Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2016 na stronie nr. 60.

Tekst: Magdalena Urbańska, Zdjęcia: Klaudyna Schubert,

Amerykański szczyt wszystkiego


– Równie dobrze możesz zbudować kolej do nieba – usłyszał Sylvester Marsh, gdy zaproponował, że skonstruuje kolejkę na Górę Waszyngtona. Najwyższy szczyt północno-wschodnich Stanów Zjednoczonych był zbyt stromy dla ograniczonej wyobraźni urzędników i równie wysoki jak ambicje Marsha. Pierwszy wagon dotarł na końcową stację 3 lipca 1869 r. – po dziewięciu latach planowania i trzech latach żmudnej budowy.

W Stanach Zjednoczonych fascynacja koleją i jej historią jest powszechna, ale Mount Washington Cog Railway to prawdziwa gratka dla każdego railbuffa (miłośnika kolei). Nie tylko innowacyjność pierwszej na świecie kolei zębatej jest turystycznym wabikiem, ale także sam szczyt, wystający spośród Gór Białych, najwyższej części Appalachów Północnych, będący wcieleniem zarówno piękna, jak i kapryśności przyrody. „Bezkolizyjne” połączenie obu – techniki i natury – świetnie pokazuje, że Amerykanie umieją łączyć ogień z wodą.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

NAJGORSZA POGODA ŚWIATA

 

Kilkanaście lat przed otwarciem kolejki górskiej Sylvester Marsh postanowił zdobyć słynny górski szczyt nieodległy od zamieszkiwanego wówczas przez niego Campton w stanie New Hampshire. Po zdobyciu wymarzonych 1917 metrów rozpętała się niespodziewana, niezwykle gwałtowna burza, która zmusiła wędrowca do noclegu niedaleko szczytu. Gdy kolejnego dnia konający z zimna i wyczerpania Marsh schodził ze znanej ze swej kapryśności góry, postanowił, że stworzy bezpieczniejszą możliwość dotarcia na jej wierzchołek. W swoich planach był niezwykle zawzięty.

 

ZĘBATE TORY

Podróż pierwszą na świecie zębatą koleją górską pozwala długo rozkoszować się trasą i widokami na panoramę Gór Białych. Wjazd na 1917-metrowy szczyt trwa godzinę.

KRZEPKA CIUCHCIA

Najstarsza górska lokomotywa ma 150 lat. Choć od niemal dekady kolej napędzana jest przez biodiesel, to pierwszy kurs każdego dnia odbywa się z dawną lokomotywą parową.

KONDUKTORZE ŁASKAWY

Wjazd koleją robi wrażenie przeniesienia w czasie. Z iluzji wybija sprawdzanie biletów czytnikiem elektronicznym.


