Malaria, zwana też „zimnicą”, w Polsce postrzegana jest jako element opowieści podróżniczych, choroba krajów Trzeciego Świata, wycinek rzeczywistości, który nigdy do nas nie dotrze. W Ugandzie zabija 320 osób dziennie, ale i u nas zdarzają się jej śmiertelne przypadki. Dlatego warto się jej bliżej przyjrzeć.
Dostępny PDF
W potocznym rozumieniu wprawdzie choroba ta źle się kojarzy – mówi się przecież „brud, syf i malaria” – ale do zdefiniowania zagrożenia jest jeszcze daleko. Tymczasem w naszym kraju przybywa osób chorujących na malarię. I umierających – gdyż lekarze nie wiedzą lub nie wierzą, że mogą leczyć przypadek malarii. Jedna z kobiet, spotkanych na szczepieniach przeciwko różnorakim chorobom tropikalnym, tak opowiadała o przypadku malarii, odnotowanym dwa lata temu na Dolnym Śląsku: – Mąż z przyjacielem pojechali do Afryki Równikowej. Słyszeli o malarii, ale uznali, że kupując moskitiery, pijąc butelkowaną wodę i myjąc ręce, dostatecznie się zabezpieczają. Po powrocie przyjaciel męża zaczął chorować, po pół roku zmarł w szpitalu. Nikt, łącznie z lekarzami, nie podejrzewał malarii.
Malaria jest chorobą zakaźną, na którą co roku na świecie zapada ponad 220 mln osób, a umiera od miliona do trzech (głównie dzieci poniżej 5. roku życia, z Czarnej Afryki). Zachorowania poza terenami tropikalnymi i subtropikalnymi, gdzie ta choroba występuje endemicznie, odnotowuje się u osób powracających z tych regionów, a także sporadycznie w pobliżu lotnisk i portów, gdzie zostają zawleczone komary z rodzaju Anopheles. Malaria występuje w ponad stu krajach strefy tropikalnej i subtropikalnej; na zachorowanie narażone jest około miliard ludzi.
Malaria to choroba Afryki Subsaharyjskiej. Częściowo wolne od niej są jedynie Afryka Południowa i Lesotho. W najgorszej sytuacji są kraje Afryki Równikowej, gdzie brakuje nie tylko funduszy, ale i woli warstw rządzących do walki z malarią. 85% ofiar tej choroby to właśnie dzieci afrykańskie
W XIX wieku malarię uznano za chorobę społeczną i próbowano ją zwalczać. W Europie i Ameryce się to udało. Spadek zachorowań łączył się z poprawą opieki zdrowotnej i poziomu higieny. Zadbano o budownictwo umożliwiające szczelne odizolowanie ludzi od malarycznych komarów. Zmiany gospodarcze wymuszały osuszanie mokradeł pod pola uprawne. To jawny dowód, iż „lekarstwem” na malarię jest rozwój społeczno-gospodarczy – nie tylko określonego kraju, ale całego kontynentu...
Uganda, pod względem umieralności na malarię, zajmuje wśród państw afrykańskich trzecie miejsce, po Nigerii i Demokratycznej Republice Konga. Choroba zabija tam 320 osób dziennie (ponad 115 000 rocznie). Oblicza się, że osoba żyjąca w obszarze Apac, niedaleko jeziora Koga, rocznie narażona jest na 1500 zakażonych ukąszeń.
POD BEZPIECZNĄ SIATKĄ
W chatach z gliny i krowiego łajna jedynie moskitiera może uchronić przed zabójczymi komarami.
W SZPITALU
Spadek zachorowań na malarię łączy się z poprawą opieki zdrowotnej i poziomu higieny. Jednak malaria dotyka najczęściej tych, których nie stać na dojazd do szpitala i leczenie.
POZOSTAJE NADZIEJA
Tak niewiele trzeba, by zwalczyć malarię.
DĄŻYMY DO POKONANIA MALARII W CIĄGU KILKU NAJBLIŻSZYCH LAT
Ugandyjski minister zdrowia przyznaje, że malaria jest problemem. Nie tylko społecznym, ale również ekonomicznym, gdyż osoby chore opuszczają nawet 170 dni w pracy w ciągu roku, co naraża państwo na straty rzędu milionów ugandyjskich szylingów. Uznaje się, że malarię ma 90% społeczeństwa. Dr Peter Okui, zastępca rzecznika ds. Kontroli Malarii w Kampali twierdzi, że jej pokonanie wymaga jeszcze kilku lat.
– Prowadzimy szeroko zakrojone akcje prewencyjne, w szkołach uczy się dzieci o zabezpieczeniach przed ukąszeniami komarów i o możliwościach leczenia. Staramy się przede wszystkim uczulić tzw. grupy wysokiego ryzyka, czyli kobiety w ciąży oraz dzieci do piątego roku życia. Coraz więcej szpitali posiada mikroskopy, umożliwiające szybkie zdiagnozowanie choroby i rozpoczęcie leczenia. Na walkę z malarią przeznacza się 15% budżetu państwa. Jak wynika ze statystyk, w 2010 roku zmarło na nią mniej osób, niż w 2009. Oznacza to, że państwu udaje się zwalczać jej skutki. Wyzwaniem ciągle jest zapobieganie chorobie. Brakuje szczepionek, a edukację utrudnia różnorodność języków lokalnych. Nie sposób przez to zorganizować ogólnokrajowej akcji szkoleniowej. Stworzyliśmy tzw. Village Health Teams, czyli pięcioosobowe zespoły wolontariuszy, mająca za zadanie w każdej wiosce tłumaczyć, czym jest malaria, i przedstawiać możliwości zapobiegania jej oraz leczenia. By nie stwarzać problemów komunikacyjnych, wybieramy reprezentantów miejscowych środowisk kulturowych. Leczenie, według zapewnień rządu, jest darmowe.
