Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2016 na stronie nr. 70.

Tekst i zdjęcia: Julia Michalczewska, Zdjęcia: Grzegorz Szczęsny, Agata Orłowska,

Urlop na 24 łapy


Na wakacje zabraliśmy cztery trzylatki: Coco, Robina, Syropa i Choco, sześcioletniego Morrisa oraz siedmioletnią Bryzę. Nie, nie są to oryginalne imiona naszych dzieci, ale każde jest kochane, jedyne w swoim rodzaju. I nie rezygnujemy z wyjazdu za granicę ze względu na ich posiadanie. Jeśli z małym dzieckiem da się podróżować, to dlaczego nie z psem? A co powiecie na urlop z sześcioma?

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Żaden z naszych pupili nie jest na tyle mały, żeby wsadzić go w torebkę czy wziąć pod pachę (Morrisa by się dało, ale on tego nie lubi), więc podróż samolotem odpada. Każdy, mimo że bywa kanapowcem, uwielbia szaleństwo w ogrodzie, czyli pobyt w pokoju hotelowym nie wchodzi w grę. Bryza ma silny instynkt łowczy, więc dom musi być ogrodzony. Lubimy chodzić z psami po górach, ale na większości polskich szlaków jest to zabronione. Nie chcemy poświęcać kilku dni na dojazd, więc rozważamy wizytę u bliskich sąsiadów. Jest jeszcze jeden argument (dla niektórych pewnie kluczowy i nie mówię tu o psach) – wspaniałe piwo. Wybór pada na Czeski Raj.

 

NA WDECHU

Niektóre szczeliny w skałach są tak wąskie, że osoby z nadwagą mogą mieć trudności z przejściem. To przejście w Hruboskalsku (na zdjęciu) jest wyjątkowo szerokie.

RAJ W RAJU

Skalne miasta w Czeskim Raju są rajem dla wspinaczy. Należy jednak pamiętać, że piaskowce w tych rejonach są stosunkowo miękkie, zwłaszcza po deszczu.

TRUDNE UŁATWIENIE

W kilku miejscach na terenie Hruboskalska trzeba pokonać dość strome metalowe schody. Są one ułatwieniem dla ludzi, ale nie dla psów – ze względu na ażurowe stopnie.

 

DOGS FRIENDLY


Domów na wynajem w tym rejonie jest co niemiara. Pierwszy filtr w wyszukiwarkach: dogs friendly. Ten warunek nawet nie bardzo zmniejszał liczbę ofert. Wybrałam kilka i zaczęłam wysyłać e-maile. Ale już na samym początku popełniłam duży błąd: „Jesteśmy zainteresowani wynajęciem Państwa domu dla 8 osób i 6 psów” nie było właściwym sformułowaniem. Większość pytanych w ogóle nie odpisała. A jedna odpowiedź brzmiała: „Ne, se psami NE, NE, NE”.
Trzeba było zapytać inaczej. I albo mieliśmy szczęście, albo nowa strategia się sprawdziła, bo nawet informacja o liczbie psów przekazana dopiero po wstępnych ustaleniach nie odstraszyła właściciela dużego domu z sadem w miejscowości Vojice. A może chodziło o to, że pan Pacina sam miał trzy grzywacze chińskie. Cena nas zupełnie zaskoczyła. 160 zł od osoby z psem za tydzień? To wydawało się trochę podejrzane. Może dom nie ma łazienki? A może będziemy dzielić go z właścicielami? No nic. Zobaczymy na miejscu.
 

JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ,
PAKUJEMY PIESKA W TECZKĘ


Obroża, obroża zapasowa, smycz, smycz zapasowa, miska, karma, kocyk, ręcznik, smaczki, kaganiec, posłanie, paszport, książeczka zdrowia, bandaż, rywanol, szampon, woreczki na kupy. Zabawka, właściwie to wypadałoby wziąć kilka. Prawie jak z dzieckiem. W moim i Jonia wypadku wszystko razy trzy. W przypadku Kai i Tomka – razy dwa. U Anieli i Adama tylko pojedynczy zestaw, ale jadą z dwuletnią córką Lilką, więc zabawek będzie razy pięć. Agata i Marcin będą mieli prawdziwy odpoczynek – jadą bez swojej siedmioletniej terierki Mety. W każdym urlopie najważniejsze jest to, żeby z niego wrócić cało i zdrowo. I tu gorący apel – żaden pies nigdy nie powinien wychodzić z domu (czy to na urlop, czy na spacer) bez... adresatki. Nawet jeśli nigdy nie ucieka i zawsze się blisko trzyma. Większość psów, które trafiają do schronisk, to właśnie takie „nieuciekające psy”, bez adresatki. To drobiazg, który może oszczędzić zwierzęciu traumatycznych przeżyć związanych z nocą spędzoną w ciemnym, zimnym boksie, obok dziesiątek szczekających psów. Na urlop zagraniczny warto zrobić adresatkę z numerem kierunkowym. Bo nawet jeśli zgubimy ogara polskiego, znalazca może nie wpaść na to, z jakiego kraju pochodzi numer.
Ruszamy. Do celu mamy z Trójmiasta ponad osiem godzin. Psy całą drogę śpią, przystanki robimy głównie z powodu ludzkich potrzeb. Na miejscu zastajemy bardzo przestronny dom, w ogrodzie czeka basen, a na psy kilka arów do biegania i spadające jabłka, których nie omieszkają spróbować. Sad jest ogrodzony. Łazienka jest. Całość mamy tylko dla siebie. Psy są w raju. No to pora na Czeski Raj.

 

AHOJ!

Cała ekipa na zielonej trasie w rezerwacie Prachovské skály. Szlak nie należy to trudnych, ale ze względu na strome zejścia, wejścia i nierówne podłoże warto zaopatrzyć się w odpowiednie obuwie trekkingowe.

Z CHUDEJ NA GRUBĄ

Widok z jednej z wież zamku Trosky, Panny (smuklejszej), na drugą – Babę (niższą). Pod Panną znajdował się kiedyś pałac właścicieli. Obie wieże łączył ponad 15-metrowej wysokości i 2-metrowej grubości mur obronny z chodnikiem.

ŁAPY DO GÓRY!

Szyld reklamujący zakład szewski Rumcajsa w Jiczynie, rodzinnym mieście czeskiego rozbójnika.


 

