Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2016 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Mikołaj Gospodarek,

Przystanek Innsbruck


Górujący nad miastem Hafelekarspitze pozwala zauważyć, jak ważną funkcję pełnił ten kawałek Tyrolu przyklejony do rzeki Inn. Z miasta pnie się droga, od wieków łącząca tę część Europy z Włochami. Z góry widać, z jaką fantazją wydarto przyrodzie skrawki ziemi, na której zbudowano autostradę. Codziennie tysiące samochodów pokonują tędy alpejski masyw. Oczami wyobraźni widzę zatrzymujące się powozy i podróżujących konno rycerzy. Jak dziś wygląda miasto położone na początku drogi na przełęcz Brenner?

Przez Innsbruck przejeżdżałem dziesiątki razy, jadąc autostradą w kierunku Włoch czy Szwajcarii. Nigdy jednak nie miałem czasu zobaczyć, co kryje w sobie to miasto. Świetną atrakcją jest podziwianie lądujących samolotów, bo lotnisko położone jest w dolinie nieopodal. Widok z autostrady, szczególnie wieczorem, zawsze wywoływał we mnie zachwyt. Po kolejnej podróży do Włoch postanowiłem przełamać schemat – zatrzymam się w Innsbrucku. To świetny przystanek przed lub po męczącej przeprawie przez Brenner. Warto pójść w ślady średniowiecznych rycerzy i odpocząć na chwilę nad rzeką Inn. Czy Innsbruck przyjmie i poprowadzi swoimi ścieżkami podróżnika znużonego drogą?

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

ALPY ÜBER ALLES

Innsbruck jest otoczony ze wszystkich stron przez góry. Z każdego miejsca wygląda inaczej.

GORĄCZKA ZŁOTA

Symbol miasta – Złoty Dach to najczęściej fotografowane miejsce. Tu zawsze pełno turystów.

ZYGZAKIEM DO MIASTA

Ze stacji Seegrube (1 905 m n.p.m.) widać, jak człowiek wpłynął na wygląd okolicy. Zejście stąd może przyprawić o zawrót głowy.

 

Z INNĄ W NAZWIE

 

Gdy opuszczałem autostradę, o Innsbrucku nie wiedziałem nic, poza tym że dwa razy odbyły się tutaj igrzyska olimpijskie (w 1964 i 1976 r.). Kojarzę też to miasto z zimowego Turnieju Czterech Skoczni, zapadł mi w pamięć widok z Bergisel. Na pierwszym drogowskazie odnalazłem kierunek „centrum” i jechałem przed siebie. W odróżnieniu od autostrady ulice okazały się spokojne i bardzo dobrze oznakowane. Skierowałem się na parking o wymownej nazwie „stare miasto” i po lekkim zagubieniu na remontowanych ulicach dotarłem na miejsce. Po drodze minąłem kilkanaście parkingów, więc z zostawieniem samochodu nie ma w mieście problemu.
Szybko zorientowałem się, że Innsbruck jakby czeka na takich turystów jak ja! Znalazłem mapę centrum oraz stojak z materiałami promocyjnymi. Szybko obejrzałem plan tego dosyć sporego miasta, zaplanowałem spacer i ruszyłem przed siebie. To był świetny pomysł po kilku godzinach spędzonych w samochodzie.
Miasto leży w dolinie rzeki i ma ją w nazwie – poszedłem więc nad wodę. Po drodze przeszedłem przez sympatyczny plac targowy pełen świeżych owoców i wszelkiego rodzaju miejscowych produktów. Zatrzymałem się przy jednej z piękniejszych panoram Innsbrucku i podziwiałem górujący nad nią masyw Nordkette z Hafelekarspitze i dziesiątkami innych równie pięknych alpejskich szczytów. Licząca ponad 500 km rzeka Inn kształtuje wygląd miasta. Ma kolor kawy z mlekiem i zbiera wody z lodowców i topniejących śniegów w wielu dolinach.
Rzut oka na panoramę wyznaczył kolejny cel – po drugiej stronie rzeki zauważyłem ciekawe architektonicznie bloki, wybudowane pewnie przy okazji olimpiady, i postanowiłem na chwilę oddalić się od centrum. Poszedłem do kolejnego mostu. W obrębie miasta doliczyłem się około 10 przepraw (łącznie z kolejowymi). Wyobrażam sobie jednak, że przed wiekami taka dzika, alpejska, nieuregulowana rzeka stanowiła niebezpieczną przeszkodę na drodze i krzyżowała plany niejednemu podróżnikowi. Spacer po drugiej stronie dał mi dobry ogląd miejscowości. Po kilkunastu minutach wróciłem kolejnym mostem na stare miasto i udałem się na odkrywanie malowniczych uliczek.
Niemiecki porządek, austriacka przestrzeń i włoska fantazja – tak w skrócie mógłbym opisać zakątki, po których spacerowałem. Wyraźnie widać wpływy trzech kultur, które razem dają niezwykły koloryt. Oczywiście główna ulica, Herzog-Friedrich, a później Maria-Theresien to typowy zatłoczony deptak wypełniony turystami. Można tu odpocząć, popijać kawę lub piwo i spoglądać na miasto i góry. Roi się od sklepów, sklepików i wszelkiego rodzaju knajp, restauracji. Zobaczymy tutaj również ogromny zbiór biżuterii Swarovskiego, który mieści się w przepięknym butiku tuż przy głównej alei.

