Renesansowe miasteczka, klimatyczne siedliska z widokiem na zielone wzgórza i pasy winnic pnących się po nasłonecznionych zboczach. Wymarzony azyl artystów i wszystkich poszukujących wytchnienia. Oto sielska kraina, która znajduje się bliżej, niż myślicie.
„Miejscowość ta jest nadzwyczaj piękna i przyjemna. Są tam uprawiane winnice. Wszędy rozciągają się sady, tak iżbyś sądził, że zewsząd lasy otaczają miasto. Znajduje się tam wielka ilość najwyborniejszych owoców. Dlatego też Kazimierz Wielki i inni królowie przybywali, aby zażyć powietrza i uciechy. Powaby miejsca zwiększa ogłada obywateli, a także różne przyjemności. Znajdziesz tam bowiem znakomitych lekarzy, muzyków, różne gatunki napojów, wesołe duchowieństwo, niewiarygodną ilość ryb, miodu, łososi, dziczyzny, zboża oraz innych specjałów”.
Tak w 1585 r. historyk Stanisław Sarnicki opisywał Sandomierz, pierwszy przyczółek malowniczej nadwiślańskiej okolicy, ciągnącej się od Wyżyny Sandomierskiej przez przełom Wisły aż do Kazimierza Dolnego. Czterysta trzydzieści lat później niewiele się tu zmieniło.
Dostępny PDF
ZEJŚĆ DO PODZIEMIA
Trudno wyjaśnić, dlaczego Sandomierz stał się mroczną inspiracją dla autorów kryminalnych scenariuszy. Miejsce akcji „Ojca Mateusza” i „Ziarna prawdy” wydaje się scenerią stosowniejszą dla romansu. Strzegąca starówki XIV-wieczna Brama Opatowska przypomina zaczarowane przejście do bajkowego miasteczka. Z wieży widać morze czerwonych dachów, pastelowe kamieniczki i kawiarniane ogródki wylewające się na rynek. Wzgórze, na którym umościło się miasto, miękko otula Wisła, a nad okolicą niosą się łagodne dźwięki dzwonów ze starych dzwonnic, jakby codziennie była tu niedziela.
Złudzenie podtrzymuje nagromadzenie zabytkowych kościołów, które pozwalają przenieść się w czasie aż do średniowiecza. Spacer po Sandomierzu to podróż do minionych epok, które wciąż poruszają wyobraźnię. XV-wieczny dom Jana Długosza, pamiętający wczesne średniowiecze zamek, gotycki ratusz i bogato zdobione mieszczańskie kamienice to pamiątki po złotych czasach miasta, które przez wieki bogaciło się dzięki położeniu na dawnych szlakach handlowych. Tutejsi kupcy sprowadzali towary z różnych stron świata i przechowywali je w specjalnie przygotowanych składach.
NA KURZEJ STOPIE
Początki zamku w Sandomierzu sięgają XII w., później był wielokrotnie przebudowywany. W XVIII w., aby zapobiec podmywaniu przez Wisłę, dobudowano murowaną szkarpę, zwaną kurzą stopą.
KAZIMIERZ VS SANDOMIERZ
Kazimierski rynek z charakterystycznymi kamieniczkami, kościołem farnym i zadaszoną studnią to bohater obrazów i pocztówek. Średniowieczny ratusz (zdjęcie obok) to centralny punkt sandomierskiej starówki i nieodzowny element scenerii serialu „Ojciec Mateusz”.
Ponieważ miasto otaczał mur ograniczający dalszą rozbudowę, przestrzeń na magazyny można było wygospodarować tylko pod ziemią. Między XIII a XVI wiekiem, kiedy tutejszy handel przeżywał swój rozkwit, w miękkich lessowych skałach drążono piwnice pod budynkami, placami i ulicami. Z czasem magazyny uległy zasypaniu i zapomnieniu, aż do ich ponownego odkrycia w latach 60. i udostępnienia zwiedzającym w ramach Podziemnej Trasy Turystycznej.
Najniższa z 34 komnat znajduje się 12 metrów pod ziemią, dlatego temperatura na dole spada do 15 stopni. W chłodnych, zanurzonych w tajemniczym półmroku piwnicach ustawiono beczki z winem. Nieprzypadkowo, bo okolice Sandomierza charakteryzuje wyjątkowy w Polsce mikroklimat pozwalający na uprawę winorośli. Ciepło i liczne wzniesienia, z których szybko spływa woda, sprawiają, że tak jak przed wiekami rozkwita tu winiarska tradycja. Nad Wisłą jedna po drugiej wyrastają winnice, które nie tylko urozmaicają krajobraz, lecz także oferują coraz lepszej jakości wino, nagradzane w międzynarodowych konkursach.
