Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2011 na stronie nr. 36.

Tekst i zdjęcia: Jędrzej Majka,

Malta dla zakochanych


Jesienią roku 60, podczas silnej burzy, u wybrzeży Malty rozbił się statek płynący do Rzymu. Na jego pokładzie znajdował się Paweł z Tarsu. Rozbitkom nic się nie stało, a przez kolejne trzy miesiące apostoł krzewił na wyspie chrześcijaństwo. Dziś Malta należy do najbardziej katolickich państw świata. Tak przynajmniej głoszą statystyki.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Archipelag Wysp Maltańskich tworzą Malta, Gozo i Comino oraz niezamieszkałe Cominotto, Filfla i dwie Wyspy Świętego Pawła. Przez ostatnie 7000 lat, odkąd na Malcie pojawili się pierwsi osadnicy z Sycylii, rządziło tu wielu: Fenicjanie i Kartagińczycy, Rzymianie i Bizantyjczycy, Arabowie i zakon Rycerzy św. Jana, w końcu Francuzi i Brytyjczycy. Ze względu na położenie w centralnej części Morza Śródziemnego wyspa stanowiła naturalny pomost między Europą i Afryką. Dlatego spotyka się tu wiele tradycji kulinarnych. W restauracji można zamówić dania z makaronu – spuściznę po Włochach, zaś po Brytyjczykach zostały steki i ryba z frytkami. Wpływy afrykańskie, dokładniej arabskie, odnajdziemy natomiast w smażonym w głębokim tłuszczu ciastku mqaret ze słodkim nadzieniem z daktyli.

 

KURS ANGIELSKIEGO I PRAWA JAZDY

Tak reklamują się niektóre szkoły na Malcie. Jadąc tam na kurs, należy jednak pamiętać, że na wyspie ruch jest lewostronny.

PRANIE NA ŚCIANIE

Lepsze to niż bilbordy reklamowe na elewacjach naszych kamienic.

GŁĘBIA SPOJRZENIA

Przed czym dziś chroni oko Ozyrysa, umieszczane na rybackich łodziach?

 

PAMIĄTKI PO BRYTYJCZYKACH

 

Biało-czerwono-żółty autobus, wyprodukowany w latach 50. ubiegłego wieku, przypomina kształtem ogórek. Otwarte w czasie jazdy drzwi zastępują klimatyzację, a rozciągnięty pod sufitem sznurek, zakończony dzwonkiem, zapewnia pasażerom chcącym wysiąść kontakt z kierowcą. Kiedy autobus pnie się pod górę, by po chwili zjechać stromą drogą w dół, turyści wstrzymują oddech. Wielki napis Ufajmy Bogu, umieszczony na przedniej szybie, nabiera jeszcze większego znaczenia. W takim właśnie autobusie poznałem pochodzącą z Petersburga Nataszę. Drugi dzień z rzędu wracałem wieczorem z Valletty do Melliehy. I po raz drugi usiadła obok mnie ta sama dziewczyna.
Uczysz się czy na wakacjach? – spytała.
Na wakacjach. A ty?
Jestem tu od trzech miesięcy. Chodzę do szkoły. Uczę się angielskiego.
I jak? Jesteś zadowolona?
Zdies’ klawo. Trzeciego dnia poznałam Tolika. Zakochałam się. On też jest z Pitra. Tam na pewno byśmy się nie poznali, musieliśmy przyjechać na Maltę. Takie widocznie było przeznaczenie.
Malta jest wymarzonym miejscem do nauki angielskiego. Od początku XIX wieku to drugi, obok maltańskiego, oficjalny język na wyspie. Rodzimy maltański uzyskał status języka urzędowego dopiero w roku 1934. Dziś prawie wszyscy tu są dwujęzyczni. – W ciągu dnia szkoła, wieczorami dyskoteki, a w weekendy plaża – zachwala pobyt na wyspie Natasza. Do licznych szkół językowych przyjeżdża rocznie około 40 tysięcy uczniów z ponad 50 krajów. Ale nauka angielskiego to nie jedyna okazja do otarcia się o brytyjskie klimaty. Rodem z Anglii są także czerwone budki telefoniczne i skrzynki pocztowe oraz niebieskie latarnie, którymi oznaczono posterunki policji. Popijając brytyjskie piwo, Maltańczycy zazwyczaj kibicują drużynie Manchester United.
Na prośbę samych Maltańczyków w 1800 roku, Brytyjczycy przybyli na wyspę z zamiarem usunięcia z niej Napoleona i zakończenia trwających od dwóch lat francuskich rządów. Zostali na prawie dwieście lat. Niepodległość Malta uzyskała dopiero w roku 1979, a brytyjskie pamiątki zostały do dziś.

 

 

PRZYSTANEK MALTA

 

