przewodników Mauretanię zamieszkują nieprzyjaźni ludzie. Okazało się, że jest całkiem na odwrót.

CÓRKA RYBAKA

Dziewczyna z ludu Imraguen, co znaczy „rybacy”. Zamieszkują oni małe wioski zwane iwik.

SIECI I ŚMIECI

Wybrzeże Nawakszut w jednych miejscach jest piękne i czyste, a w innych zaśmiecone. Za to opływające je wody wszędzie są pełne ryb. Tu suszą się na słońcu rozłożone na sieciach.

 

POCIĄG ZNIKĄD DONIKĄD

 

Pierwszym miasteczkiem w Mauretanii jest Nawazibu. Nie ma tutaj nic ciekawego oprócz dwóch niezwykłych atrakcji. Jedną z nich jest pierwszy przystanek kolei mauretańskiej, liczącej 648 km (740 km łącznie z bocznicami do kopalni i portów). Jest to jednotorowa trasa, po której pociąg jedzie z maksymalną prędkością 40 km na godzinę. Z punktu widzenia turystów można powiedzieć, że kolej ta prowadzi znikąd donikąd. Nic dziwnego, że ludzie zazwyczaj nią nie jeżdżą. Jest to bowiem głównie kolej towarowa, która została wybudowana, aby połączyć kopalnię rud żelaza (hematytu, magnetytu) z portem morskim.
Rocznie przewozi się tą trasą 14 milionów ton ładunku. Każdego dnia z Nawazibu odjeżdżają 3 pociągi, w tym najdłuższy na świecie towos, mierzący do 2,8 kilometra długości! Można się nim przejechać całkowicie za darmo, na załadowanej rudą węglarce. Jest to podróż ekstremalna, w tumanach czarnego pyłu wymieszanego z piachem Sahary, wciskającym się nawet pod powieki, oraz w prażących promieniach słońca. Można też kupić bilet i pojechać jednym z dwóch wagonów pasażerskich. Na tej linii kursują także specjalne pociągi, których jedynym zadaniem jest usuwanie piasku z torów.
Na wschód od Nawazibu, u wybrzeża Przylądka Białego, znajduje się największe na świecie cmentarzysko statków. Po prawie trzech dekadach, podczas których właściciele z całego świata porzucali w przystani stare i popsute statki, jest ich tutaj ponad trzysta. Jeden z największych wraków to mierząca prawie 122 metry United Malika. Ten ogromny statek chłodnia osiadł na mieliźnie w 2003 r. Widok pozostałości po tak ogromnych maszynach sprawia, że trudno nie myśleć o skutkach, jakie pociąga za sobą ich rozkład. Wyciekający olej czy rozkładająca się farba zanieczyszczają okoliczne wody.

 

POLICJA CZYNNA CZY OTWARTA?

Posterunki policji są praktycznie na każdym rozwidleniu dróg. Funkcjonariusze usilnie starają się znaleźć powód, by wlepić mandat.

CIĘŻKA WODA

Mauretania cierpi na deficyt wody pitnej. W wielu wioskach jest tylko jedna studnia. Mieszkający na obrzeżach muszą czasami iść po wodę nawet kilka kilometrów.

CZARNA I SŁODKA

Właśnie taka musi być herbata według Mauretańczyków. Obowiązkowo musi też mieć piankę, dlatego nalewana jest do szklaneczek z wysokości co najmniej 50 cm.

 

WYDMY PRZYCHODZĄ UMIERAĆ

 

Z Nawazibu na południe jedzie się wzdłuż Parku Narodowego Banc d’Arguin. Oprócz niego w Mauretanii jest jeszcze tylko jeden park narodowy. Znajduje się on przy samej granicy z Senegalem. Banc d’Arguin ma powierzchnię 12 tys. km2 i obejmuje swym zasięgiem nie tylko ląd, ale także przybrzeżne wody oceanu. W parku jest zaledwie siedem wiosek (nazywanych iwik), które zamieszkiwane są przez lud Imraguen. Słowo to pochodzi z języka berberyjskiego i dosłownie tłumaczone oznacza rybaków. Łatwo się domyślić, że głównym zajęciem Imraguen jest tradycyjne rybołówstwo.
Imraguen mówią, że Banc d’Arguin to miejsce, w którym wydmy Sahary przychodzą umierać w wodach oceanu. Trzeba jednak przyznać, że tutejsze wybrzeże tętni życiem. Park Banc d’Arguin najlepiej odwiedzić podczas migracji ptaków. Każdego roku zimuje ich tutaj ok. 3 milionów, wśród których zaobserwowano 108 różnych gatunków. To właśnie z tego względu oraz aby dodatkowo chronić lokalną ichtiofaunę, w 1989 r. park został wpisany na listę UNESCO.
Najliczniejsze gatunki, które można zobaczyć na przybrzeżnych łachach piasku, to: różowe flamingi, ruchliwe biegusiki, łapczywe pelikany i niezwykle głośne rybitwy. Oprócz ptaków żyje tutaj wiele innych, niezwykle ciekawych zwierząt, np. foki, szakale i hieny. Natomiast w przybrzeżnych wodach przez cały rok można wypatrzeć m.in. orki, humbaki, grindwale, garbogrzbiety, delfiny szare i żółwie morskie. Jest to miejsce wymarzone dla każdego pasjonata dzikiej przyrody.