SANDOMIRUS WŚRÓD PIEPRZOWYCH GÓR
Kim są sandomierscy winiarze? To ludzie z pasją, którzy odważyli się podporządkować jej życie. Przynajmniej na kilka miesięcy w roku porzucają miejską codzienność i przenoszą się na łono natury, by uprawiać winorośl. Pielęgnują i zbierają owoce, doglądają procesu fermentacji, a na końcu ręcznie korkują i etykietują butelki. Działają w stowarzyszeniach, organizują warsztaty i festiwale. Bezinteresownie dzielą się wiedzą, zarażając entuzjazmem.
Z Winnicy nad Jarem rozciąga się zapierająca dech panorama okolicy. To ona sprawiła, że pani Sylwia i pan Mateusz nie potrafili sprzedać odziedziczonej ziemi i postanowili dzielić życie między pracę w Kielcach a winnicę. Można powiedzieć, że wino zawróciło im w głowach, wymaga niekończących się pokładów czasu na uprawę i pogłębianie enologicznej wiedzy. W drewnianej altanie wśród ziół i lawendy dowiaduję się, że polskie wino cechuje dość wysoka kwasowość, która sprawia, że zachowuje ono wyrazisty aromat. W smaku wyczuć można nutki naszych rodzimych składników: porzeczek, śliwek i orzechów – wszystko zależy od fantazji producentów.
Jesienią zaczyna się winobranie. To poetyckie słowo działa na wyobraźnię i sprawia, że mam przed oczami postacie w białych koszulach i słomkowych kapeluszach, brodzące w porannej rosie i zrywające purpurowe owoce do plecionych koszy.
– Nic z tych rzeczy – sprowadza mnie na ziemię pani Monika z Winnicy Sandomierskiej, która prowadzi degustacje w klimatycznej piwniczce. Sceny z eskapistycznych powieści można włożyć między bajki. Polskie winobranie wygląda bardziej przyziemnie. Trwa, kiedy ranki są już zimne i często trafiają się pierwsze przymrozki. Pracownicy zakładają kilka warstw ubrań, czapki i rękawiczki, by o wschodzie słońca zgrabiałymi palcami zacząć pracochłonny zbiór. Patrząc na soczystozielone rządki winorośli wijącej się u stóp malowniczego urwiska, myślę, że byłabym w stanie to znieść. Tymczasem poprzestaję na kieliszku aromatycznego sandomirusa.
W okolicy wszystko pobudza zmysły i apetyt, nawet nazwy. Sandomierz otaczają miękkie ramiona zielonych wzgórz. To Góry Pieprzowe, zawdzięczające swą nazwę łupkom, które utleniają się i kruszą, a wyglądem przypominają zmieloną przyprawę. Można tu spotkać największe w Polsce połacie dzikich róż, odurzających kolorem i zapachem. Obok nich – sady moreli i brzoskwiń, w pakiecie z pejzażem rzeki i sandomierskiej starówki. Zauważona podczas spaceru tabliczka z napisem „na sprzedaż” uruchamia marzenia o własnym miejscu na ziemi, które coraz więcej śmiałków decyduje się spełniać właśnie tutaj.
UCZTA ZMYSŁÓW
Położona u stóp wapiennego urwiska Winnica Sandomierska dostarcza wrażeń nie tylko dla podniebienia, ale i dla oczu.
JAK MALOWANIE
Bujna przyroda, sielska atmosfera, ludowa kapliczka i urokliwy wiatrak – Męćmierz to ulubione miejsce malarzy.
PIJ I UCZ SIĘ
Rzeczyca to jedna z winnic oferujących degustacje. Wizyta w niej jest świetną okazją nie tylko do posmakowania dobrych win, lecz także do poszerzenia winiarskiej wiedzy.
TU WSCHODZI JUTRZENKA
Inny pomysł na ucieczkę z miasta to okolice Kazimierza Dolnego, gdzie znajduje się winiarskie zagłębie. Tu gospodarstw produkujących wino jest już około czterdziestu. Sporo z nich prowadzi sprzedaż i chętnie otwiera swoje podwoje dla odwiedzających, oferuje degustacje i nocleg w agroturystyce. Miejscowe winnice czerpią z dobrodziejstw urodzajnych gleb lessowych, doskonale magazynujących wodę i niewymagających nawożenia. To dzięki nim tereny Małopolskiego Przełomu Wisły przypominają wiecznie zielony ogród, a okoliczne wzgórza bujnie porastają sady owocowe, uprawy ozdobnych krzewów i kilometry różanych pól.
Ceną za żyzne ziemie jest utrudniony dojazd – żeby dostać się do winnic, trzeba nieraz pokonać wąskie kamieniste dróżki prowadzące przez wyboiste pola i strome wąwozy. Lepiej nie ufać nawigacji, bardziej wiarygodne będą instrukcje miejscowych: „za kapliczką ostro pod górę” lub „tam, gdzie wydaje się, że już nic nie ma, to właśnie tu”. Warto podjąć wysiłek, zwłaszcza w przypadku małych rodzinnych gospodarstw położonych z dala od głównych szlaków. Trud zwraca się z nawiązką – nie tylko w postaci zachwycających widoków i smaku dobrego wina, lecz także możliwości poznania historii wyjątkowych ludzi.