WSZYSCY MAJĄ MALARIĘ
Malaria? Wszyscy mają malarię. W tej wiosce i w tych opodal. Każdy, kogo znam. W każdej rodzinie umarło na nią przynajmniej jedno dziecko. Tego nie da się uniknąć – twierdzi Nyigaga, jedna z mieszkanek wioski Bukanga, niedaleko miasta Jinja. Młody mężczyzna dodaje: – Cały czas chorujemy, przez co tracimy pracę. Lekarstw jest mało, a do tego drogich. Radzimy sobie wywarem z lokalnego grzyba lub różnych liści, ale nie bardzo to skutkuje. Starszy mężczyzna uzupełnia: – Kiedy choruję, muszę kupować leki w sklepie, a te albo są przeterminowane, albo w ogóle ich nie ma. Do szpitala daleko, a dojazd wiele kosztuje. W Bukanga istnieje Ośrodek Medyczny, mający służyć mieszkańcom 43 okolicznych wiosek. To jednak wielki, pusty budynek. Leki dowożą tam raz na kwartał, niezależnie, czy pora sucha, czy deszczowa. Zwykle nie starcza ich dla potrzebujących. W ośrodku brak jest środków dla najmłodszych dzieci – tych poniżej 3. roku życia. Są to tylko leki na tzw. terapię pierwszoliniową. Trzymiesięczny budżet tej placówki to ok. 600 euro na wszystkie leki potrzebne szpitalowi. Pracownicy starają się uczulić ludzi, by od zmierzchu do świtu trzymali okna i drzwi zamknięte, blokując dostęp komarom. W ośrodku nie ma ani jednego mikroskopu, niemożliwe jest więc rozpoznanie u chorego malarii. Dlatego wszystkich lekarzy szkoli się tak, by za jej objaw uważali każdą gorączkę. To zaś, w konsekwencji, prowadzi do uodpornienia chorego na działanie leków, zabójczego, gdy naprawdę będzie ich potrzebował.
ŚMIERĆ W LICZBACH
Pośród tysiąca dzieci, które przeżyły swój pierwszy rok życia, 152 umiera nie doczekawszy piątych urodzin.
UCZĄ I POMAGAJĄ
To oni, wolontariusze z Village Health Team, uczą, jak chronić się przed komarami, i tłumaczą, do czego służą moskitiery.
JEŚLI ZACHÓD NIE DA NAM PIENIĘDZY NA WALKĘ Z MALARIĄ, BĘDZIE WINNY ŚMIERCI AFRYKAŃCZYKÓW
Jimmy Opigo (Centrum Pomocy Medycznej w Moyo, Północna Uganda) przyznaje, że „malaria jest problemem Afryki. Staramy się ją zwalczyć, ale sami sobie nie poradzimy. Jesteśmy całkowicie zależni od fundacji Global Fund. Gdy zmniejszają nam dofinansowanie, automatycznie nie mamy środków na walkę z tą chorobą. Problem stanowi też niewiedza ludzi, niezdających sobie sprawy z zagrożenia, jakie niesie malaria, z wysokiej śmiertelności, jaką powoduje. Moja rodzina została dobrze przeszkolona. Wiemy, jak używać moskitier, jak chronić się przed komarami – dlatego nikt z nas nie ma malarii.
Szkolenia w Moyo prowadzą wolontariusze z Village Health Team. Tłumaczą, kiedy trzeba poddać się badaniu; do czego służą moskitiery. Ludzie słuchają, a później... wracają do swoich domostw. Małych, glinianych domków. Często bez okien. A tam śpi po kilkunastu domowników. Jeśli w domu są dwie moskitiery, najczęściej pod jedną śpią rodzice, pod drugą – czwórka, piątka, szóstka dzieci. O ile w ogóle mają moskitiery. Bo chociaż w założeniu miały być bezpłatne, darmowej nikt tu nie otrzymał. A cena używanej moskitiery to równowartość dwudniowej porcji jedzenia dla przeciętnej rodziny. Wybór jest prosty – jeść trzeba.
Nikt nie przeczy, że malaria to dla Afryki problem, pytanie tylko brzmi: jak z nią walczyć? Z wypowiedzi osób odpowiedzialnych za rozwiązanie tej kwestii wynika jeden, prosty wniosek: owszem, malaria jest problemem, tyle że państwa Trzeciego Świata muszą rozstrzygać też inne, ważniejsze dla nich kwestie. – Jeżeli więc wy, ludzie Zachodu, sfinansujecie nam rozwiązanie tego akurat problemu, bardzo nam pomożecie. Jeśli nie – trudno. Afrykańczycy umierają na malarię od wieków i jakoś jeszcze nie wymarli.
Malaria to w Afryce codzienność. Wszyscy mają malarię. To uogólnienie trzeba jednak uściślić – to choroba ludzi biednych. Mieszkających po wsiach, w chatach z gliny i krowiego łajna. Tam, gdzie nie ma możliwości zamknięcia na noc drzwi i okien. Tam, gdzie jeśli nawet jest moskitiera, to pod jedną śpi cała rodzina. Malaria dotyka ludzi, których nie stać na dojazd do szpitala i leczenie. Możliwe, że badania nad szczepionką przeciw malarii, prowadzone w Mozambiku, w najbliższych latach przyniosą efekty. Na pewno jednak nie będzie to szczepionka darmowa. Uboga większość Afrykańczyków nadal więc będzie chorować. I umierać.