Bałkany to synonim lata. A gdyby tak pójść pod prąd i dla odmiany wybrać się tam zimą? Warto. Tutaj, w środku Europy, wciąż jest mnóstwo do odkrycia.
Dostępny PDF
Choć od granicy z Polską dzieli ją tylko kilkanaście godzin drogi, Serbia bywa niedoceniana także latem. Brak własnego wybrzeża powoduje, że nawet zagorzali miłośnicy Bałkanów traktują ją jako punkt przesiadkowy w drodze do Chorwacji, Czarnogóry i Albanii, uznawanych za bardziej widowiskowe. I bardzo dobrze. Dzięki temu unikniemy tłumów, a nasza trasa nie będzie powielaniem oklepanych standardów, lecz wyprawą odkrywców.
SEKRET MNISZKI
Przy belgradzkiej twierdzy Kalemegdan przycupnęła cerkiew Świętej Petki – bułgarskiej mniszki czczonej na całych Bałkanach. Jest tu cudowne źródełko z wodą leczącą wszelkie schorzenia.
W RZECZNYCH OBJĘCIACH
Belgrad leży u ujścia Sawy do Dunaju. Zjawiskowe spotkanie obu rzek najlepiej obserwować z parku wokół twierdzy Kalemegdan.
ZRÓB SOBIE MIASTO
Podczas wojny zniszczono rodzinne miasto Emira Kusturicy, dlatego postanowił zbudować sobie własne – Drvengrad. Mieszka pod numerem 8 przy placu Nikoli Tesli, słynnego serbskiego wynalazcy.
W STOLICY I U KUSTURICY
Zacznijmy światowo, od stolicy. Jest bezpośrednie połączenie lotnicze z Polską, a zmotoryzowanym też będzie po drodze. Od wieków Belgrad to brama między Wschodem a Zachodem i miejsce nieustannych spotkań bizantyjskiej i łacińskiej tradycji. Historia miasta sięga siedmiu tysięcy lat, podczas których jako obiekt licznych podbojów i konfliktów nie zaznało ani jednego spokojnego stulecia. Całkowicie zniszczono je aż czterdzieści razy. To dlatego dzisiejsza architektura Belgradu stanowi niespotykany nigdzie indziej przegląd minionych epok.
Zacznijmy zabawę w szukanie skarbów. Za największy z nich uchodzi Kalemegdan, XVII-wieczne fortyfikacje znajdujące się w miejscu twierdzy, która powstała już w czasach celtyckich. Z otaczającego je parku rozciąga się widok na ujście Sawy do Dunaju. Mówią, że obie rzeki splatają się tu w miłosnym uścisku i biorą całe miasto w objęcia. Rzeczywiście, atmosfera na wzgórzu jest błoga: zakochani kradną sobie całusy, przyjaciółki chichoczą na ławeczkach, a starsi panowie grają w szachy przy specjalnych stoliczkach. Stąd tylko krok na ulicę Kneza Mihaila, główny deptak miasta pełen perełek XIX-wiecznej architektury, kryjących w swoich wnętrzach kawiarnie, butiki i galerie sztuki.
Przy porcie u ujścia Sawy do Dunaju leży Zemun, stara dzielnica na dawnej granicy Turcji i państwa Habsburgów. Brukowane uliczki, kościelne wieże, spadziste dachy i knajpki z doskonałymi owocami morza – najstarsi mieszkańcy mówią, że tutejsza atmosfera przypomina czasy Austro-Węgier, do których Zemun jako osobne miasto należało aż do końca ich istnienia.
Miłośnicy nowoczesności mogą zejść na lewy brzeg Sawy, gdzie powstaje designerskie nabrzeże Nowego Belgradu. Ale, jak podkreślają miejscowi, warto zaglądać także tam, gdzie z pozoru nic nie ma: do ukrytych przed światem podwórek i klatek schodowych odrapanych kamienic. Czeka tu wiele niespodzianek dla oczu lub – jak w knajpce Gnezdo Organic – dla podniebienia.
Ruszajmy dalej, na południe. Dwieście kilometrów od Belgradu, pod granicą z Bośnią i Hercegowiną, leży nietypowa architektoniczna enklawa. Przycupnęła na szczycie jednego ze wzniesień w okolicach Mokrej Gory, skąd roztacza się wspaniała panorama leżącej poniżej doliny. Kto oglądał „Życie jest cudem” Emira Kusturicy, poczuje się tu swojsko. Podczas zdjęć do filmu najsłynniejszy bałkański reżyser wpadł na pomysł założenia wioski, gdzie mógłby zamieszkać na stałe. Podobno zmęczyła go demokracja, w której mieszkańcy głosują na burmistrza. Postanowił najpierw zostać nim sam, a potem wybrać sobie sąsiadów.