Od złego stanu drogi zaczęła się winiarska przygoda pana Rafała. Podczas wycieczki wokół Kazimierza spadł z roweru, skręcił koło i kostkę. Wypadek zmusił go do zatrzymania się na wzgórzu, w miejscu starego siedliska otoczonego przez sad wiśniowy. Nie wiadomo, co bardziej go unieruchomiło – boląca noga czy hipnotyzujący widok, jaki rozciągał się ze szczytu wniesienia. W każdym razie nigdzie się już stamtąd nie ruszył – kupił ziemię i założył winnicę Rzeczyca.
Pan Mariusz, założyciel winnicy Las Stocki, oczarowany urokami Kazimierskiego Parku Krajobrazowego, wybrał działkę położoną na malowniczym stoku. Nachylenie gruntu to ważny element uprawy winorośli, zwłaszcza w kraju nierozpieszczanym ciepłym klimatem. Najwięcej ciepła zapewnia stok południowo-zachodni. – Winorośl jest jak stary człowiek – zdradza pan Mariusz. – Lubi, jak słońce grzeje mu w plecy.
Dzięki tej wiedzy w Lesie Stockim z powodzeniem przyjęło się sporo odmian: białe – seyval blanc, bianca, johanniter i solaris oraz czerwone regent i zweigelt. W winnicy Rzeczyca spotkamy dodatkowo polską jutrzenkę, hibernal, rondo, odmiany owocowe oraz próbkę vinifer: dornfelder i ehrenfelser. Uprawa winorośli to ciągłe eksperymentowanie. Dreszczyk emocji towarzyszący nowym odkryciom uzależnia znacznie bardziej niż samo wino.
USŁANE RÓŻAMI
Wokół Kazimierza Dolnego panuje unikalny mikroklimat, w którym świetnie czują się ozdobne krzewy i kwiaty. W okolicy uprawia się hektary pachnących róż.
ATRAKCYJNY KAZIMIERZ
Miasto przyciąga wielu artystów. Wokół starego rynku przysiadły niezliczone galerie sztuki. Tu: Galeria Letnia S. Mikawoza.
SMAK MLECZNEJ DROGI
Degustacja pobudza apetyt i domaga się kulinarnego towarzystwa. Idealne będą sery, które wytwarza ukryta przed światem manufaktura Mleczna Droga. Wąska ścieżka wśród łąk i pól pnie się na wzniesienie, na którym przycupnęło tradycyjne gospodarstwo: pośrodku rozłożyste drzewo, wokół dom z drewnianym gankiem i zabudowania z czerwonej cegły. Oto azyl kolejnych uciekinierów ze stolicy, którzy od biurowej krzątaniny wolą sianokosy i dojenie krów. W Mlecznej Drodze domowymi sposobami powstają rozpływające się w ustach pyszności – mleczny ser z zielonym pieprzem, kozi zaszczepiany pleśnią, cheddar oraz feta z czosnkiem i ziołami. Do wyboru mamy też paletę naturalnych jogurtów, wykorzystujących sezonowe dodatki: kwiaty czarnego bzu, śliwki, goździki, miód i cytrynę.
Prawdziwa winiarska wyprawa wymaga też wrażeń natury estetycznej. Kazimierz Dolny dostarcza ich do woli. Tak jak Sandomierz miasto bogaciło się na handlu spławnym w XVI i XVII w. W tym okresie powstało tu wiele budowlanych inwestycji, utrzymanych w stylu renesansu lubelskiego, łączącego gotyk z elementami renesansu włoskiego i niderlandzkiego. Cudzoziemscy architekci, zapraszani przez miejscową arystokrację, bogato zdobili gzymsy i pilastry, wprowadzali kolebkowe sklepienia i stiukowe dekoracje, widoczne dziś na fasadach kamienic, w kościele farnym i łudząco do niego podobnych białych spichlerzach o trójkątnych dachach.
Dziś Wisła nadal bogaci miasto, ale inaczej: zapewnia doskonały klimat do upraw owoców i chmielu, przyciąga malarzy urządzających nadrzeczne plenery, a na swych wodach nosi statki płynące do XVI-wiecznego zamku w Janowcu. Nad miastem roztacza się artystyczny duch widoczny w licznych galeriach, festiwalach kultury i sztuki oraz na płótnach akwarelistów uwieczniających przechadzające się w powłóczystych spódnicach Cyganki. Przysiadając w cieniu zadaszonej drewnianej studni i patrząc na stary rynek, możemy dać się uwieść i uwierzyć w wizję innego, lepszego życia. I zostać tu na zawsze.