Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2016 na stronie nr. 24.

„Sycylia jest jedynym na świecie obszarem cywilizacyjnym, w którym przeszłość i teraźniejszość współżyją ciągle w nierozerwalnym, konwulsyjnym uścisku. Kto wie, czy nie dlatego Sycylijczycy zakochani są równocześnie w śmierci i w życiu” – zastanawiał się znawca Południa, Gustaw Herling-Grudziński.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Kontakt umarłych z żywymi na Sycylii jest widoczny i naturalny. Znaczenie i moc zmarłych przejawiają się podczas licznych tu świąt i obrządków. Każde miasteczko czy osada ma swoje religijne święta. I jak pisał Saverio Landolina Nava, entuzjazm wykazywany podczas obchodów świątecznych graniczy tu z szaleństwem. Na Sycylii prawie zawsze można zobaczyć dekoracje miast, bo właśnie niedawno odbyło się jakieś święto lub trwają przygotowania do uroczystej fiesty.

 

MIASTO UMARŁYCH

Na starym cmentarzu w Ennie zmarłych nie chowa się w ziemi, ale w małych kapliczkach. Spowodowane jest to twardością skalistego podłoża.

NIESKROMNE CIASTECZKA

Ciastka nazywane „piersiami dziewic” to popularny w Katanii deser na cześć św. Agaty, patronki miasta.

DOSTAWA POD WEZWANIEM

Wizerunek św. Rozalii na samochodzie dostawczym.


 

PIERSI DZIEWIC I KOŚCI ZMARŁYCH


Kościoły na Sycylii są często zamknięte, a jeśli nawet są otwarte – nie przyciągają tłumów. Ale religijność jest obecna na ulicy. Stale czynna jest na przykład kaplica na dworcu kolejowym w Palermo. Podobnie jak bistro, ma ciągle klientów. Wdzięcznym tematem do fotografii są kapliczki w wąskich zaułkach i uliczkach. Niewyszukane często wizerunki Madonny, świętej patronki czy coraz częściej ojca Pio zawsze mogą liczyć na świeże lub sztuczne kwiaty. Ciekawe pod tym względem miejsca znajdują się w Palermo, w uliczkach przy Piazza della Rivoluzione, w dzielnicy La Kalsa. Tam, w niszach murów domów, w zależności od miejsca i liczby zmówionych zdrowasiek, można dostać 100, a nawet więcej dni odpustu. Aż chce się grzeszyć!
Natłok świętych i patronów jest zauważalny na wyspie Stromboli. Święty Bartolomeusz, patron i obrońca przed groźnym wulkanem, jest niemal w każdym domu. Ale święci towarzyszą Sycylijczykom także w prozaicznej codzienności. Są więc na targach i bazarach. Madonna na obrazie czy w gablotce pomiędzy wiktuałami, oświetlona gołymi żarówkami, to dość powszechny obraz. A św. Rozalię można znaleźć na tradycyjnych, malowanych w scenki rodzajowe wózkach. Znalazłam jej podobiznę także na zupełnie współczesnym dostawczym aucie z wmontowanymi wokoło ostrzegawczymi lampami.
Znanym przysmakiem sycylijskim są nieco perwersyjne słodycze, nieskromne ciastka panieńskie, czyli „piersi dziewic”. Małe, słodkie góreczki z biszkoptu, serka ricotta i bakalii z wisienką na czubku, wyglądem przypominają kobiecy biust. Według tradycji to pamiątka po św. Agacie, patronce Katanii. Trzeba przyznać, że dzisiejsze opychanie się tymi ciastkami, jako wspomnienie po tej męczennicy torturowanej za wiarę (odcięto jej m.in. piersi), jest dość perwersyjne. Kilka wersów ofierze św. Agaty poświęcił Iwaszkiewicz: Popularne są także słodkości z marcepanu – Frutta di Martorana. Oprócz tradycyjnych owoców i warzyw czasem są przygotowywane także w kształtach Świętej Rodziny czy patrona, a dzieci dostają w przeddzień święta zmarłych słodycze nazywane... kośćmi zmarłych. Miał rację Iwaszkiewicz, że „pobożność sycylijska wydaje się nam zgiełkliwa i dziwna, po prawdzie prawie do pobożności niepodobna. Sycylia modli się osobliwie”.
 