Skansen stworzony na potrzeby filmu rozbudowano do kilkudziesięciu drewnianych chatek i innych zabytków architektury ludowej, przywiezionych z okolicznych miejscowości oraz z Bośni i Hercegowiny. Dziś wioska funkcjonuje pod nazwą Drvengrad, czyli drewniane miasto, lub Küstendorf (od Kusta, pseudonimu reżysera, i niemieckiego przyrostka dorf, czyli wieś). Znajdują się tu restauracje, hotel, kompleks spa, plac zabaw, cerkiew i biblioteka. Oraz, naturalnie, kino, w którym od 2008 r. odbywa się Festiwal Filmu i Muzyki pod patronatem serbskiego ministra kultury, ściągający do Serbii takie gwiazdy, jak Johnny Depp, Monica Belucci czy Nikita Michałkow. Jednym z punktów programu festiwalu jest konkurs filmów krótkometrażowych, w którym nagrodą jest Złote Jajo. Od kwietnia do października do wioski można dojechać zabytkową koleją wąskotorową, zwaną Ósemką Szargańską. Na jej trasie znajdują 22 tunele i 5 mostów, a w najbardziej stromym miejscu nachylenie wynosi 18 procent.
NOC W BIAŁYM MIEŚCIE
Skadarlija, zabytkowa ulica Starego Miasta, to zagłębie knajpek i galerii sztuki. Kocie łby, blask latarni i stoliki na zewnątrz – nie ma lepszego adresu na wieczór w Belgradzie (którego nazwa oznacza Białe Miasto).
MRÓZ NA GÓRZE SŁOŃCA
Kopaonik, zwany Górą Słońca, to zimowa stolica Serbii. Przez cały rok przyciąga miłośników pieszych wędrówek, zachwycając rozległą panoramą Kosowa i Czarnogóry.
KOMPAKTOWY KOPAONIK
Kopaonik urzeka kameralną atmosferą i spełnia najwyższe wymagania: oferuje 50 kilometrów tras narciarskich, wygodne wyciągi, system sztucznego naśnieżania i komfortowe hotele. Na zdjęciu jeden z nich.
ŚNIEGI POŁUDNIA
Kilka kilometrów od filmowej osady znajduje się niewielki stok narciarski. A w bezpośredniej okolicy Zlatibor, jeden z piękniejszych górskich regionów i głównych ośrodków narciarskich Serbii, słynący z łagodnego klimatu i uzdrawiającego powietrza otaczających go sosnowych lasów. Położony u stóp szczytów Tornik (1496 m n.p.m.) i Čigota (1422 m n.p.m.), spodoba się początkującym i średnio zaawansowanym narciarzom. Stara Płanina, drugi znany kurort znajdujący się niedaleko granicy z Bułgarią, oferuje z kolei 13 kilometrów tras zjazdowych o różnym stopniu trudności. W okolicy zobaczymy najwyższy szczyt Serbii – Midżur (2169 m n.p.m.) oraz malowniczy Babin Zub (1758 m n.p.m.). Powstał tu naturalny rezerwat i popularny ośrodek narciarski z trasami Konjarnik, Sunčana dolina i Markova Livada, a także Jabučko Ravnište – pierwsza kolejka gondolowa w Serbii.
Bardziej wymagający narciarze niech ruszą w kierunku granicy z Kosowem. Niecałe trzysta kilometrów od Belgradu leży Kopaonik, zimowa stolica Serbii. Na szczęście miano to nie łączy się z tłokiem i komercją, tylko z szerokim wyborem kilkudziesięciu kilometrów zjazdowych i biegowych tras narciarskich. Kameralny kurort na terenie Parku Narodowego Kopaonik, w którym najwyższy punkt wznosi się powyżej 2000 m n.p.m., jest ciekawą alternatywą dla drogich ośrodków Włoch i Austrii. Nazywany „Dachem Serbii” lub „Górą Słońca”, Kopaonik zapewnia zapierające dech widoki na sąsiednie Kosowo i Czarnogórę. Sezon trwa tu od listopada do maja, a słonecznych dni w roku jest ponad dwieście.