 

 

ZŁOTO NA DACHU

 

2738 złoconych miedzianych gontów pokrywa niewielki Złoty Dach uznany za symbol miasta. Trudno go nie zauważyć, bo w słoneczny dzień z daleka widać blask, a w pochmurny i tak stoją tam tłumy turystów z głowami zadartymi do góry. Tuż obok znajduje się jeden z najładniejszych budynków starego miasta, Helblinghaus, który potrafi zatrzymać na dłuższą chwilę.
Deptak zaczyna się mniej więcej w okolicach pomnika Annasäule, a kończy właśnie budynkiem ze złotym dachem. Warto jednak zapuścić się w boczne uliczki. Odnajdziemy tam ciche zakątki, w których kawa smakuje inaczej, a czas płynie jakby wolniej. Na tyłach Goldenes Dachl znajduje się katedra barokowa pw. św. Jakuba – przepiękne freski i organy trzeba koniecznie zobaczyć na własne oczy. Nieopodal mieści się również cesarski Hofburg, uznany w Austrii za jeden z najważniejszych zamków, tuż obok wiedeńskich. Z budowli sakralnych warto odwiedzić również kościół dworski z XVI w. (Hofkirche), gdzie znajduje się nagrobek cesarza Maksymiliana I.
W samym centrum stoi piękny punkt widokowy – wieża Stadtturm, z której można podziwiać panoramę miasta i otaczających go Alp. Tym, którym mało architektury, polecam wybrać się do zamku Ambras, otoczonego niezwykłym parkiem. Z centrum można dojechać do niego tramwajem lub autobusem.
Miasto ma świetnie zorganizowaną sieć połączeń. Autostrada, lotnisko, kolej – bez problemu można dotrzeć do centrum, a tam kursują autobusy i tramwaje. Można również wypożyczyć rower lub podróżować klasycznie – bryczką z zaprzęgiem konnym. Na dworcu głównym „zbadałem” automat i stwierdziłem, że zakup dziennego biletu na komunikację miejską nie stanowi problemu (do wyboru jest kilkanaście języków, ale o polskim zapomniano). Jako fan miejskich spacerów podarowałem sobie czekanie na przystankach i wszędzie, gdzie chciałem, szedłem pieszo – dzięki temu mogłem też lepiej nasycić się Innsbruckiem.

 

PO BRUKU INNSBRUCKU

Wyjątkowo szerokie chodniki na Maria-Theresien-Straße pomieszczą wszystkich: spacerowiczów i rowerzystów.