Czekając, aż kelnerka przyniesie zamówione danie, siedziałem, rozglądałem się i trochę podsłuchiwałem. Cóż było robić, kiedy do moich uszu dochodziła rozmowa prowadzona po polsku. Przy sąsiednim stoliku siedziało małżeństwo trzydziestolatków. Malta była dla nich jednodniowym przystankiem w trakcie tygodniowego rejsu po Morzu Śródziemnym. Popijali piwo i oglądali zdjęcia w aparacie.
To jeszcze Sliema, a to już Valletta. Katedra. Caravaggio. Ścięcie św. Jana Chrzciciela – wyliczała kobieta.
Nie sądziłem, że w jeden dzień zwiedzimy aż tyle. Malta jest taka…
A widzisz… Chciałeś cały dzień siedzieć w Valletcie, a tak widziałeś całą wyspę. Kościół św. Pawła. Grota św. Pawła. Katakumby św. Pawła – opisywała kolejne zdjęcia.
Nie. To już katakumby św. Agaty – wtrącił mężczyzna.
Kochanie, jak zawsze, masz rację – odpowiedziała z uśmiechem kobieta.
Szkoda, że nie widzieliśmy Hypogeum. Świątynia sprzed 5000 lat. Nic dziwnego, że bilety trzeba kupić kilka miesięcy wcześniej, jeśli dziennie wpuszczają tylko 100 osób.
Wrócimy tu za rok – głos kobiety brzmiał stanowczo.
Jestem zmęczony. Marzę o tym, by wrócić.
Kochanie, to jest nasza najwspanialsza rocznica ślubu. Dziękuję.
Idąca do mnie kelnerka przeszła obok ich stolika. Niosła talerz z królikiem w czekoladzie. Zapach był tak intrygujący, że oboje podnieśli głowy znad aparatu i co chwila spoglądali w moją stronę. Smak potrawy był równie zniewalający, jak jej zapach. Fenek, tak mówią tu na królika, należy do ulubionych dań Maltańczyków. Królik pieczony. Królik smażony. Królik duszony, z dodatkiem cebuli, ziół i wina. Wybrałem wersję mniej tradycyjną. Delikatne mięso i sos z gorzkiej czekolady znakomicie się dopełniały.

 

GRAND HARBOUR

Nie jest już bazą wypadową chrześcijańskich korsarzy z zakonu Maltańskiego, lecz największym portem Malty.

JEZUS KOCHA MALTAŃCZYKÓW

 

Choć poznałem historię jej życia, nawet nie wiem, jak miała na imię. Starsza pani mokrą ścierką przecierała figurkę Jezusa wmurowaną w ścianę domu. Siedziałem przy kawiarnianym stoliku i obserwowałem, co się dzieje po drugiej stronie ulicy. Na Malcie niemal przy każdych drzwiach wejściowych widzi się figurki świętych. Maltańczycy sprawiają wrażenie bardzo religijnych. Latem w parafiach odbywają się odpustowe festy. Ulice pełne są kwiatów, a niebo wieczorami rozbłyska tysiącami sztucznych ogni. Niemal wszyscy uczestniczą w procesjach.
Co podać? – spytała kelnerka po raz drugi, a może i trzeci.
Przepraszam, zapatrzyłem się – odpowiedziałem.
Ona codziennie o tej porze przemywa Pana Jezusa – rozpoczęła opowieść kelnerka. – Pracuję tu od czterech lat i widzę ją każdego dnia. Ludzie opowiadają, że „całe życie jest wdową”. Jej mąż zginął na morzu. Wtedy zamknęła się w swoim świecie. Jakby ze śmiercią męża zakończyła własne życie.
Znów spojrzałem w stronę kobiety. Widok przesłonił mi autobus z wielkim napisem Jesus loves me na tylnej szybie. Kiedy przejechał, kobiety już nie było. Pozostała jedynie smutna historia, opowiedziana przez kelnerkę.
Katolicka Malta, gdzie 98% społeczeństwa deklaruje się jako wierzący, a co piąty katolik należy do jakiegoś ruchu kościelnego, pełna jest ludzi przesądnych. Uczniowie, pisząc pracę egzaminacyjną, w lewym górnym rogu kartki umieszczają litery JMJ, oznaczające Jezusa, Marię i Józefa. Przed domem, w którym ktoś umiera, stawia się szklankę wody. Maltańczycy wierzą, że dusza opuści dom dopiero, gdy zostanie napojona. Z burt jaskrawo pomalowanych łodzi luzzu, po obu stronach dziobu, spogląda, namalowane bądź wyrzeźbione, czujne oko Ozyrysa. Ma strzec rybaków wypływających w morze.

 

 

COMINO PACHNIE TYMIANKIEM

 

Scena jak z filmu o miłości. Akcja rozgrywa się na skalistej wysepce. Kolor wody to granat i indygo na głębinach, błękit i turkus przy brzegu. Z wody co jakiś czas wyskakują delfiny. Dzika przyroda klifowego wybrzeża, niewielka piaszczysta plaża, zatoczki i groty. Mężczyzna w białej płóciennej koszuli klęka przed ukochaną i wręcza jej pierścionek.
Być może byłem jedynym świadkiem tego zdarzenia. Takim świadkiem mimochodem, który, zamiast pluskać się w cudownej wodzie, postanowił obejść wyspę.
Comino, wysepka o powierzchni 2,5 km2, różni się bardzo od sąsiadujących z nią turystycznej Malty i nieco spokojniejszej Gozo. To miejsce leniuchowania, z jednym tylko hotelem. Turyści, przywożeni łodziami do Błękitnej Laguny, upajają się zapachem tymianku. Jego wielkie kępy rosną w sąsiedztwie kminu, od którego wyspa wzięła swoją nazwę.
Po kilku godzinach totalnego lenistwa na tymiankowej wyspie znalazłem się w kilkuosobowej łódce, płynącej na Gozo. Już mieliśmy odpływać, gdy na pokład wskoczyło jeszcze dwoje pasażerów. To była tamta para. Być może byli to najszczęśliwsi tego dnia ludzie na całym archipelagu maltańskim. Dziewczyna co chwila poprawiała włosy, opadające jej na twarz. Przy okazji, zupełnie nieświadomie, prezentowała wszystkim pierścionek zaręczynowy.