Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2016 na stronie nr. 20.

Tekst i zdjęcia: Marta Legieć,

Nie ma takiego kraju


Europejczycy kochają Japonię. Odmienna kulturowo i obyczajowo, wydaje się w jakiś sposób nierealna. Jednak istnieje, a z Warszawy można się do niej dostać w zaledwie dziesięć godzin. Nie mogłam nie skorzystać z okazji, jaką dał mi LOT. Wsiadłam w dreamlinera i zanim się obejrzałam, zobaczyłam złudzenie utkane z wyobrażeń, co do którego istnienia wątpliwości miał nawet Oscar Wilde, gdy pisał: „Tak naprawdę cała ta Japonia jest czystym wymysłem. Nie ma ani takiego kraju, ani takich ludzi”. Okazuje się, że są.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

RZUCA NA KOLANA

Do przeprowadzenia ceremonii herbaty używa się sproszkowanej herbaty zielonej. Ten rytuał odbywa się w specjalnie urządzonym i przygotowanym pomieszczeniu zwanym pawilonem herbacianym.

TOKIO... I WSZYSTKO JASNE

Z platformy widokowej Tokyo Skytree widać jak na dłoni pulsujące światła miasta. Ta wieża jest drugą najwyższą budowlą na świecie (zaraz po Burdż Chalifa w Dubaju).

NIE PATRZ NA MNIE

W Tokio wiele ludzi nosi maski chirurgiczne. Japończycy zakładają je nie tylko ze względu na higienę i ochronę przed zimnem, ale też przed niechcianymi spojrzeniami.


NIE KOMBINUJ


– Jeszcze nikt nigdy nie kłaniał mi się tak często – mówi mój towarzysz podróży. Rzeczywiście, kiedy zwróciłam na to uwagę, zauważyłam delikatne skinienie celnika na lotnisku, a potem sklepikarza i kelnerki. Kiedy odjeżdżałam spod centrum handlowego, na pożegnanie machała mi kobieta zamiatająca parking, a gdy opuszczałam hotel, miałam wrażenie, że na do widzenia wymachiwała rękami cała jego obsługa. Europejczyka zadziwia, jak bardzo wszyscy są tu grzeczni, wręcz usłużni. Ale przecież nie bez przyczyny Japończyków uważa się za najbardziej uprzejmy naród świata. Wysoka kultura osobista oraz zamiłowanie do porządku i czystości to cecha wspólna mieszkańców tego kraju. Podobnie jak uczciwość.
– Szanują prawo i porządek. Nikt nie kradnie, taką mają mentalność. Osoba złapana na oszustwie spaliłaby się ze wstydu. Między innymi dlatego wskaźnik przestępczości jest tu jednym z najniższych na świecie. Rzadko zdarzają się rozboje, gwałty, kradzieże, morderstwa, niespotykane są nawet akty wandalizmu. Jeśli zgubisz portfel, znajdziesz go na najbliższym posterunku policji obok miejsca, w którym go straciłaś – tłumaczy mi Michał, który mieszka tu od przeszło dwudziestu lat. – Japończyk nie zna też słowa „kombinować” – dodaje.
To ostatnie zdanie powtarzałam jak mantrę, gdy grubo po północy wracałam taksówką do hotelu. Kierowca nie znał angielskiego, zresztą po angielsku generalnie trudno się tu porozumieć. Wiedział, gdzie jechać, ponieważ otrzymał wizytówkę hotelu z wypisanym adresem. Jechaliśmy długo, wydawało mi się, że całe wieki. Zachowywałam spokój jedynie dlatego, że wierzyłam mocno w uczciwość tego człowieka. Przywiózł mnie na miejsce i nie naciągnął. Odetchnęłam z ulgą.

 