STACJA OD ZARY

Hungerburg, najwyższa stacja kolejki Hafelekar projektu Zary Hadid, jest przykładem na to, jak nowocześnie można połączyć użyteczność z naturą.

 

KOSMICZNA KOLEJKA

 

Zamiast spędzać czas w muzeach i na zatłoczonych ulicach, postanowiłem spojrzeć na miasto z góry. Z centrum widać budynek górnej stacji kolejki Hafelekar. Nigdzie jednak nie zauważyłem początku liny, po której miałbym dostać się do celu. Udałem się więc do punktu informacji miejskiej. Zdziwiło mnie, że dolna stacja znajdowała się w samym środku miasta... I tu rozpoczęła się wspaniała przygoda.
Ruchome schody przeniosły mnie na podziemny peron. Stacja z zewnątrz przypomina prototyp statku kosmicznego. Jest to dzieło Zary Hadid, brytyjskiej architekt irakijskiego pochodzenia. Projekt stacji kolejki Hungerburg został ukończony w 2007 r. Przystanki Congress, Löwenhaus, Alpenzoo i Hungerburg same w sobie są atrakcją i zasługują na kilka minut uwagi. Można dostrzec, z jak wielkim smakiem wkomponowano te obiekty w niezwykłe otoczenie. Przejazd kolejką jest również nie lada przeżyciem. Początkowo trasa biegnie pod miastem, nad rzeką Inn wybudowano specjalny most dla przeprawy, po czym kolejka rusza stromo do góry przez tunel wykuty w skale. Majstersztyk! Po zjechaniu w dół miałem ochotę wsiąść jeszcze raz.
Wysiadłem na stacji Alpenzoo. Można tu odwiedzić położone najwyżej w Europie zoo (727 m n.p.m.). Znajduje się w nim ponad 2000 zwierząt z około 150 gatunków, które od wieków żyją w rejonie Alp. Kolejną stacją jest Hungerburg, skąd pierwszy raz można zobaczyć przepiękną panoramę całej okolicy. Udaję się wyżej i wyjeżdżam na Seegrube, z którego widok okazuje się jeszcze lepszy. Nie mogę się powstrzymać, wsiadam od razu do kolejnego wagonika i jadę na 2256 m n.p.m., na Hafelekar. Oczywiście widok jest piękny!
Dopiero z tego miejsca widać wijącą się rzekę i miasto w całej okazałości. Za plecami mam przepiękne ściany Karwendela. Trudno zdecydować się, na którą stronę patrzeć. Przyjemny chłód daje chwilowy odpoczynek od upału panującego na dole. Po infrastrukturze widać, że zimą jest to narciarski raj, ale podróż tymi kolejkami to niezwykła przygoda przez cały rok. Na trasie, w różnych punktach, odbywają się każdego miesiąca ciekawe imprezy kulturalne, sportowe i muzyczne.
Na dole, tuż obok stacji, skusił mnie przepiękny widok zielonego parku – Hofgarten jeszcze na chwilę pozwolił mi pozostać w klimacie natury i zieleni. Malowniczo położony pawilon muzyczny z rozgrywaną przed nim partią ogromnych rozmiarów szachów pozwolił na chwilę odpoczynku w samym sercu tętniącego życiem miasta. Krótko skoszona trawa zapraszała do posiedzenia.
Innsbruck żegnałem w świetle zachodzącego słońca. Był to wspaniały czas i bardzo udana przerwa w podróży. Warto przyjechać tu na dłużej i znaleźć coś dla siebie w bogatej ofercie całej okolicy. Samego miasta nie można zaliczyć do tych, które potrafią zabrać tydzień na zwiedzanie, ale z pewnością jest na tyle atrakcyjne i przyjazne, że warto poświęcić mu dłuższą chwilę. Innsbruck potrafi zatroszczyć się o turystę – nie nudzi, nie narzuca się – po prostu daje każdemu tyle, ile potrzeba, a do tego potrafi sam poprowadzić po swoich cudownych zakątkach!