To najwyżej położona stolica świata, otoczona wulkanami, mająca jedną z największych kolonialnych starówek w Ameryce Południowej, która została wpisana na listę UNESCO. Urody miastu nie można odmówić, a jednak Quito można pokochać, ale można też znienawidzić.
Dostępny PDF
Nigdy bym nie powiedziała, że będę mieszkać w Quito. Wprawdzie niezbyt długo (zaledwie trzy miesiące), ale wystarczająco, aby pierwsze zauroczenie pięknem miasta minęło i pozwoliło spojrzeć na stolicę Ekwadoru krytycznym okiem. Później przyszła faza nienawiści, a na końcu akceptacja wad i ponowne dostrzeżenie zalet. Jak w burzliwym związku, w którym raz się kocha, a raz nienawidzi.
Z PERSPEKTYWY PREZYDENTA
Plaza Grande widziana z balkonu Pałacu Prezydenckiego. To stąd w każdy poniedziałek o godz. 11 prezydent Ekwadoru ogląda honorową zmianę warty i przemawia do obywateli.
PAMIĄTKI INKASKIEGO SZLAKU
La Ronda, dawny szlak handlowy Inków, a dziś barwna i głośna uliczka zabytkowa pełna restauracji i ciekawych, autorskich sklepów z pamiątkami.
SZEMRANA REZYDENCJA
Rozpadająca się kamienica na starówce, mającej lata świetności już dawno za sobą. Wiele tutejszych budynków nadaje się do kapitalnego remontu.
POKOCHAĆ ZA POŁOŻENIE
Przyjęło się mówić, że najwyższą stolicą świata jest La Paz, ale to nieprawda. La Paz nie jest konstytucyjną stolicą Boliwii – jest nią Sucre. A to czyni najwyżej położoną stolicą na świecie Quito. Podaje się różne wysokości, a ta faktyczna waha się pomiędzy 2700 m n.p.m. w najniższych częściach miasta a 3100 m n.p.m. w dzielnicach ulokowanych na wzgórzach. Właśnie takie położenie pośród andyjskich szczytów i nieopodal ośnieżonych wulkanów dodaje miastu urody.
Najbliższy wulkan, który góruje nad Quito, nazywa się Pichincha. Jest aktywny, ma dwa szczyty (mniejszy Ruku Pichincha – 4698 m n.p.m. i większy Wawa Pichincha – 4784 m n.p.m.) i można, a nawet trzeba na niego wjechać kolejką linową teleférico. Kolej wjeżdża na wysokość 4000 m n.p.m., skąd roztacza się niesamowity widok na miasto, pobliskie szczyty i, przy odrobinie szczęścia, uznawany za najpiękniejszy wulkan Ekwadoru – Cotopaxi (5897 m n.p.m.).
Wulkan Pichincha należy do najpopularniejszych szczytów aklimatyzacyjnych dla obcokrajowców, którzy planują zdobywanie gór Ekwadoru. Można wjechać teleférico, ale można też pójść wyżej i rozkoszować się pięknem natury z dala od zgiełku miasta, które widać w dole.
Nie tylko o wysokość chodzi. Zaledwie 20 km dzieli Quito od równika – środka świata, jak zwykli mawiać Ekwadorczycy. Mitad del Mundo to jedno z miejsc, które trzeba zwiedzić. Nawet niekoniecznie dla muzeum, w którym można zobaczyć, jak woda kręci się w różne strony. Ani dla żółtej linii, która dzieli Ziemię na dwie półkule, bo ta namalowana jest 240 m od faktycznego równika – błąd w pomiarach francuskiego badacza, który w XVIII w. dzielił glob na pół. Warto do Mitad del Mundo pojechać dla pięknego położenia i widoku na góry ze szczytu pomnika postawionego na tzw. środku świata w 1936 r.
ZNIENAWIDZIĆ ZA POŁOŻENIE
Nie wszystko złoto, co się świeci, i położenie Quito nie tylko zachwyca – może też irytować. Nie mam tu na myśli ciągłego chodzenia pod górę i w dół, choć to też czasem drażni. Łatwo w stolicy Ekwadoru o chorobę wysokościową, kiedy przylatuje się z daleka i organizm nie jest przyzwyczajony do takich wysokości.
Choroba na szczęście minie, ale pogoda życia nie ułatwia. Przez to piękne położenie w Quito jednego dnia potrafią być wszystkie pory roku prócz zimy. Kiedy wychodzi się z domu, trzeba być przygotowanym na palące słońce, zimno, deszcz i wiatr.