MIĘDZY SŁOWAMI


Shibuya to dzielnica Tokio, która jednym przypomina nowojorski Times Square, a innym – londyński Piccadilly Circus. Dookoła pełno kolorowych billboardów, mrugających reklam oraz ludzi, których tylko w tej dzielnicy mieszka 200 tysięcy. Tłumy, będące nieodzownym elementem tego miejsca, są nie do opisania. Właśnie tu znajduje się rozsławione na cały świat skrzyżowanie z pięcioma przejściami. Po jednym na każdej ulicy i jednym przez sam środek. Szczególnie gdy wypada rasshu aw? (godzina szczytu), rzeka ludzi płynie w każdym kierunku, również na przełaj, i nikt się o nikogo nie obija. Jednak strach wtapiać się w tę falę przechodniów.
Shibuya to też modne sklepy czy kluby. W końcu to dzielnica rozrywkowa, w której można zasmakować tokijskiego życia nocnego. Dokładnie takiego, jakie pokazała Sofia Coppola w „Między słowami”, umieszczonym przez telewizję Channel 4 na liście filmów, które trzeba zobaczyć przed śmiercią. W portretowaniu miasta nie mogło zabraknąć karaoke, zapoczątkowanego w Japonii, a znanego na całym świecie. W Shibuya słynne japońskie bary karaoke znajdują się praktycznie wszędzie. I właśnie tu przekonuję się, że w Tokio karaoke to coś więcej niż rozrywka polegająca na śpiewaniu do mikrofonu w gronie przyjaciół.
Pusta orkiestra – bo tak naprawdę to właśnie oznacza słowo „karaoke” (karappo: pusty i ?kesutora: orkiestra) – gra przy każdej możliwej okazji, nawet podczas spotkań biznesowych. Jeśli wierzyć legendzie, ta muzyczna rozrywka narodziła się w barze Kobe około 30 lat temu. Wokalista, który miał wystąpić w lokalu, nie doczekał się przyjazdu zespołu akompaniującego, więc właściciel klubu puścił mu taśmę z podkładami muzycznymi.
 

IDĄ W KIMONO

Taki widok na tokijskich ulicach nie jest rzadki. Kimona noszą zarówno osoby starsze, jak i młode. W Japonii jest wielu hobbystów tego stroju, organizuje się też kursy jego noszenia.

TRANSPORT W BIAŁYCH RĘKAWICZKACH


Do Edo, usadowionego na wyspie Honsiu nad Oceanem Spokojnym, przeniesiono stolicę z Kioto w 1868 r. Cesarz zmienił nazwę grodu na Tokio. Tak rozpoczęła się nowoczesna historia miasta, naznaczona też tragicznymi wydarzeniami. Po wielkim trzęsieniu ziemi w 1923 r. miasto legło w gruzach. Niewiele później, podczas II wojny światowej zostało niemal całkowicie zniszczone.
Na szczęście Tokio podniosło się i całkowicie zmieniło swój charakter, aby z czasem stać się największym miastem świata. Już w 1965 r. liczyło 15 milionów ludzi. Dziś w aglomeracji, w 23 dzielnicach, żyje blisko 38 milionów mieszkańców. Rozległa sieć przedmieść, a tak naprawdę mniejszych miast, rozchodzi się promieniście od centrum wypchanego drapaczami chmur. Połączone siecią metra oraz wiaduktami kolejki Yamanote, dzielnice przypominają wyspy rozległego archipelagu. Tak wielkie i skomplikowane miasto jest w stanie funkcjonować jedynie dzięki nadzwyczajnemu systemowi komunikacji publicznej. Metrem podróżuje 8 milionów pasażerów dziennie. Czy to dużo? Wszystkie pociągi w Polsce przewożą tylko 280 milionów pasażerów rocznie.
Tokijskie metro obrosło już legendami. Niektórzy są zdania, że przejażdżka tym środkiem lokomocji to sport ekstremalny i lepiej unikać go w godzinach szczytu. Kto nie ma wyjścia i musi skorzystać z metra, może spotkać na swej drodze upychacza – człowieka w białych rękawiczkach, który pomaga wsiąść podróżnym do zatłoczonego wagonu poprzez dopychanie ich na siłę. Na szczęście, choć pociągi bywają straszliwie zatłoczone, zawsze przyjeżdżają punktualnie, a opóźnienie rzędu 6 sekund uważa się tu za karygodne. Motorniczy za spóźnienie albo ustawienie wagoników na peronie o metr za daleko może nawet stracić pracę. Tu nie ma miejsca na pomyłki, zapewne dlatego metro działa jak dobrze naoliwiona maszyna.