 

 

OBERŻA SAHARA

 

Po przejechaniu prawie 500 km dojeżdża się z Nawazibu do stolicy kraju, czyli Nawakszut. Na wjeździe do miasta wita podróżnych mała, lecz niezwykle urokliwa oberża Sahara. Po wielu kilometrach, podczas których jedynym widokiem były wydmy, miejsce to robi niesamowite wrażenie. Bujna roślinność w ogrodzie i w doniczkach oraz pyszne tradycyjne jedzenie, a także w końcu dostęp do bieżącej wody sprawiają, że oberża jest niczym bajkowa oaza na pustyni. Można tutaj spotkać ludzi z wielu krajów świata i przy szklaneczce niewyobrażalnie słodkiej herbaty prowadzić z nimi rozmowy do późnych godzin nocnych. A najlepiej robić to na dachu budynku pod rozgwieżdżonym niebem. Na dachu można też wynająć miejsce do spania w tradycyjnych namiotach mauretańskich, nazywanych khaim.
Nawakszut na początku swej historii było jedynie studnią strzeżoną przez kilku francuskich żołnierzy, do której później dobudowano lotnisko obsługujące samoloty pocztowe na trasie Tuluza – Dakar. Warto bowiem wiedzieć, że stolica Mauretanii jest stosunkowo nowa. Decyzję o jej budowie podjęto pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Właśnie z tego powodu nie uświadczymy tu monumentalnych meczetów czy jakichkolwiek zabytków. Zabudowa jest niska i dość nowoczesna, czego niestety nie można powiedzieć o pojazdach poruszających się po drogach. Są to z reguły stare mercedesy przywiezione z Francji, przemykające pomiędzy drewnianymi wozami ciągniętymi przez osiołki.

 

ZŁOTA RĄCZKA

Prawie w każdej wiosce jest mechanik. Choć ich warsztaty odbiegają od znanych nam standardów, to działają idealnie.

GARB NA DRODZE!

Drogi są tu gładkie, proste i nieoświetlone. Największym niebezpieczeństwem są wielbłądy, które w dzień przechodzą przez jezdnię, a w nocy zasypiają na oddającym ciepło asfalcie.

SKARB ZA WYSYPISKIEM

 

Po czasie spędzonym w pięknym, nowoczesnym, a jednocześnie pełnym zabytków Maroku przez pierwsze dni przeżywa się w Mauretanii szok. Nic dziwnego, że turystyka praktycznie tutaj nie istnieje. Wszyscy obcokrajowcy traktują Nawakszut jako przystanek do wyrobienia kolejnej wizy lub chwile wytchnienia na trasie do Dakaru lub Mali. Jedyne atrakcje miasta to: Muzeum Narodowe, Wielki Meczet z dwoma minaretami, lokalny targ rybny, piękna piaszczysta plaża położona 4 km od miasta oraz mała wioska rybacka.
Owa wioska opisywana jest w przewodnikach jako jedno z najbardziej nieprzyjemnych miejsc, zamieszkanych przez nieuprzejmych i niebezpiecznych ludzi. Trzeba przyznać, że jazda do niej dostarcza wrażeń, które podróżnicy z reguły określają zdaniem „musiałbyś to przeżyć, żeby zrozumieć”. Droga wiedzie bowiem przez gigantyczne wysypisko śmieci ze wszystkimi związanymi z tym „atrakcjami”. W powietrzu unosi się odór gnijących resztek ryb i śmieci rozkładających się w czterdziestostopniowym upale. Każdy oddech jest koszmarem. Nie da się też opisać ilości much i wydawanego przez nie dźwięku, gdy zrywają się do lotu.
Jeśli komuś uda się dotrzeć do końca tej drogi i dojdzie do plaży, czeka go niezwykła niespodzianka. Piękny, delikatny piasek i widok kolorowych łodzi rybackich sprawiają, że humor od razu się poprawia. Co więcej, szybko można się przekonać, że każda spotkana osoba jest niezwykle przyjazna, uśmiechnięta i towarzyska. Wszystkie opowieści z przewodników okazały się bzdurą. Za zrobienie zdjęć i pokazanie ich sfotografowanym osobom zostałam wycałowana i obsypana uśmiechami i podziękowaniami. Takie chwile sprawiają, że zapomina się nawet o najgorszych momentach podróży i chce się ruszać w dalszą drogę.
Ponieważ od samego Gibraltaru całą dotychczasową trasę podróżowaliśmy tylko i wyłącznie autostopem, nie widzieliśmy powodu, dla którego teraz miałoby być inaczej. Po opuszczeniu stolicy Mauretanii udaliśmy się do Kify, a następnie w kierunku przejścia granicznego z Mali.