W tym roku pierwsza na świecie górska lokomotywa, Old Peppersass, skończyła 150 lat. I choć od niemal 90 lat jest już na emeryturze, to jej praprawnuczka – już nie parowa, ale jak na nowoczesną „młodzież” przystało, napędzana przez biodiesel – nadal wozi turystów na ten niezwykle klimatyczny szczyt.
Miano „klimatycznej” przysługuje Górze Waszyngtona jak rzadko której i tym razem nie jest to tylko wyświechtany, powtarzany przez turystów frazes. Gdy wsiadamy na stacji do kolorowego wagonu, temperatura powietrza sięga 30°C. Niezaznajomiony z właściwościami góry obserwator zdziwiłby się na widok trzymanych przez wszystkich pasażerów kurtek i zimowych czapek. Gdy prawie godzinę później wysiadamy na wysokości niemal dwóch tysięcy metrów, wieje zimny wiatr, gęsta mgła sprawia, że potykamy się o innych turystów, a puchowe odzienia i uszatki od dobrego kwadransa znajdują się na swoich właścicielach.
Góra, podobnie jak całe Appalachy, rozciąga się wzdłuż niemal prostej osi północ–południe, stanowiąc przeszkodę dla zachodnich wiatrów Oceanu Atlantyckiego. Na szczycie spotyka się zatem kilka prądów powietrznych. Różnica temperatur pomiędzy ciepłym wiatrem północnoamerykańskim a zimnym prądem oceanicznym sprawia, że silne porywy wiatru i opady są tu wielokrotnie częstsze niż w innych miejscach w podobnej strefie klimatycznej.
Do 2009 r. Góra Waszyngtona mogła się szczycić nie tylko pierwszą na świecie kolejką, lecz także największą zmierzoną prędkością wiatru (372 km/h) czy jednymi z najniższych temperatur powietrza – przez wiele lat rekordem świata było zarejestrowane na szczycie –46°C, choć mówi się także o temperaturach sięgających –50°C. Szczyt fascynował nie tylko wspinaczy i turystów, lecz także meteorologów. W górnej stacji rozpoczęto więc regularne badania, które były podwaliną późniejszej działalności narodowych serwisów pogodowych, a góra zyskała miano miejsca o „najgorszej pogodzie na świecie”.
Co jednych odstrasza, innych przyciąga. Mount Washington jest popularnym miejscem pieszych wędrówek, ale też lotów szybowcem, z którego najlepiej oglądać rozciągający się u podłoża Wąwóz Tuckermana oraz okoliczne szczyty Gór Białych. Amatorzy sportów zimowych mogą korzystać ze stoków o nachyleniu 45 stopni. Warto jednak pamiętać, że to zabawa dla wyszkolonych i najodważniejszych: ze względu na warunki pogodowe dochodzi tu do 100 lawin rocznie, a mimo stosunkowo niedużej wysokości góra może też imponować niechlubnym wynikiem 150 zaginionych lub zmarłych, którzy próbowali sforsować jej zbocza.

 

 

DROGA ZE SKAŁ I MGŁY

 

Nie ma retorycznej przesady w słowach rangera, który na mapie szlaków Góry Waszyngtona dokładnie zaznacza naszą ścieżkę, byśmy później, jak mówi, „nie szukały drogi całymi dniami”. Istnieje aż dziewięć szlaków, którymi można wejść na szczyt lub z niego zejść, o różnej trudności i nachyleniu, jednak na każdą taką wycieczkę trzeba zarezerwować co najmniej 7 godzin. Aby doświadczyć zarówno wjazdu historyczną kolejką, jak i wyjątkowych widoków na Góry Białe i dalsze wzgórza rozciągających się po horyzont Appalachów, decydujemy się wjechać na szczyt i potem pieszo z niego zejść. Z naszej wycieczki (co godzinę na górę wjeżdża jedna kolejka) taki plan mamy tylko my.
Gdy wjeżdżamy na końcową stację, wszyscy szybko kierują się do schroniska, by chwilę ogrzać się przed wyjściem na punkt widokowy i być może zaczekać, aż zelżeje gęsta mgła. My zakładamy czapki, rękawiczki, zawiązujemy mocniej buty i ruszamy... w poszukiwaniu trasy.
Piesza turystyka jest bardzo popularna wśród Amerykanów, o czym świadczy choćby liczba dostępnych tras na Szlaku Appalachów, mającym długość ok. 3500 km i przebiegającym przez 14 stanów. Jednak wędrować nie jest łatwo. Szczegółowa mapa to podstawa nawet na pozornie prostych szlakach, ponieważ nawigacja i informacja na trasach jest szczątkowa, a nawet jeśli wiadomo, w którą stronę się kierować, nieraz znalezienie „ścieżki” trwa dłuższą chwilę.
Pierwsza część naszego Jewell Trail na szczęście jest usłana kopczykami z kamieni, które wyznaczają kolejne punkty trasy. Te przedziwne kamieniste „totemy” widziane jeszcze z kolejki wydawały nam się niezwykle częste na zboczach góry. Dopiero gdy poruszamy się od jednego do drugiego w gęstej mgle, na stromych i nierównych skałach, odległość między nimi znacznie rośnie w naszych oczach.
Nagle całą mgłę jakby ktoś przesunął jednym zamaszystym ruchem ręki. Wychodzimy poniżej wysokości chmur i przed nami rozciąga się panorama malowniczych Gór Białych, poprzetykana jeziorami i szerokimi wierzchowinami. To właśnie rozległość terenu i dziewiczość szlaków robią największe wrażenie na przyzwyczajonym do zdobywania szczytów europejskim turyście. Paradoksalnie, Appalachy są bowiem bardziej znane z wydobycia licznych surowców mineralnych niż miejsc stricte turystycznych. Amerykanie potrafią jednak przyciągać zwiedzających.