OJCZYZNA
STOJĄCYCH ZEGARÓW


Przejawem swoistej łączności świata umarłych z doczesnym jest klasztor Kapucynów na przedmieściach Palermo:
Zmumifikowane i wysuszone szczątki wiszą i leżą w katakumbach, stanowiąc makabryczną atrakcję turystyczną. „Tysiące zasuszonych trupów w łachmanach stoi, wisi i leży z okropnym wykrzywieniem w twarzach, z zachowanym podobieństwem cierpień, kiedy ręka śmierci ich dotknęła i kiedy ostatni dech wyzionęli” – pisał w połowie XIX w. odwiedzający to miejsce nasz podróżnik Michał Wiszniewski.
Tradycja chowania zmarłych w wykutych grotach pod klasztorem sięga XVI w. Pierwszą mumią było w 1599 r. ponoć ciało brata Silvestro z Gubbio. Zmarłych, początkowo tylko zakonników, poddawano specjalnym procesom chemicznym i wysuszano. Później ubierano i wystawiano w niszy. O katakumbach Kapucynów, panopticum ukazującym śmierć w tysiącu odmian, wspominają niemal wszyscy literaci odwiedzający to miejsce. „W piwnicy, w której schronili się nieboszczycy, śmierć traci całe swe dostojeństwo” – pisał Parandowski. Tam nieboszczyk staje się „gratem, przysypanym kurzem, jak rupiecie na strychu”. Nie brakuje zainteresowanych turystów, o popularności może świadczyć fakt, że w kiosku przy wejściu są dostępne wydawnictwa niemal we wszystkich językach. Oczywiście była także polska edycja.
Trafiamy tam tuż przed zamknięciem, pozostaje więc niewiele czasu, aby zejść w podziemia. To dodatkowo emocjonujące, bo jak pisał odwiedzający to miejsce w 1885 r. Guy de Maupassant, pozostawiony tu niegdyś ostatni zwiedzający został zamknięty na noc i odnaleziony rano z „pomieszaniem zmysłów”. Od tego czasu przy bramie wyjściowej wisi dzwon. Dziś jesteśmy tylko my w korytarzach, gdzie jest specyficzny chłód, nie ma jednak żadnego przykrego zapachu. Wrażenie robią całe szeregi wysuszonych zwłok, umieszczonych piętrami w niszach, głównie zakonników.
Przy ścianach w niszach „we dwa rzędy zasuszone idą trupy, a na posadzce mnóstwo trumien, a raczej różnej wielkości kufrów, od których klucze zostają w ręku krewnych” – wspominał Wiszniewski. Przychodzili tu, jak pisał Parandowski, odwiedzić swoich zmarłych, poprawiali im ubrania, otrzepywali z pyłu, aby po latach zobaczyć jak mimo zabalsamowania „marniały, jak skóra łuszczyła się i odpadała, jak wbrew ich zabiegom śmierć objawiała swój kształt właściwy”. Czytamy opisy, daty, a także trafiamy do kapliczek, gdzie posegregowano zwłoki na grupy zawodowe, księży, adwokatów, mężczyzn, dzieci czy... dziewice. Kobiece suknie dawno straciły powab świetności i upodabniły się do stanu swoich właścicielek, które jak pisał Parandowski, „wtulają nadgniłe czerepy w białe, koronkowe czepki”.
Najtrudniej przejść obok dziecięcych szczątków czy małych trumienek, a właśnie swoistą atrakcją jest tu sarkofag z ciałem Rosalii Lombardo. Zabalsamowane ciało dwuletniej dziewczynki z kokardą na włosach, które widać przez szybę trumienki, śpi snem wiecznym w tych pieczarach. Została zakonserwowana przez doktora Solafia, który odkrył tajemnicę utrwalenia ciała w tak doskonałym stanie, ale – jak mówi anegdota – sekret ten zabrał ze sobą do grobu.
Znajduję wiersz z tomu „Dwie muzy” bywałego na wyspie Romana Brandstaettera, który subtelnie dotyka tematu sycylijskiego przemijania:

 

PANOPTICUM ŚMIERCI

Katakumby Kapucynów w Palermo ukazują śmierć w tysiącach odmian.