Większość atrakcji znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie ośrodka, dlatego dotarcie na stoki z hoteli i pensjonatów zajmuje najwyżej kilka minut. Dla dzieci i początkujących przygotowano szkółkę narciarską, cztery polanki do ćwiczeń i dwadzieścia jeden niebieskich tras. Bardziej doświadczeni mają do dyspozycji dziewięć tras czerwonych i sześć czarnych, miłośnicy nocnej jazdy – oświetlony stok Malo Jezero, a snowboardziści – specjalny park. Pokrywa śnieżna utrzymuje się długo, a trasy są dobrze skomunikowane i regularnie ratrakowane. Tutejsze wyciągi są w stanie przewieźć 32 tysiące narciarzy na godzinę, ale stoki, zwłaszcza poza weekendami, sprawiają wrażenie przyjemnie pustych.
BAŁKAŃSKIE ALPY
Region Zlatibor w zachodniej Serbii należy do pasma Alp Dynarskich. Z „prawdziwymi” Alpami łączy je jednak tylko nazwa, no i piękne widoki.
ZIMA W WINNICY
Zimowy zachód słońca dla mniej zachłannych narciarzy wyznacza koniec dnia. To pora na saunę lub kąpiel w gorących basenach, wzbijających kłęby pary w mroźne górskie powietrze. Ale istnieje też inna, bardziej smakowita forma wieczornej rozgrzewki.
Stroma droga wije się między szarzejącymi w zapadającym zmroku świerkami. Ich czubki są ostre jak okoliczne szczyty. Po kilkunastu kilometrach serpentyny przypominające korkociąg prostują się na rozległym płaskowyżu. Kiedy góry zapadają w sen, budzą się przykryte kołderką śniegu winnice. Nie dajmy się zwieść oszronionym liściom i zmrożonym resztkom fioletowych gronek. Tylko pozornie zimą nic się tutaj nie dzieje.
Jest już zupełnie ciemno, kiedy przekraczam gościnne progi wioski Tržac, leżącej niecałe 60 kilometrów od Kopaoniku. Gospodarstwo winiarskie, które od blisko stu lat należy do rodziny Minić, rozjaśnia ciepłe światło. Brama prowadzi na niewielkie podwórko, otoczone przez pomieszczenia gospodarcze, winne piwniczki i pokoje dla letników, które urządzono w ogromnych starych beczkach na wino. Na pięterku czeka jadalnia, rozgrzana płonącym w kominku ogniem. Masywny stół z ciemnego drewna przykrywa wesoły obrus w biało-czerwoną kratę. Okazałe talerze i puste kieliszki pobudzają wyobraźnię gości wygłodniałych po szaleństwie na stokach.
Pan Minić zaprasza do zajmowania miejsc, a w drzwiach otwartej kuchni pojawiają się kolejni członkowie rodziny. Synowa z kilkuletnią wnuczką roznoszą koszyki, a w nich jeszcze ciepła proja – chleb kukurydziany. Do tego miseczki z kiszonymi pysznościami: ogórkami, delikatną kapustą i papryką z kwaśną śmietaną. Wreszcie: parujące półmiski mięs, a na nich jagnięcina, ćevapčići (mielone roladki), pjeskavica (siekane kotlety z grilla) i sarma (gołąbki z wieprzowiny i wołowiny z ryżem w liściach winorośli). Tutejsza kuchnia, ze względu na sąsiedztwo z Kosowem, ma wiele wspólnego z albańską. Świadczą o tym słodkie orzechowe desery: tulumba i baklava.
Stół zapełniony. Pora, by stery przejęli mężczyźni. Gospodarz wraz z synem, przebrani w czapki i peleryny z purpurowego aksamitu, raz po raz napełniają gościom kieliszki. Główną odmianą uprawianą w winnicy jest tamjanika, z której powstaje orzeźwiające białe wino z nutami cynamonu, ananasa, truskawki i bazylii. Pozostałe uprawy to prokupac, pinot noir i cabernet sauvignon. Panowie Minić częstują swoimi popisowymi winami – Stotu suzu, Tamjanika barik, Tamjanika kasnaberba oraz czerwonymi Ružica i Dorotej. Gwar przy stole staje się coraz głośniejszy i coraz częściej przerywany wybuchami śmiechu. Na spragnionych czegoś mocniejszego czekają šljivovica i lozovača, śliwkowa i winogronowa brandy. Gospodarstwo produkuje rocznie 35 tysięcy butelek wina. Opuszczam winnicę z kilkoma z nich. Po raz pierwszy nie będą kojarzyć mi się ze smakiem lata, ale zimy. Będą przypominać o tym, że warto o tej porze roku wybrać się do Serbii.