NA PANNĘ I BABĘ
W KAGAŃCU


Skalnych formacji, szlaków spacerowych, zamków, ruin, grot, miasteczek i wiosek jest w Czeskim Raju tak dużo, że nawet kilkutygodniowy urlop by nie wystarczył. My mamy tylko tydzień. Na początek wybieramy Prachovské skály. Ten duży obszar (243,4 ha) jest terenem prywatnym i 31 grudnia 1933 r. został uznany za Państwowy Rezerwat Przyrody. Ponieważ psy na całym terenie muszą być na smyczy, wędrówkę zaczynamy kilka kilometrów wcześniej w pobliskich lasach, aby mogły się wybiegać.
Za wejście na teren parku płaci się 70 CZK za osobę, 30 CZK za dziecko i 10 CZK za psa. – Poproszę 8 biletów normalnych, jeden dziecięcy i 6 dla psów – Mina pani w kasie bezcenna. Tras do wyboru jest kilka, w tym jedna, którą można pokonać z wózkiem. Lilka jest w nosidełku, więc wybieramy trasę zieloną (około 3,5 km). Początek biegnie przez las, zupełnie taki jak nasz trójmiejski. Nagle wyrasta przed nami wielka skała. Przed nią tablica informacyjna, że w tej jaskini mieszkał Rumcajs... Według bajki żył w Rzaholeckim Lesie, ale ponieważ ten nie istnieje, czemu nie miałaby to być ta jaskinia? Zaglądamy do środka i rzeczywiście – on chyba nadal tu mieszka. Łóżko zaścielone, na stoliku książeczki Cypiska, kubek z herbatą.
Skalnych formacji na naszej drodze pojawia się coraz więcej i są coraz większe. Aż wreszcie wchodzimy, dosłownie, w skalne miasto. Góra, dół, wąwóz szerokości kilkudziesięciu centymetrów (trasa nie nadaje się dla osób puszystych, psy puszyste dadzą radę), punkt widokowy i znów strome zejście w dół w szczelinie między skałami.
Miliony lat temu było tu morze. Początki piaskowcowych masywów datuje się na erę mezozoiczną. Siły tektoniczne podniosły te tereny, morze ustąpiło, dno rozdzieliło się na wiele samodzielnych płyt i tak powstały perełki Czeskiego Raju, np. Suché skály, Hruboskalsko, Příhrazské, Prachovské skály.
Mimo upału wśród skał panuje przyjemny chłodek. Co jakiś czas dochodzimy do miejsca, z którego rozpościera się widok na kolejne formacje. Te najwyższe i najbardziej charakterystyczne wieże mają swoje nazwy, które często pochodzą od kształtu, jaki przypominają. Usiłuję wypatrzyć figurę psa. I chyba widzę nawet sześć. A może mi się wydaje...
Nasze psiaki spisują się świetnie. Pilnujemy, żeby co jakiś czas dostawały wodę i żeby nie podchodziły do przepaści. Tutaj trzymanie na smyczy jest w pełni uzasadnione. W kilku sytuacjach, żeby ułatwić im i nam zejście ze stromej ścieżki, puszczamy je luzem, aby własnym tempem zeszły na dół, oczywiście do osoby, która na nie czeka. Po drodze mijamy jedynie garstkę turystów. Wydaje się to dziwne, bo jesteśmy przecież w jednej z większych atrakcji Czech, pogoda jest piękna, szlaki nie są trudne. Skalne miasto mamy prawie tylko dla siebie. W kolejnym, do którego się wybieramy (Hruboskalsko), sytuacja wygląda podobnie. Choć tam, przy zamku Hrubá Skála, spotykamy grupę kilkudziesięciu rowerzystów oraz mężczyznę z... kotem na smyczy. Psy są „zachwycone”.
Innego dnia wybieramy się do położonego zaledwie kilkanaście kilometrów od naszej wsi zamku Trosky, a właściwie jego ruin. Widoczny jest już z daleka. Wygląda majestatycznie, a za czasów swojej świetności uchodził za nie do zdobycia. Powstał w średniowieczu, w miejscu, gdzie 16 milionów lat wcześniej był wulkan. Dwie wieże zamku: Panna (wyższa i bardziej smukła) i Baba (niższa i bardziej rozłożysta) powstały na dwóch potężnych bazaltowych wychodniach. Na teren warowni można wejść z psem, ale jedynie na smyczy i w kagańcu. Ponieważ tylko Robin jest w stanie znieść go na swoim pysku, jest jedynym czworonogiem, który ma szczęście podziwiać widoki roztaczające się z obu wież.

 

NA TROPIE CYPISKA

Cały Jiczyn to urokliwe miasto. Najpiękniejsze kamieniczki znajdują się za Bramą Valdická, widoczną w tle.

PIESKI WIDOK

Psy podczas wędrówek cieszyły się chyba tak samo jak z każdego codziennego spaceru. Czasem jednak wydawało się, że potrafią docenić piękne widoki.

CO ŁASKA DLA PIESKA

Na praskich ulicach można spotkać wielu proszących o datki, także z psami. Za żebranie na moście Karola trzeba wnieść opłatę.