DRAMAT O ZDRADZIE

Palermo podczas Wielkiego Tygodnia. Pisarz Leonardo Sciascia twierdził, że nie ma na Sycylii miejscowości, w której Męka Chrystusa nie odżywałaby jako wielki dramat o zdradzie, zabójstwie i bólu matki.

MADONNA Z MAKARONEM

Matka Boska pomiędzy wiktuałami – to powszechny tutaj obraz na targu.


 

ALFREDO POKOCHAŁ
MORZE NA ZAWSZE


W Palermo mieszkałyśmy w kobiecym gronie w zaniedbanej dzielnicy La Kalsa, gdzie rano trudno było znaleźć czynny sklep. W jego poszukiwaniu wybrałyśmy się na sąsiednią uliczkę. Pozaciągane rolety, brak klienteli, cisza i spokój. Jedyny otwarty przybytek to zakład pogrzebowy. Jakież było zdziwienie męskiego personelu, kiedy w spokojny poranek wkroczyły tam cztery kobiety, i do tego cudzoziemki.
Pokazałyśmy palcem, że chcemy obejrzeć prezentowany towar – czyli trumny. Okazały się nieco odmienne od naszych, przedstawiały bowiem barwne obrazy na wiekach: św. Jerzego w walce ze smokiem czy też innych popularnych patronów, którzy mieli opiekować się zmarłym podczas ostatniej drogi.
Zdałam sobie sprawę, że poza dramatycznymi okolicznościami rodzinnymi nie byłam nigdy w zakładzie pogrzebowym. Wydarzyło się to na Sycylii, gdzie panuje, jak mówi Matteo Collura, „paradoksalne i fascynujące upodobanie do żałoby”. Temat umierania jest bardziej naturalnym niż u nas etapem cyklu życia. A tuż obok w galerii Abatellis wisi jak przestroga znany XV-wieczny fresk galopującej na koniu kostuchy pt. „Tryumf śmierci”. W szalonym pędzie depcze ona zwłoki możnych świata, papieża, króla, przeszywa strzałami bogaczy, a pomija biedaków i kaleki. Można więc w drodze do piekarni obejrzeć trumny, pomyśleć o przemijaniu i poczuć dreszcz słów Collury: „My, Sycylijczycy, krążymy wokół śmierci, czy to raczej śmierć krąży wokół nas”.
Bywam na cmentarzach i to właśnie miejsce czasem skłania do ciekawych refleksji. Oprócz interesujących pod względem artystycznym nagrobków można zauważyć specyfikę z racji miejsca albo zwyczaju. Na wyspie Stromboli, gdzie wykorzystano każdy skrawek w miarę płaskiego terenu, nagrobki były mocno stłoczone. Skromne, czasem z kolorowymi ceramicznymi płytkami do ozdoby. Rozjaśniały one teren pomiędzy szarą wulkaniczną ziemią a stalowoszarymi opuncjami.
Zaskoczyły mnie zabudowania nekropolii w okolicach Avola i w Ennie. To były istne miasteczka z uliczkami wśród małych domeczków bez okien. Tu, zamiast chować w ziemi, postanowiono umieścić zmarłych w małych kapliczkach. Prawdziwe miasta umarłych. Gdy spytałam o zwyczaj takiego pochówku, dowiedziałam się, że dzieje się tak z racji twardej skały, w której trudno było wykopać odpowiedniej głębokości dół. Czy to jednak jedyna przyczyna – do dziś nie wiem.
Wrażenie wywarła na mnie specyficzna tablica nagrobna w Syrakuzach. Zawierała zdjęcie mężczyzny wprost z... wakacyjnego albumu. Zamiast smutnego pana w garniturze z oficjalnego dokumentu uśmiecha się do nas mężczyzna – szczęśliwy, opalony i rozebrany na plaży. Początkowo byłam zaskoczona taką niestosownością, ale potem pomyślałam, że Alfredo ze zdjęcia pewnie uwielbiał plażowanie i morskie kąpiele. A jeśli tak, to chyba dobrze, że taki właśnie pozostał na zawsze.