Skoro pogoda bywa tak kapryśna, to niebo często pokrywają chmury. A ponieważ niebo często pokrywają chmury, to zobaczenie z Quito wulkanu Cayambe (5790 m n.p.m.) lub Cotopaxi graniczy z cudem. W trakcie trzech miesięcy ten pierwszy pokazał mi się tylko dwa razy, ten drugi – raz, ale nie w Quito.
POKOCHAĆ ZA ZABYTKI
Quito ma jedną z największych i najlepiej zachowanych starówek w Ameryce Południowej. Została doceniona przez komisję UNESCO i w 1978 r., wraz z krakowskim Starym Miastem, trafiła na pierwszą listę dziedzictwa kulturowego. Zupełnie zasłużenie, bo stare Quito jest piękne! I jak tu się w nim nie zakochać? Urokliwe kamienice, niezwykłe dziedzińce, białe kościoły, bogato zdobione wnętrza – zachwycają.
Szczególnie wart uwagi jest Konwent San Francisco z 1570 r. To największy tego typu obiekt wśród starówek miast Ameryki Południowej. Kościół jest pełen rzeźb i dzieł sztuki. To tutaj można zobaczyć słynną „Dziewicę z Quito”, której replika spogląda na starówkę ze wzgórza Panecillo.
Na Plaza Grande, głównym placu miasta, mieści się kilka istotnych zabytków: XVI-wieczna katedra, Pałac Arcybiskupi oraz Palacio de Carondelet, czyli Pałac Prezydencki. W katedrze na uwagę zasługuje obraz „Ostatnia Wieczerza”, na którym stół zastawiono el cuy (grillowaną świnką morską) oraz chicha (napojem ze sfermentowanej kukurydzy). W rogu pomiędzy katedrą a Pałacem Prezydenckim, w pięknym zabytkowym budynku mieści się Centro Cultural Metropolitano, w którym można trafić na ciekawe ekspozycje i wystawy czasowe poświęcone współczesnym problemom Ekwadoru i świata.
Na uwagę zasługuje również bazylika del Voto Nacional i jej dwie wieże, z których roztacza się panorama miasta. Ta świątynia jest największym neogotyckim kościołem w obu Amerykach, góruje nad okolicą, co dobrze widać ze wzgórz otaczających miasto. Kolejny ciekawy kościół na Starym Mieście to barokowy i bardzo bogato zdobiony Iglesia de la Compañía de Jesús z XVII w., uznawany za jeden z najpiękniejszych kościołów kontynentu.
Na starówce trzeba zajść na uliczkę La Ronda. Niegdyś przebiegała tędy trasa Inków, w XVII w. upodobali ją sobie artyści i bohema, a dziś – turyści. Odrestaurowana w 2007 r. z pomocą mieszkańców, ma swój niepowtarzalny klimat, szczególnie wieczorem, kiedy restauracje zapełniają się ludźmi, a ulica – grajkami i muzyką.
Poza starówką, na północy Quito przy ogromnym parku Metropolitano zachwycić może też muzeum i Capilla del Hombre (Kaplica Człowieka) ekwadorskiego malarza Oswaldo Guayasamina, zwanego południowoamerykańskim Picassem. Miejsce warto odwiedzić nie tylko dla interesujących obrazów artysty i jego kolekcji sztuki prekolumbijskiej, lecz także dla niezwykle ciekawej i oryginalnej bryły Kaplicy Człowieka. Po odwiedzeniu tych wszystkich pięknych miejsc nie można Quito nie polubić.
ZNIENAWIDZIĆ ZA ZABYTKI
Można jednak nie lubić cen, które obcokrajowcy muszą płacić za zwiedzanie wyżej wspomnianych zabytków. Praktycznie wszystkie płatne atrakcje mają dwa rodzaje cen: dla Ekwadorczyków i obcokrajowców. Ci drudzy płacą z reguły dwukrotnie więcej.
Oczywiście, miejscowi płacą na utrzymanie tych zabytków w podatkach, ale turyści też zostawiają sporo pieniędzy w mieście. W końcu płacą w restauracjach, hotelach, sklepach i podwójnie za wstępy. To po prostu wydaje się niesprawiedliwe. Szczególnie że takich przykładów w Ekwadorze jest więcej i niektóre aż rażą, jak choćby 6 dol. za bilet wstępu na Galapagos dla Ekwadorczyka i 100 dol. za ten sam bilet (ponad 16-krotnie więcej) dla obcokrajowca. Ale to temat na osobny artykuł.