W KIMONO


Przez wiele wieków Japonia była zamknięta na świat. Do połowy XIX stulecia nie utrzymywała kontaktów z zagranicą, a Japończykom zabroniono podróży poza kraj. Izolacja sprawiła, że wyjątkowo długo przetrwała pierwotna kultura tego kraju. Również dzięki temu Japonia stanowi dziś niezwykłe połączenie nowoczesności i tradycji, o której marzą turyści. W Kraju Kwitnącej Wiśni kusi surowy krajobraz i estetyczna harmonia, gejsze, samuraje i ceremonia parzenia herbaty.
Na moment pojawienia się delikatnych różowych kwiatów Japończycy czekają z utęsknieniem przez cały rok, a obcokrajowcy są w stanie wydać majątek na bilety lotnicze, aby w tym czasie znaleźć się w magicznym kraju. – Stoją w parkach jak zaczarowani, oglądają gałęzie obsypane kwiatami wiśni i wzdychają do nich – opowiada mi Michał. – Jednak czasami, gdy spadnie deszcz, kwiaty na drzewach pozostają dzień, może dwa. I po wszystkim.
Fakt, nie jest łatwo trafić w odpowiedni termin. Z ogólnych informacji wiemy, że w Tokio jest to przełom marca i kwietnia. Jednak okres kwitnienia jest krótki, trwa nie dłużej niż dwa tygodnie, dlatego proces ten jest regularnie monitorowany przez japońską agencję meteorologiczną, która w specjalnych komunikatach ogłasza oficjalny początek sezonu kwitnienia wiśni w poszczególnych miastach kraju.
Dużo łatwiej znaleźć tu kimono, uważane za kolejny symbol Japonii. To strój nie tylko na specjalne wydarzenia, śluby lub pogrzeby, ale na co dzień. Chodzą w nim starsze panie, młode dziewczyny i turystki. Spróbowałam i ja. Szybko przekonałam się, że samodzielne założenie kimona jest niemal niemożliwe, potrzebna jest pomoc wykwalifikowanej osoby, która pracuje w wypożyczalni. Kimono składa się z kilku warstw, każda niczym bandaż przylega ściśle do ciała. Na początku trudno mi było w nim oddychać. Trochę czasu zajęła mi też nauka swobodnego poruszania się w stroju i w japonkach, gdy na nogi kazano mi włożyć specjalne białe skarpetki przystosowane do tego typu obuwia. Uważam jednak, że przygoda warta była przeżycia. Koszt wypożyczenia kimona w najprostszej wersji w jednej z licznych wypożyczalni to ok. 100 zł. Z pewnością tańsze jest kupienie maneki-neko, figurki mruczka uchodzącego tu za symbol szczęścia. Przypominam jednak, że uniesiona łapka nie oznacza „przybicia piątki”. Według Japończyków jest to gest przyzywający fortunę.


CYSORZ TO MA KLAWE ŻYCIE

Ogrody Cesarskie to zielone serce miasta. Właśnie tu, w dzielnicy Chiyoda, znajduje się główna rezydencja cesarza Japonii. Zbudowano ją na miejscu dawnego zamku Edo.

 

MINIMALIZM OBSESYJNY


W wielu domach na ziemi leżą maty tatami, a łóżko to zaledwie materac, który w ciągu dnia jest chowany do szafy. Minimalizm jest tu wręcz obsesyjny. Mniej znaczy więcej, również z praktycznego punktu widzenia. Japonia jest regularnie nękana przez trzęsienia ziemi, i właśnie dlatego obrastanie w liczne cenne dobra dla wielu osób zwyczajnie nie ma sensu. Poza tym niemal połowa urazów, do jakich dochodzi podczas trzęsień ziemi, jest wynikiem spadających przedmiotów.
Aby zminimalizować przestrzeń mieszkalną, architekt Kisho Kurosawa stworzył w 1972 r. w popularnej dzielnicy Ginza budynek Nakagin Capsule Tower. Struktura tego cuda składa się z drobnych 140 domów, z których w razie potrzeby każdy może być oddzielony od całości i na przykład wymieniony. Z zewnątrz budowla wygląda jak seria ogromnych pralek. Kapsułowe domy mają po jednej niewielkiej łazience, a urządzenia i schowki są wbudowane w ściany. Każdy moduł ma jednakowy wymiar ok. 8 m2 i stanowi samodzielną przestrzeń mieszkalną. W założeniu mieszkania miały być przeznaczone dla biznesmenów, którzy żyli w odległych przedmieściach lub odwiedzali Tokio od czasu do czasu. W rzeczywistości mikrodomy służą tym, których nie stać na nic większego. Pojawiają się tu też turyści, bowiem kapsułę za blisko 600 zł za dobę można wynająć w serwisie Airbnb. I mimo że miejsca jest mało, nie jest to najdziwniejszy nocleg na świecie.
W Japonii może być jeszcze dziwniej, choćby w hotelu kapsułowym. Wymiary jednoosobowej kabiny to 190 × 100 × 90 cm. Każda jest klimatyzowana, ma wbudowany telewizor, lampkę i budzik. Za nocleg w najprostszej kabinie bez gniazdka i wi-fi trzeba zapłacić około 140 zł. Hotele zachwalają, że to idealne rozwiązanie dla biznesmenów i turystów. Być może, ja jednak postanowiłam spędzić noc w tradycyjnym hotelu, z łazienką wyposażoną w osławioną już japońską toaletę z panelem sterowania jak w statku kosmicznym.
Futurystycznych toalet, pełnych guziczków oraz różnego rodzaju udogodnień i bajerów, jest w Japonii całe mnóstwo. Słyszałam też, że w niektórych pracują ich opiekunowie, którzy czuwają po cichu gdzieś w okolicy. Gdy zdezorientowany Europejczyk zaczyna wciskać wszystkie guziki naraz, pojawia się taka persona, z miną pokerzysty spuszcza wodę i wychodzi.