 

PIES W WIELKIM MIEŚCIE


Bramą do Czeskiego Raju jest urokliwe miasto Jiczyn, które poza bliskością skalnych miast słynie z bycia domem rodzinnym rozbójnika Rumcajsa. Pierwsza wzmianka o Jiczynie pochodzi z 1293 r., kiedy był on miastem królewskim, a jego pierwszą znaną właścicielką była czeska królowa Guta. Dziś jest to prężnie rozwijające się miasteczko, z piękną architekturą, oferujące wiele atrakcji kulturalnych (festiwale muzyczne, bajkowe) i sportowych (aqua park, kręgielnia, pole golfowe). Najmłodsi mogą odwiedzić bajkowy Warsztat Szewski Rumcajsa. A bar mleczny na głównej ulicy zaprasza z psami, nawet sześcioma.
Przypadkiem trafiamy do charytatywnego sklepu dla zwierząt „Druhá šance – obchůdek na pomoc zvířatům”. Chociaż nigdzie psy nie były niemile widziane, to tutaj są honorowymi gośćmi. Zwłaszcza gdy okazuje się, że prawie wszystkie pochodzą ze schronisk. Od razu zostały poczęstowane wodą. Nam jej nie zaproponowano. W sklepie można kupić T-shirty z propsimi hasłami, miski, kubki, torby, magnesy, naklejki, poduszki i inne gadżety z portretami psów. Kaja kupuje koszulkę z napisem „Kundel – najwyższy poziom ewolucji”. Po zakupach idziemy na lody. Wybór jest duży, bo prawie na każdym rogu znajduje się lodziarnia. Trafiam najlepiej, bo lody są pyszne, a Coco i Robin dostają po wafelku.
Nasze psy są miastowe i zapewne spisałyby się wspaniale, ale postanawiamy ich nie ciągać po Pradze. Kaja „poświęca się” i zamiast enty raz zwiedzić stolicę Czech, relaksuje się z nimi w ogrodzie. A my zwiedzamy miasto w upale, wśród niezmiennego nawału turystów. Psów spotykamy niewiele, choć to pewnie przez gorąco i środek tygodnia. Najwięcej czworonogów towarzyszy żebrzącym, w tym wielki pies w typie rottweilera w okularach słonecznych.
Spotykamy się ze znajomą Czeszką, która opowiada nam, jak żyje się w Pradze z psem. – To psia utopia – śmieje się Jana. – Nie wiem, czy jest druga tak przyjazna psom stolica w Europie. W centrum nie ma za wiele zieleni, ale w parkach (których jest sporo) psy mogą biegać luzem, oczywiście pod kontrolą właścicieli. Muszą być zaczipowane. W budynku, w którym mieszka Jana, jest kilkanaście psów, a na osiedlu ponad setka. Na co drugim rogu znajduje się weterynarz lub salon piękności. Na obrzeżach Pragi są lasy i parki. Znajomy Jany często zabiera swoje wodolubne psy nad Wełtawę, ale dla pewności po takich harcach kąpie je w szamponie antybakteryjnym.
Do większości knajpek, barów i restauracji w Pradze można wchodzić z psem. Także do niektórych galerii handlowych. Nawet w knajpie na 300 osób, w której serwuje się lokalne piwo i czeskie specjały, pod kilkoma stolikami widzimy psy.
Żałuję, że nie mogłam zrobić zdjęcia całej naszej sfory na moście Karola, ale żeby tradycji stało się zadość, na do widzenia pocieramy słynną płaskorzeźbę św. Jana Nepomucena, a właściwie psa u jego boku, co ma przynieść nam szczęście na wieki.
Urlop zakończył się pomyślnie. Wszyscy bezpiecznie wróciliśmy do domu. Psy odsypiały tygodniowe szaleństwa przez kilka dni, a my zaczęliśmy planować kolejny wyjazd na łapach. Ilu? To się jeszcze okaże. Nie takie złe to pieskie życie.

Nasza sekretarz redakcji. Jest wolontariuszką w sopockim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Właścicielka marki odzieżowej Sopot Never Sleeps.