POKOCHAĆ ZA URODĘ
Quito zachwyca urodą, nie da się ukryć. Nie tylko ze względu na zabytki i położenie, ale na naturę, która otacza miasto. To bardzo zielona stolica. Dookoła góry, lasy, sporo tu parków, choć miejscowi narzekają, że kiedyś było więcej. Widać to wszystko wyraźnie z góry. Nieważne z której – z wulkanu Pichincha, wież bazyliki, szczytu Panecillo w centrum miasta czy jednej z wielu restauracji na wzgórzach, skąd roztacza się niesamowity widok.
Szczególnie pięknie jest podczas wschodów i zachodów słońca, choć noc rozjaśniona milionem świateł rozłożonych na wzgórzach wygląda równie bajecznie. Uwielbiałam te wieczory, kiedy tak magicznie dzień przechodził w noc!
KAMIENICA NIE ZACHWYCA
Opuszczony budynek przy targowisku San Roque. Dzielnica znajduje się blisko starówki, ale wielu turystów boi się tam zaglądać, ponieważ jest owiana złą sławą.
BARWY IMPREZY
Kolorowa dzielnica La Mariscal nigdy nie śpi. To ulubione miejsce imprezowiczów, w którym mieści się większość pubów, klubów, restauracji, hoteli i hosteli.
ZAPIERA DECH
Ruku Pichincha (4698 m n.p.m.) – niższy szczyt wulkanu Pichincha. Trasa jest zdradliwa. Niby nie jest trudna, ale podejście jest wymagające, a na tej wysokości trudno się oddycha.
ZNIENAWIDZIĆ ZA URODĘ
Niestety, Quito jest tylko połowicznie piękne – kiedy ogląda się je z góry. Na dole, poza starówką, tych zachwytów jest jakby mniej. Architektura nie powala, a często wręcz odstrasza. Ulice są pełne samochodów, których spaliny można zobaczyć w postaci czarnej chmury unoszącej się za pojazdem.
Miejscowi natomiast, siedząc w samochodach czy będąc w miejscach publicznych, zdają się zapominać o innych ludziach. Rozmawiają głośno w bibliotece, piesi zatrzymują się nagle na środku chodnika, kierowcy nie zatrzymują się na przejściach dla pieszych, wymuszają pierwszeństwo i trąbią na każdego, kto robi coś nie po ich myśli. W takich chwilach łatwo zapomnieć, że to miasto ma w sobie coś pięknego.
POKOCHAĆ ZA JEDZENIE
Zestaw obiadowy, który składa się z zupy, dania głównego, świeżo wyciskanego soku i (czasem) deseru w Quito kosztuje od 2 do nawet 8 dol. Ale ta górna granica cenowa jest spotykana w restauracjach w dzielnicy La Mariscal, przez miejscowych zwanej Gringolandią. To tam mieszka sporo obcokrajowców, to tam jest większość hoteli i hosteli, w których zatrzymują się turyści.
Ale wystarczy odejść kawałek dalej, żeby znaleźć dobry zestaw obiadowy od 2 do 4 dol. Ekwadorczycy nie gotują obiadów, bo to się im zwyczajnie nie opłaca, kiedy tak tanio mogą zjeść na mieście. W centrum historycznym jest nawet jedna ulica, na której bary oferują zestaw obiadowy za... 1 dolara! Nie wiem, jaka jest jakość tych posiłków, ale można się tanio najeść.
ZNIENAWIDZIĆ ZA JEDZENIE
Tanio nie zawsze znaczy dobrze. No bo ileż można żywić się smażonym kurczakiem lub wołowiną z ryżem i fasolą? Po kilku razach to się nudzi, bo te gotowe zestawy obiadowe bardzo się od siebie nie różnią. I wtedy przychodzi tęsknota za świeżymi warzywami i... czymś innym.
Zupełnie tak samo jest z Quito, wobec którego nie można przejść obojętnie. Można się w nim szybko zakochać, kiedy spędza się tu jedynie kilka dni, aby zobaczyć najważniejsze atrakcje miasta. Można je szybko znienawidzić, kiedy się tutaj zamieszka. Można też odczuwać jedno i drugie na zmianę, kiedy jest się trochę turystą, a trochę mieszkańcem. Jak w tym burzliwym związku, z którego się odchodzi, bo ma się dosyć. A jednak wiem, że kiedyś będę tęsknić i będę chciała do Quito wrócić.