 

ZERWANE WIĘZY

Kinzua Bridge, niegdyś najwyższy most kolejowy na świecie, został zerwany w 2003 roku przez tornado.

GÓRA ZMIENNĄ JEST

Na Górze Waszyngtona co rusz zmienia się pogoda. Nawet gdy świeci słońce, w każdej chwili może zacząć padać lub pojawić się gęsta mgła.

Jedno z głównych pasm górskich, obok największych Gór Białych, Gór Zielonych i Pasma Błękitnego, Allegheny (o najwyższym szczycie 1482 m n.p.m.) jest niskie i rozległe. Zdawałoby się więc, że miejsce – mogące zaoferować albo bardzo krótkie górskie wyprawy, albo wielodniowe spacery wzdłuż gór i „szczytów” – nie przyciągnie grup turystów. Tymczasem ci ochoczo odwiedzają znajdujące się pośród kolejnych pagórków, wzgórz i gór liczne muzea (od tematycznie lokalnych, przez techniczno-kolejowe czy górskie, po muzea określonych produktów), miejsca rekreacyjne, tamy, a nawet mosty, spośród których najsłynniejszy jest Kinzua Bridge.
Ten ostatni jest symptomatyczny dla traktowania przez Amerykanów turystyki w naturze – z jednej strony dostarczają konkretnych atrakcji w otoczeniu przyrody, z drugiej strony dbają o jej dziewiczość. Kinzua Bridge, niegdyś najwyższy most kolejowy na świecie, jeden z ośmiu cudów świata, został zniszczony przez tornado i zawalił się w 2003 r. Dzisiaj grupy turystów mogą wejść na jego ocalały odcinek i z wysokości podziwiać nieruszone od tego czasu, powykrzywiane przez gwałtowną trąbę powietrzną stalowe przęsła.

 

 

Z PARĄ POD GÓRĘ

 

Gdy po ponad godzinnej wędrówce kończy się kamieniste zbocze, a przed nami zaczyna wyrastać gęsty las, w oddali na torach mija nas żółto-czerwona kolejka. Nasza grupa wycieczkowa zjeżdża do początkowej bazy Marshfield.
Motywacje odwiedzających są różne – nie wszyscy chcą po prostu wygodnie „zdobyć” szczyt. Dla railbuffa Mount Washington to wielka gratka: może nie tylko w muzeum zobaczyć całą historię kolejki, jej pierwotne elementy i późniejszą ich ewolucję, lecz także przebyć tę trasę w kolei z oryginalną lokomotywą parową – każdego dnia pierwszy kurs jest zarezerwowany dla pasjonatów tej techniki.
Powolne przemierzanie odcinka o drugim na świecie największym nachyleniu pokonywanym przez kolejkę (37,41 proc.) musi robić wrażenie przeniesienia w czasie. Zwłaszcza gdy gleba wokół torów jest czarna od przewożonego niegdyś na szczyt węgla lub gdy w połowie drogi robi się postój na dolanie do lokomotywy wody z olbrzymiego zbiornika.
Kto nie załapał się na miejsce w pchanym (!) przez lokomotywę wagonie, może jeszcze – jak niemal we wszystkich amerykańskich parkach narodowych, pasmach górskich i szlakach turystycznych – wjechać na szczyt samochodem okrężną drogą. Aby podziwiać naturę z wysokości, nie trzeba być tu wysportowanym. Dlatego, mimo że najsłynniejsze miejsce Gór Białych jest bardzo licznie odwiedzane przez turystów, na popularnym szlaku można było ich policzyć na palcach jednej ręki! Mimo dostępnej techniki, nawet tak atrakcyjnej jak wynalazek Marsha, warto jednak skorzystać z różnorodności oraz dziewiczości dostępnych szlaków, by poczuć się jak prawdziwy weteran walk z żywiołem.